173307.fb2 Gazeta Lokalna - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 10

Gazeta Lokalna - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 10

Rozdział 9

„Intymny związek między zamordowaną a miejscowym pianistą”. Lizzi wpatrywała się w nagłówek „Dziennika”, jak gdyby za moment litery miały się zamienić w olbrzymie skorpiony i pożreć ją żywcem. Była tak zła, że znaki tańczyły jej przed oczami i nie mogła przeczytać całego artykułu. Ten wąż Adulam! Arieli i te jego rady!

Siedziała w swoim mieszkaniu i czekała na montera, który oczywiście nie przyszedł. Czy w ogóle jakikolwiek pracownik w tym kraju był w stanie zjawić się na czas? To nie Szwajcaria. Mała ziemia pionierów, wszystko improwizowane, zero porządku. Na pewno przyjdzie, może nie dzisiaj, ale w końcu przyjdzie, a ona będzie miła i zaproponuje mu coś do picia. On powie jej na próbę jakiś komplement, żeby sprawdzić, czy w ogóle jest o czym mówić. Ona zaś – doświadczona w takich sytuacjach – będzie starała się tak odpowiedzieć, żeby się nie obraził i jeszcze założył jej piecyk.

Dopiero o dziesiątej dotarła do redakcji. Szibolet powiedziała, że szuka jej inspektor Bencijon Koresz, a Dahan zapytał, co się stało.

– Wstałam o szóstej rano, żeby być gotowa na wizytę tego twojego montera, ale się nie doczekałam.

– Jak to, nie przyszedł? – Czuł się obrażony, jeśli rzeczywistość zaprzeczała stwierdzeniu: „Dahan wszystko załatwi”. Patrzył na nią wzrokiem wiernego spaniela, którego porzucił właściciel. Mało brakowało, a Lizzi zaczęłaby go naprawdę żałować.

– Jedno ci mogę obiecać. Już nigdy go nie zatrudnię.

Poszła do swojego pokoju i zadzwoniła do Benciego. Okazało się, że Jackie Danzig został przesłuchany i przyznał się do znajomości z Lizzi Badihi, z którą – jak wiadomo – przyszedł na przyjęcie do domu Hornsztyków.

– Prosił mnie, żebym się za nim wstawiła. Żebyś go nie bił.

– Dlaczegoż miałbym go bić?

– Nie mam pojęcia.

– To twój przyjaciel, Lizzi?

– Nienawidzę go.

– Był twoim chłopakiem?

– No wiesz!

– Był twoim chłopakiem?

– Nie.

– To dlaczego mówi, że między wami coś jest?

– Żebyś go nie bił.

– Nagrałaś rozmowę w „Niebieskim Pelikanie”?

– Tak.

– Przynieś mi taśmę.

– Chcę ją zatrzymać.

– Przyjdź do mnie do biura. Przegram sobie i zwrócę ci oryginał.

– W porządku.

„Biuro” inspektora Koresza stanowił betonowy pokoik dwa metry na trzy, podobny do więziennej celi. Dzielił go – przynajmniej oficjalnie – z Ilanem-Sergiem, jedynym człowiekiem w Beer Szewie, który gotów był przebywać z Bencim w jednym pomieszczeniu. Na szczęście dla nich obydwu Ilan chwalił sobie „pracę w terenie” i nienawidził siedzieć w biurze, Benci natomiast czuł się szczęśliwy, mogąc grzebać w papierach i słuchać nagrań.

Lizzi i Benci przesłuchali taśmę po raz trzeci. Oboje znali ją już na pamięć.

– Kto przekazał informacje Beniemu Adulamowi? – spytała Lizzi, kiedy Benci wyłączył magnetofon.

– Jackie Danzig – odpowiedział Benci. – Doszedł do wniosku, że prasa może obronić go przed policją. W końcu mowa tu o sędzi, a policję łączą bardzo delikatne stosunki z sądem okręgowym. Naturalne więc, że stanie po stronie sędziego, który w tym przypadku jest także poszkodowanym. Jedyna szansa dla kogoś takiego jak Danzig to przedstawić Aleksandrę Hornsztyk w zupełnie nowym, niepochlebnym świetle, zanim policja do niego dotrze. Całkiem niegłupi ten Danzig.

– Spotkał się ze mną i jak tylko się rozstaliśmy, umówił się z Adulamem – stwierdziła Lizzi, rozżalona. Ukradziono jej sensację sprzed nosa.

– Bał się, że cię rozdrażnił swoimi wulgarnymi aluzjami i że ze mną nie porozmawiasz.

– Miał rację.

– Powinnaś była mi o tym opowiedzieć.

– Przecież opowiedziałam.

– Nie dzisiaj. Wczoraj!

Na tle innych śmiertelników Benci odznaczał się szczególnie zdrowymi płucami i silną przeponą. Kiedy prosił o sól, jego donośny głos wprawiał w drżenie szyby w mieszkaniu. Ktoś, kto go nie znał, mógł pomyśleć, że cały czas się złości. Lizzi próbowała sobie wyobrazić, jak wyglądałoby spotkanie Benciego z Arielim.

