174364.fb2 Major Downar Zastawia Pu?apk? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Major Downar Zastawia Pu?apk? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

– Byłeś u tych Domańskich?

– Tak.

– Co to za ludzie?

– Nadziani forsą. On z. gatunku tych kombinatorów, którym nigdy niczego nie można dowieść i którzy nie wiadomo z jakich źródeł czerpią dochody. Tak na oko, dałbym mu dychę bez prawa apelacji.

– Podobno jest adwokatem.

– Taki z niego adwokat, jak ze mnie astronauta. Owszem, tytułują go „panem mecenasem”, ale dałbym sobie głowę uciąć, że on nawet bardzo rzadko przechodził koło uniwersytetu.

– A ona?

– Taka panienka z okienka w wieku trolejbusowym. Udaje niewinne dziewczę, a cwaniara kuta na cztery nogi. Kiedyś nawet musiała być ładna babka. Jeszcze dzisiaj zgrabna i szykowna. Pierwszorzędnie ubrana.

– Rozmawiałeś z nią o Zenusiu?

– Jasne. Zakochana w synku. Cudów mi naopowiadała, jaki to on nadzwyczajny, po prostu geniusz.

– A o Kowierskim coś mówiła?

– Pogardza nim. Uważa go za starego idiotę,

– Zarejestrowałeś rozmowę?

– Tak. Miałem w teczce magnetofon.

– A pod jakim pretekstem poszedłeś do nich?

– Sprawdziłem w ZUS-ie, jakie ostatnio mieli pomoce domowe i niby wywiad przeprowadzałem w sprawie jednej z tych dziewczyn, a przy okazji…

– Dobrze pomyślane – pochwalił Downar. – Masz coś jeszcze dla mnie?

– O Zenusiu? Niewiele. Syneczek mamusi, pieszczoszek, kocha pieniążki, lubi pograć w pokerka, zabawić się z ładnymi babkami. Sadząc z fotografii, przystojny chłopak.

– Masz jego fotografię? Olszewski uśmiechnął się triumfalnie.

– Nie tylko jego. Zdobyłem całą grupę rodzinną. Jest i Waldek, brat Grabińskiej, i jego narzeczona, Grażyna Mierzycka, mamusia z mężem… Proszę, spójrz, jakie udane zdjęcie.

– Skądżeś to wytrzasnął? – spytał zdziwiony Dowuar.

– Powiedziałem, że potrzebna mi fotografia tej gosposi i pani Domańska pożyczyła mi zdjęcie. Ta z brzegu, po prawej stronie, to właśnie gosposia.

Downar był zadowolony ze swojego współpracownika.

– No, chłopie, odwaliłeś kawał dobrej roboty. Jedź zaraz do Zakładu Kryminalistyki. Niech zrobią powiększenia każdej postaci. To może nam się bardzo przydać. A co z tym taksówkarzem?

– Sprawdziłem go. Ma garaż przy Płockiej. Pojedziemy do niego?

– Oczywiście, tylko trzeba tak wycelować, żeby go zastać w garażu.

– To może lepiej jedźmy do niego do domu? Mam także jego prywatny adres.

– Dobrze. Wybierzemy się tam wieczorem, ale nie bardzo późno. Chcę zdążyć na pociąg.

– Wyjeżdżasz?

– Tak, Do Zakopanego. Zabieram narty i oczywiście ten kawałek parafiny. Zobaczę, jak to się zjeżdża na czeskiej parafinie.

– Ja też mam jechać?

– Nie. Jesteś potrzebny lulaj, w Warszawie. Będziesz miał jeszcze trochę zajęcia. Przede wszystkim chciałbym, żebyś odwiedził państwa Grabińskich. Nic należy także zapominać 6 Tarkowskim. Mam wprawdzie już pewną koncepcję w tej sprawie, ale zawsze musimy być przygotowani na rozmaite niespodzianki. Nic można wykluczyć, że idziemy fałszywym tropem.

* * *

Łukasiak skończył późny obiad, zaostrzył zapałkę i z pedantyczną dokładnością zaczął wydłubywać z zębów resztki łykowatej pieczeni wołowej. Nie poruszył się na odgłos dzwonka. Był pewien, że to któraś z kum jego żony. Pomylił się.

– Kaziu, pozwól na chwilę. Jacyś panowie do ciebie.

– Do mnie? – zdziwił się Łukasiak. Dźwignął się ociężale od stołu i wyszedł do przedpokoju.

– O co się rozchodzi?

– Jesteśmy z milicji – powiedział Downar, wyjmując służbową legitymację.

Taksówkarz wzruszył ramionami.

– To chyba pomyłka. Wóz i papiery w najlepszym porządku, żadnej kraksy nie miałem…

– Nic Chodzi o kraksę. Chcieliśmy z panem Chwilę porozmawiać.

. – Porozmawiać zawsze można. Dlaczego nie? Proszę, panowie wejdą do pokoju.

Usiedli na zabytkowej kanapie, przykrytej szarym pokrowcem, a Łukasiak otworzył kredensik.

– My ślę. że panowie nic odmówią kieliszeczka jałowcówki? Swojej roboty.

Downar energicznie potrząsnął głową.

– Nie, nie, dziękujemy bardzo. Spieszymy się. Proszę nam powiedzieć, czy zatrudniał pan u siebie niejakiego Michała Sołtysiaka?

– Owszem. Jeździł u mnie jako zmiennik, ale już nie jeździ.

– Dlaczego?

– Dlatego, że go na zbitą mordę wywaliłem…

– Narozrabiał coś?

– Jak panowie się o niego pytają, to już na pewno panowie wiedzą lepiej ode mnie, jaki to kawał bandziora. Jeszcze mi winien tysiąc pięćset złotych, a i dwa najlepsze klucze francuskie mi podgrandził. A w ogóle bez przerwy kombinował na swoją rękę, różne kurwy woził moją taksówką. I tak za długo go trzymałem.