173307.fb2 Gazeta Lokalna - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 36

Gazeta Lokalna - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 36

Rozdział 35

Lizzi weszła do gmachu sądów pewnym krokiem.

– Do sędziego Hornsztyka – powiedziała strażnikowi – jestem umówiona.

Na drugim piętrze, idąc wzdłuż korytarza, zobaczyła wychodzącą z pokoju kobietę w czarnej todze, ze stosem urzędowych teczek w rękach. Miała szpakowate włosy i twarz bez makijażu. Lizzi stanęła nieruchomo i czekała. Nie miała najmniejszych wątpliwości, kto się do niej zbliża: ta pani!

– Sędzia Taana Berger? – zapytała.

– Nie mogę teraz rozmawiać.

– Lizzi Badihi, „Czas Południa”, mam tylko jedno pytanie.

– Proszę się zwrócić do rzecznika sądu.

– To pani zaniosła czeki sędziego Hornsztyka w niedzielę rano do banku?

Taana Berger wyminęła ją, jakby Lizzi była powietrzem. Ani jeden mięsień nie drgnął w jej twarzy. Szła z oczami utkwionymi w poręcz schodów. Lizzi zastanowiła się, czy za nią pobiec, lecz stwierdziła, że naraziłaby się na kłopoty. Taana Berger wyglądała na twardą i nieco groźną kobietę. Hornsztyk wiedział, że jego koleżanka z pokoju będzie na rozprawie, i dlatego umówił się z Lizzi na drugą.

Zapukała do drzwi. Minęło kilka sekund, zanim usłyszała stłumione „wejść” i otworzyła drzwi. Hornsztyk siedział, zagłębiony w lekturze dokumentów z teczki, która leżała przed nim na biurku, i skinął Lizzi, żeby usiadła.

Czekając, aż sędzia skończy, rozejrzała się po pokoju. Na wieszaku wisiał płaszcz w kolorze khaki i czarny parasol. Czarna aktówka stała na podłodze obok biurka sędziny. Są tysiące takich płaszczy i teczek – pomyślała Lizzi – ale mimo wszystko! Intuicja mówiła jej, że Taana Berger była tą panią, która wpłaciła pieniądze Archimedesa na konto Pinchasa Hornsztyka. Dlaczego? Czyżby działali razem od początku? Czy była w nim zakochana? Czy zmusił ją w jakiś sposób? Miał w tym duże doświadczenie, jeszcze z początków swej kariery w kancelarii „Adler, Abraham i Brill”, kiedy to szantażował handlarza winami.

– Byłeś wtedy biedny? – zapytała Lizzi.

– Słucham?

Wyglądał na zdziwionego. Lizzi sama się zdziwiła, słysząc pytanie, które zadała.

– Kiedy zacząłeś zajmować się prawem.

– Tak?

– Byłeś młodym, zdolnym i biednym adwokatem?

Hornsztyk popatrzył na nią tak, jak patrzy na swoich uczniów profesor odchodzący na emeryturę. Taki, co wszystko już widział i słyszał, był bardzo zmęczony i bardzo cierpliwy i starał się zebrać siły, aby przepracować jeszcze ten jeden, ostatni rok, a potem w końcu usiąść i napisać książkę o wędrówkach rabina z Raryzbony. Wtedy pokaże tym wszystkim małym łobuzom, którzy uczyli się w jego klasach, przylepiali pod ławkami gumę do żucia, puszczali papierowe samolociki i ściągali na klasówkach, z kim mają do czynienia. Zapominasz się – upomniała siebie Lizzi. To prawda, że ma niewinne spojrzenie, ale przecież nie aż tak.

– Przepraszam cię na chwilę – powiedział Hornsztyk i wrócił do studiowania swojej teczki. Podpisał jakiś papier, zszył go, przedziurkował i włożył do segregatora. Potem wstał z miejsca, zbliżył się do drzwi i przekręcił klucz w zamku. No cóż – pomyślała Lizzi – on tylko zamknął drzwi, co w końcu mógłby mi zrobić? Postanowiła nic nie mówić. Pan sędzia sam ją zaprosił, niech więc pierwszy raczy otworzyć usta i przemówić.

