173342.fb2
Mam mówić przy wszystkich?
– Jasne, a dlaczego nie? – powiedział Flynn. – Proszę pokazać, na co pana stać, panie Wolfinger.
Linus Wolfinger uśmiechnął się do wszystkich, jeszcze raz uderzył piórem o stół i powiedział:
– Myślę, że to Jon Franken. Jest asystentem reżysera „Superagenta”. Jest zbyt idealny, by być prawdziwym, musi coś ukrywać. Taki z niego Mr Hollywood od czubka głowy aż po włoskie mokasyny z frędzlami. Zna wszystkich z branży, najważniejsze nazwiska przemysłu filmowego. Wiem, że musi być z nim coś nie tak. Nikt tak dobry nie jest tym, kim się wydaje, rozumiecie?
Delion wstał, pozostali razem z nim.
– Dziękujemy, panie Wolfinger – powiedział. – Przyjrzymy się dokładnie Jonowi Frankenowi. Osobiście nie znoszę gości, którzy są tak dobrzy w swojej pracy. To dla mnie powód, żeby go pognębić.
– Panie Wolfinger, gdyby sobie pan coś jeszcze przypomniał lub odkrył coś, co może być dla nas przydatne, proszę skontaktować się ze mną, inspektorem Delionem lub agentem Carverem – powiedział Flynn.
Potem wszyscy podali Wolfingerowi swoje wizytówki, ale on ich nie wziął. Leżały porozrzucane przed nim, obok wciąż stukającego pióra, które doprowadzało wszystkich do szału.
Odezwał się Dane, który w tej chwili pragnął wytarmosić tego małego głupka za frak, a jego cholerne pióro wyrzucić przez okno:
Byłoby prościej, gdyby morderca został w tym samym mieście, ale tak nie jest. Przynajmniej kolejne odcinki programu nie będą wyemitowane.
– Właśnie uzupełniłem ramówkę o program „Wiwaty na cześć”, kolejny nowy program o zwycięzcach loterii i ich dalszych losach – powiedział Wolfinger.
– Brzmi to całkiem niewinnie – odrzekł Flynn.
– Może ktoś chce zaszkodzić programowi – powiedział Pauley. – Jestem w tym biznesie od lat, zdołałem już narobić sobie wrogów. Może to jest ktoś, kto mnie nienawidzi, chce zemsty i wie, że darzę ten program szczególnym sentymentem. Mam wiele do stracenia.
– Myśli pan, że facet zabiłby osiem osób, jak do tej pory naliczyliśmy, by się na panu zemścić? – spytał z niedowierzaniem Dane.
– Nie brzmi to zbyt wiarygodnie – mruknął Pauley.
– Czy były problemy z rozpoczęciem tego programu, panie Pauley? – zapytał Flynn. – Ktoś w tym przeszkadzał?
– Zawsze są problemy – powiedział Wolfinger, unosząc dłoń, by uciszyć Pauleya – ale tym razem było ich mniej niż zwykle. Pan Pauley ma rację, mówiąc, że ma wiele do stracenia. Dziewczyna „Superagenta” z programu jest jego żoną. Zrobił z niej gwiazdę. Jeśli program przestanie istnieć, jego gwiazda też. – Z tonu Wolfingera wynikało, że nie jest mu z tego powodu ani trochę przykro.
Dane spojrzał na Pauleya i wiedział, co ten myśli o Dupku.
– To prawda, zakończenie programu może niekorzystnie wpłynąć na moje życie rodzinne. Jestem pewien, że Belinda to zrozumie. Ale wrzawa w mediach wokół mordercy ze scenariusza będzie katastrofą dla reputacji mojej i studia. Nie wspominając już o procesach – odpowiedział Pauley.
– Z pewnością reputacja wszystkich wisi na włosku – podsumował Flynn.
– Niestety, tak – westchnął Wolfinger. – Ufam, że wy, panowie, będziecie nakłaniać każdego, z kim przeprowadzicie rozmowę, do zachowania milczenia w tej sprawie. – Zaśmiał się. – Zresztą, nieważne. To zbyt ciekawy temat, by zachować go w tajemnicy. Będzie żyć własnym życiem. – Wolfinger spojrzał na swoje pióro, zamyślił się na chwilę i dodał: – Jest jeszcze Joe Kleypas, gra główną rolę. Ciekawy człowiek. Awanturnik, lecz mimo to świetny aktor. Może chcecie go umieścić na swojej liście podejrzanych?
– Po co miałby zabijać ludzi tak, jak w programie, w którym występuje? – zapytał Delion. – Pewnie ma świadomość, że program zostanie zdjęty.
Wolfinger wzruszył ramionami.
– Jest bardzo skryty, nigdy nie wiadomo, o czym myśli. Może ma problemy z psychiką.
– W porządku, porozmawiamy później, panie Wolfinger. Dziękujemy za informacje i poświęcony nam czas – powiedział Flynn.
