173906.fb2 Krowa Niebia?ska - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 35

Krowa Niebia?ska - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 35

Wydusiła wreszcie z siebie odpowiedź.

– Nie wiem – powiedziała żałośnie. – Nic bym pewnie nie zrozumiała, tak samo jak i ona, ale jako dziecko… małe, zaraz, ile ja miałam lat…? Osiem chyba. Rozpoznałam bandytę. Na jakimś targowisku, nie, na jarmarku. Nic z tego nie pamiętam, ale i nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Niemożliwe przecież, żeby ten bandyta z mojego dzieciństwa pobił moją sąsiadkę, on poszedł do więzienia! Mam wrażenie, że na bardzo długo! Do końca życia!

– A pamięta pani może przypadkiem, jak się nazywał?

– Skąd, pojęcia nie mam. W ogóle tyle wiem, ile panu powiedziałam i to może nie mieć żadnego sensu.

Bieżan był innego zdania. Westchnął ciężko i chwilę się pozastanawiał.

– No dobrze. Miała pani osiem lat, policzmy, kiedy to było…

– Siedemnaście lat temu.

– Siedemnaście, bardzo dobrze. A co on zrobił, ten bandyta? Zabił kogoś?

– Nie wiem. Przeraził mnie śmiertelnie, to pewne, a poza tym… Mam wrażenie, że napadał ludzi, okradał i mordował, ale możliwe, że tylko to sobie tak wtedy wyobrażałam. W każdym razie o wampirze nie było mowy. Ani o szpiegostwie. Ani o żadnych zboczeniach, bo tego bym nie zrozumiała, a pamiętam, że wydawał mi się zwyczajnym bandytą, nie zwyrodniałym. Musiał popełniać przestępstwa proste.

– W Warszawie?

– A skąd, na wsi. Tam gdzie jeździliśmy na wakacje, na lato. W okolicach Kraśnika, albo w górach Świętokrzyskich. Zdaje się, że on tam grasował. Ale niech pan weźmie pod uwagę, że ja tego naprawdę prawie nie pamiętam. I czy w ogóle jest możliwe, żeby po tylu latach on się mścił? I to akurat na mnie? I skąd by się w ogóle wziął, uciekł z więzienia?

– Nie musiał uciekać, dawno wyszedł. No, może niezbyt dawno… A co do zemsty, to pojęcia pani nie majak tacy w sobie zemstę hodują. Jeśli sobie wykombinował, że to przezwania poszedł siedzieć… Widział panią wtedy?

– No pewnie, parę razy! Ale ja przecież miałam osiem lat, zmieniłam się chyba? Jakim cudem mógłby mnie poznać?

– Toteż właśnie wygląda na to, że się pomylił…

– Przerażające – powiedziała Elunia po chwili milczenia. – Niewinna osoba…! Nie, pan się chyba myli, nie mogę w to uwierzyć!

Bieżanowi jej wiara do niczego nie była potrzebna, sam nie był pewien własnej racji. Na wszelki wypadek postanowił sprawdzić wszystko w rejestrach i archiwach wymiaru sprawiedliwości i już widział, jak się ucieszą ci z Lublina, albo może z Kielc, kiedy im zwali na głowę poszukiwanie sprawcy, złapanego przed siedemnastu laty. No, może go mają w komputerze…

Pozbywszy się obowiązków obywatelskich, Elunia mogła się zająć sprawami osobistymi.

Ona też ukryła coś przed Bieżanem. Nie powiedziała o owych gorzkich żalach i roratach, wolała najpierw porozumieć się z babcią bezpośrednio. Ponadto w głowie i uczuciach tkwili jej Kazio i Stefan, każdy inaczej, ale z niemal równą siłą i z każdym wiązała się jakaś nieprzyjemność. Dodatkowo zaczął się pchać natrętnie bandzior z dzieciństwa. Coś z tym fantem musiała zrobić, bo okropna potrójna niepewność zaczynała przeszkadzać jej w pracy. Zdecydowała się poświęcić dzień jutrzejszy…

* * *

Babcia była najłatwiej dostępna. Mimo wieku pracowała, ale pracowała w domu i aż do wczesnego popołudnia zawsze można ją było zastać. Robiła korekty rozmaitych utworów, sprawdzając i korygując ortografię, gramatykę i słownictwo. Szła z postępem, nie prezentowała żadnego zacofania.