– Zamierzam wystąpić do Kolegium Dziennikarskiego i wnieść skargę na ciebie i twoją gazetę z powodu artykułu, który się dzisiaj ukazał. – Jego głos jednak przypominał głos starego nauczyciela, który odchodzi na emeryturę.

– Dlaczego?

– Zniesławiliście moją świętej pamięci małżonkę. Ona nie może już się obronić. Ale ja mogę. Zasugerowałaś, że moja świętej pamięci żona ukradła pieniądze należące do kibucu Sade Oznaja, żeby inwestować w szarej strefie. Opisałaś ją jako bezwzględną i chciwą osobę, która nie cofnie się przed niczym, aby tylko więcej zarobić. Zraniłaś moje dzieci i mnie, sugerując, że moja żona zamierzała nas opuścić dla młodego kochanka. Zraniłaś je także, gdy napisałaś, że tonęła w długach i jest winna sto tysięcy dolarów Archimedesowi Lewiemu. Jeśli dobrze rozumiem, wszystkie te informacje pochodzą właśnie od niego. Etyka dziennikarska nakazuje, abyś zwróciła się do mnie i poprosiła o opinię na temat tych oszczerstw. Nie zrobiłaś tego, bo obawiałaś się, że wszystkiemu zaprzeczę i nie będziecie mieli tego tak zwanego ekskluzywnego wywiadu. Sensacja okazała się ważniejsza od prawdy. To, że zniesławiasz rodzinę, która przechodzi teraz ciężki okres, najwyraźniej w ogóle cię nie obchodziło.

– Pozwij mnie do sądu.

– Zrobiłbym to chętnie. Niestety, nasze prawo nie chroni tych, którzy przenieśli się na tamten świat.

Jego oczy utkwione były w ścianę nad jej głową. Głos drżał mu ze zdenerwowania, ale twarz pozostała nieprzenikniona. Wyglądał, jakby deklamował czyjąś kwestię. Lizzi miała nieprzyjemne uczucie, że coś jej się wymyka. Coś, czego nie może pojąć. Coś, co ma przed oczami albo w zasięgu ręki, i wystarczyłby tylko mały wysiłek, aby odgadnąć, co to takiego.

Hornsztyk rozpiął guziki swetra i zaczął chodzić po pokoju. Wyglądał na wzburzonego. Podszedł do okna i zaczerpnął pełną piersią chłodnego powietrza. Wiatr przewrócił kosz na papiery. Lizzi nachyliła się, zgarnęła do środka jego zawartość i ukryła pod biurkiem, gdzie wiatr nie miał dostępu. Dobrze, że nie zdjęłam płaszcza – pomyślała.

– Nie napisałam nic, czego nie można by potwierdzić.

Hornsztyk odwrócił się i popatrzył na nią ze swego stanowiska przy oknie tępym, zamglonym spojrzeniem, które poznała już wcześniej. Ależ on jest odpychający! Było jej żal stukniętej Lizzi, która wylądowała w łóżku tego starego skunksa. Moja biedna Lizzi -powiedziała do siebie – czy aż do tego stopnia byłaś pogrążona w rozpaczy? Mimo wszystko nie powinnaś go tak bardzo nienawidzić, bo dzięki niemu znalazłaś się w łóżku Archimedesa, a to już zupełnie inna bajka.

– Jesteś w stanie udowodnić, że Archimedes pożyczył Aleksandrze sto tysięcy dolarów? Udowodnisz, że Aleksandra oświadczyła Bruchimowi, że opuszcza mnie i dzieci? Masz dowody na to, że chciała sprzedać nasz dom i rozpocząć nowe życie?

