173372.fb2 Granice Szale?stwa - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 26

Granice Szale?stwa - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 26

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

Doktor Stolz rozsunął zamek błyskawiczny worka ze zwłokami. Maggie włożyła rękawiczki i czekała. Autopsja nie była dla niej niczym nowym. Wykształcenie z zakresu medycyny oraz medycyny sądowej przygotowało ją do wszechstronnych działań, od właściwego ułożenia zwłok począwszy, przez pobieranie płynów ustrojowych, a kończąc na ważeniu organów. A przy tym wiedziała także, kiedy trzymać się z boku, i teraz właśnie nastąpił taki moment. Doktor Stolz dał to jasno do zrozumienia. Stała zatem obok szeryfa, wciąż na niego zła, że ją tak niemile zaskoczył. Poza tym pragnęła jak najszybciej stąd wyjechać.

Starała się zachować cierpliwość, choć złość ją roznosiła, a poza tym bardzo chciała pomóc przy oczyszczaniu rany na piersi denatki, żeby mogli dokładnie zobaczyć rodzaj cięcia i ślady narzędzia. Niewykluczone zresztą, że było ich wiele.

Stolz znakomicie wyczuwał niepokój Maggie.

– Rana na piersi nie była śmiertelna. Tyle mogę powiedzieć na podstawie wstępnego badania. – Zaczął rozdzielać na boki splątane długie włosy, rękami w rękawiczkach ostrożnie odsuwał zakrwawione kosmyki, pod którymi pokazała się spora rana w kształcie półksiężyca z boku głowy ofiary. – Założę się, że to ją na dobre wykończyło.

– W okolicy klatki piersiowej jest strasznie dużo krwi – wtrąciła Maggie, uważając, żeby zbyt ostro nie kontrować opinii lekarza. – Jest pan pewien, że nie została tylko ogłuszona uderzeniem w głowę?

Stolz spojrzał na Watermeiera i ściągnął wąskie wargi, pokazując, że z rozmysłem wstrzymuje się od odpowiedzi. Potem zaczął myć gąbką klatkę piersiową zmarłej.

– Gdyby zaczął ją ciąć zaraz po śmiertelnym ciosie, mielibyśmy tu w dalszym ciągu wiadra krwi. Bo ciął głęboko, może nawet do serca.

– Chwileczkę. Zdaje się, że to głębokie rany są fatalne w skutkach – rzekł Watermeier, na co Stolz głośno jęknął.

– Ale nie rany kłute. – Koroner uniósł oczyszczony fragment skóry. – Chociaż nie można powiedzieć, że to dobra robota. W każdym razie nie tak dokładna jak w przypadku Earlmana.

– A co wyjął? – spytał Watermeier, wyprzedzając Maggie.

– Pokażę wam. – Doktor Stolz jedną ręką odsłonił ranę, a drugą polał ją wodą z wąskiej rurki przymocowanej do stołu z nierdzewnej stali. – Najpierw sądziłem, że serce, ewentualnie płuca. Ci szaleńcy zazwyczaj wyciągają takie rzeczy. Ale to przeczy wszystkiemu, co dotąd widziałem.

Oczyściwszy ranę, Stolz odsunął na bok pokaleczoną skórę i zrobił krok do tyłu, żeby szeryf i Maggie mogli spojrzeć z bliska.

Watermeier otworzył szeroko oczy i podrapał się w głowę. Zbity z tropu nie rozpoznał poharatanej tkanki. Za to Maggie poznała od razu. Wiedziała też, nie patrząc na zdjęcie, które dała jej Gwen, że to nie jest Joan Begley.

– Nie rozumiem – przyznał w końcu szeryf, przenosząc wzrok z Maggie na koronera i zdając sobie sprawę, że jest w tym osamotniony.

– Ta kobieta chorowała na raka piersi i przeszła mastektomię – wyjaśnił Stolz. – Morderca zabrał implant piersi.

Maggie przygotowała sobie wcześniej, co powie Gwen, kiedy zatelefonuje do niej z informacją, że jej pacjentka została zamordowana. W zasadzie powinna teraz poczuć ulgę. Tymczasem z jakiegoś powodu zaczęła wpadać w panikę. Jeżeli Joan Begley żyje, to gdzież się podziewa, do diabła?