– Babciu, do kogo mówiłaś takie słowa: „Wzięli gorzkie żale, poszli na roraty”? – spytała Elunia bez wstępów, z głęboką wiarą w umysł babci, wyzuty za sklerozy. – I skąd to w ogóle pochodzi?

Było akurat południe. Babcia oderwała się od biurka i poczęstowała wnuczkę ogromnym zestawem napoi zimnych i gorących. Z jedzeniem nie zawracała sobie głowy. Obie usiadły przy małym stoliku pod oknem.

– Mówiłam do miliona osób – odparła spokojnie. – Niekoniecznie codziennie, ale żyję już dość długo i miałam szansę obsłużyć cały kraj. Cudzoziemcy by nie zrozumieli. A skąd pochodzi, nie mam pojęcia, przejęłam to w dzieciństwie od mojej babki, a twojej praprababki. Ciotki zresztą też się tym posługiwały.

Elunia pomyślała, że babcia jest cudowna. Odpowiada na pytania bez namysłu, nie dociekając, po co są zadawane i o co chodzi. Nie pcha się człowiekowi do samej głębi duszy i nie wywleka z niego pazurami intymnych tajemnic. Rozmowa z nią to sama przyjemność.

– A jak myślisz, kto z młodszego pokolenia też mógł to przejąć? Kto miał szansę? Musiał chyba słyszeć to od ciebie więcej niż raz?

– Może słyszał raz i ma pamięć akustyczną. Spodobało mu się. Ale masz rację, raczej musiał słyszeć parę razy. I używa?

– Sama słyszałam, jak użył.

– Ciekawe. Ja nie słyszałam od nikogo. Kto to był ten, co użył? Jakiś krewny?

– Nie wiem. Mam nadzieję, że nie. Obawiam się, że przestępca, to znaczy wiem na pewno.

– Interesujące. Z jakim przestępcą ja mogłam tak często rozmawiać? Może jednak pochodzi z rodziny? Czekaj, jakiego rodzaju przestępca? Złodziej, mafiozo, minister, oszust matrymonialny, prezes banku…?

Elunia zakłopotała się nieco. Jak właściwie tę szajkę określić…?

– Taki… podstępny wymuszacz. Nie, to praca fizyczna… Goryl podstępnego wymuszacza. Ale inteligentny.

– Subtelny bandzior – sprecyzowała babcia. – Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli coś takiego w rodzinie, ja przynajmniej nie słyszałam. Alkoholicy, to owszem… Z kim ja, do licha, rozmawiałam…?

Elunia pożałowała nagle, że jednak nie włączyła w dochodzenie Bieżana. Kazałby babci zapewne zrobić spis wszystkich znajomych i przypadkowych rozmówców, odrzuciłby wiekowo niewłaściwych, a resztę obejrzał. Sama nie ośmieliłaby się takiej propozycji zgłosić.

– Zależy ci? – spytała babcia nagle.

– Bezgranicznie…! – wyrwało się Eluni.

– Musi w tym tkwić jakiś chłopak. No dobrze, spróbuję sobie przypomnieć i tak wieczorami już mi się nie chce pracować. Kobiety won?

– Całkiem won. Chyba że czyjaś mamusia…?

– Zastanowię się. Czekaj, dziecko, coś mi chodzi po głowie… Taki sympatyczny chłopiec… Oczami go widzę, ale nic więcej, to skleroza…

– Jeśli babcia ma sklerozę, to ja jestem arcydzięgiel bagienny – powiedziała Elunia stanowczo, czym rozczuliła babcię ostatecznie.