Lizzi postanowiła, że będzie milczeć. Jest bystrzejszy ode mnie – stwierdziła – i bardziej doświadczony. Nazwisko Bruchim nie padło w tekście. Pamiętała dobrze, że pisząc, zastanawiała się nad tym, lecz doszła do wniosku, że lepiej nie narażać się na umieszczanie „nie sprawdzonych informacji”, i z żalem zrezygnowała z rodzynka zwanego Jaron Bruchim. Teraz ma dowód na to, że Hornsztyk wiedział o nowym romansie Aleksandry. Jeśli zaś chodzi o potwierdzenie faktu, że „świętej pamięci małżonka” zamierzała sprzedać dom, to sędzia doskonale zdaje sobie sprawę, że nie przysporzy ono najmniejszej trudności. Czyżby próbował wyciągnąć ode mnie, jak dużo wiem? Dowiedzieć się, jakie „sprawdzalne informacje” posiadamy ja i gazeta?

On chce coś osiągnąć – tłumaczyła sobie Lizzi. Chce czegoś, a ja nie wiem czego. Dopóki milczę, nic mi nie grozi. Ale przed czym powinnam się bronić? Czuła, że jest w niebezpieczeństwie, ale nie wiedziała, co dokładnie jej zagraża.

Hornsztyk odszedł od okna i zbliżył się do niej. Stał i przewiercał ją wzrokiem. Jego zniszczona twarz odmłodniała o kilka lat. Wąż zrzucił starą skórę. Lizzi przypomniała sobie, co przyszło jej do głowy, gdy zobaczyła go po raz pierwszy – że ma siłę, aby czynić zło.

– Mścisz się na mnie – powiedział.

– Co?

– Nie wybaczyłaś mi.

– Bzdury.

– Skąd mogłem wiedzieć, że jesteś dziewicą?

– O nic cię nie obwiniam. Ani wtedy, ani teraz.

– To ty zabiłaś Aleksandrę, a teraz chcesz zniszczyć mnie.

Lizzi rozdziawiła usta. Nagle pojęła to, czego nie zauważyła wcześniej. Rozmowa była nagrywana. Pinchas Hornsztyk, sędzia okręgowy, mówił do mikrofonu. Nie do jej mikrofonu. Do swojego. Wszystko, co powiedział, może posłużyć jako dowód. Na co? Lizzi jest dużą i silną dziewczyną, ale drzwi były zamknięte na klucz, a okno otwarte. Hornsztyk trzymał w ręku parasol Taany Berger. Zawahała się, czy nie zacząć krzyczeć.

– Nie zaprzeczyłaś.

– Oczywiście, że zaprzeczam. Jesteś obłąkany! Zamordowałeś swoją żonę. Miałeś i motyw, i okazję. Wiedziałeś, że zamierza sprzedać dom i cię opuścić. Wiedziałeś, że ma długi. Gdyby żyła, musiałaby je spłacić. A ty zwykłeś brać, a nie dawać, jeszcze w czasach, kiedy byłeś młodym adwokatem i zmusiłeś handlarza winami, Lubicza, aby oddał ci rękę swojej pięknej córki i wypłacał dziesięć procent ze swoich dochodów do końca życia. Spadłam ci z nieba. Alibi, które cudem pojawiło się w ostatniej chwili jak królik z kapelusza. Wiem, czym jestem dla pana, panie Hornsztyk. Kartą, którą wyciągniesz, gdy tylko będziesz musiał powiedzieć, co robiłeś między jedenastą a dwunastą w sobotę w nocy. Krew na prześcieradle uwieńczyła twoje alibi. Aleksandra umówiła się z Jackiem Danzigiem obok małego basenu za domem. Zadzwoniła do niego z domu. Słyszałeś tę rozmowę i znałeś termin spotkania. Jackie miał grać na fortepianie do pomocy. Nikt nie mógł pojąć, dlaczego uparłeś się stać przy wejściu i rozdawać fajerwerki jak idiota. Zrobiłeś to, żeby wszyscy pamiętali, gdzie byłeś przez cały wieczór. Uwiedzenie Lizzi przyszło ci do głowy prawie dosłownie za pięć dwunasta. Plan alternatywny. Ale ja, panie Hornsztyk, wyszłam wcześniej, bo o trzeciej musiałam wstać, żeby jechać na przejście graniczne. A ty miałeś dość czasu, żeby pójść do ogrodu, zamordować żonę i wrócić do drzwi wejściowych.

