173307.fb2 Gazeta Lokalna - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Gazeta Lokalna - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Rozdział 12

Lizzi usłyszała pisk pagera, jeszcze zanim doszła do samochodu. Odkryto, kto poplamił prześcieradło Filipinki – pomyślała przestraszona. Weszła do jakiegoś budynku, który wyglądał jak fabryka śrub, i spytała, czy może skorzystać z telefonu.

– Badihi, gdzie jesteś?

– W kibucu Sade Oznaja.

– Co tam robisz?

– Przeprowadzałam wywiad z rzeźbiarzem amatorem.

– Dlaczego nie bierzesz ze sobą pagera?

– Co mi to tutaj da?

– Badihi! A jeśli Egipcjanie zbombardują Beer Szewę?

– Czy Egipcjanie zbombardowali Beer Szewę?

Usłyszała jakieś trzaski i ucieszyła się, że nie rozumie, co Arieli odpowiedział. Jeszcze gotów podbić jej serce swoim kwiecistym językiem! Cierpliwie czekała na dalszy ciąg rozmowy.

– Aresztowano Filipinkę od Hornsztyków.

– Wiem.

– Informacja pojawiła się w „Dzienniku”.

– Myślałam, że nie chce pan publikować niczego, co dotyczy tej historii.

– Pozwól mi decydować samemu, co chcę publikować, a czego nie.

– Dobrze.

– Badihi!

– Tak?

– Nie baw się ze mną. Do tej pory miałaś dla mnie jedynie plotki i pogłoski. Aresztowanie Filipinki to fakt, który można sprawdzić. Wyślij wiadomość.

– Dobrze.

Uśmiechnęła się do siebie. Niech Arieli się trochę pomęczy.

– Badihi!

– Tak?

– Co robisz w Sade Oznai?

Postanowiła nie przeciągać struny i opowiedziała mu o powiązaniach Aleksandry Hornsztyk z kibucem.

– Myślisz, że pieniądze, które kibuc zapłacił Aleksandrze, znikły?

– Tak.

– Ktoś je ukradł?

– Nie wiem.

– O jakiej sumie mowa?

– Pół miliona dolarów.

– Czeki bez pokrycia?

– Nie. Pieniądze znikły gdzieś w drodze między kibucem a panią Hornsztyk.

– To sensacyjna wiadomość – powiedział Arieli.

– Wysłać coś?

– Nie masz dowodów.

– Mogę zacytować rozmowy, które tu słyszałam.

– I narazić się na sprawę o oszczerstwo?

Arieli rozłączył się, zostawiając Lizzi z tym pytaniem jakieś dwadzieścia kilometrów od Beer Szewy. Czy on tak samo traktuje kolegów z redakcji w Tel Awiwie? Uderza i znika?

Kiedy przeprowadzili się do nowej siedziby, wyświadczył im łaskę. Przyjechał do Beer Szewy z właścicielem gazety, Perlmuterem, panem Zewulunem, kierowcą, i panią Diną, odpowiedzialną za redakcyjne komputery. Wypili koniak, zjedli małe kawałeczki śledzia, oliwki i burekas, a na zakończenie uraczyli się sokiem pomarańczowym, który stał się już prawie symbolem ich zawodu. Specjalistka od komputerów, kobieta około czterdziestki, z powiekami umalowanymi jaskrawym niebieskim cieniem, myślała – oczywiście – że Lizzi jest kelnerką. Poprosiła ją, żeby podała kawę, ponieważ muszą już wracać do Tel Awiwu. Lizzi poszła przygotować kawę, a kiedy wchodziła do pokoju z tacą w ręku, pan Ocet, Gedalia Arieli, życzył powodzenia Prosperowi Parparowi, szefowi drukarni, który też został zaproszony na małe przyjęcie.

Kilka miesięcy później pojechała do Tel Awiwu i udała się piechotą do Bejt Sokolow, mekki dziennikarzy. Arieli siedział za jednym z biurek, jedząc udko kurczaka i kiszony ogórek. Dwóch tytanów izraelskiej prasy, legendarnych mistrzów pióra, stało nad nim i rozmawiało o czyimś artykule, który – przynajmniej według ich opinii – okazał się kompletną klęską. Dyskutowali wesoło i energicznie, wyjadając kromki chleba z talerza Arielego. Powiedziała: „Dzień dobry, panie Arieli”, a on odpowiedział: „Cześć, cześć”. Ich spojrzenia spotkały się jedynie na ułamek sekundy, ale Lizzi była pewna, że jej nie poznał i uważa ją najwyżej za kolejne zagrożenie dla swojego posiłku.