Wyszli dokładnie po siedmiu minutach.
– Ciekawy człowiek. Uważam, że nie zachowywał się jak gówniarz. Choć to stukające pióro było nie do zniesienia – powiedziała Nick.
– Wylansowany gówniarz – zakończył Pauley.
Frank Pauley zatrzymał się przed wiszącą na ścianie, oprawioną w ramy czarno – białą fotografią Grety Garbo. Ostrożnie ją poprawił i skinął głową.
– Ma pani rację. Zachowywał się jak dorosły. Widziałem to już wcześniej. Ale widziałem też, jak rzucał w ludzi puszką po napoju, kiedy mówili coś, co nie przypadło mu do gustu.
– Panie Pauley, czy dalej kręcone są kolejne odcinki? – zapytał Dane.
– Nie. Osiem powstało podczas ubiegłego lata i wczesną jesienią. To działa tak: jeśli program cieszy się dużą popularnością i sieć stacji telewizyjnej zdecyduje się kręcić kolejne odcinki, znowu zbierają wszystkich i kręcą kolejnych sześć do trzynastu. Decyzja zazwyczaj zapada po trzech, czterech odcinkach. Jeśli oglądalność jest wysoka, płacą nam za napisanie kolejnych. Jeśli program okaże się dużym sukcesem, praktycznie mamy wolną rękę i wszystko toczy się naprawdę szybko. Aha, i wezwałem dla was asystenta reżysera, Jona Frankena.
– Tego, którego Wolfinger uważa za psychopatę?
– Tak, Wolfinger jest sprytny. Możecie uwierzyć, że cholerny szef studia mówi takie rzeczy? Rzuca oskarżenia? Co więcej, Wolfinger robi to, na co ma ochotę, im większy skandal wywoła, tym lepiej. Jeśli chodzi o Frankena, facet twardo stąpa po ziemi, umie wycisnąć pieniądze nawet z chodnika, a jeśli potrzebujesz czegoś na wczoraj, jest to człowiek, który się tym zajmie. Jest godny zaufania, to niespotykane w LA, dlatego ludzie przychodzą go uszczypnąć, by sprawdzić, czy jest prawdziwy. Facet haruje jak dziki osioł.
– Czym dokładnie zajmuje się w programie? – zapytał Dane.
– Właściwie, Franken wie więcej na temat tego programu niż ktokolwiek inny, łącznie z kierownikiem produkcji. Zarządza ustawieniem planu, koordynuje wszystkich, którzy będą występować, ustala harmonogram zdjęć, pilnuje realizacji budżetu. Wysłuchuje żali gwiazd na temat reżyserów lub szlochów nad ich ostatnim nieudanym romansem, i tak dalej. Ma na wszystko oko. O tak, Franken jest naprawdę wielki, nie z tego świata, i lubi to, co robi. On i DeLoach są w tym względzie podobni.
– Czy wspólnie tworzyli ten program? – zapytał Dane.
– Nie jestem tego pewien. Wiem, że zawsze współpracowali ze sobą.
– Mam nadzieję, że ma więcej niż dwadzieścia cztery lata – powiedział Delion.
– Tak, pracuje tu od dawna. Może mieć ze czterdzieści lat, lub coś koło tego. W każdym razie jest dorosły. Od dzieciństwa bywał na planach filmowych. Czeka na nas.
Zastali Jona Frankena w studiu dźwiękowym podczas pracy nad nową komedią o wiele mówiącym tytule „Gruba ryba”. Rozmawiał z jednym z aktorów, żywo gestykulując.
Z odległości kilku metrów widzieli, że był zadbany, opalony i ubrany bardzo po hollywoodzku w luźne lniane spodnie i zwiewną koszulę, a na bosych stopach miał włoskie mokasyny. Wyglądał na około czterdzieści lat.
Pauley pomachał do niego, a on po kilku minutach dołączył do nich. Był grzeczny, uprzejmy, a gdy zapytali go o kolejność emisji odcinków, uniósł brew.
– Słyszałem jakieś plotki, coś o morderstwach podobnych do tych, które miały miejsce w jednym z odcinków „Superagenta”. Czy to prawda?
– Czyli wszyscy już wiedzą – podsumował Delion. Jon Franken spojrzał na nich z niedowierzaniem.
– Naprawdę wierzyliście, że uda się utrzymać to w tajemnicy? To jest studio telewizyjne. Nikomu w promieniu trzech kilometrów nie udało się utrzymać niczego w sekrecie.
– Tak, ma pan rację – przyznał Dane. – Potrzebujemy pana pomocy. Frank Pauley powiedział, że wie pan wszystko i zna wszystkich.
Franken był zbulwersowany.
– Kierownictwo musi robić w gacie ze strachu. Morderca, który wzoruje się na programie telewizyjnym? Niesamowite. – Pokręcił głową. – Że znam wszystkich? Bez przesady, tylko w Hollywood. Zrobię, co w mojej mocy.