– To ty wymknęłaś się tylnym wyjściem. Zobaczyłaś Aleksandrę siedzącą na ławce i strzeliłaś do niej w ataku wściekłości.

– Jak? Skąd mogłam wiedzieć, że masz broń i gdzie ją trzymasz?

– Pokazałem ci dom. Przechodziliśmy z pokoju do pokoju, weszliśmy też do sypialni. Szuflada była otwarta i wtedy zobaczyłaś broń.

– Byłam niepoczytalna?

– To ci nie pomoże w sądzie, Badihi. Zatroszczę się, aby dowiedziono, że byłaś w pełni poczytalna. Zrobiłaś to z zimną krwią. I to jest być może najstraszniejsze. Nawet nie żałujesz swego czynu. Wymyśliłaś przekonującą, nawet wzruszającą historyjkę, która jednak zawali się w śledztwie jak domek z kart. Jesteś gotowa poddać się badaniu wykrywaczem kłamstw?

– Oskarżasz mnie o zamordowanie twojej żony?

– Tak. I mogę tego dowieść. Była wspaniałą, piękną, zdolną kobietą! Wszystkim tym, czym ty nigdy nie będziesz. Byłaś zła na mnie, a na niej się zemściłaś. Chciałaś się odpłacić za swoje nieszczęsne życie. A ja doprowadziłem do tego w chwili słabości, której nie mogę zrozumieć. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej nie mogę zrozumieć, dlaczego uwiodłaś właśnie mnie i dlaczego tak się zachowałem. Przedstawienie skończone, Badihi. Postanowiłem zwrócić się do policji i opowiedzieć wszystko, co wiem.

– Nie zabiłam pańskiej żony, panie Hornsztyk.

Lizzi usłyszała zgrzyt zębów, który zabrzmiał jak szloch, ale – jak powiedziała Dworin w słynnym procesie – „żadnych łez”. Czego on chce? – pomyślała. Żebym przyznała się do zamordowania jego żony i popełniła samobójstwo, skacząc z okna? Czy żebym go zaatakowała, by mógł wypchnąć mnie przez okno, a potem twierdzić, że uczynił to w obronie własnej? Muszę stąd wyjść. Mam dwa kroki do drzwi. Przekręcę klucz. Jeżeli nie zamierza zrobić mi krzywdy, to pozwoli, bym wyszła, a jeżeli spróbuje mnie zatrzymać, będę walczyć. Jestem wyższa, silniejsza, szybsza, mogę krzyczeć.

Wszystko rozegrało się w mgnieniu oka. Potem Lizzi nie mogła sobie przypomnieć, co zdarzyło się najpierw. Sędzia uniósł parasol i uderzył ją w kark. Mocno i precyzyjnie. Istny Bjorn Borg wymiaru sprawiedliwości. Rączka parasola była wypełniona czymś ciężkim, być może ołowiem. Następnie usiłował zaciągnąć ją w kierunku okna, krzycząc: „Nie, nie rób tego!” Zaczęła odpychać jego ręce i walczyć, a potem chwyciła go z całej siły i wrzasnęła. Kopnął ją i odepchnął od siebie, znowu kopnął. Lizzi wiedziała, że musi od razu wstać, ale dosięgnął ją jeszcze jeden cios. Hałas w głowie zmieszał się z hałasem dochodzącym od drzwi, z krzykami ludzi. Wtedy zemdlała i błogosławiona cisza owinęła miękko jej ciało i umysł.