Trzeba przyznać, że był z nią cały czas w kontakcie. Odnajdywał ją o każdej porze i w każdym miejscu, mówił, co miał do powiedzenia, i rozłączał się. Lizzi obiecała sobie, że kiedyś, raz jeden, to ona rzuci słuchawkę. Nawet jeśli będzie ją to kosztowało utratę pracy.

Teraz, kiedy Arieli polecił jej przysłać notatkę o aresztowaniu Filipinki, miała pretekst, żeby ponownie odwiedzić dom Hornsztyka. Poczucie sprawiedliwości kazało jej ratować dziewczynę przed śledztwem, w które sama ją wplątała. Wiedziała jednak lepiej niż inni, że Marian Ortega-Ramon jest absolutnie niewinna, więc prawdopodobnie i tak zostanie uwolniona. Natomiast składając zeznanie, nie tylko pogrążyłaby siebie, lecz także rzuciłaby cień na dobre imię sędziego. Lizzi przyznała się w duchu, z całą uczciwością i logiką, na jaką było ją stać, że ten człowiek jej nie szantażował ani do niczego nie zmusił. Gdyby chciała, mogłaby odrzucić jego zaloty. Jeżeli w ogóle tym słowem można określić to niesmaczne wydarzenie, o którym z całej siły starała się zapomnieć. Choć prawdę mówiąc, to on się zachował, jak nie przystoi sędziemu okręgowemu, a nawet sędziemu pokoju, który przecież powinien panować nad swoimi żądzami. Kim jednak jest ona, żeby go osądzać? Zdecydowała, że pojedzie prosto do domu Hornsztyka. Potem napisze dwieście słów o wystawie w Domu Kultury i może doda trochę informacji o Willim Achinoamie, rzeźbiarzu z kibucu. W podzięce za ciasto figowe.

Rodzina nadal obchodziła żałobę i Neeman Aszbel powitał gościa z równą serdecznością co poprzednim razem. Lizzi zastanawiała się, czy rzeczywiście każdy człowiek jest zły z natury, czy też to może w niej jest coś, co budzi w innych wrogość. Hornsztyk siedział na fotelu, w tej samej niemal pozycji co trzy dni wcześniej. Urosła mu broda i jego twarz zaczęła przypominać pole u schyłku lata, kiedy spod uschniętych traw wyglądają małe spłachcie piasku. Obok niego siedziała elegancko ubrana para i mówiła coś przyciszonymi głosami. Wyglądali na przyjaciół sędziego. Nie spojrzał w jej stronę, ale wiedziała, że ją zauważył. Policjant, którego nie znała, zapytał Aszbela, czy Lizzi jest krewną, a wtedy kochany Ilan-Sergio Bahut podskoczył i zapewnił, że „wszystko w porządku”. Wyciągnęła Ilana do przedpokoju i wyjaśniła, że jej naczelny chce mieć relację o aresztowaniu Filipinki. Zapytała, czy jest coś nowego w sprawie i gdzie się podziewa Benci. Urodziwa twarz Ilana spochmurniała.

– Nie zadawaj mi pytań, Lizzi. Nie wiem, co mi wolno powiedzieć. Narażasz mnie.

– Opowiedz mi tylko to, o czym wszyscy wiedzą.

– Benci mnie powiesi.

– Zakazał ci ze mną rozmawiać?

– Z tobą? Co znowu!

– Odpowiedz mi: tak czy nie.

– Wszyscy tu widzą, że z tobą rozmawiam. Jeśli zdobędziesz informacje z innego źródła i je opublikujesz, jak udowodnię, że to nie ja? Zrób mi przysługę, kochanie, i zostaw mnie w spokoju.

Lizzi chciała się już wycofać, lecz nagle coś sobie przypomniała.

– Był tu dzisiaj Adulam?

– Kto to? Reporter z „Dziennika Południa”? Tak. Pojechał z Bencim.

– Dokąd?

