174672.fb2 Na ?mier? Arafata - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

Na ?mier? Arafata - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

ROZDZIAŁ DRUGI

Przez grube, pancerne szyby jadalni ambasady amerykańskiej, której budynek górował nad jedną z najbardziej uczęszczanych plaż Tel Awiwu, Morze Śródziemne lśniło jak na pocztówce.

Malko mogłoby się wydawać, że trafił do jednego z pobliskich pałaców, gdyby nie dwaj marines w galowych mundurach, milczący jak ryby, którzy podawali do stołu w czasie tego śniadania sam na sam z Jeffem O’Reilly, nowym szefem rezydentury CIA w Izraelu.

— Co pan sądzi o Laville Haut — Brion?

— zapytał Amerykanin.-To rocznik 1989.

— Po prostu znakomity! — wykrzyknął Malko.

— Pan powinien być enologiem!

Jeff O’Reilly uśmiechnął się zadowolony.

Z rzadkimi włosami zaczesanymi do tyłu, z delikatną twarzą i z oczami lśniący mi inteligencją zza okularów w niewyszukanej oprawie, ze wspaniałą, świetnie utrzymaną brodą, ubrany w podniszczoną tweedową marynarkę, przypominał uczonego na rocznym urlopie profesorskim.

Był nim zresztą, zanim zaczął pracować w CIA jako analityk.

Ten wybitny znawca historii Środkowego Wschodu został przysłany do Tel Awiwu zaledwie kilka miesięcy wcześniej.

Oczywiście, po ciszy Georgetown bardzo musiał zmienić swoje przyzwyczajenia — poruszał się tylko kuloodpornym samochodem terenowym, któremu towarzyszyły dwa auta ochrony, pracował natomiast w fortecy z brudnoróżowego betonu, strzeżonej jak Fort Knox.

Oprócz amerykańskich marines, także agenci Szin Bel w cywilu pilnowali bez przerwy ambasady od strony Hayarkoi Street, a także jej mniej reprezentacyjnej części, przylegającej do bocznej alei odchodzącej od promenady Herbert Samuel naprzeciwko plaży.

Dwa lśniące nowością budynki wciśnięte były pomiędzy gmach opery i kompleks luksusowych hoteli w sam środek najchętniej odwiedzanej przez turystów dzielnicy miasta.

Z tarasu, na który wychodziło się prosto z biura sz fa CIA, można było policzyć ludzi przesiadujących na placu naprzeciwko.

Maiko pozwolił, żeby Laville Haut — Brion spływał mu po woli po języku.

Wspaniale było spotkać kulturalnego szefa placówki CIA…

Na Jeffie 0’Reilly wycisnął piętno jego krótkii pobyt we Francji.

Zadał sobie sporo trudu, by ugościć Malko.

Na wielkim stole podano imponujący wybór pieczonych ryb i różnej wielkości, w otoczeniu niezliczonych talerzyków do obowiązkowych wschodnich sałatek, od humusu po tabule.

To było lepsze niż zdecydowanie wstrętne jedzenie koszerne.

Pogoda była wspaniała i słońce grzało mocno przez szyby, Malko pomyślał o zdaniu, które przeczytał w pubie: „Wysepka łagodności w brutalnym świecie”…

Opancerzony, dźwiękoszczelny, wyposażony w najnowocześniejszy system elektro nicznych zabezpieczeń, budynek ambasady wyglądał jak stojący na kotwicy w Tel Awiwie lotniskowiec.

Dzięki temu, że zbudowano ją na brzegu morza, anteny satelitarne, którymi najeżone były dachy, działały bez najmniejszych zakłóceń.

Jednak mimo tych wszystkich zabezpieczeń, Malko nie mógł przestać myśleć o innej ambasadzie, która także stała na brzegu Morza Śródziemnego, trochę dalej na północy, w Bejrucie, wysadzonej w powietrze przez Hezbolach piętnaście lat wcześniej i całkowicie zniszczonej.

Tutaj coś takiego nie mogło się zdarzyć.

Ogromne, betonowe zapory całkowicie uniemożliwiały zatrzymywanie się, zaś ruchome pachołki ze stali zagradzały wstęp na parking od strony promenady wszystkim niezidentyfikowanym samochodom.

Szef CIA postawił swój kieliszek i powiedział z lekkim uśmiechem:

— Pewnie zadaje pan sobie pytanie, dlaczego jest pan tutaj?

Malko odpowiedział mu uśmiechem:

— Już dawno przestałem zadawać pytania.

Po raz kolejny szef placówki CIA w Wiedniu wyciągnął go z jego zamku w Linzu i, nie wdając się w szczegóły, kazał mu pojechać do Tel Awiwu tak szybko, jak to będzie możliwe.

Malko nie wahał się nawet przez chwilę.

W Austrii była okropna pogoda.

Aleksandra wyjechała na narty do Doliny Arlberg w towarzystwie muskularnych, młodych ludzi, którzy po na na rciarskich trasach poruszali się jak baletnice, a rachunki za utrzymanie zamku w zimie właśnie zaczęły nadchodzić.

Nie wiedząc, co go czeka, nawet nie wynajął samochodu na lotnisku Ben Guriona i pojechał do Tel Awiwu taksówką.

Za mieszkał tuż obok ambasady, w dość obskurnym hotelu Yamout Park Plaża, w którym wynajęto dla niego pokój.

