174364.fb2 Major Downar Zastawia Pu?apk? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 21

Major Downar Zastawia Pu?apk? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 21

Od razu ją spostrzegł, ale udał. że nie zwraca na nią uwagi. Rozcierając zmarznięte dłonie, rozglądał się za wolnym miejscem. Na szczęście wszystkie stoliki, były zajęte. Podszedł i, uśmiechając się jakby z pewnym zażenowaniem, powiedział:

– Verzeihen Sie. Czy można siedzieć obok pani?

Spojrzała na niego z wahaniem, ale zagraniczny turysta zrobił odpowiednie wrażenie. Znajomość z walutowym cudzoziemcem nie była do pogardzenia.

– Bardzo proszę. Niech pan siada. Czekam wprawdzie na znajomego, ale jakoś go nie widać. Być może, w ogóle nie przyjdzie. Umówiłam się warunkowo.

– Ja, ja. – pokiwał głową Downar. – Sie sind… Pani sehr sympatyczna, bardzo…

Rozmowa nie kleiła się, ale po wstępnej wymianie kilku polsko -niemieckich zdań okazało się, iż „Fraulein Grażyna uczyła się kiedyś języka Goethego i coś tam rozumie piąte przez dziesiąte.

Downar przedstawił się jako Rudolf Lipke z Hamburga. Powiedział, że mówi trochę po polsku, ponieważ jego matka jest Polką i pochodzi z okolic Nowego Targu. Na stare lata pragnie wrócić do kraju. Dlatego on tulaj przyjechał i szuka jakiejś ładnej willi, którą mógłby kupić dla matki. Cena nie gra roli. Posiada 80% akcji dużego przedsiębiorstwa handlowo-przemysłowego i jest człowiekiem zamożnym. Nie będzie żałował pieniędzy, żeby zrobić przyjemność staruszce. On także chętnie nieraz tu przyjedzie, ponieważ okolica bardzo mu się podoba, a wymiana marek zachodnioniemieckich na złote jest korzystna.

Dziewczyna z coraz większym zainteresowaniem słuchała wynurzeń eleganckiego „cudzoziemca", rzucając od czasu do czasu szybkie spojrzenie w kierunku szatni. Widać było, że jest nieco zdenerwowana i zaczyna się niecierpliwić. Wreszcie przyszedł.

Downar poznał go, mimo iż fotografia zrobiona została prawie przed dwoma laty i od tamtego czasu Waldemar Grabiński trochę się zmienił. Wtedy był ładnym, może nawet zbyt ładnym chłopcem o żywym, łobuzerskim spojrzeniu i lekko drwiącym uśmiechu. Teraz podszedł do ich stolika zupełnie już dojrzały młody mężczyzna, wysoki, długonogi, barczysty. Bardzo przystojna twarz o regularnych rysach mogłaby się wydawać sympatyczna, gdyby nie jakiś niemiły grymas, zastygły w kącikach wąskich, mocno zaciśniętych ust.

Miał na sobie narciarski strój. Jasnoszafirowy golf podkreślał złotawą opaleniznę. Poruszał się z wystudiowaną nonszalancją, ignorując pogardliwie zaczepne spojrzenia dziewcząt. Widać było, że w pełni docenia swą urodę i że zdaje sobie sprawę z wrażenia, jakie wywiera zarówno na kobietach, jak i na mężczyznach. Zatrzymał się przy ich stoliku, spoglądając pytająco na nieznajomego.

Grażyna pośpiesznie dokonała prezentacji, dodając kilka wyjaśniających słów na temat zagranicznego turysty.

Grabiński próbował mówić po angielsku, ale ponieważ Downar nie znał tego języka, przeto w dalszym ciągu porozumiewano się niemiecko – polskim melanżem.

Początkowo Waldemar zachowywał się z dużą rezerwą, przypuszczając, że przemysłowiec z Hamburga chce poderwać mu dziewczynę. Po pewnym jednak czasie najwidoczniej postanowił zmienić taktykę, gdyż stał się bardziej elokwentny, nieomal serdeczny Być może na zmianę nastroju wpłynęła wiadomość, że cudzoziemiec jest człowiekiem zamożnym i pragnie nabyć w okolicy Zakopanego luksusową willę.

Po blisko godzinnej pogawędce Downar zaproponował zmianę lokalu, zapraszając swych „młodych Freunden" na obiad, co zostało przyjęte z entuzjazmem.

Poszli do „Jędrusia", gdzie nie żałowali sobie ani jadła, ani trunków. Atmosfera stawała się coraz bardziej przyjacielska, a pod koniec biesiady Waldemar wycałował „kochanego Rudolfa", zapewniając go, że w najbliższym czasie znajdzie mu przepiękną willę, którą prawie za bezcen będzie mógł kupić dla swojej staruszki-matki. „Kochany Rudolf tak się tym wzruszył, że kazał podać francuski koniak i solone migdały.

