173307.fb2 Gazeta Lokalna - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 9

Gazeta Lokalna - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 9

Rozdział 8

„Niebieski Pelikan” mieścił się w jednopiętrowym arabskim domu, zbudowanym z kamieni połączonych gliną. Na patiu rosło drzewo terebintu wysokie na pięć metrów i były ustawione donice z hyzopem i miętą. W latach pięćdziesiątych mieścił się tam klub jazzowy, w latach sześćdziesiątych panowała muzyka pop, w siedemdziesiątych – rock and roll, a w osiemdziesiątych – hard rock. Klientela pozostawała bez zmian. Żołnierze z okolicznych baz, licealiści, którzy przychodzili spróbować swojej pierwszej whisky, artyści i pseudoartyści szukający towarzystwa w późnych godzinach nocnych, adoratorzy barmanek, przyjaciele muzyków i dyskdżokejów, pijacy i ich bracia, samotnicy.

W środku było pusto, cicho i zimno. Kelnerka w dżinsach i z rudą grzywką, która sterczała jej nad czołem jak grzebień, nakrywała stoły lnianymi serwetami w biało-czerwoną kratę. Serwety nie były zbyt czyste, ale kiedy później zapali się świece tkwiące w butelkach po chianti, w ich mdłym świetle nikt nie zauważy plam.

Jackie poprowadził Lizzi do stolika w rogu i zamówił gorącą herbatę.

– Nie zdziwiłaś się, że do ciebie zadzwoniłem – powiedział.

– Nie.

– Na pewno wiesz, co łączyło mnie i Aleks.

– Coś tam słyszałam.

Jackie siedział przez jakiś czas w milczeniu, zapewne usiłując ułożyć sobie w myślach to, co chciał jej powiedzieć, lub szukając odpowiedniego sformułowania. Lizzi rozsiadła się wygodnie, spokojna, stapiając się z otoczeniem. To była jej główna zaleta. Umiała zamienić się w mebel. Ludzie mówili przy niej nie dlatego, że umiała ich do tego skłonić, ale ponieważ w ogóle dla nich nie istniała.

– Policja w końcu do mnie dotrze. Wystarczy, że sprawdzą jej konto w banku. Nie chcę być aresztowany.

– Będą mieli powód?

– Nie. Nic nie zrobiłem. Ale oni pomyślą, że zrobiłem. Na ich miejscu też bym tak myślał. Chciałem cię prosić, żebyś porozmawiała z Koreszem. Wiem, że to on prowadzi śledztwo. To twój szwagier, prawda?

– Tak.

– Słyszałem, że bije przesłuchiwanych.

– Benci?

– Tak.

– Nie wierzę. Benci nikogo nie bije.

Lecz w duchu pomyślała: A może jednak? Skąd mam tę pewność, że nie bije? Przecież ani razu nie widziałam, jak przesłuchuje podejrzanych. Czy to możliwe, żeby spokojny mężczyzna, ojciec i mąż, zamieniał się nagłe w brutalnego policjanta? Oczywiście, że możliwe.

– Dlaczego uważasz, że cię aresztują?

– Od trzech lat byłem kochankiem Aleks. To się zaczęło w Club-Medzie w Aszkelonie. Ona przyjechała na wakacje, a ja tam grałem. Zwariowała na moim punkcie. Nie przejmowała się nikim: mężem, dziećmi, rodzicami. Wydaje mi się, że wszyscy o tym wiedzieli. A może nie? W ciągu ostatniego roku zaczęło mnie to wszystko trochę męczyć. Przychodziła tutaj wieczorami, czekała, aż skończę grać. Pilnowała, żeby żadna dziewczyna nie próbowała mnie poderwać i żebym ja się żadną nie zainteresował. Odwoziła mnie potem do domu. Ona jest… była… ode mnie starsza o dwanaście lat, to nie drobiazg. Nie mogłem nie zauważać pewnych rzeczy. Zmarszczek, bruzd, żylaków… Cały czas otaczają mnie ludzie młodzi. Trzy lata! Szczerze mówiąc, chciałem to skończyć. Wtedy zaczęła zasypywać mnie pieniędzmi. Kupiła mi mieszkanie, potem samochód. Płaciła za nagrania w studiu. Święty pewnie nie dałby się przekupić, ale ja nie jestem święty. Do końca życia nie byłoby mnie stać na mieszkanie. To tylko dwa pokoje, ale moje własne. I płyta wychodzi w przyszłym miesiącu. Zawsze trochę komponowałem, ale żeby płyta?! To było jak w bajce. Kosztowało pięć tysięcy dolarów. Skąd miałbym wziąć pięć tysięcy dolarów? Kupiła mnie. A ja pogardzałem sobą, ale na wszystko się godziłem. Nie miałem siły zerwać. – Podniósł nagle głowę i krzyknął w głąb korytarza: – Bruria! Co z naszą herbatą?!

