173178.fb2 Fio?ki S? Niebieskie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 92

Fio?ki S? Niebieskie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 92

Rozdział 86

To była długa, zimna i pełna napięcia noc. Nie mogłem doczekać się chwili, gdy już będzie po wszystkim. A może po prostu niecierpliwiłem się, że wciąż nie rozpoczynamy akcji? Przy okazji dowiedziałem się czegoś ciekawego. Prawniczka zamordowana w Mili Valley prowadziła sprawę o przejęcie prawa własności do tutejszych gruntów. Pewnie właśnie dlatego zginęła razem z mężem.

Zza drzew i skał obserwowałem ranczo przez lornetkę. Wpatrywałem się tak długo, aż mnie rozbolały oczy. Do jedenastej wieczorem nikt stamtąd nie wyszedł. Nie zobaczyłem też straży. Mieliśmy do czynienia albo z wariatami, albo z ludźmi zbyt mocno wierzącymi w siebie. A może byli po prostu niewinni? Może znów zabrnęliśmy w ślepą uliczkę?

Próbowałem nie myśleć o Jamilli, ale nie bardzo mi to wychodziło. Nie wierzyłem, że mogli ją zabić. Chyba że Kyle coś już wiedział i nie chciał mi powiedzieć… To by częściowo wyjaśniało jego dziwne zachowanie.

O pomocy dwóch mężczyzn wyszło z tygrysem na spacer. Przyjrzałem im się przez noktowizor. Byłem prawie zupełnie pewny, że widziałem ich w Nowym Orleanie. Chyba byli na balu. Skręcili na otwartą równinę za domem.

Jeden z nich stanął na czworakach i potoczył się w wysoką trawę. Kot skoczył za nim. Bawili się. Jezu Chryste… Niewiarygodne. Przypomniałem sobie, że w parku Golden Gate ktoś odciągnął tygrysa od ofiary.

Dwadzieścia minut później odprowadzili zwierzę do komórki po drugiej stronie domu. Uściskali trzystukilogramowego kota, jakby był wielkim psiskiem. Światła w budynkach paliły się aż do drugiej w nocy. Do moich uszu dobiegały dźwięki ostrego rocka. Z czasem okna ściemniały.

Nikt nie wyszedł na nocne łowy.

W dalszym ciągu nie wiedzieliśmy, czy Jamilla znajduje się wewnątrz. Ani na chwilę nie zmrużyłem oka. FBI ciągle zbierało informacje o mieszkańcach rancza. Co, na litość boską, działo się tam na dole?

Nikt nie potrafił zidentyfikować Pana. Dotarły do nas za to wiadomości o dwóch blondynach z kucykami. William i Michael Alexander byli synami pary hippisów pracujących tutaj jako treserzy. Ich – matka studiowała zoologię. Dorastali wśród dzikich zwierząt. William do dwunastego roku życia chodził do szkoły w Santa Cruz. Michael do dziewiątego. Potem uczyli się wyłącznie w domu. Do miasta przyjeżdżali boso, ubrani w marokańskie szaty. Uważano ich za inteligentnych, ale dziwnych i bardzo skrytych. Potem wplątali się w jakieś kłopoty i zamknięto ich w poprawczaku. Podobno sprzedawali narkotyki. Przyłapano ich na włamaniu.

Około trzeciej Kyle przysiadł się do mnie na skałach.

– Trochę zzieleniałeś – zauważyłem.

– Dzięki. Długa noc. Długi miesiąc. Boisz się o nią, prawda? – spytał. Grał teraz rolę obserwatora. Był chłodny i beznamiętny. Typowy Kyle. Rozum ponad emocjami. – Nic więcej nie wiem, Alex. Powiedziałem ci wszystko.

– Wciąż widzę zwłoki Betsey Cavalierre. Nie chcę oglądać czegoś podobnego. Masz rację, bardzo się boję o Jamillę. A ty? Co teraz czujesz, Kyle?

– Jeśli wciąż żyje, nie ma powodów, żeby zabili ją dzisiejszej nocy. Nie trzymają jej po próżnicy.

.Jeśli wciąż żyje”.

Kyle klepnął mnie w ramię.

– Prześpij się trochę, jeżeli zdołasz – powiedział. – Odpocznij.

Poszedł. Kiedy jednak spojrzałem w jego stronę, zauważyłem, że mnie obserwuje.

Oparłem się o pień dębu i nakryłem kurtką. Usnąłem gdzieś tak pomiędzy trzecią i wpół do czwartej. We śnie widziałem Betsey Cavalierre i moją poprzednią przyjaciółkę, Patsy Hampton. Obie zginęły. Wreszcie ujrzałem Jamillę. Chryste, tylko nie ona. Tego bym nie wytrzymał.

Poczułem, że ktoś koło mnie stoi, więc otworzyłem oczy.

To był Kyle.

– Wyruszamy – powiedział. – Pora znaleźć kilka odpowiedzi.