– Coś cię śmieszy?

– Słucham?

– O czym rozmawiałaś z Hornsztykiem?

– Kiedy?

– Na taśmie Jackie mówi, że rozmawiałaś z Hornsztykiem, a potem poszliście obejrzeć willę.

– Czy to oficjalne przesłuchanie?

– W tym miejscu każde słowo jest oficjalne.

– Poszłam na to przyjęcie, bo Dahan chciał umieścić w tekście markę fortepianu, na którym grał Jackie.

– Czy to zgodne z etyką dziennikarską?

– Nie.

Benci popatrzył na nią i oboje się uśmiechnęli.

– To przyjęcie mnie zdenerwowało. Wszystko było na złoto. Sędzia okręgowy stał w drzwiach i rozdawał fajerwerki, a Miriam upiła się i zaczęła obgadywać swoją siostrę. Postanowiłam wyjść, bo o trzeciej rano musiałam wstać, żeby jechać na przejście graniczne. Gospodarz oczywiście zapytał, dlaczego wychodzę, a ja spytałam, czemu nie bierze udziału we własnym przyjęciu. Kiedy zaproponował, że pokaże mi dom, nie odmówiłam. Przechodziliśmy z pokoju do pokoju, aż znaleźliśmy się w ogrodzie na tyłach. Nie chciałam wracać do środka, bo już wcześniej pożegnałam się z gośćmi. Powiedziałam mu „do widzenia”, poszłam ścieżką w kierunku bramy i pojechałam do domu.

– Która była wtedy godzina?

– Mniej więcej jedenasta.

– Po co chciał ci pokazać dom?

– Może też go znudziło przyjęcie.

– Wiedział, kim jesteś?

– Pamiętał, że przyszłam z pianistą, a ja się od razu przedstawiłam. Zawsze tak robię. Żeby ludzie potem nie mówili, że wyciągnęłam coś od nich podstępem, i tak dalej.

– Znał Danziga?

– Wydaje mi się, że tak. Wiedział, kim on jest. Zdziwił się, że wychodzę bez niego. Danzig twierdzi, że cała rodzina o nim wiedziała.

– Sprawdzimy to. Chcesz sok albo kawę?

– Kawę.

– Eliezer! Przynieś dwie kawy.

Benci oczywiście nie musiał korzystać z interkomu. Wystarczyło, że podniósł trochę głos. Lizzi pomyślała, że warto by zabezpieczyć okna taśmą uszczelniającą. Czekając na kawę, wpatrywali się w kasetę, jakby się spodziewali, że powie im coś jeszcze.

– Aleksandra Hornsztyk została zamordowana między jedenastą a pierwszą trzydzieści pięć. Siedziała na dworze, na ławeczce przy basenie. Od tej części ogrodu, w której odbywało się przyjęcie, oddzielały ją drzewa. Fakt, że szukano jej bezskutecznie.

– Wtedy nikt jeszcze nie wiedział, że została zabita. Na pewno szukali w sypialniach, w kuchni.

– Myślisz, że czekała tam na kogoś?

– To możliwe.

Drzwi otworzyły się ostrożnie i do pokoju wszedł Eliezer, niosąc blaszaną tackę, na której stały dwa duże kubki. Lizzi z trudem się powstrzymała, aby nie wstać i nie zacząć mu pomagać. Zawsze chciała wstawać i pomagać ludziom. Zwłaszcza tym niepozornym, którzy boją się patrzeć prosto w oczy i wyglądają jak Eliezer.

– Bił swoją żonę do nieprzytomności – powiedział Benci, kiedy Eliezer wyszedł. – Straciła słuch w jednym uchu. Powinnaś ją zobaczyć. Wielka, gruba, można pomyśleć, że z ich dwojga to ona jest brutalna. Za każdym razem składała skargę, zatrzymywali go, wracał do domu i bił ją od nowa. Miałem tego dosyć. Wziąłem go tutaj, niech będzie pod kontrolą. Tymczasem nabrał pewności siebie i zaczął się chwalić w mieście, że pracuje w policji i znalazł sobie dziewczynę. Teraz jego żona przychodzi się skarżyć, że zburzyłem jej życie rodzinne. Zrozum coś z tego.

Ściany budynku, w którym mieściła się komenda policji, były bardzo grube, jednak z pewnością słowa Benciego słyszał nie tylko Eliezer, ale też wszyscy przechodnie na ulicy.

– Znaleźliście coś w pobliżu miejsca, gdzie zamordowano Aleksandrę?

– W samym ogrodzie natrafiliśmy na odciski stóp co najmniej siedemdziesięciu osób. Obok ławeczki było ich trochę mniej. Częściowo stare, częściowo nowe. W większości należące do domowników, oczywiście. Ale nadal sprawdzamy.

– A Jackie Danzig?

– Nie chciałem go zaniepokoić. Prowadziłem ciche śledztwo. Teraz, kiedy sam rozgłosił, co go łączyło z panią Hornsztyk, mogę działać otwarcie.

– Jeśli był tej nocy w ogrodzie, możesz być pewny, że wyrzucił buty. Nie popełnij błędu. On nie jest głupi.

