174364.fb2
– I co?
– Uderzył mnie. Ja mu oddałam. Zrobiła się straszna awantura. Nawymyślał mi od ostatnich i poleciał.
– Proszę mówić dalej.
– To już wszystko.
– Czy któryś z tych panów nie wrócił tutaj?
– Nie.
– A pani nie próbowała telefonować do pana Rodeckiego czy też do pana Tarkowskiego?
– Do Karola nie miałam po co dzwonić, a do Edwarda, owszem, zatelefonowałam.
– O której godzinie?
– Było już bardzo póżno. Dochodziła trzecia.
– Tak późno?
– No, właśnie. Ale zadzwonił mój telefon. Kiedy podniosłam słuchawkę, nikt się nie odezwał. Myślałam, że to może Edward i nakręciłam jego numer.
– I co mu pani powiedziała?
– Nic. Bo nikt nie odebrał telefonu.
– Nic zdziwiło to pani?
– Niespecjalnie, Edward ma bardzo licznych przyjaciół, u których często nocuje. Przypuszczam, że zanocował u któregoś z nich.
– Czy komunikowała się dzisiaj pani z panem Tarkowskim?
– Nie. Czekam, żeby on zadzwonił. Zresztą bardzo się do niego zraziłam. Nie wymagam, żeby był bohaterem, ale…
– Czy doktor Rodecki zawsze nosił przy sobie pistolet?
– Ostatnio tak. Podobno napadli go kiedyś chuligani.
– Często pani jeździ swoim wozem?
– Teraz zupełnie nie jeżdżę. W zeszłym miesiącu miałam kraksę. To mi przejdzie, ale na razie mam coś w rodzaju urazu. Nie mogę prowadzić. Chyba sprzedam samochód.
– Gdzie pani trzyma wóz?
– Wynajmuję garaż na Potockiej.
– Czy pani kontaktuje się od czasu do czasu z panią Rodecką?
– Nie, nigdy. Ona mnie nienawidzi.
– Z czego pani to wnioskuje? Czy doszło między paniami do jakiejś ostrzejszej wymiany zdań?
– Nie, żadnej sceny nie było. Pani Rodecka jest osobą taktowną i opanowaną. Zresztą rozmawiałam z nią zaledwie dwa czy trzy razy. Kilka zdawkowych słów. Była dla mnie niesłychanie uprzejma. Ale pewne rzeczy wyczuwa się. Jej mąż odszedł od niej z mojego powodu, więc…
– Pani rzeczywiście uważa, że pani Rodecka była zazdrosna?
– Oczywiście, tylko że ona umie się znakomicie maskować.
– A pani? – uśmiechnął się nieznacznie Downar. Czy pani także umie się „znakomicie maskować"?
Wzruszyła ramionami.
– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Sądzę, że tak, jeżeli jest mi to potrzebne. Czyżby pan przypuszczał, że ja coś udaję, że nie mówię prawdy?
Z twarzy Downara nie schodził pobłażliwy uśmiech.
– W tej sprawie mam wyrobione zdanie, które wolałbym zachować dla siebie.
– Mogę pana zapewnić, że nic mam absolutnie nic do ukrywania i że wszystko, co powiedziałam, stuprocentowo pokrywa się z prawdą.
Downar wstał.
– To mnie niezmiernie cieszy. Nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć pani dobrej nocy
Na ulicy Downar spytał:
– No i co myślisz o tej babce? Poza tym oczywiście, że jest wyjątkowo atrakcyjna
Olszewski przystanął i zapalił papierosa
– Diabli ją wiedzą – powiedział, zaciągając się dymem. – Zrobiła na mnie wrażenie bardzo cwanej. Obserwowałem ją uważnie w momencie, kiedy podawałeś fałszywy czas znalezienia zwłok Rodeckiego. Ani drgnęła
Downar skinął głową.
– Tak. Ja także to zauważyłem. Sądziłem, że jakoś zareaguje, ale nie. Albo jest niezwykle opanowana, albo rzeczywiście nie ma nic wspólnego z tym morderstwem. Ciekawe, czy Rodeckiego zastrzelono z jego własnego pistoletu? Mam wrażenie, że niełatwo będzie nam rozszyfrować tę całą historię. Interesuje mnie także, czy Tarkowski pojechał do domu, czy czekał tu w wozie na Rodeckiego? Sądząc z tego, co mówi ta ślicznotka, raczej nic palił się do spotkania z rywalem, ale nigdy nic nic wiadomo.
– A może po prostu jacyś bandyci napadli doktora Rodeckiego? – zastanawiał się Olszewski.
Downar spojrzał na niego zamyślony
– No, cóż. Takiej ewentualności nic możemy oczywiście wykluczyć To byłoby najprostsze rozwiązanie, ale coś mi się wydaje, ze nie mamy do czynienia ze zwykłym napadem rabunkowym.
Wsiedli do wozu. Sikora odłożył „Exprcss". schował do kieszeni okulary i spytał:
– Dokąd jedziemy, panie majorze? Downar zawahał się.