173307.fb2 Gazeta Lokalna - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 30

Gazeta Lokalna - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 30

Rozdział 29

Lizzi położyła na biurku Dahana notatkę o pokazie mody, naszpikowaną licznymi pochwałami pod adresem poczęstunku przygotowanego przez zdolnego restauratora, Herzla Dahana.

Wzięła do swojego pokoju numery „Czasu Południa” z ostatnich trzech miesięcy i pogrążyła się w lekturze ogłoszeń. Jeśli Aleksandra Hornsztyk istotnie chciała opuścić męża i sprzedać dom, wysoce prawdopodobne, że jej ogłoszenie ukazało się w rubryce „Nieruchomości”. „Czas Południa” istniał dłużej niż „Dziennik”, a jego czytelnicy należeli do zamożnej i ustabilizowanej warstwy społeczeństwa. Dokładnie takiej, jaka mogłaby się zainteresować kupnem willi w Omerze. Lizzi znalazła odpowiedni tekst szybciej, niż się spodziewała. W rubryce „Nieruchomości” w środę, na trzy dni przed morderstwem, pojawiło się ogłoszenie o sprzedaży umeblowanej willi w Omerze, sześć pokoi plus ogród, garaż, klimatyzacja, basen. Od zaraz. W specjalnym zeszycie Dahana Lizzi odszukała według kodu nazwisko ogłoszeniodawcy i nie była zdziwiona, widząc: Aleksandra Hornsztyk, dalej numer telefonu w pracy i adres, również służbowy. Zapłacono z góry. Zgodnie z najnowszymi zasadami ogłoszenie miało się ukazywać, dopóki nie znajdzie się nabywca, jednak nie dłużej niż przez dwa miesiące. Lizzi zajrzała do gazety z następnej środy, ale ogłoszenia nie znalazła. Nie było go również w dzisiejszym dodatku.

– Czemu to ogłoszenie już więcej się nie ukazało? – zapytała Dahana.

– Bo dom został sprzedany.

– Skąd to wiesz?

– Właściciel zadzwonił i powiedział, że dom został już sprzedany i żeby wobec tego zdjąć ogłoszenie.

– To był Hornsztyk?

Dahan otworzył szeroko oczy. Lizzi mogła niemal zauważyć, jak tryby w jego głowie zaczynają się obracać.

– Postaraj się sobie przypomnieć, kiedy zadzwonił.

– Na pewno przed wtorkiem, bo we wtorek zamykam rubrykę. Gdyby zadzwonił we wtorek wieczorem, pamiętałbym, bo te zmiany w ostatniej chwili doprowadzają mnie do szału. A więc albo w niedzielę, albo w poniedziałek. W naszych ogłoszeniach nie ma wiele sześciopokojowych willi z basenem. Ten dom znalazł nabywcę w niecały tydzień po ukazaniu się ogłoszenia. Specjalnie sprawdziłem kod, żeby się dowiedzieć, kiedy zgłoszono tę ofertę. Byłem pod wrażeniem.

– Została zamordowana w sobotę wieczorem. Gdyby Hornsztyk zadzwonił w niedzielę, zapamiętałbyś. Wspominali nazwisko w wiadomościach. Rozmawialiśmy o morderstwie w redakcji, cała Beer Szewa o tym gadała. Jeszcze jak byś pamiętał, gdyby on zadzwonił w niedzielę! Na pewno dzwonił w poniedziałek albo we wtorek rano.

– Niekoniecznie. Wcale nie musiał podawać nazwiska. Wystarczy, jeśli podał kod i poprosił, żeby zdjąć ogłoszenie. Przykro mi, Lizzi.

– Niech ci nie będzie przykro. Nie dotarliśmy do Indii, ale za to odkryliśmy Amerykę.

– Tak?

Dahan nie wyglądał na przekonanego i Lizzi się roześmiała.

– Czy wiesz, że biedny Kolumb aż do śmierci myślał, że dopłynął do Indii?

– Żartujesz sobie ze mnie.

– Naprawdę. Jedyną osobą, która nie wiedziała, że Kolumb odkrył Amerykę, był sam Kolumb.

– Lizzi, przestań pieprzyć bez sensu. Co takiego odkryłaś?

– Dobrze wiesz, że nie lubię podobnych wyrażeń.

– Lizzi!

– Jeszcze sama nie wiem, co odkryłam. Ale posłuchaj! Jeśli Aleksandra Hornsztyk umieściła to ogłoszenie, to znaczy, że chciała sprzedać dom. Jeśli Pinchas Hornsztyk je unieważnił, to znaczy, że nie chciał go sprzedać.

– Chyba że naprawdę go sprzedał.

– W dniu pogrzebu? W pierwszym albo drugim dniu żałoby? Czy to ci się wydaje prawdopodobne?

– Nie.

– Masz sejf w banku?

– Tak.

– Zanieś tam swój zeszyt z kodami i obiecaj, że nikomu, z Arielim włącznie, nie powiesz o tym ogłoszeniu.

– W porządku.

– Przysięgasz?

– Czy ja cię kiedyś oszukałem, Lizzi?

– Wiele razy.

Dahan obraził się.

Lizzi pochyliła się, pocałowała go w policzek i krążyła wokół niego, dopóki jej nie wybaczył. Potem odstawiła numery „Czasu Południa” z powrotem na półkę, a cenniejszy niż złoto zeszyt włożyła do teczki Dahana i raz jeszcze kazała mu przysiąc, że nie zapomni zanieść go do banku – jeśli się pospieszy, zdąży jeszcze dzisiaj.

Dahan zamknął redakcję i razem zjechali windą. Gdyby Lizzi paliła fajkę, czułby się teraz jak jeden z tych dwóch z serialu telewizyjnego. Sherlock Holmes albo ten jego doktor… jak mu tam.