173895.fb2 Kocie Worki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 52

Kocie Worki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 52

– O, co tam macie? – zaciekawił się, wyciągając szyję w kierunku leżącej przed Anitą listy pytań.

– Gówno – odparła grzecznie Marzena i zgarnęła kartkę ze stołu.

Marianek był zgodny.

– No tak… Możliwe. A worki? Te kocie? Alicja, masz jakie nowe worki?

– Pod oczami… – wyrwało się Pawłowi.

– Nie, mnie idzie o te takie kolejowe. Znalazłaś co?

– A, właśnie! – ożywiła się Alicja. – A propos znalazłaś, czy nikt z was nie widział mojego zęba? Dziś rano gdzieś mi zginął. Prawa górna piątka, nie mogę sobie przypomnieć, gdzie go położyłam.

– W łazience – poinformowała ją Beata, sięgając po papierosy. – Na oknie za wanną. Firaneczka go trochę zasłania, odsunęłam ją, żeby mieć więcej światła i zobaczyłam ząb. Chyba nadal tam leży.

– O ile nie wleciał za wannę. Ale nawet jeśli wleciał, nigdzie dalej nie pójdzie. Niech leży.

– No, a ja taki byłem ciekaw – ciągnął swoje Marianek. – Bo może tam być coś ważnego, w tych workach, albo co. Może ci pomóc poszukać?

Przerwałam mu.

– Skąd ty właściwie znasz Blekota? – spytałam znienacka.

– Blekota? – zdziwił się Marianek.

– Ernesta – podpowiedziała Anita.

– Ernesta, no tak, znam go… O, już dawno! Z piętnaście lat temu on robił dla jednych znajomych obok nas cały taki wielki obiekt, no… taki wczasowy. I romansował z moją ciotką, ona była wtedy piętnaście lat młodsza i całkiem na chodzie, no i tak się jakoś wszyscy zaprzyjaźnili…

– Szczególnie zapewne mąż ciotki z Ernestem – wtrąciła znów Anita z sarkazmem tak delikatnym, że prawie niedostrzegalnym.

– Skąd wiesz? – zaciekawił się Marianek. – Bo faktycznie, owszem. I w ogóle.

Kolejne pytanie zyskało odpowiedź. Paweł łypnął okiem na kartkę, trzymaną przez Marzenę pod stołem, ale zaczekał z wykreślaniem. Nie popuściłam.

– I tak często tam u was bywał?

– No pewnie. Przecież to nad morzem. A w Warszawie, jak przyjeżdżałem, zawsze się mogłem u niego przespać. Tylko ta jego żona, ona się ciągle odchudza, nic do jedzenia… znaczy… no, ja i tak załatwiałem na mieście…

Lekkie zakłopotanie Marianka świadczyło, że świadom jest własnej żarłoczności i zapewne chce ją ukryć w mniemaniu, że nikt inny dotychczas jej nie zauważył. Nie wyprowadzałam go z błędu.

Starannie obmyślałam pytanie, które pozwoliłoby wydusić z niego więcej, nie dostarczając zarazem żadnej wiedzy, co wcale nie było łatwe, bo jednak, wbrew pozorom, Marianek totalnym idiotą nie był, ale nie zdążyłam już się odezwać. Anita nagle zerwała się z fotela.

– To ja jadę. Ty nie! – machnęła ręką w stronę Marzeny i zwróciła się do Marianka. – Ciebie mogę podwieźć, jazda, idziemy!

Marianek tak zgłupiał z zaskoczenia, że podniósł się z krzesła. Anita złapała go za rękę i pociągnęła ku wyjściu na taras, bliżej było i otwarte, stwarzało szansę błyskawicznego wywleczenie go z domu. Wywlokłaby zapewne, bo Marianek dał się ciągnąć bezwolnie, gdyby nie koty. Ujrzał je nagle, siedzące na zewnątrz, szarpnął się do tyłu i wyrwał rękę ze szponów Anity.

– O, nie! Tam są te dzikie zwierzęta! Ja nie idę! Alicja…!

