173178.fb2
– Coś mi się zdaje, że właśnie na to czekaliśmy – powiedział na przywitanie. Uścisnęliśmy sobie ręce. Przy każdym spotkaniu Kyle przestrzegał tej małej ceremonii. Wyglądał na spokojniejszego niż w zeszłym tygodniu.
– Coś ci pokażę – rzekł. – Chodź.
Poszedłem za nim wzdłuż zardzewiałego drutu do połamanej bramy. Wskazał palcem spłowiały rysunek, przedstawiający tygrysa. Sylwetka była mocno stylizowana, ale nie ulegało wątpliwości, że chodzi o wielkiego kota. Trafiliśmy na tygrysie leże.
– Tutejsza grupa ma nowego i potężnego Pana. Niestety, nie ustaliliśmy jego tożsamości. Poprzednim Panem był Daniel Erickson. Dwaj jego dawni podopieczni właśnie wrócili z Nowego Orleanu. Nareszcie można dopasować fragmenty układanki.
Popatrzyłem na niego spod oka i pokręciłem głową.
– Skąd to wszystko wiesz, Kyle? Kiedy tu przyjechałeś? Co jeszcze przede mną ukrywasz? I dlaczego? – spytałem w duchu.
– Dzwonili do mnie z miejscowej policji. Przyłapali jednego z tych „nieżywych”, jak tylko gówniarz wysunął nos za bramę. To wagarowicz z pobliskiej szkoły, mniej popaprany niż cała reszta. Wszystko wyśpiewał.
– Ten cały Pan jest teraz z nimi?
– Chyba tak. Nasz jeniec go nie widział. W odróżnieniu od dwóch, którzy wrócili z Nowego Orleanu, nie należy do wewnętrznego kręgu wtajemniczenia. A tamci, to dopiero bestie! Gruchnęła wieść, że to oni zabili Charlesa i Daniela. Ponoć zupełni psychopaci.
– Wierzę. – Poprzez gałęzie sosen i cyprysów popatrzyłem na odległe ranczo. – Co z Jamillą?
Kyle szybko spojrzał w bok.
– Znaleźliśmy w mieście jej samochód. Poza tym ani śladu. Złapany gówniarz też nic nie wie. Powiedział tylko, że wczoraj wieczór było tam jakieś zamieszanie. Siedział w piwnicy, razem z kilkoma młodszymi upiorami. Podejrzewali, że policja wdarła się na teren domu. Ale potem zapanowała cisza. Nie wiemy nic pewnego.
– Mogę z nim porozmawiać, Kyle?
Nie patrzył ną mnie. Najwyraźniej nie miał ochoty odpowiadać.
– Zabrali go do Santa Cruz – mruknął. – Musiałbyś wpaść do miasta. Jak chcesz, to jedź, ale pamiętaj, że już z nim rozmawiałem. Wystraszył się nie na żarty.
Kyle zachowywał się co najmniej dziwnie. Jednak nikt tak jak on nie znał się na złoczyńcach i psycholach. Wszyscy byli przekonani, że już niedługo zajmie fotel dyrektora biura. Ja tylko zastanawiałem się, jak zdoła to pogodzić z pasją do pracy w terenie.
– Wiem, że się o nią martwisz. Na dobrą sprawę, moglibyśmy wejść tam nawet od razu, ale lepiej poczekać. Zróbmy to po północy albo tuż przed świtem. Skąd wiadomo, że ją tam znajdziemy?
Przerwał na chwilę. Zerknął w stronę budynków.
– Chcę wiedzieć, czy polują w stadzie. Chcę poznać odpowiedzi na parę zasadniczych pytań. Czym się kierują? Jakie są motywy ich postępowania? A przede wszystkim, chcę mieć pewność, że tym razem dorwiemy Pana.