– Ja też nie.

– Benci, bijesz przesłuchiwanych?

– Nie.

– Tak myślałam. Przypuszczam, że sprawdzicie jej konto w banku, jej klientów i rodzinę.

– Tak.

Coś wyraźnie dręczyło Benciego. Jego odpowiedzi stawały się coraz krótsze, aż w końcu zamilkł zupełnie. Lizzi siedziała spokojnie. Tak samo zwykła siedzieć, kiedy osoba, z którą przeprowadzała wywiad, pogrążała się w myślach. Przez kilka minut milczeli oboje, wreszcie Lizzi pierwsza się odezwała:

– Znalazłeś odciski stóp Jackiego Danziga koło tej ławeczki?

– Lizzi, wywiad skończony. Mam pracę.

– To nie wywiad. Przyniosłam ci taśmę do przegrania.

– Poinformuję cię, jak będzie coś nowego.

– Mój ostrożny naczelny nie zgodził się na publikację tej historii o związku żony sędziego z pianistą żigolakiem. Szef Adulama nie miał takich zahamowań i „Dziennik” sprzedawał się dzisiaj dużo lepiej niż „Czas”. Kto jest temu winien? Lizzi Badihi! Arieli nie przyzna się do tego, że zdecydował nie drukować mojego tekstu. Powie, że w postaci, w jakiej go przyniosłam, nie nadawał się do druku, albo coś w tym rodzaju. Potrzebuję nowych informacji, inaczej Arieli przyśle tu Dorona Cementa.

– Dlaczego nie opublikujesz rozmowy, którą przeprowadziłaś w „Niebieskim Pelikanie”?

– Po tym, jak cała historia ukazała się w „Dzienniku”?

– Z drugiej ręki.

– Ty coś wiesz i nie chcesz mi powiedzieć.

– Lizzi, jestem zajęty.

– Co cię dręczy?

– Chcesz, żebym kazał cię stąd wyprowadzić?

– Jeśli coś ci opowiem w zamian, powiesz, o co chodzi?

– Co ty mi możesz opowiedzieć?

– Ty pierwszy, mój drogi.

– Co to ma być? Jesteśmy w przedszkolu?

Jednocześnie z okrzykiem Benciego rozległo się delikatne pukanie do drzwi.

– Wchodzić! – wrzasnął Benci.

Lizzi nie dziwiła się już, że Bencijon Koresz nie bił przesłuchiwanych. Mając taki głos, nie musiał tego robić.

Przez szparę w drzwiach zajrzał Ilan-Sergio Bahut. Gdy spostrzegł Lizzi, na jego twarzy pojawił się wyraz bezgranicznego zdziwienia. Lizzi uśmiechnęła się, chcąc mu uzmysłowić, że to zwyczajna przyjacielska pogawędka i krzyki Benciego nie świadcząc jakichkolwiek nieporozumieniach.

– Potrzebujesz mnie? – zapytał Ilan Benciego.

– Będę ci niewymownie wdzięczny, jeśli zabierzesz stąd Lizzi.

– Chodź, Lizzi. Nie powinnaś zostawać, skoro jest w takim nastroju.

Kiedy Ilan się uśmiechał, w jego policzkach tworzyły się dołeczki. Lizzi nigdy nie rozumiała, jak Georgette mogła porzucić go dla Benciego. Wstała, wzięła dyktafon, włożyła go do torby i poszła za Ilanem, nawet nie żegnając się z Bencim. Pomogła mu w śledztwie i mógłby chociaż podziękować.

– Nie zaczynaj sama prowadzić dochodzenia! – krzyknął za nią.

– Zbieram materiał do artykułu o kulisach zbrodni.

– Z kim się spotkałaś?

– Nie twoja sprawa. Nie muszę cię wtajemniczać w moje sprawy. Co mi przyszło z tego, że opowiedziałam ci o Jackiem?

– To nie moja wina, że Arieli nie chce drukować twoich artykułów.

Lizzi wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Ilan czekał na korytarzu i mrugnął do niej wesoło. Z pokoju Benciego dobiegło wołanie:

– Lizzi!

Drzwi otworzyły się gwałtownie, lecz ona szła przed siebie, nie zwracając na to uwagi. Korytarzykiem dotarła do holu głównego.

– Czy Malka dzisiaj pracuje? – zapytała dyżurnego.

– Ma nocny dyżur.

Ilan odprowadził ją aż na ulicę. Gdzieś w głębi serca litowała się nad Bencim. Tu, na dworze, jest tyle przestrzeni, nad głową chłodne zimowe niebo, ulica tętni życiem, a on siedzi tam, w małej betonowej celi, i szuka rozwiązania zagadki. W tym momencie więzień betonowej celi pojawił się u szczytu schodów. Koszula wystawała mu ze spodni.

– Zadzwoń do mnie wieczorem! – zawołał za nią. Potem krzyknął: – Ilan, chodź! – i zniknął z powrotem w czeluściach budynku.

– Czy on jest zawsze taki? – spytała Lizzi Ilana.

– Zawsze – odparł z dumą.