174453.fb2 Miasteczko Cove - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

Miasteczko Cove - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

ROZDZIAŁ 18

Sally rozebrała się – prawdę powiedziawszy ściągnęła dżinsy dlatego, że były takie obcisłe – i położyła się na łóżku w bawełnianych figach, które kupił Dillon. Nie miała stanika i z tego powodu została w kurtce Jamesa. Sportowy stanik, który nabył Dillon, mogła nosić, kiedy miała jedenaście lat.

Łóżko było cudownie twarde – no, może nawet twarde jak skała – ale zawsze to lepsze niż ciągle wpadanie do dołków wygniecionych w materacu. Zamknęła oczy.

Otworzyła oczy i wbiła wzrok w sufit. Przez tanie zasłony mogła dostrzec migający przez całą noc neon z napisem: GORĄCE DZIEWCZYNY HARVEYA TOPLESS. Wybrała sobie świetną część miasta.

Znów przymknęła oczy, przekręciła się na bok i zaczęła rozmyślać, gdzie może się znajdować James. W Waszyngtonie? Ciekawa była, co powiedziała im Noelle. Czemu Noelle nie powiedziała jej prawdy o tamtej nocy? Może by powiedziała, gdyby było więcej czasu. Może. Czy Noelle mówiła prawdę, że ojciec spiskował z mężem Sally, żeby umieścić ją w ośrodku doktora Beadermeyera? Obaj razem? I Noelle w to uwierzyła?

Zaczęła się zastanawiać, czy dziadkowie zatelefonowali do doktora Beadermeyera i czy ten nazista był już w drodze do Filadelfii. Nie, on będzie czekał. Nie lubił gonić za cieniem, a właśnie tym teraz była i zamierzała pozostać. Teraz już nikt jej nie dopadnie. Za te trzysta dolarów dotrze do Maine. Pojedzie do Bar Harbor, znajdzie pracę i jakoś przeżyje. Turyści będą się przetaczać przez trzy miesiące w roku, więc przez większą część roku będzie miała lepszą kryjówkę, niż potrzebuje. Nikt jej tam nie znajdzie. Wiedziała, że patrzy na Bar Harbor oczami siedmiolatki, ale wtedy było to magiczne miejsce; na pewno teraz nie mogło za bardzo się zmienić.

Gdzie jest James? Wiedziała, że blisko. Nie czuła co prawda jego obecności w pobliżu, ale – jak to powiedziała dziadkom – ten facet jest sprytniejszy niż powinien.

Mogła tylko łudzić się nadzieją, że znajduje się w swoim domu w Waszyngtonie i śpi smacznie w swoim łóżku, co i ona powinna teraz robić. Jak blisko jest?

– A niech to! – zaklęła na głos. Przez parę minut rozważała sprawę, po czym wstała z łóżka. Po prostu wyruszy do Bar Harbor trochę wcześniej niż planowała. Chociaż wydala na ten pokój dwadzieścia siedem dolarów pięćdziesiąt dwa centy. Marnowanie takich pieniędzy było grzechem, ale nie mogła spać.

W ciągu pięciu minut opuściła pokój. Rozgrzała silnik swojego motocykla i pomknęła z powrotem na szosę, w aureoli jaskrawych świateł Gorących Dziewczyn Harveya. Dziwne, pomyślała, mijając chevroleta, mogłaby przysiąc, że James znajduje się gdzieś w pobliżu. Ale to było niemożliwe.

James był pilotem i wypatrywał motelu „Ostatni Przystanek". Kiedy przemknęła niespełna pięćdziesiąt metrów przed nimi, nie mógł w to uwierzyć. Krzyknął:

– Dobry Boże. Czekaj, Dillon, czekaj. Stop!

– Dlaczego? Co się stało?

– Mój Boże, to Sally.

– Jaka Sally? Gdzie?

– Na motocyklu. Wszędzie bym rozpoznał moją kurtkę. Nie kupiła żadnego gruchota, tylko motocykl. Jedźmy, Dillon. Jezu, a gdybyśmy przyjechali pól minuty później?

– Jesteś pewien? To na pewno Sally na tamtym motocyklu? Tak, masz rację, to twoja kurtka. Nawet z tej odległości wygląda na pogryzioną przez mole. Jak mam ją zablokować? To może być niebezpieczne, ze względu na ten cholerny motor.

– Na razie jedźmy na ogonie i zastanówmy się przez chwilę.

