174364.fb2 Major Downar Zastawia Pu?apk? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

Major Downar Zastawia Pu?apk? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

– I pani nie spytała, kto mówi? W końcu był to środek nocy…

– Nie. W pierwszej chwili sadziłam, że to może Joanna. Dlatego nie spytałam. Po prostu nie chciałam jej peszyć.

– Rozumiem. A teraz jest pani zupełnie pewna, że to nie była Joanna.

Rodecka zawahała się.

– No nie… – zaprzeczyła z namysłem. – Zupełnej pewności mieć nie mogę. Zarówno z Joanną, jak i z gosposią Kowierskiego niesłychanie rzadko rozmawiałam przez telefon, zaledwie parę razy i to bardzo dawno…

– Więc to mogła być Joanna Grabińska?

– Teoretycznie tak… Ale nie rozumiem, dlaczego mój mąż miałby mówić, że to gosposia Kowierskiego.

– Może po prostu skłamał.

– ' Ale dlaczego, w jakim celu? Downar uśmiechnął się nieznacznie.

– Czy nic sądzi pani, że wstydził się przyznać do tego, iż chce się mimo wszystko spotkać że swoją przyjaciółką? Owa gosposia mogła być tylko zwykłym pretekstem.

W zamyśleniu pokiwała głową.

– To możliwe…

– Czy i wtedy także uważała pnni, że to możliwe?

.- Tak. Wydawało mi się, że taka ewentualność jest prawdopodobna.

– I zapewne dlatego nie niepokoiła się pani o męża, przypuszczając, że spędził resz.ię nocy u przyjaciółki?

– To prawda. Zaczęłam się niepokoić o Karri-la w momencie, kiedy zadzwoniłam do szpitala. Moj mąż był człowiekiem niesłychanie obowiązkowym. Więc kiedy mi powiedziano, że. nie przyszedł do szpitala ani nie zatelefonowało.

– O której pani dzwoniła do szpitala?

– O jedenastej. Może było po jedenastej. Dokładnie nie pamiętam.

– Czy potem telefonowała pani do przyjaciółki, męża?

– Tak, ale nikt nie podniósł słuchawki. Zaczęłam się poważnie niepokoić i zadzwoniłam do komendy milicji.

– Nie próbowała pani telefonować do Ministerstwa Handlu Zagranicznego, żeby pomówić z panią Joanną?

– Nie. Przyznaję, że nie przyszło mi to na myśl.

– Mogłaby mi pani dać jej telefon?

– Oczywiście. Zaraz poszukam.

Po chwili Downar wykręcał numer. Posłyszał męski glos i odłożył słuchawkę.

– Nikt nie odpowiada? – spytała pani Rodecka.

– Zajęty -odparł Downar. – Czy mąż pani miał wrogów?

Potrząsnęła głową.

– Nic mi o tym nie wiadomo. Na ogół mój mąż nie był zbyt lubiany, ale nie sądzę, żeby ktoś z jego otoczenia… Nie, nie, to chyba wykluczone.

– Nie możemy pominąć żadnej ewentualności – powiedział Downar \v zamyśleniu. – Jeszcze jedno pytanie. Czy państwo mieliście samochód?

– Tak. W zeszłym roku mąż kupił moskwicza, ale ja nie jeździłam tym wozem.

– Stał w garażu?

– Przed domem.

– Nie zauważyłem w pobliżu żadnego moskwicza.

– Przypuszczam, że mąż tamtej nocy pojechał wozem.

– Gdzie mieszka doktor Kowierski?

– Na Bielanach, na Podczaszyńskiego.

– Dzwoniła pani do niego?

– Uważałam, że powinnam go zawiadomić. W końcu był przyjacielem mojego męża.

– Oczywiście. Dziękuję pani za rozmowę. – Downar skłonił się. – Do widzenia.

* * *

Późny wieczór. Downar wysiadł ze służbowej warszawy i podniósł kołnierz jesionki. Za nim wygramolił się z wozu Olszewski. Pociągał nosem, miał zaczerwienione oczy. Był silnie zakatarzony.

– To tu? – Spytał zmęczonym głosem.

– Na pewno tu, panie poruczniku – odparł Sikora. – Tylko tam nie ma wjazdu. Trzeba kawałek przejść piechotą.

Szli, człapiąc po biocie. Downar klął, Olszewski pogwizdywał cicho, z desperackim uporem. Północny wiatr uderzał im w twarze deszczem i mokrym śniegiem. Trudno było sobie wyobrazić gorszą pogodę na wieczorne przechadzki.

Nie bez pewnego trudu odnaleźli dozorcę i od niego dowiedzieli się, pod którym numerem mieszka Joanna Grabińska.

Na drzwiach nie było ani tabliczki, ani biletu wizytowego. Downar nacisnął dzwonek. Czekali cierpliwie, ale nikt nic otwierał.

– Może dzwonek nie działa? – powiedział Olszewski,

– Możliwe – mruknął Downar i walnął pięścią w drzwi. To poskutkowało.

– Kto tam? – Kobiecy głos zabrzmiał niepewnie.

– Milicja. Proszę otworzyć.