– Moja krew! To po mnie masz te dziwne porównania, przez twoją matkę przeskoczyło. No dobrze, nie pojadę dziś na pokera, zrobię to dla ciebie i cały wieczór poświęcę dochodzeniu. Złap sobie swojego chłopaka, obojętne, przestępcę czy nie, miłość nie zna przeszkód. Siedzieć za niego, mam nadzieję, nie pójdziesz.

Słowa babci wywołały w umyśle Eluni melanż straszliwy. Wszystko się znienacka skłębiło, przez moment sama nie wiedziała, co do czego należy i o co jej chodzi. Kazio, Stefan, Bieżan, facet z nosem, Agata, szajka przestępcza, wszyscy razem utworzyli jeden węzeł nie do rozcięcia, mignął jej nawet zapomniany prawie osobnik od niebiańskiej krowy. Z wysiłkiem opanowała ten zamęt.

– Nie, babciu, to nie całkiem tak. Chłopak owszem, jest taki, ale roraty to co innego. Dwie różne rzeczy. Trzy różne rzeczy…

– Trzy tysiące różnych rzeczy – zgodziła się babcia.

– …ale zaraz, babciu, czy ty grywasz w pokera? Prawdziwego?

– Ty głupia jesteś, moje dziecko, czy co? Oczywiście, że grywam! Jasne, że w prawdziwego, przecież dlatego twoi rodzice uważają mnie za jednostkę niepoczytalną i chętnie by mnie ubezwłasnowolnili. Nic z tego, bardzo się staram, poza tym, być normalna.

– Raz w życiu…! – westchnęła Elunia, nagle rozpłomieniona. – Raz w życiu chciałabym zagrać w takiego prawdziwego, drapieżnego pokera…

– Nie widzę przeszkód – powiedziała babcia spokojnie. – Mogę cię wprowadzić w odpowiednie towarzystwo, zdaje się, że już jesteś dorosła. Ale chyba nie w tej chwili, coś mi się widzi, że masz jakieś inne problemy, może je najpierw rozwikłaj, a potem przystąp do beztroskich rozrywek…

Jadąc z powrotem do domu w celu kontynuowania pracy, Elunia myślała sobie, że taka babcia to skarb. Wyszła od niej ogromnie podniesiona na duchu, chociaż właściwie konkretnych powodów po temu nie było. Uzyskała zaledwie obietnicę, Bieżan mógł uzyskać taką samą, żadna ludzka siła nie wymogłaby na babci, w jej wieku siedemdziesięciu sześciu lat, niczego więcej. Jeszcze cztery lata i babcia, gdyby miała ochotę, mogłaby zabić człowieka, podobno kobiet po osiemdziesiątce do więzienia się nie wsadza. Ciekawe, czy takiego człowieka babcia miała na oku…

Uczucia, bez względu na zamiary babci, zaczynały się w niej trochę porządkować. Kazio zapowiedział swój powrót jutro, nie podając godziny. Zadzwoni chyba…? Dopadnie go wreszcie i zażąda wyjaśnień… O Boże, ależ to jest pretekst do rozluźnienia, może nawet zerwania kontaktów! Oszukiwał ją…

Siadając już przy stole, uświadomiła sobie, że po pierwsze wcale nie chce całkowitego zerwania kontaktów z Kaziem, a po drugie zamierza zrobić świństwo. Cienia prawdy nie ma w tym, że zakochała się w Stefanie przez Kazia, Kazio mógł być w Chinach albo siedzieć na dachu, obojętne, zakochałaby się tak samo. Nie powinna udawać, że to jego wina, powinna uczciwie powiedzieć prawdę, chociaż Jola jest innego zdania. Niech sobie będzie, Elunia tak nie lubi, źle by się czuła ze swoją obłudą. Z tym że najpierw zorientuje się, co to za kit z tą Skandynawią…