173307.fb2 Gazeta Lokalna - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 31

Gazeta Lokalna - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 31

Rozdział 30

Według obliczeń Lizzi Archimedes powinien już wyjść z aresztu. Pojechała więc do jego sklepu, lecz okazało się, że jest zamknięty. Na drzwiach była nalepiona karteczka z informacją, gdzie można znaleźć właściciela, z jego adresem i numerem telefonu.

Lizzi weszła do sklepiku Klary i Jakowa, żeby od nich zadzwonić.

Wuj siedział na krześle. Bez peruki i kapelusza wyglądał, jakby był nagi. Klara natomiast miała podbite oko, rękę na temblaku i podrapane policzki. Sudański łowca strusi, który sprzedawał im turkusy znalezione na pustyni, oszalał. Stwierdził, że jest wcieleniem egipskiego boga występującego pod postacią sokoła, i zaatakował Jakowa. Klara została ranna, gdy ratowała męża z jego szponów. Tak, przyjechała policja. Benci i Ilan. Zabrali Klarę na izbę przyjęć, a sokoła do ogrodu zoologicznego.

– Do ogrodu zoologicznego? – zapytała Lizzi.

– Tak – potwierdziła Klara. – Benci powiedział, żebyśmy się nie martwili. Zamkną sokoła w klatce i nie zrobi nam więcej krzywdy.

– Przynosił mi zawsze kwiaty akacji z pustyni – powiedział Jakow – a Klara robiła z nich herbatkę, która mi pomagała na oczy.

– Piłeś ją czy tylko na nią patrzyłeś?

– Stosowałem okłady. Okłady z herbatki akacjowej. To dobrze robi na piekące oczy. Nie mam pojęcia, co mu się stało.

– Co mu się stało, co mu się stało – prychnęła Klara i zdrową ręką posadziła sobie kota na kolanach. – Zamienił się z sokołem na głowy!

Nie, nie widzieli Archimedesa. Teraz, kiedy spotkało ich nieszczęście, wspominali go jako swego najlepszego opiekuna.

– Gdyby tutaj był – powiedziała Klara – żaden sudański sokół nie odważyłby się na nas napaść.

– Klara potrafi się bronić – stwierdził Jakow melancholijnie. – Ludzie wykorzystują to, że jest taka drobna, i pozwalają sobie na zbyt wiele, a wtedy ona ich bije.

– Archimedes jest dla nas jak cesarz Mikado – kontynuowała Klara. – Sędzia, król i kat, który nie skrzywdziłby nawet muchy.

– Wierzysz w to naprawdę, ciociu Klaro? – zapytała Lizzi.

– Z całego serca – odpowiedziała Klara. Jedno jej oko przypominało barwą zimową kałużę, a drugie jajko na twardo.

Zapiszczał pager i Lizzi zadzwoniła do Tel Awiwu.

– Badihi! – rozległo się warknięcie Arielego, jeszcze zanim zdążyła powiedzieć „dzień dobry”. Zastanawiała się, czy jest jedyną osobą, z którą Arieli porozumiewa się za pomocą pagera.

– Tak?

– Zwolnili tego filatelistę?

– Ma być zwolniony dzisiaj.

– Ustaliłaś coś?

– Właśnie próbuję go znaleźć.

– Świetnie. Widziałaś „Dziennik”?

– Dzisiejszy?

– Artykuł na dwie strony o tym typku, Archimedesie Lewim. Podejrzewają, że to on sprowadził kłopoty na żonę sędziego, i nie wykluczają morderstwa.

– Tak napisali w „Dzienniku”?

– Mniej więcej. Posyłam Cementa.

– Kiedy?

– Jutro. Skontaktuje się z tobą.

Lizzi rzuciła słuchawkę. Drżały jej ręce i nogi, musiała usiąść. Była tak zła, że na moment pociemniało jej w oczach. Przynajmniej to mi się udało – pomyślała. Obiecałam sobie, że choć raz w życiu rzucę słuchawkę, i zrobiłam to.

– Lizzi, co się stało? – Klara zapomniała na chwilę o własnych kłopotach.

– Mój szef.

– Co chce zrobić?

– Przysłać reportera z Tel Awiwu.

– Ludzie przychodzą i odchodzą, a orkiestra gra dalej – powiedział Jakow.

– Mam jeszcze trochę Chanel nr 5 – przypomniała sobie Klara.

Wzięła jedną kroplę na palec, po czym wtarła ją Lizzi za uszami i po wewnętrznej stronie przegubów.

– Teraz poczujesz się lepiej.

Perfumy pachniały przyjemnie, ale Lizzi wcale nie poczuła się lepiej. Ucałowała Jakowa, a potem, z największą ostrożnością, Klarę w nie podrapany policzek, i wykręciła domowy numer Archimedesa. Słychać było sygnał, ale nikt nie podnosił słuchawki. Jeżeli jest podejrzany o morderstwo Aleksandry Hornsztyk, nie wypuszczą go z aresztu. Czy to możliwe, że naprawdę go podejrzewają? Archimedes może być mordercą? Ta szuja Adulam! Właśnie dzisiaj nie przejrzała „Dziennika”. Adulam z pewnością rozmawiał z Bencim. Była wściekła na szwagra, że nie raczył jej o tym powiedzieć. Oczywiście, że nie może rozpowiadać o wszystkim, ale jeśli przekazał informacje Adulamowi, to jej też mógł. A Dahan! Ten przebiegły wąż, ten lis, ten obrzydliwy kłamca, którego kryła za każdym razem, kiedy miał ochotę zaliczyć jakąś dziewczynę! Ten wilk w owczej skórze, który na pewno wiedział już o decyzji Arielego, gdy rozmawiali w redakcji! Nie tylko nie miał cienia odwagi, krzty uczciwości, żeby powiedzieć o przyjeździe Cementa, ale jeszcze pozwolił jej prosić o wybaczenie, że ośmieliła się wątpić w jego dobre intencje! Już ona się z nim policzy! Koniec z kuzynami restauratorów i bratankami kucharzy! Skończyły się dobre czasy!