Dillon utrzymywał odległość ponad pięćdziesięciu metrów za Sally.

– Chytrze zrobiła, kupując motocykl – stwierdził Dillon.

– Są cholernie niebezpiecznie. Może sobie skręcić kark, jadąc na tym motorze.

– Przestań gadać, jakbyś byl jej mężem, Quinlan.

– Chcesz, żebym ci rozciął górną wargę? Hej, co się tam dzieje?

Cztery motocykle minęły porsche'a i przyspieszyły, jadąc w stronę pojedynczego motocykla w przedzie.

– Cholera – powiedział Dillon. – Tego nam tylko brakowało. Gang, jak myślisz?

– Czemu nie? Jak dotąd, szczęście się do nas uśmiechało. Ile masz amunicji?

– Wystarczy – krótko odparł Dillon, nadal swobodnie trzymając ręce na kierownicy i nie spuszczając oczu z drogi przed sobą. O tej porze nocy ruch samochodowy na drodze wyjazdowej z Filadelfii był niewielki.

– Znów czujesz się jak dzielny, samotny stróż prawa?

– Czemu nie?

Czterej motocykliści otoczyli od tyłu Sally.

Tylko nie wpadaj w panikę, Sally, powtarzał w kotko Quinlan. Tylko nie panikuj.

*

Nigdy w życiu tak bardzo się nie bała. Musiała się z tego roześmiać. No dobrze, mówiąc ściśle, nigdy tak się nie bała w ciągu ostatnich pięciu godzin. Było ich czterech, sami faceci, wszyscy na ogromnych harleyach, wszyscy w ciemnych, skórzanych kurtkach. Żaden nie miał na głowie kasku. Powinna im powiedzieć, że są głupi, nie nosząc hełmów. Może nie zorientowali się, że jest dziewczyną. Poczuła smagnięcia włosów na ramionach. Koniec złudzeń.

Co robić? A raczej, co by zrobi! James? Powiedziałby, że jest w mniejszości i że trzeba zmykać. Mocno ścisnęła rączkę gazu, ale jadąca za nią czwórka uczyniła to samo, wyraźnie chwilowo zadowolona z zajmowanych pozycji, stale ją otaczając i wprawiając w przerażenie.

Pomyślała o cennych dwustu siedemdziesięciu paru dolarach, stanowiących cały majątek, jaki jej pozostał na świecie. Nie, nie pozwoli zabrać sobie tych pieniędzy. To było wszystko, co miała.

Krzyknęła w stronę chłopaka, jadącego obok niej:

– Czego chcecie? Znikajcie!

Chłopak tylko się roześmiał.

– Jedź z nami. Znamy takie jedno miejsce, które ci się spodoba.

– Nie, jedźcie sobie! – odkrzyknęła.

Czy ten idiota mówił poważnie? Nie był grubym, odrażającym, stereotypowym członkiem motocyklowego gangu. Był szczupły, o krótko przystrzyżonych włosach i nosił okulary. Przybliżył swój motocykl do jej pojazdu tak, że jechali w odległości niespełna trzydziestu centymetrów.

– Nie bój się! – zawołał głośno. – Jedź z nami. Na następnym zjeździe skręcamy w prawo. Al, facet po twojej prawej stronie, ma milą, przytulną chatę niecałe pięć kilometrów stąd. Mogłabyś spędzić z nami trochę czasu, może nawet przenocować. Naszym zdaniem musiałaś obrobić jakiegoś faceta z tej kurtki, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Hej, jesteśmy dobrymi, porządnymi obywatelami. Daję słowo.

– Tak, akurat – krzyknęła – jak papież. Chcecie, żebym z wami pojechała, żebyście mogli mnie okraść, zgwałcić i pewnie jeszcze zabić. Idź do diabła, chłoptasiu!

Przyspieszyła. Motocykl wystrzelił do przodu. Mogłaby przysiąc, że za jej plecami rozległ się śmiech. W kieszeni kurtki Jamesa czuła pistolet. Pochyliła się nisko nad kierownicą i zaczęła się modlić.

– Jedźmy, Dillon.

Dillon przyspieszył i zatrąbił na motocyklistów, którzy rozpierzchli się na boki drogi. Usłyszeli krzyki i przekleństwa. Quinlan tylko się uśmiechnął.

– Trzymajmy się między nią a motocyklistami – powiedział Quinlan. – Jak myślisz, Dillon, czy będziemy jechać za nią, dopóki nie skończy się jej benzyna?