Rzuciłam się do drzwi wyjściowych w obawie, że rodząca się już cudowna sytuacja ulegnie załamaniu. W celu przekręcenia klucza Anita będzie musiała puścić Marianka, cholerny zamek Alicji wymagał obu rąk, a i to jeszcze łatwiej było złamać palec niż otworzyć. Anita przypomniała sobie zapewne, że koty i jej nie kochają przesadnie, bo z łatwością zmieniła kierunek. Udało nam się zgrać poczynania, złączona para wybiegła tak, że przypominało to ucieczkę z płonącego domu.

– Ona zaraz wróci – powiedziała Alicja spokojnie.

– Mam nadzieję, że uda jej się wypchnąć go z samochodu – mruknęła Marzena i wyjęła spod stołu kartkę. – Paweł, wykreślaj. Chyba mamy szansę…

– Bo czegoś chce. I nie dostanie bez wyjawienia prawdy…

Anita wróciła po dziesięciu minutach i padła na fotel przy stole.

– Powiedziałam mu, że kolacja u was już była i drugiej nie będzie – oznajmiła. – Więc chyba mamy go z głowy. Na czym stanęliśmy? Bo mam wrażenie, że latała mi przed nosem wielka sensacja i od ust została odjęta!

– Czyżby apetyt Marianka był zaraźliwy? – zaciekawił się Paweł. – Jemu też od ust…

– Alicja zdecydowała się pokazać ci kocie zdobycze – przypomniała Beata pośpiesznie. – A ty, jak zrozumiałam, będziesz o tym strasznie milczeć. Alicja, czy ja dobrze mówię?

– Bardzo dobrze – pochwaliła Alicja i dolała sobie kawy z dzbanka, nie ruszając się z krzesła. Przez chwilę wszyscy patrzyli na nią pytająco.

– No…? – popędziła ją niecierpliwie Anita.

– A gdzie ja to położyłam? Ktoś pamięta?

– O, matko jedyna…

No tak. Robiliśmy tę idiotyczną kolację. Wszyscy w tym uczestniczyli, każdy pomagał, ktoś posprzątał ze stołu. Kiedy zastanawiałam się nad piwem i winem w chwili przyjścia Anity, zawartości kociego worka na stole już nie było. Kto ją zgarnął i gdzie wetknął?

Marzena nagle pochyliła się, sięgnęła pod kanapę i z pewnym wysiłkiem wyciągnęła worek. Wytrząsnęła go nad stołem, zgadzało się, było w nim wszystko z rękawiczkami na czele, z wyjątkiem pudełka po czekoladkach.

– Alicja…?

– A czy ja mówię, że nie? – zirytowała się Alicja. – Miałam to w ręku, owszem, duże, odłożyłam… Nie wiem gdzie, skąd mam wiedzieć! Tu nie leży…?

Rozejrzała się wokół siebie. Anita siedziała w fotelu, jakby ją gryzł w odwłok, z napięciem wpatrywała się w nas wszystkich kolejno. Doświadczenie podsunęło mi jedyną właściwą drogę, dedukcja!

– Przypomnijcie sobie wszyscy, co ona robiła, bo sama z pewnością nie pamięta. Kto schował worek pod kanapę?

– Ja – przyznała się Marzena. – Ale pudełka nie ruszałam.

– Kto zgarnął te wszystkie śmieci do pudełka?

Alicja prychnęła gniewnie.

– Przecież mówię, że ja. I mówię, że miałam je w ręku!

– Telefon nie dzwonił? – spytała niespokojnie Anita.

– Nie, telefon nie…

Paweł schylił się, pomacał półeczkę pod stołem i pokręcił głową. Zaczęliśmy myśleć na głos. Beata z Marzeną nakryły stół, Paweł wysunął deskę, razem z Alicją wyjmowałam produkty spożywcze z lodówki, Alicja podgrzewała mięso w mikropiecu, Marzena zabrała nam spod ręki pomidory i paprykę, pokroiła je na stole, na kuchennym bufecie dokroiłam trochę kartofli do sałatki, Alicja wyciągała coś jeszcze, w tym zlodowaciałą na kamień rybę dla kotów…