174364.fb2
– I Grażyna zadzwoniła do doktora Rodeckicgo.
– Chciała ratować chłopaka. Cholernie krwawił. Kula została… Trzeba było wyjąc, bo zakażenie… A że doktor Rodecki był przyjacielem starego Kowierskiego…
– Kto pojechał po doktora Rodeckiego?
– Waldek z Grażyną. Pojechali taksówką. Grażyna zadzwoniła tam niedaleko z automatu, a potem doktora do wozu i przyjechali na Fabryczną. Prawdę mówię, jak na świętej spowiedzi.
– A potem oplem wieźliście zwłoki.
– Ja prosiłem, żeby go nie zabijać.
– A wozem doktora Rodeckiego wy pojechaliście do Podkowy
– Musiałem jakoś wrócić do domu. Nie?
– Więc twierdzicie, że we wszystkich tych napadach braliście udział pod przymusem.
– Zmuszali mnie. To fakt. Słowo honoru.
– Ale tam, pod Zakopanem, nikt was nie zmuszał, a chcieliście mnie zastrzelić.
– Bo myślałem, że pan jest imperialistyczny kapitalista z Niemiec Zachodnich.
Downar z trudem utrzymał powagę. Wolał nie patrzeć na Walczaka, żeby nie parsknąć śmiechem.
– Czy macie coś jeszcze do dodania w tej sprawie?
– Ja jestem niewinny, panie majorze. To wszystko przez to. że wpadłem w złe towarzystwo. Ciotka nieraz mi mówiła, żebym się wystrzegał złego towarzystwa. Bardzo mądra kobieta, chociaż nie wyrozumiała. Czy dużo dostanę, panie majorze?
– Nie wiem. To zależy od wyroku sądu.
– Ale ja się do wszystkiego przyznałem. Powiedziałem całą prawdę, tak jak faktycznie było.
Downar kazał wyprowadzić „ofiarę złego towarzystwa". Spojrzał na Walczaka.
– No i co ty na to?
– Niezły typ. Powiedz mi, Stefanku, w którym momencie zacząłeś podejrzewać tę całą dobraną kompanię?
Downar zastanowił się.
– Wiesz… Zacząłem ich podejrzewać właściwie od chwili, kiedy w wozie Kowierskiego znaleziono kawałek parafiny do smarowania nart.