– Mogę wysunąć się przed nią, ostro zahamować i obrócić samochód w poprzek drogi.

– Nie możemy tego zrobić, mając za plecami motocyklistów. Po prostu trzymaj się blisko niej.

– Jeszcze chwila, a obejrzy się za siebie – rzekł Dillon.

– Do tej pory nie widziała porsche'a.

– Świetnie. Będzie wtedy myślała, że ściga ją nie tylko paru szalonych motocyklistów, ale również facet w seksownym, czerwonym porsche'u.

– Na jej miejscu wybrałbym ciebie.

*

Czemu samochód jej nie wyprzedza?

Jeszcze bardziej przesunęła się ku brzegowi szosy. Samochód nadal jej nie wyprzedzał. Droga była dwupasmowa. W pobliżu nie było innych aut. Czyżby ten idiota potrzebował trzech pasów jezdni?

I wtedy coś ścisnęło ją w żołądku. Facet w porsche^ jechał za nią. Kim jest? Musi być związany z Quinlanern, postawiłaby na to swój ostatni grosz.

Dlaczego nie została w pokoju motelowym, spokojnie leżąc na twardym łóżku i licząc barany? Prawdopodobnie tak postąpiłby James. A ona nie, musiała po północy wyruszyć w drogę na motocyklu.

I wtedy dostrzegła niewielką przerwę w barierze, oddzielającej obie jezdnie autostrady. Nie namyślając się, skręciła ostrym łukierii i przemknęła przez dziurę w barierze. Usłyszała z^ sobą klakson samochodu, który cudem ją ominął. 'Mijając ją, kierowca zwymyślał ją przez okno.

Na drodze w stronę Filadelfii panował duży ruch. Teraz była więc bezpieczniejsza.

– Jezu, nie mogę uwierzyć, że to zrobiła – powiedział James, którego serce tłukło się w klatce piersiowej aż do bólu. – Widziałeś tę przerwę? Nie mogła mieć więcej niż pół metra szerokości. Kiedy ją dopadniemy, będę ją musiał zrugać.

– Ale udało się jej. Wyglądało to całkiem profesjonalnie. Mówiłeś, że dziewczyna jest twarda. Powiedziałbym raczej, że ma nerwy ze stali i szczęście jak Irlandczyk. Aha, i jeszcze ci powiem, że znowu mówisz, jakbyś był jej mężem. Przestań, Quinlan. Boję się tego.

– Nie przestraszy cię nic mniejszego od strzelającej haubicy. Uważaj teraz i przestań analizować każde moje słowo. Dopadniemy ją, Dillon; niedługo dojedziemy do skrótu.

Trochę czasu zabrało im, aby znów znalazła się w polu ich widzenia. Jechała zygzakiem pomiędzy sznurem pojazdów, zmierzających w stronę Filadelfii.

– Niech to piekło pochłonie – powtarzał Quinlan, wiedząc że w każdej chwili ktoś może jej zajechać drogę, a inny kierowca, nie dostrzegłszy jej, zmieni pas ruchu i zostanie zgnieciona pomiędzy dwoma samochodami.

– Przynajmniej wydaje jej się, że nas zgubiła – rzekł Dillon. – Ciekawe, za kogo nas uważała?

– Nie byłbym zdziwiony, gdyby myślała, że to ja.

– No nie, jak to możliwe?

– Przeczucie tak mi podpowiada. Tak, prawdopodobnie wie o nas i dlatego pędzi na złamanie karku. Jezu, popatrz, Dillon! Mój Boże! Hej, koleś, uważaj! – Quinlan opuścił szybę w oknie i jeszcze raz krzyknął do kierowcy jadącego obok. Potem odwrócił się do Dillona. – Przeklęci kierowcy z Pensylwanii. I jak będziemy ją łapać?

– Jedźmy za nią, dopóki nie nadarzy się okazja.

– Nie podoba mi się to. O kurczę, Dillon, wrócili motocykliści, cała czwórka.

Czterej motocykliści jechali ławą, zjeżdżając się, gdzie było więcej samochodów i powtórnie rozjeżdżając się, gdy robiło się luźniej.

*

Sally była w świetnym humorze. Czuła się sprytna. Przechytrzyła ich, i tego typa prowadzącego porsche, i czterech motocyklistów. Bez wahania przejechała przez dziurę w barierce, udało jej się bez żadnych problemów. Dobrze, że nie miała czasu się nad tym zastanowić, inaczej ze strachu narobiłaby w majtki. Uśmiechnęła się szeroko i poczuła powiew wiatru na zębach, które aż ją od tego rozbolały. Jedno było tylko niedobre – jechała w niewłaściwym kierunku.