Litując się nad sobą, postanowiła jechać do Archimedesa. Ale w mieszkaniu, którego adres miała zapisany na kartce, nie zastała nikogo.

Już miała przekręcić kluczyk w drzwiach samochodu, gdy zastygła w bezruchu. Pijane słowa krążące w gęstej mgle, która wypełniała jej głowę, powoli zaczęły się krystalizować. Po raz pierwszy mogła uporządkować myśli i zdać sobie jasno sprawę z dotychczasowych ustaleń. Nie może dłużej ignorować tego, co prześladuje ją uparcie już od kilku godzin. Hornsztyk jest mordercą – tego była niemal pewna. Pieniądze, które Aleks dostała od Archimedesa w piątek, prawie na pewno są w posiadaniu sędziego, albo wpłacone na jego konto, albo w postaci czeku. Aleks pragnęła jak najszybciej uregulować swoje długi wobec kibucu. Sprzedaż domu w znacznej mierze na to pozwalała. Fakt, że jej mąż unieważnił ogłoszenie o sprzedaży, świadczy, że o nim wiedział i nie miał ochoty rozstawać się z domem. Aleks za życia mogła z nim zrobić, co tylko chciała, ponieważ był zapisany na nią. Po jej śmierci mąż odziedziczył cały majątek. Nie jest też odpowiedzialny za jej upadający interes, tym bardziej że nigdy nie miał z nim do czynienia. Jego miłość do pieniędzy wyszła na jaw już wtedy, kiedy kupił rękę Aleks od Lubiczów w okolicznościach pachnących szantażem. Aleks chciała opuścić męża i nie ukrywała tego. Pogardzała nim otwarcie i ośmieszała go, zapraszając do łóżka młodych mężczyzn z całej okolicy. Dopóki Hornsztyk mógł liczyć na pieniądze, nie zamierzał dać jej rozwodu. Teraz jednak była pogrążona w długach, które mogły mu przynieść wstyd i bankructwo. Krótko mówiąc, jedynym człowiekiem, który skorzystał na śmierci Aleksandry Hornsztyk, był jej mąż.

O wpół do siódmej wieczorem Lizzi postanowiła, że pojedzie do sklepu Lubicza i kupi butelkę wina. Na wszelki wypadek, gdyby Archimedes mimo wszystko został dzisiaj zwolniony z aresztu. Przy okazji może porozmawiać również o sprzedaży willi. Nadszedł czas, by wywołać wilka z lasu. Zajmuje się tą historią już prawie dwa tygodnie i nie dopuści do tego, żeby jakiś tam Cement zebrał owoce jej trudu.

W sklepie zastała Goldnera, który zachowywał się tak, jakby nie widział Lizzi od wieków, Aszbela, nie kryjącego obrzydzenia na jej widok, oraz Lubicza ojca. Stary Lubicz miał przygarbione plecy, zbyt długą brodę, a jego twarz poszarzała ze zmartwienia. Lizzi poprosiła o jakieś słynne drogie wino. Mężczyźni zaczęli się naradzać. Czy zamierza podać je do ryby, czy do mięsa? Ani to, ani to. Zamierza podać je bez zakąsek. W zasadzie rok 1959 był dobry i dla claretu, i dla burgunda. Nastąpiła mała sprzeczka, co będzie lepsze w tym przypadku – biały czy czerwony burgund. W tym roku także wina reńskie i mozelskie były wyśmienite. Rok 1959 był dobrym rokiem, co do tego wszyscy się zgadzali. Ale 1964 też nie był zły. Pozostawała jeszcze jedna możliwość: szampan. Czy to będzie jakaś uroczystość? Nie, to nie będzie żadna uroczystość. Na koniec zapadła decyzja: białe wino burgundzkie rocznik 1961. Widać było, że dyskusja o winach poprawiła wszystkim nastrój.

– Czy sędzia Hornsztyk znalazł kupca na swój dom?

– Co takiego?

Lizzi nie zauważyła, czy powiedział to Lubicz, czy Aszbel. Ich zdziwienie jednak wydawało się szczere.

– Słyszałam, że zamierza sprzedać dom.

– Nikt nie sprzedaje żadnego domu – powiedział Aszbel.

– Dali ogłoszenie o sprzedaży willi do „Czasu Południa”. Zaledwie na kilka dni przed… tą tragedią.

– O czym pani mówi? Ach, dziennikarze! Człowiek ma złamane serce, a wy? Jak pijawki! Tato, zamykamy?

Lizzi miała wielką ochotę przekazać gorące pozdrowienia dla jego grubej żony, ale zrobiło jej się żal tej kobiety i dała spokój. Zapłaciła za wino i wyszła ze sklepu.

Ty i to twoje gadanie – skarciła się w duchu. Czy to było rozsądne? Straciłaś swoją najlepszą kartę, Lizzi. Chyba że oni postanowią sprawę wyjaśnić. Szkoda, że nie zobaczy jego miny, kiedy mu powiedzą, że Lizzi Badihi, ta krowa z „Czasu Południa”, pytała, czy sprzedał już dom. Zareaguje tak jak zawsze – pomyślała. Zamglone spojrzenie, bezbarwne słowa. Biada krajowi, w którym sędziowie mordują. I biada idiotkom, które wpadają w ich ręce.