– Dziękuję – odparł Dane. – Wiemy, że zna pan dobrze DeLoacha. Jaką część scenariusza napisał?
– Zależy od odcinka. Pierwsze dwa to w dziewięćdziesięciu procentach dzieło Weldona, to był jego pomysł. O Jezu, nie mogę w to uwierzyć!
Czy odcinki były pokazywane w określonym porządku? zapytała Nick.
Tak, tak to zazwyczaj się robi. To są zwykle jednoodcinkowe historie, co tydzień jest nowa, więc tak naprawdę nie ma to znaczenia, ale tak, odcinki pozostały w kolejności, w której zostały sfilmowane.
– Widział się pan z nim ostatnio, panie Franken? – zapytał Flynn.
– Nie, nie ma go w pracy. Zadzwonił do mnie kilka dni temu, mówił, że jest zmęczony i potrzebuje trochę wolnego. Powiedział, żeby nie spodziewać się go zbyt szybko. Zdarzało się tak już wcześniej, więc nikt nie robi z tego afery. On nikomu się nie zwierza i raczej nikt nie wie, gdzie jest. Proszę posłuchać, nawet jeśli pierwsze dwa odcinki były napisane przez Weldona, to nie znaczy, że mógł zrobić coś tak potwornego. To nie w jego stylu.
– Czy ten sam odcinek pokazywany jest tego samego dnia i w przybliżeniu w tym samym czasie, na terenie całego kraju? – zapytał Dane.
– Pierwsze dwa odcinki „Superagenta” były emitowane wszędzie we wtorkową noc – powiedział Franken. – Ale Wolfinger zróżnicował nieco ramówkę na terenie kraju. Poczynając od trzeciego odcinka, to już w małym stopniu robota Weldona. Zgadzasz się ze mną, Frank?
– Masz absolutną rację – odparł Pauley.
– A kto może nam powiedzieć, gdzie w poprzednim miesiącu wyjeżdżał Weldon? – zapytał Delion.
– Może Rocket Hanson. Ona zajmuje się wszelkimi przygotowaniami w tej materii dla scenarzystów i dla wszystkich pozostałych.
– Rocket? – zauważyła Nick. – To cudowne imię.
– Owszem, jakieś trzydzieści lat temu próbowała szczęścia w branży filmowej, myślała, że to niezwykłe imię pozwoli jej się przebić. Niestety, nie udało się.
– Czy Weldon DeLoach ostatnio opuszczał miasto? – zapytał Flynn.
Franken potrząsnął głową.
– Przez ostatnich kilka miesięcy nie pracowałem bezpośrednio z nim. Musicie zapytać kogoś innego. Kiedy wspólnie nie pracowaliśmy, często wymienialiśmy e – maile i rozmawialiśmy przynajmniej raz w tygodniu. Słyszałem, jak ktoś mówił, że pojechał spotkać się z krewnymi, gdzieś w środkowej Kalifornii, ale nie jestem tego pewien.
– A ci krewni raczej nie mieszkają w okolicach Pasadeny? – zastanawiał się Dane.
– Nie mam pojęcia. Naprawdę, mylicie się co do Weldona. Wiem, nie wygląda to najlepiej, ale to błędny trop.
– Nad czym ostatnio pracował Weldon? – zapytał Dane.
– Od czterech miesięcy nad scenariuszem programu „Staruszkowie z Bostonu” – odpowiedział Franken.
Delion wyglądał na udręczonego. Franken, kiwając głową, powiedział:
– Zgadzam się z panem, inspektorze. To idiotyczny program, ale z jakiegoś powodu zyskał popularność. Same cycki, białe zęby i płaskie dowcipy, które budzą obrzydzenie nawet w kamerzystach. To żenujące. Weldon próbował dla hecy przemycić tam trochę dziwacznych scen, na przykład, że Marsjanie lądują na trawniku przed bostońskim ratuszem, ale zostały odrzucane.
Frank Pauley pokiwał głową.
Rozmawiali jeszcze z kilkunastoma scenarzystami. Była to grupa naprawdę barwnych postaci, którzy, zdaniem Dane'a, nie mieli życia poza pracą. Jednak nie dowiedzieli się niczego, co mogłoby im pomóc.
– A, tak, to prawda – stwierdziła ze śmiechem jedna ze scenarzystek. – Naszym zadaniem jest siedzieć tutaj i prześcigać się w pomysłach. Mamy tu wszystko potrzebne do życia: jedzenie i kibel. Niedługo wstawią nam tu łóżka.
– Nadszedł czas na wielkie, miłe spotkanie integracyjne federalnych z tutejszymi gliniarzami. Przed nami dużo pracy – powiedział Dane, kiedy wracali do swoich zaparkowanych nieopodal samochodów.
Flynn pokiwał głową, a kiedy zobaczył dzieciaki grające w kosza, kusiło go, żeby do nich dołączyć, ale w porę się opanował.