– Nie wiem. Może na komendę. Albo po prostu Benci go gdzieś podwoził.

– On ma skuter.

– Tak?

– Odszukaj Benciego. Ja tymczasem porozmawiam z Hornsztykiem.

Elegancko ubrani ludzie wstali w momencie, gdy Lizzi się zbliżyła, jak gdyby zadowoleni, że ktoś w końcu ich wybawił od przykrego obowiązku. Uścisnęli rękę Hornsztyka, powiedzieli „musisz być silny, Pinchas” i „jeśli będziesz czegoś potrzebował, Pinchas”. Sędzia, najwyraźniej już do tego przyzwyczajony, wymruczał rutynowe słowa podzięki w swoją słomianą brodę i zatonął z powrotem w fotelu. Lizzi zdecydowała, że szkoda każdej chwili i lepiej się pospieszyć, zanim kolejny gość zacznie pocieszać wdowca.

– Co powiedziałeś policji o zakrwawionym prześcieradle?

– Nic.

– Przecież wiesz, że twoja służąca jest niewinna.

– Jeśli jest niewinna, to ją uwolnią.

– Nie zareagowałeś?

– Ona jest w Izraelu nielegalnie. Jedyne, co mogłem dla niej zrobić, to siedzieć cicho. Nie przychodź tu więcej.

Był bardzo spokojny. Zgarbione ramiona, przymknięte oczy, ręce złożone na kolanach. Lizzi zastanawiała się, czy uprawia medytację.

– Jeśli zostanie oskarżona o zamordowanie twojej żony, powiem, skąd się wzięła krew na prześcieradle.

– Nie zostanie oskarżona. Dlaczego miałaby ją zabić? Jestem pewien, że to nie ona. Nie ma powodu, żeby wplątywać w to ciebie lub mnie. Znajdą mordercę. Prędzej czy później, ale znajdą.

– Ale jak ona wytłumaczy krew na swoim prześcieradle?

– Moja żona zginęła od strzału w tył głowy. Jedno z drugim nie ma żadnego związku. Dziewczyna nie musi nic tłumaczyć.

– To dlaczego została aresztowana na czas śledztwa?

– O to spytaj policję.

– Niektórzy uważają, że twoja żona ukradła pół miliona dolarów.

Hornsztyk spuścił wzrok. Milczał tak długo, że Lizzi uznała, iż nie usłyszał jej ostatniej uwagi. Wpatrywała się w jego powieki, zastanawiając się, czy znowu powtarza mantrę i jak ona brzmi. Pieniądze, pieniądze, pieniądze? Czy: Aleks, Aleks, Aleks?

– Chciałabym porozmawiać z ludźmi w jej biurze – powiedziała Lizzi, kiedy się zorientowała, że sędzia nie zamierza przerwać milczenia. – Mam nadzieję, że się nie sprzeciwisz.

– Kto tak twierdzi? – zapytał w końcu.

– Kibuc Oznaja.

– Kto?

– Aleksandra projektowała tam osiedle domków dla starszych kibucników. Zapłacili jej i pieniądze znikły. Część pieniędzy.

– Skąd to wiesz?

– Właśnie stamtąd wracam.

W końcu otworzył oczy i popatrzył na nią. Jego spojrzenie wyrażało tyle smutku, że Lizzi pożałowała swoich słów. Przez chwilę wspomniała ciężar jego ciała, brązowe piegi na plecach, miękkie włosy na karku, zdziwienie i frustrację mężczyzny, który poszedł do łóżka z dziewicą.

– Przykro mi.

– To nie twoja wina – wymruczał.

Zauważyła, że nie zaprotestował przeciwko jej wizycie w biurze Aleksandry. Może myślał, że w jakiś sposób pomoże w śledztwie?

– Benci czeka na ciebie w swoim biurze – powiedział Ilan, który stał przy wyjściu. – Powiedz mu, żeby nam przysłał kanapki. Odkąd aresztowali służącą, nikt o nas nie dba.

– Dobrze, mój drogi.

– Odkryłaś coś?

– Nie rozmawiaj ze mną. Jeszcze ktoś pomyśli, że przekazujesz mi informacje.

Wsiadła do samochodu, opanowując uśmiech. Ilan wyglądał jak mały chłopiec, którego przyłapano na siusianiu w krzakach.