Spojrzała na mijany znak na drodze. Za pół kilometra miała zjazd na Maitland Road. Nie miała pojęcia, dokąd prowadzi Maitland Road, ale sądząc po tym, że widziała ją wijącą się pod autostradą, musiała zmierzać na wschód.

Przejechała motocyklem na prawy pas. Usłyszała trąbienie samochodu i gotowa była przysiąc, że poczuła też ciepło bijące od pojazdu, który przemknął tuż obok niej. Pomyślała, że już nigdy, nigdy więcej nie wsiądzie na motor.

Ale właściwie czemu nie? Przecież była mistrzynią w jeździe na motocyklu.

Hondą 350, dokładnie taką, jak ta, jeździła przez dwa lata, od ukończenia szesnastego roku życia. Kiedy oświadczyła ojcu, że sprowadza się z powrotem do domu, ten odmówił kupienia samochodu, który wcześniej jej obiecał. Motocykl miał być czymś tymczasowym. Za zaoszczędzone pieniądze kupiła czerwoną hondę, cudowny motor. Przypomniała sobie, jaki ojciec był wściekły. Zabronił jej nawet się zbliżać do motocykla.

Zignorowała go.

Zakazał jej wychodzić z domu.

Nie obchodziło jej to. I tak nie chciała opuszczać matki. A potem przestał o tym mówić. Podejrzewała, iż nie przejąłby się, gdyby się zabiła na motorze.

Ale to nie było istotne. I tak się zemścił.

Nie chciała o tym myśleć.

Skręciła w Maitland Road. Już niedługo będzie znowu jechała w przeciwnym kierunku i tym razem nikt nie będzie jej ścigał. Droga tonęła w ciemnościach, nie było żadnych świateł. Wiał wiatr. Po obu stronach drogi rosły gęste, wysokie krzaki. Na drodze nie było nikogo. I co zrobiła najlepszego? Poczuła własny strach. Czemu skręciła, do diabła? James by nie skręcił.

Była głupią idiotką i zapłaci za to.

Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie miała nawet czasu, żeby krzyknąć albo poczuć przerażenie. Zobaczyła przywódcę motocyklistów po swojej lewej stronie, który machał i wołał coś do niej, ale nie mogła zrozumieć słów. Ostro szarpnęła motocykl w prawo, wjechała na żwirowe pobocze, wpadła w poślizg i straciła panowanie nad kierownicą. Przeleciała nad motocyklem i wylądowała na brzegu dwupasmowej drogi, w przydrożnych krzakach.

Miała wrażenie, że trafił w nią meteor – kręgi oślepiającego światła i szum w uszach – a potem otoczyła ją ciemność mroczniejsza niż dusza jej ojca.

Quinlan nie chciał uwierzyć w to, co przed chwilą zobaczył.

– Mój Boże, ona jest ranna, Dillon! Cholera, pospiesz się, no pospiesz!

Z piskiem hamulców porsche zatrzymało się niespełna dwa metry od miejsca, gdzie czterej motocykliści stali wokół Sally. Jeden z nich, wysoki, chudy, krótko ostrzyżony, nachylał się nad nią.

– Dobrze, chłopcy – powiedział Quinlan. – A teraz odsuńcie się.

Trzej motocykliści odwrócili się w jego stronę i ujrzeli wycelowane w siebie dwie lufy.

– Jesteśmy z FBI i chcemy, żeby za trzy sekundy już was tu nie było.

– Nie tak szybko – odezwał się przywódca motocyklistów, klęczący teraz na ziemi koło Sally.

– Co z nią robisz?

– Jestem lekarzem. No, może nie do końca, jestem dopiero na stażu, nazywam się Simpson. Właśnie usiłuję sprawdzić, jakie odniosła obrażenia.

– Dziwnie to brzmi, zważywszy, że to przez ciebie zjechała z drogi.

– Nie zmuszaliśmy jej do zjechania z drogi. Wpadła w poślizg. Prawdę mówiąc, pojechaliśmy za nią, bo zobaczyliśmy, że ją ścigacie. Człowieku, chcieliśmy tylko jej pomóc.