Uczta przeciągnęła się do wieczora. W szampańskich humorach wytoczyli się z zacisznej knajpki, zapewniając się wzajemnie o dozgonnej przyjaźni i obiecując sobie spędzić wspólnie w Zakopanem wiele przyjemnych chwil.

* * *

Nazajutrz spotkali się na Kasprowym i Downar musiał stwierdzić z przykrością, że jego narciarska forma pozostawia dużo do życzenia. Nic mógł równać się z Waldemarem i jego dziewczyną. To popsuło mu humor i napełniło melancholią.

Do diabła, starzeję się – myślał smętnie, gramoląc się ze śniegu po jakiejś „efektownej" krystianii. – A może po prostu za rzadko jeżdżę? – próbował się pocieszać.

W tej chwili uświadomił sobie, że przecież nic po to tutaj przyjechał, żeby się popisywać jako sportowiec. Uśmiechną! się sam do siebie.

Kiedy już mieli dosyć nart, wrócili do Zakopanego i poszli na wczesny obiad. Tym razem bez wódki i francuskiego koniaku. Wprawdzie Grabiński chciał postawić pól litra żytniówki. ale Downar stanowczo sprzeciwi! się, twierdząc, że alkohol nie sprzyja wyczynom sportowym.

– O, widzę, że pan serio myśli o najbliższej olimpiadzie – zaśmiała się Grażyna.

– Zgłoszę się kiedy Komitet Olimpijski ustanowi nową konkurencję – powiedział poważnie Downar

– Jakaż to konkurencja?

– Wpadanie w śnieg, głową albo inną częścią ciała.

Parsknęli śmiechem.

– Pan coraz lepiej mówi po polsku – zauważył Grabiński.

– Wprawiam się, meine lieber Waldek Morgen, jutro jeszcze lepiej będę mówić

Po obiedzie Grażyna powiedziała

– Wiecie co? Mam pewien genialny pomysł. Spojrzeli na nią pytająco

– Przejedzmy się sankami. Taki cudny dzień. Możemy zrobić wycieczkę na przykład do Doliny Kościeliskiej.

– Czy nie za późno? – spytał Downar

– Dlaczego za późno? A jeżeli nawet będziemy wracać w nocy, po ciemku, to co z tego? Jeszcze bardziej romantycznie. Chyba się pan nie boi "zbójników?

Niedaleko „Orbisu" stały sanki zaprzężone w dwa krępe, silne konie Wsiedli i pojechali.

Pod wieczór brał mróz. Płozy skrzypiały po stwardniałym śniegu. Słońce pośpiesznie toczyło się ku zachodowi, rzucając słabnący blask na biały krajobraz.

– Sehr schon. sehr schon – powtarzał Downar. – Wunderbar.

Góral strzelił z bata i konie ruszyły raźniejszym kłusem. Waldemar zaczął rozmawiać z,,kochanym Rudolfem" o kupnie willi. Grażyna milczała, zamyślona. Straciła nagle humor W pewnym momencie powiedziała:

– Słuchaj, Waldek, ja tu wysiądę i pobiegnę do Ewy. Wy jedźcie dalej. Zabierzecie mnie wracając. Wyjdę na wasze spotkanie.

– Ewa? Co jest „Ewa"? – spytał Downar

– Moja przyjaciółka. Mieszka tu niedaleko. Obiecałam, że ją odwiedzę. Chcę skorzystać z okazji.

Sanie zatrzymały się. Grażyna wyskoczyła w śnieg i pobiegła wąską ścieżką ku ciemniejącym w oddali chatom.

– Trzeba było Grażynka zawieźć. – zatroskał się Downar.

Grabiński wzruszył ramionami.

– Jak ma ochotę się przelecieć, to niech leci. Zresztą tutaj trudno dojechać. Musielibyśmy zrobić duże kolo.

Downar nie podtrzymywał tego tematu. Zaczął mówić o projektowanym kupnie willi.

– Ten pośrednik, który jest w Zakopane, nie ma żadna ładna willa. Wszystko szmelc.

– Przesada – uśmiechnął się Grabiński. – Trzeba tylko umieć szukać. Mam nadzieję, że za dwa, trzy dni będę mógł panu coś ciekawego pokazać. Ma przyjechać mój przyjaciel, który podobno dysponuje tutaj bardzo ładnym obiektem. Właściciele tego domu przed wyjazdem za granicę dali mu upoważnienie do sprzedaży.

– To wspaniale! – wykrzyknął Downar. – Ich bin sehr zu frieden. Mnie to cieszy ogromnie.

– Obawiam się tylko, że to nie będzie tania willa – powiedział Waldemar. – Spory dom, z ogrodem, drzewa owocowe:…

– Nic nie szkodzi. Niech kosztuje. Ja mam pieniądze.

– Będzie pan musiał, przyszykować z półtora miliona złotych. Albo i więcej…