174364.fb2
– Czy pani może wie; kto dzwonił?
– Tak. Dzwoniła gosposia doktora Kowierskiego.
– Kto to jest doktor Kowierski?
– Internista. Przyjaciel mego męża.
– Czy mogłaby mi pani opowiedzieć dokładnie, jak to, było z tym telefonem?
– Oczywiście. A więc… jak już wspomniałam, po pierwszej zadzwonił telefon.
– Kto odebrał?
– Ja.
– Czy państwo mieli wspólną sypialnię?
– Nie. Nie znoszę wspólnych sypialni. To barbarzyński zwyczaj. Każde z nas miało swój pokój
– I telefon jest u pani.
– Zawsze na noc przenosiłam aparat do siebie. W nocy zdarzały się pomyłkowe połączenia. Chciałam, żeby mąż miał spokój. Musiał wcześnie wstawać, żeby zdążyć do szpitala. Przy jego słabych nerwach jak się obudził, to później nie mógł długo zasnąć i rano był zmęczony.
– Więc pani odebrała telefon,
– Tak.
– I kto dzwonił?
– Już mówiłam. Gosposia doktora Kowierskiego.
– Czy poznała ją pani po glosie?
– Nie sądzę, żebym kiedykolwiek rozmawiała z nią przez telefon. Może kiedyś, przed laty… A w ogóle widziałam ją w życiu ze dwa razy.
– Nie bywała pani u doktora Kowierskiego?
– Raczej nie. Nie darzę go specjalną sympatią i mam wrażenie, że on także za raną nie przepada. To przyjaciel mego męża. Urządzali sobie takie męskie spotkania,
Olszewski pokiwał głową.
– Rozumiem. Czy doktor Kowierski jest żonaty?
– Parę lat temu rozszedł się z żoną. Mieszka z synem.
– Może mi pani zechce opowiedzieć, jak to było dalej. Więc odebrała pani telefon i…
– I poprosiłam męża.
– Słyszała pani ich rozmowę?
– Słyszałam, co mówił mój maź. Powiedział: „Dobrze, dobrze. Oczywiście" Potem ubrał się pośpiesznie i wyszedł.
– Rozmawiał z panią przed wyjściem?
– Tak. Powiedział, że jakiś nagły wypadek i że Kowierski prosi go, żeby natychmiast przyjechał z narzędziami chirurgicznymi.
– Czy takie rzeczy czasami się zdarzały? Czy doktor Kowierski wzywał już kiedyś pani męża?
– Nic. Nigdy, byłam zaskoczona. Olszewski skrzętnie notował przebieg rozmowy.
Po krótkiej chwili znowu spytał:
– Pani mąż miał broń?
– Miał pistolet.
– Nosił go przy sobie?
– Tak, Od czasu tej historii z chuliganami.
– Napadli męża?
– Tak. Kiedy wracał nocą ze szpitala.
– T jak to się skończyło?
– Mąż był bardzo silnym, wysportowanym mężczyzną. Doszło do bójki. Na szczęście nadjechał milicyjny, radiowóz i tamci uciekli. Odtąd Karol nosił przy sobie pistolet, szczególnie jeżeli wychodził gdzieś późnym wieczorem.
– Czy ostatniej nocy, także zabrał ze sobą broń?
– Tego nie wiem, ale myślę, że tak.
– Chciałbym, żeby pani po powrocie do domu sprawdziła, czy pistolet męża leży na swoim miejscu. I proszę do mnie zatelefonować…
– Oczywiście. Nie ma pan już więcej pytań? Olszewski wstał.
– Na razie to wszystko. Dziękuje pani.
Pułkownik Leśniewski był w złym nastroju. Nie silił się na żartobliwy ton, nie opowiedział żadnego kawału, nawet nic kazał podać kawy. Od razu przystąpił do rzeczy.
– Siadaj. Jak z rym napadem w Żyrardowie?
– Śledztwo w toku.
Masz już coś konkretnego w lej sprawię?