– Jak już mówiłem, jesteśmy z FBI – powtórzył Quinlan, patrząc na motocyklistę. – Zrozumcie, ona jest przestępcą. Oszustką dużego kalibru. Czy wyjdzie z tego? Możesz powiedzieć, czy czegoś sobie nie złamała? Dillon, zwróć uwagę na tych panów.

Quinlan przyklęknął.

– Czy mogę zdjąć jej kask?

– Nie, lepiej ja to zrobię. Chyba my też powinniśmy jeździć w kaskach. Gdyby nie miała hełmu na głowie, miałaby jajecznicę zamiast mózgu, i to wcale niekoniecznie w głowie. Naprawdę jesteście z FBI? I ona naprawdę jest przestępcą?

– Naturalnie. Co robisz? Aha, sprawdzasz, czy nie ma połamanych rąk. Lepiej, żeby była cała, bo inaczej rozwalę ci gębę. Śmiertelnie ją wystraszyłeś. Tak, to typowy okaz przestępcy. Dlaczego jeszcze nie odzyskała przytomności?

W tym właśnie momencie Sally jęknęła i otworzyła oczy. Otaczała ją ciemność. Słyszała męskie głosy, wiele głosów. Nagle usłyszała Jamesa.

– Nie – odezwała się. – Nie, to niemożliwe, żebyś mnie złapał. Nie sądziłam, że mnie złapiesz. Znów się pomyliłam.

Pochylił się nad nią i z odległości paru centymetrów od jej nosa powiedział:

– Faktycznie, złapałem cię. I to jest ostatni raz, kiedy to robię. A teraz bądź cicho i leż spokojnie.

– Nigdy bym nie zgadł, że jest przestępcą – rzekł Simpson. – Wygląda tak słodko i niewinnie jak moja młodsza siostrzyczka.

– No tak, nigdy nie wiadomo. Dużo czasu zajęło nam, żeby wpaść na jej trop. Nie wiedzieliśmy, że weszła w posiadanie motocykla. Zaledwie sześć godzin temu miała jeszcze samochód. I co, Sally, nic ci nie jest? Nic cię nie boli? Nic nie masz złamanego, prawda? Czy teraz możesz już zdjąć jej kask?

– Dobra, ale naprawdę bardzo ostrożnie.

Po zdjęciu kasku odetchnęła z ulgą.

– Boli mnie głowa – powiedziała – poza tym jeszcze tylko ramię. Czy jest złamane?

Motocyklista bardzo delikatnie obmacał jej rękę.

– Nie, nie jest nawet zwichnięte. Prawdopodobnie upadłaś na nie. Przez jakiś czas będzie dolegało. Myślę, że powinnaś zgłosić się do szpitala, żeby sprawdzić, czy nie masz wewnętrznych obrażeń.

– Nie – odparła. – Chcę wsiąść na mój motor i odjechać. Muszę się uwolnić od tego człowieka. On mnie zdradził.

– Co masz na myśli, mówiąc, że cię zdradził?

– Wciągnął mnie w swoją grę i spowodował, że mu zaufałam. Nawet przespałam z nim jedną noc, ale to było jeszcze w Oregonie. A potem miał czelność oświadczyć mi, że kłamał i że jest agentem FBI. Powiedział mi to tutaj, nie w Oregonie.

– Jesteś pewien, że nie ma wstrząsu mózgu? – zapytał Dillon, przysuwając się odrobinę bliżej.

– Mówiła zupełnie rozsądnie – zabrał głos Quinlan. – Jeśli nie masz nic sensownego do dodania, Dillon, to siedź cicho.

Quinlan dotknął ramienia motocyklisty.

– Dzięki za pomoc. Możecie już teraz odjechać.

– Czy mogę zobaczyć wasze legitymacje?

Quinlan roześmiał się, szczerząc zęby.

– Jasne. Dillon, pokaż człowiekowi jeszcze raz nasze legitymacje. Za pierwszym razem nie obejrzał ich zbyt dokładnie.

Motocyklista uważnie przestudiował dokumenty, potem skinął głową. Spojrzał w dół na Sally, która leżała, oparta na łokciach.

– Nadal nie mogę uwierzyć, że to oszustka.

– Powinieneś widzieć jej babkę. Ta stara dama jest jak bryła lodu. To ona jest głową tej bandy oszustów. Prowadzi swojego męża za ucho. Jest przerażająca, a ta dziewczyna wyrośnie na taką samą osobę.

Kiedy motocykliści odjechali, Ouinlan zwrócił się do Sally:

– A teraz zabierzemy cię do szpitala.

