174475.fb2 ?mier? I S?d - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

?mier? I S?d - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

Rozdział 2

Upłynęło ponad pół godziny od wezwania, zanim polizia stradale przybyła na miejsce wypadku, gdzie musiała się zaraz zająć rozstawianiem świateł i rozładowywaniem dwóch kilometrowych korków, ponieważ nadjeżdżający z obu stron kierowcy, którzy i tak jechali ostrożnie z powodu złych warunków atmosferycznych, teraz zwalniali jeszcze bardziej, aby popatrzeć przez szeroką wyrwę w metalowej balustradzie na leżący w dole wrak ciężarówki. Ofiar nie widzieli.

Kiedy tylko pierwszy funkcjonariusz, który nie mógł zrozumieć, co wykrzykują do niego kierowcy, zszedł na dół i zobaczył leżące za tirem poskręcane ciała, natychmiast wrócił na górę i połączył się przez radio z komendą w Tarvisio. Minęło zaledwie parę chwil, a zator na szosie powiększył się o kolejne dwa samochody, z których wysiadło sześciu odzianych na czarno carabinieri. Pozostawiwszy wozy na poboczu, zbiegli do ciężarówki. Kiedy zorientowali się, że kobieta z nogami przygwożdżonymi przez deski wciąż żyje, wszelkie myśli o rozładowaniu korka na szosie wyleciały im z głowy.

Zamieszanie, które nastąpiło, byłoby komiczne, gdyby okoliczności nie były tak groteskowe. Stosy desek przygniatające nogi kobiety mierzyły co najmniej dwa metry wysokości; mógłby je z łatwością usunąć dźwig, ale nie było jak sprowadzić dźwigu w dół zbocza. Mogliby je też pozrzucać ludzie, ale aby to zrobić, musieliby się na nie wdrapać, tym samym zwiększając nacisk na ciało kobiety.

Monelli, najmłodszy funkcjonariusz, klęczał przy tylnych drzwiach ciężarówki, dygocząc z zimna, które stawało się coraz bardziej dotkliwe w miarę nadciągania alpejskiej nocy. Jego regulaminowa puchowa kurtka do połowy okrywała przygwożdżoną do dna tira kobietę. Dolna część ciała była niewidoczna, zdawała się przechodzić w solidny stos desek, zupełnie jak na fantazyjnym obrazie Magritte’a.

Funkcjonariusz widział, że kobieta jest młoda i ma blond włosy; widział też, że z każdą minutą staje się coraz bledsza. Leżała na boku, z policzkiem przyciśniętym do blaszanej powierzchni. Oczy miała zamknięte, ale chyba jeszcze oddychała.

Nagle usłyszał głośny łoskot i coś ciężkiego uderzyło w dno skrzyni. To pozostałych pięciu karabinierów zmagało się z deskami. Wspinali się niczym mrówki na stos równo powiązanych paczek, szamotali z nimi, usiłując je poluzować, potem spychali w dół. Następnie sami zeskakiwali ze stosu, podnosili paczkę i wyrzucali z tira, mijając po drodze ranną dziewczynę i Monellego.

Ilekroć przechodzili obok młodszego kolegi, widzieli, że kałuża krwi sącząca się spod desek jest coraz bliżej jego kolan. Atakowali stos z szaleńczą energią, nie zważając na to, iż kaleczą sobie dłonie. Kiedy Monelli zakrył kurtką twarz dziewczyny i podniósł się z klęczek, trzej funkcjonariusze przerwali pracę, ale dwaj pozostali nadal z furią wyszarpywali deski i ciskali je w gęstniejący mrok. Uspokoili się dopiero wtedy, gdy podszedł do nich sierżant i położeniem ręki na ramieniu dał znać, że mogą zaniechać dalszych wysiłków. Wtedy zostawili dziewczynę, której już nic nie mogło pomóc, i zaczęli przeprowadzać rutynowe oględziny miejsca wypadku. Zanim skończyli i zadzwonili do Travisio po karetki. żeby przyjechały zabrać zwłoki, wszystko pokryła znacznie grubsza warstwa śniegu, zapadła noc, a ruch na autostradzie był zablokowany aż do austriackiej granicy.