Znowu zamilkł. Lizzi zastanawiała się, czy byłaby zdolna się poświęcić, gdyby ktoś, na przykład Hornsztyk, był gotów kupić jej mieszkanie i samochód. Zdecydowała, że nie. Na pewno nie! Kelnerka z rudą grzywką przyniosła dwie filiżanki herbaty na blaszanej tacy. Czekali w milczeniu, aż odejdzie.

– W ostatnich miesiącach miała kłopoty finansowe. Nie wiem jakie. Coś związanego z projektem, który robiła. O ile zrozumiałem, wydawała na mnie nie swoje pieniądze. Chciała, żebym sprzedał mieszkanie. Obiecała, że kupi mi nowe, jak tylko wyjdzie na prostą. Zaproponowała, że podpisze zobowiązanie. Nie zgodziłem się. Nie kochałem jej. Była uparta, władcza i arogancka. Zdecydowałem, że także Jackie Danzig ma swoją cenę. Nie wziąłem od niej niczego, czego sama nie chciała mi dać. Przecież z własnej woli podarowała mi mieszkanie i samochód, które – nawiasem mówiąc – są zapisane na mnie. Taki był układ. Płaciła za towar, który jej dostarczałem. Cała sprawa zaczęła nieładnie wyglądać. Prośby, groźby, obietnice…

– Wiesz może, o jaki projekt chodziło?

– Skąd mam wiedzieć? Miała swoją pracownię. Budowała kafejkę na uniwersytecie, ten nowy dom na osiedlu D, domy w kibucu Oznaja, szkołę dla dorosłych, którą tam stawiają. Jej firma jest… była… jedną z największych w mieście. Czemu przyczepiła się do mnie?!

– Dlaczego zgodziłeś się grać na przyjęciu jej męża?

– To było w jej stylu! Zaprosić kochanka, żeby grał podczas przyjęcia na cześć męża. Kiedy próbowałem jej to wyperswadować, tylko się roześmiała. „Od dawna chciałam, żebyś do nas przyszedł”, powiedziała. „Najwyższy czas, żebyś poznał moją rodzinę”.

– Mogłeś odmówić.

– Nie mogłem. Była silniejsza.

– Jakie dokładnie miała kłopoty?

– Nie mam pojęcia.

– Ile potrzebowała pieniędzy?

– Sto tysięcy dolarów.

– Jesteś pewny?

– Niczego nie jestem pewny. Zaproponowała mi weksel bankowy na sumę stu tysięcy dolarów w zastaw za pieniądze, które jej dam. Wydaje mi się, że nawet poszła porozmawiać z dyrektorem banku.

– Wiesz, który to bank?

– Nie. Ona korzysta… korzystała… z usług co najmniej dwóch banków. Była bardzo sprytna w kwestiach finansowych. Obracała ogromnymi sumami. Miała charakter hazardzisty.

Do klubu zaczęli napływać ludzie. Wszyscy młodzi, około dwudziestki. Od czasu do czasu ktoś podchodził i klepał Jackiego po ramieniu. Bruria sunęła od stolika do stolika, zapalając świece, a potem zgasiła światło elektryczne. Barman przecierał kufle i wieszał je na drewnianych kołkach nad głową.

– Bencijon Koresz w końcu do mnie dotrze. Proszę, porozmawiaj z nim. Opowiedz mu to, co ci powiedziałem. Nie złamałem w żaden sposób prawa. Byłem kochankiem Aleks Hornsztyk. Dokładnie tak, jak ty byłaś kochanką Pinchasa Hornsztyka.

Lizzi popatrzyła na Jackiego zimnym wzrokiem. Ledwie zdołała zdusić w sobie krzyk. Coś podobnego przeżyła w dzieciństwie, gdy o mało nie utonęła w morzu.

– Co masz na myśli? – zapytała.

– Widziałem was.

– Co widziałeś?

– Nie udawaj.

– To ty nie udawaj.

Wstała z miejsca, biorąc torbę zawieszoną na oparciu krzesła. Jackie złapał ją za ramię i przytrzymał siłą.

– Zabierz rękę.

Ludzie w klubie zaczęli im się przyglądać i Lizzi pomyślała, że to dobrze. To jej pomoże. Jeśli będzie trzeba, wywoła awanturę. Miała wielką ochotę wywołać awanturę.

– Lizzi, usiądź, proszę. Przepraszam.

– To twoja sprawa, co ci chodzi po głowie, Jackie. Mnie w to nie mieszaj.

– W porządku. Przeprosiłem cię. Usiądź. I tak za piętnaście minut zaczynam grać.

Doskonale pamiętała, że kiedy zeszła z Hornsztykiem do piwnicy, Jackie siedział przy fortepianie w salonie. W pokoju Filipinki słyszała dochodzącą z góry melodię. Nie mógł nic widzieć. Chyba że ktoś inny widział, jak wchodzili lub wychodzili z pokoju, i mu o tym powiedział.

Lizzi usiadła i starała się na niego nie patrzeć. Nigdy nie lubiła Jackiego Danziga. Teraz naprawdę go nie cierpiała. Tylko że ten wstrętny człowiek niekoniecznie musi być mordercą – powiedziała sobie.