– Nie.

– Nie bądź idiotką. Mogłaś odnieść wewnętrzne obrażenia.

– Jeśli siłą zawieziecie mnie do szpitala, ogłoszę przed całym światem, kim jestem i kim wy jesteście.

– Nie zrobisz tego.

– Sprawdź.

Pojął, że jest szantażowany, ale nic mu nie grozi. To ona ucierpi najbardziej, jeśli zrealizuje swoją groźbę. Uwierzył jej.

– Jak się czujesz, Sally?

– Dillon? To ty byłeś tym typem prowadzącym porsche? A James siedział obok i mówił ci, co masz robić. Powinnam była wiedzieć. Właściwie w głębi duszy wiedziałam.

– No tak – mruknął Dillon, zastanawiając się, czemu nawet do głowy jej nie przyszło, żeby to jemu przypisać choć część zasług. – Pozwól, że pomogę ci wstać. W kurtce Quinlana nie wyglądasz najgorzej. Może jest odrobinę za długa, ale poza tym świetnie pasuje. Ktoś, kto jeździ na motocyklu tak jak ty, musi mieć najszersze bary w kraju.

– Jak mnie znaleźliście? O Boże, moja głowa. – Potrząsnęła głową i zamrugała. – To tylko niewielki ból głowy. I boli mnie trochę ramię, ale nic poza tym. Żaden szpital.

Quinlan nie mógł znieść widoku kręcącej się Sally, w jego kurtce, rozdartej na lewym ramieniu, w bluzce z oberwanymi dwoma guzikami.

– Nie masz stanika.

Sally zerknęła w dół na rozchylającą się bluzkę. Nie było jak jej zapiąć. Owinęła się więc kurtką Jamesa.

– Dillon przyniósł mi ze sklepu staniczek sportowy i te wszystkie ciuszki, które okazały się o trzy numery za małe. Nawet zapiąć ich nie mogłam.

– Cóż, nie znałem twojego rozmiaru. Przykro mi, że nie spełniły swojego zadania.

Kopnęła go w łydkę.

– Psiakrew, nie to miałem na myśli – powiedział, masując nogę. – Pomyślę jeszcze nad czymś i powiem ci później.

– Lepiej nie.

Quinlan wziął ją za ramię i delikatnie przyciągnął do siebie.

– Teraz już wszystko jest dobrze, Sally, wszystko dobrze. Przytulił ją do siebie. – Jesteś pewna, że nie chcesz, żeby cię zbadał jakiś lekarz?

– Żaden lekarz. Nienawidzę lekarzy.

Mógł ją zrozumieć. Nie próbował dowodzić, że nie każdy lekarz oznaczał psychiatrę. Teraz wątpił zresztą nawet, czy doktor Beadermeyer w ogóle był lekarzem. Zwrócił się do Dillona:

– Kiedy będziesz miał chwilę czasu, sprawdź tego Beadermeyera. Zaczynam się zastanawiać, czy nie jest bezwzględnym oszustem. – Zaś do Sally powiedział: – Zgoda. Ale musisz wypocząć. Poszukajmy miejsca, gdzie mogłabyś spędzić noc.

– Jak mnie znaleźliście?

– Spóźniliśmy się o włos u twoich dziadków, tak samo jak u twojej mamy. Pomyśleliśmy, że musisz być nie mniej zmęczona od nas, więc zaczęliśmy telefonować po okolicznych hotelach. To było łatwe. Musisz się jeszcze wiele nauczyć o uciekaniu, Sally.

I wtedy dotarło do niej, że przegrała, że przegrała naprawdę. A dla nich było to takie łatwe. Gdyby nie wyśledzili jej na autostradzie, James po prostu wkroczyłby do jej pokoju hotelowego. Łatwo, za łatwo. Czuła się jak upolowany indyk. Spojrzała w dół na rozwaloną hondę, na powyginaną ramę i sflaczałe tylne koło.

– Mój świeżo kupiony motocykl jest zniszczony. Właśnie się do niego przyzwyczajałam.

– To nieważne.

– Wydałam na niego prawie wszystkie pieniądze.

– Ponieważ były to moje pieniądze, gotów jestem odpisać je na straty.

Wszystko działo się na opak. Nic nie wyglądało tak, jak powinno. Wsunęła rękę pod kurtkę i wyciągnęła jego pistolet. Przyłożyła mu go w okolice dolnych żeber.