Tego dnia nic więcej nie można było zrobić, więc carabinieri oddalili się; najpierw jednak, wiedząc, że ludzi fascynują miejsca, w których nastąpiła śmierć, i obawiając się, że ślady zostaną zatarte, a materiał dowodowy zniszczony lub rozkradziony, jeśli wrak nie będzie pilnowany, postawili przy nim dwóch strażników.

Jak to się często zdarza o tej porze roku. nazajutrz nastał różowy świt, a do godziny dziesiątej śnieg był już tylko wspomnieniem. Ale pozostał rozbity tir oraz wiodące do niego głębokie koleiny. W ciągu dnia pojazd rozładowano, ustawiając deski w niskich stosach kawałek drogi od wraku. Podczas gdy carabinieri dźwigali paczki, narzekając na ich ciężar, na drzazgi wbijające się w dłonie i błoto oblepiające buty. ekipa dochodzeniowa badała dokładnie szoferkę, zdejmując z różnych powierzchni odciski palców, opisując i chowając do numerowanych torebek znalezione dokumenty i przedmioty. Siła uderzenia obluzowała fotel kierowcy; dwaj funkcjonariusze zdemontowali go do końca, po czym ściągnęli z niego płócienny pokrowiec i plastikowe obicie. Szukali czegoś pod spodem, ale nic podejrzanego nie wykryli, podobnie jak pod miękką wyściółką na ścianach szoferki.

Dopiero w skrzyni tira znaleźli osiem plastikowych reklamówek, w jakie pakuje się zakupy w supermarketach; każda zawierała zmianę kobiecej odzieży, a jedna niewielki modlitewnik w obcym języku, zidentyfikowanym przez technika jako rumuński. Na odzieży w torbach nie dostrzeżono ani jednej metki; zostały pieczołowicie usunięte, podobnie jak wszystkie metki z ubrań ośmiu kobiet zabitych w wypadku.

Dokumenty znalezione w szoferce były takie, jakich należało oczekiwać: paszport i prawo jazdy kierowcy, ubezpieczenie, deklaracje celne, listy przewozowe oraz faktura z nazwą składu drewna, do którego tir wiózł deski. Papiery kierowcy były wystawione w Rumunii, kwity celne się zgadzały, a deski miały być dostarczone do składu w Sacile, niedużym mieście położonym około stu kilometrów na południe.

Niczego więcej nie zdołano się dowiedzieć z wraku tira, który w końcu, z wielkim trudem i nie bez poważnych zakłóceń ruchu, trzy wozy holownicze za pomocą kołowrotów wciągnęły z powrotem na szosę. Umieszczono wrak na platformie ciężarówki i odesłano rumuńskiemu właścicielowi. Deski przekazano z czasem do adresata w Sacile, który jednak odmówił zapłacenia naliczonych dodatkowych kosztów.

Dziwną sprawę śmierci kobiet podchwyciły austriacka i włoska prasa; artykuły o „ciężarówce śmierci” ukazały się pod takimi tytułami, jak Der Todeslater oraz Il Camion della Morte. Austriaccy dziennikarze zdobyli nawet trzy zdjęcia zwłok leżących na śniegu. Wszystkie dzienniki zgodnie twierdziły, że prawdopodobnie chodziło o emigrację zarobkową. Upadek komunizmu sprawił, że obyło się bez spekulacji, które dawniej nasuwałyby się w pierwszej kolejności, a więc dotyczących szpiegostwa. Ostatecznie nie udało się nigdy ustalić prawdy; dochodzenie ugrzęzło w martwym punkcie, gdyż władze rumuńskie ani nie udzieliły żadnych wyjaśnień, ani nie nadesłały żądanych dokumentów; w końcu włoska opinia publiczna przestała się interesować całą sprawą. Zwłoki kobiet oraz kierowcy odesłano samolotem do Bukaresztu, gdzie zostały pochowane pod warstwą ojczystej ziemi i przywalone ciężarem miejscowej biurokracji.

Temat szybko znikł ze szpalt gazet, wyparty przez takie wydarzenia, jak zbezczeszczenie żydowskiego cmentarza w Mediolanie i zabójstwo kolejnego sędziego. Przedtem jednak o śmierci kobiet zdążyła przeczytać professoressa Paola Falier, adiunkt literatury angielskiej na Uniwersytecie Ca’ Pesaro w Wenecji, a zarazem – co nie jest bez znaczenia dla niniejszej opowieści – żona Guida Brunettiego, commissario policji w tym mieście.