– Wytłumacz się.

– Po prostu się pomyliłem.

– Chcę wiedzieć, co miałeś na myśli.

– Kiedy już mi powiedziałaś, że idziesz do domu, zobaczyłem, że podchodzisz do drzwi i rozmawiasz z Hornsztykiem, a potem oboje znikacie w środku.

– Pokazywał mi willę.

– Ale nie wróciliście.

– Wyszłam przez ogród. Nie chciałam iść tą samą drogą, skoro już się ze wszystkimi pożegnałam. Hornsztyk przecież wrócił?

– Dobrze wiesz, że nie wrócił.

– Ale stał przy drzwiach i żegnał gości?

– Grałem do północy. O północy zmienił mnie didżej i pojechałem do domu.

– Puszczali w końcu fajerwerki?

– Może później. – Milczał jakiś czas, po czym zapytał: – Porozmawiasz z Koreszem?

– Tak.

– Dziękuję, Lizzi.

Nie odpowiedziała ani nie popatrzyła na niego. Sala wypełniała się młodymi ludźmi, gwarem rozmów i dymem papierosów. Ruda grzywka kręciła się między stolikami, z tacą zastawioną butelkami piwa. Na małej scenie ktoś sprawdzał mikrofon.

Lizzi wyszła na zewnątrz. W świetle latarni spojrzała na zegarek. Prawie dziesiąta. Trochę za późno, żeby dzwonić do Benciego. Obudzi dziewczynki i Georgette będzie na nią zła. Teraz żałowała, że wzięła prysznic przed rozmową z Jackiem. Chętnie znowu by się wykąpała. Jak to się stało, że ze wszystkich facetów na świecie Aleksandra Hornsztyk wybrała właśnie jego? Lizzi przypomniała sobie Adulama; postanowiła zadzwonić do Arielego i opowiedzieć mu o wszystkim. Trzymała w ręku koniec długiej splątanej nici i potrzebowała jego wsparcia.

– To wolny kraj. Jeśli zechcemy drukować historie wszystkich romansów, nie zostanie nam miejsca na nic innego – powiedział Arieli równie miłym tonem jak zawsze.

– Ten romans skończył się morderstwem.

– Jaki jest związek między morderstwem a faktem, że ofiara miała młodego kochanka?

– Popadła w kłopoty finansowe. Była w sytuacji podbramkowej. Chciała, żeby zwrócił jej pieniądze.

– Możesz to udowodnić?

– On sam mi opowiedział.

– Nie sprawia wrażenia specjalnie prawdomównego.

– Nie, rzeczywiście.

– Czemu w ogóle chciał z tobą rozmawiać?

– Prosił, żebym pomówiła z moim kuzynem, który prowadzi śledztwo. Bał się, że policja będzie się nad nim znęcać w czasie przesłuchania.

– Chce cię wykorzystać. Tak jak wykorzystywał panią Hornsztyk.

Lizzi poczuła nagły dreszcz. Arieli oczywiście miał rację. Jackie próbował ją wykorzystać. Z drugiej strony jednak zamierzała mu odpłacić tą samą monetą.

– Rozmawiałaś ze szwagrem?

– Jeszcze nie.

– Nie rozmawiaj z nim, Badihi.

– Dlaczego?

– Zabroni ci opublikować tę historię.

– Ale może też mi coś powiedzieć.

Arieli zakończył rozmowę w swój ulubiony sposób – rzucając słuchawkę. Lizzi obiecała sobie, że kiedyś również tak zrobi. Żadnego „cześć”, żadnego „do widzenia”, tylko ten głuchy stuk, raptownie rozdzielający ją z rozmówcą. Siedziała chwilę, wpatrując się w aparat, i usiłowała się domyślić, czy trzask słuchawki znaczył: „Masz rację, kochana Lizzi” czy też „Nie mam co gadać z taką idiotką”. Możliwe, że coś pośrodku. A przecież, rozważając sprawę na chłodno, Arieli wydawał się zatroskany faktem, że Benci może jej zabronić opublikowania tej historii. Co by znaczyło, że jest zainteresowany. Ale czy sądzi, że ona rozwiąże tę zagadkę bez współpracy z policją? Nie, nawet przeklęty Arieli wie, że to niemożliwe. Tak tylko zabezpiecza się na przyszłość. Zawsze będzie mógł powiedzieć, że zakazał Lizzi Badihi radzić się policji, tak jak i będzie mógł powiedzieć, że na jej prośbę zezwolił na współpracę z policją.

Lizzi włożyła magnetofon do szuflady, zdjęła plastikowe kolczyki i poszła do łazienki. Zezłościło ją, że woda jest letnia. W zeszłym miesiącu wydała prawie jedną trzecią pensji na naprawy urządzeń ogrzewczych w budynku. Trudno. Pojutrze założą jej grzejnik i przynajmniej jeden problem w końcu zostanie rozwiązany.