173906.fb2 Krowa Niebia?ska - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 42

Krowa Niebia?ska - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 42

– Rozumiem. W porządku. A co zamierzasz jutro?

– Od rana pracować, a na drugą jestem umówiona w dyrekcji „Bez granic”, to jest biuro podróży…

– Wiem.

– …z prospektami. A co dalej, jeszcze nie wiem.

– Nie szkodzi, to i tak dużo. Dziękuję, kochana, cześć. Elunia powoli odłożyła słuchawkę, a potem szybko wybiegła z domu.

Kwadrans po piątej znalazła się w kasynie, w parę minut później zaś pojawił się Barnicz.

Pamiętna rad i ostrzeżeń Joli, Elunia z całej mocy usiłowała na niego nawet nie spojrzeć, aczkolwiek zauważyła go już w momencie, kiedy wchodził. Grała zapamiętale, w ogóle nie widząc kart na ekranie automatu. Zanim minęła następna minuta, usiadł obok niej.

– Stęskniłem się za tobą – powiedział półgłosem i Eluni zrobiło się w środku zarazem słabo i gorąco. – Namnożyło mi się zajęć, ale do jutra się wyrobię. Co byś powiedziała na jutrzejszy wieczór?

Z szalonym wysiłkiem Elunia zdołała wydobyć z siebie głos.

– Nie mam planów. Gdzie się spotkamy?

– Tutaj oczywiście. To najprościej i najprzyjemniej. A potem już będę wiedział, co dalej. Pozbyłem się ciotki, wyjeżdża jutro rano na parę dni. Chorowite przyjaciółki w starszym wieku i na prowincji to czyste błogosławieństwo.

– Dlaczego właściwie musisz mieszkać z ciotką?

– Bo tak naprawdę, to ja mieszkam u niej, a nie ona u mnie. Tyle że to ja załatwiłem remont i tym podobne. Ogólnie biorąc, ona jest wysoce użyteczna i nieszkodliwa, czasem tylko trochę przeszkadza. Raczej rzadko.

Upragniony trwały związek cementował się Eluni w błyskawicznym tempie. Nareszcie…! Nareszcie mówił do niej coś o sobie, zwierzał się jej, poznawała jego życie! Nie dość na tym, nareszcie była z nim konkretnie umówiona!

Wszystko inne wyleciało jej z głowy. Nawet jeśli jakiś ślad trzeźwej myśli pozostał, nie miał żadnego znaczenia. Ogarnęło ją upojenie, głupia ta Jola, ograniczona, źle ocenia sytuację, opiera się na doświadczeniach osobistych, a one pechowe… Jednak Stefan nie potraktował jej przygodowo, to nie była rozrywka z doskoku, to coś trwalszego, jednak leci na nią, może mu nawet zależy, może już włączył ją w swoje życie, może gdzieś, kiedyś… ona przy jego boku, a on powie: moja żona…

Zrobi się na bóstwo absolutne!

Zamieszkają razem…

Urodzi mu dzieci…

– I co w końcu, pogodziłaś się z faktem, że pod tym bankiem mnie nie było?

Obrzydliwie prozaiczne pytanie wdarło się w stan ducha i umysłu Eluni zgrzytliwym dysonansem. Prawie widziała już palmy na Wyspach Kanaryjskich, bo Stefan jej jakoś do tego pasował, i kładła do snu własne dzieci w hotelowym apartamencie.

– Tak, powiedziałam glinom, że tam siedział jakiś brodaty – odparła, wytrącona z czarownego tematu. – Nie wiem już teraz, dlaczego wydawało mi się, że to ty, pewnie nie zauważyłam brody.

– A miałem brodę?

– Miałeś.

– To jakim cudem to mogłem być ja? Z brodą sam siebie chyba bym nie poznał. Rozmawiałaś z nimi ostatnio?

– Nawet dzisiaj. Niewiele mają ze mnie pożytku.

– Doszli do czegoś w tej aferze? Ciekawi mnie to, ostatnimi czasy afery u nas są naprawdę interesujące.

Eluni w najmniejszym stopniu nie chciało się teraz rozmawiać o aferach i przestępstwach. Zajęta była swoim życiem uczuciowym, Stefana miała przy boku, w dodatku zauważyła swój automat, który zaczął płacić nagle jak oszalały. Jej dusza drgnęła hazardem.

– Nie wiem – odparła z roztargnieniem. – Zdaje się, że wiedzą co, ale nie wiedzą kto. Czy ty grałeś w Monte Carlo?

Stefan Barnicz zacisnął zęby. Ta śliczna idiotka zaczynała go poważnie denerwować.

– Grałem. Co to znaczy, że wiedzą co? Co wiedzą?

– Wiedzą, co jest robione, ale nie mają pojęcia, kto to robi. Tak mi dziś wyszło. I co? Wygrałeś?

– Ogólnie owszem. A co właściwie jest robione?

– Jak to? – zdziwiła się Elunia, przerywając na moment grę. – Przecież ci mówiłam? Ktoś zmusza ludzi do podpisania czeków na okaziciela albo wyrywa z nich ten utajniony numer karty kredytowej, podejmuje pieniądze, przez ten czas trzyma te ofiary związane i do widzenia. Żadnych twarzy, bo oni występują w workach, widziałam to. A jednego widziałam nawet w naturze, chociaż po ciemku, a w świetle widziałam jego profil. Już mu zrobili portret pamięciowy, ale chyba nie najlepszy. W co grałeś? W ruletkę?

Przez moment Barnicz nie rozumiał, o co ona pyta.

– A…! W ruletkę, owszem. Miałem trochę szczęścia. Jak to się mogło stać, że widziałaś aż tak dużo?

Elunia zmobilizowała się nieco, chociaż cała ta przestępcza historia obchodziła ją w tej chwili tyle co zeszłoroczny śnieg. Streściła mniej więcej teorię Kazia, raczej mniej niż więcej, bo upojenie połączyło się z niecierpliwością, o nim, o nim, o Stefanie, dowiedzieć się wszystkiego, usłyszeć o jego przeżyciach, o jego dzieciństwie, o jego doznaniach, upodobaniach, poglądach… Jutro wieczorem będą zajęci czym innym…

Małe ziarenko piasku zgrzytnęło w trybach. Będzie chciał… No tak, oczywiście, że będzie chciał… Ale może ona się przyzwyczai, a od czasu do czasu on weźmie pod uwagę jej upodobania…

– Będę musiał wyjść – powiedział Barnicz. – Ale wrócę. Do której zostaniesz?

Elunia omal nie powiedziała, że nawet do rana, ale pisnęła w niej obowiązkowość. Przypomniała sobie pozostawione w proszku biuro podróży. Westchnęła z żalem.

– Najwyżej do ósmej. Jutro rano muszę odwalić robotę, a może uda mi się nawet dzisiaj wieczorem. W każdym razie przed pierwszą muszę być z tym gotowa, więc żadnego siedzenia w nocy.

– Spróbuję zdążyć wcześniej…

W nieobecności Barnicza Elunia trochę oprzytomniała. Z rozczuleniem popatrzyła na automat, nareszcie ta rozrywka zaczęła jej sprawiać przyjemność. Wygrywała nawet. Mogła odpocząć po emocjach uczuciowych. Przed sobą miała cudowne jutro, a potem, teraz to już chyba pewne, następne cudowne dni…

Za pięć ósma przystąpiła do wypuszczania swojej wygranej. Pełna zapału do pracy, zdecydowała się wrócić do domu i podciągnąć robotę, żeby na to cudowne jutro zostawić sobie więcej czasu. Siła jednej namiętności nieco zelżała, za to drugiej bardzo się wzmogła. Zgarniała do kubka ostatnie żetony, kiedy przy jej boku znów pojawił się Stefan.

– Taką miałem nadzieję, że cię jeszcze zobaczę – rzekł cicho. – Wróżyłem sobie nawet, jadąc tutaj, jeśli cię zastanę, interes mi się powiedzie. No i proszę, dobra wróżba.

Gdyby nie jutrzejsze perspektywy Elunia z całą pewnością pozostałaby w kasynie dłużej. Nawet i teraz zawahała się, czyby nie nakichać na obowiązki, ale Barnicz dołożył dalszy ciąg.

– Krótko tu będę, mam się tylko z kimś spotkać i pójdziemy gdzie indziej. Dobrze, że też wychodzisz, bo byłoby mi żal.

Wyszła zatem. Stefan towarzyszył jej przy kasie, gdzie odbierała wygraną, potem jeszcze podał jej palto przy szatni, pożegnał czułym uśmiechem i wrócił do wnętrza sali. Skierował się do baru.

Upojona szczęściem Elunia ruszyła do domu. Na jadące za nią samochody nie zwracała najmniejszej uwagi.

Szczęście przywróciło jej apetyt. Ustawiając samochód na parkingu, poczuła głód i przypomniała sobie, że właściwie w domu nie ma nic porządnego do jedzenia. Skierowała się zatem nie ku klatce schodowej, tylko do małego sklepu w sąsiednim budynku, otwartego do dziesiątej wieczorem. Zrobiła zakupy, składające się głównie z przedmiotów twardych, słoika flaków, słoika marynowanej papryki, puszki pasztetu, butelki oleju sojowego, butelki wina, zamrożonego na kamień kurczaka i równie dokładnie zamrożonych filetów rybnych. Produkty miękkie w postaci pieczywa, masła i pomidorów stanowiły niewielki dodatek.

Z ciężarem w wielkiej foliowej torbie wsiadła do windy, wjechała na swoje piętro, lewą ręką wygrzebała z kieszeni klucze i otworzyła drzwi.