Jedyna korzyść: hotel był oddalony o 20 metrów od ambasady.

Gdy tylko się rozpakował, zadał sobie pytanie, czy Szin Bet już o nim wie, Bez wahania odpowiedział twierdząco.

Izraelczycy stali się mistrzami kontrwywiadu: każdy, kto przyjeżdżał do ich kraju był drobiazgowo sprawdzany.

Izraelskie służby bezpieczeństwa wiedziały, że był szefem misji dla CIA.

To znaczy, że nie przy jechał do Tel Awiwu na wakacje.

Zamknięcie Terytoriów Okupowanych było ciosem dla turystyki — Izrael odwiedzali tylko nieliczni Japończycy.

Niedostępne dla zagranicznych gości Betlejem zmieniło się w miasto — widmo.

Natomiast w Eilacie nie było jeszcze wystarczająco ciepło i amerykańscy Żydzi woleli się opalać na Karaibach.

Dlatego pytanie, które musiał sobie wczoraj postawić Szin, brzmiało: co Malko Linge zamierza robić w Tel Awiwie?

— Myślę, że doskonale zna pan region — powiedział Amerykanin swoim miłym głosem — Wydział Operacyjny dostarczył mi informacji na temat niektórych fragmentów pańskiej biografii.

Malko zręcznie uchylił się od odpowiedzi, dając przy tyn popis skromności:

— To pan jest ekspertem od Środkowego Wschodu.

Amerykanin uśmiechnął się dyskretnie pod nosem:; — Na papierze.

Tylko na papierze.

Często powtarzał to zdanie, jakby sam się chciał upewnić, że tak właśnie jest.

Malko popatrzył na jasne, proste ściany, na woskowaną podłogę, na stół w jadalni. CIA bardzo się zmieniła.

Wskazał butelką na morze:

— To musi być miła placówka.

Mam nadzieję, że współpraca Agencji z Izraelczykami układa się bardzo dobrze?

— Z Palestyńczykami również — dodał z naciskiem Jelj O’Reilly.

— 7 stycznia ubiegłego roku na spotkaniu w Kairze poznałem generała Atepa el Husseiniego, szefa Mukhabaratu najważniejszego ogniwa ich służby bezpieczeństwa.

Zrobił na mnie wrażenie prawdziwego profesjonalisty.

Podobnie jak Abraham Dichter, stojący na czele Szin Bet.

Malko nie chciał mu przypominać, że to spotkanie na szczycie rozmaitych służb bezpieczeństwa działających w regionie zakończyło się fiaskiem…

Nikt nie chciał z nikim współpracować.

Do tej pory CIA współpracowała skutecznie z Palestyńczykami, co bardzo niepokoiło Izraelczyków.

Obie służby wywiadowcze wymieniały niemal wszystkie informacje, mając na uwadze wspólny cel — likwidację islamskich ekstremistów.

Ten sam cel przyświecał również Jaserowi Arafatowi, którego władza była zagrożona.

Amerykanin mówił dalej:; — Wbrew pozorom jestem tutaj w dość delikatnym położeniu.

— Dlaczego?

— Trochę za bardzo zaangażowaliśmy się w terenie, w Gazie…;” — To znaczy?

— Utrzymywaliśmy bardzo ożywione kontakty z ludźni z palestyńskiej Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa, do których należy likwidacja zbrojnych grup Hamasu i Dżihadu, przewidziana w tajnym porozumieniu z Oslo.

Wykonaniu tego zadania przyglądaliśmy się z bliska.

Nasz dyrektor George Tenet przyjeżdżał 11 razy do regionu!

Ludzie mojego poprzednika bez przerwy byli w Gazie, w siedzibie Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa.

Tam właśnie wszystko się skomplikowało.

Niektórzy nasi agenci zaangażowali się za bardzo, posuwając się nawet do tego, że asystowali śledczym podczas przesłuchań aktywistów Hamasu…

— To nie były rozmowy dżentelmenów?

Jeff O’Reilly skrzywił się z niesmakiem.

— Just disgusting. Anioł przeszedł, zatykając sobie nos.

Nie różniło się to bar dzo od gestapo.

— Agencja przemyślała swoje stanowisko?

— Kiedy objąłem tę placówkę — odparł Amerykanin — wydałem bardzo dokładne instrukcje, w jaki sposób unikać wpadek.

Oczywiście odnieśliśmy też jakieś sukcesy w tamtym okresie.

Prewencyjna Służba Bezpieczeństwa i Szin Bet całkiem skutecznie unieszkodliwiły terrorystów.

Lecz od tego czasu sprawy przyjęły zły obrót.

Od 28 września ubiegłego roku, kiedy wybuchła intifada al Aksy, stosunki między Izraelczykami i Palestyńczykami wciąż się pogarszają.

Brutalne represje ze strony Tsahal sprowokowały chęć odwetu u Palestyńczyków i ten konflikt wciąż trwa.

W odpowiedzi na postępowanie Izraelczyków Jaser Arafat uwolnił aktywistów Hamasu zatrzymanych przez Prewencyjną Służbę Bez pieczeństwa.

Jej zwierzchnik, pułkownik Jamal Nasiw, oficjalnie zabronił nam wstępu do Gazy.

Oskarżył nas o zdradę, o przekazywanie Szin Bet wszystkich uzyskanych od niego informacji. Jest bardzo wrogo nastawiony do Izraelczyków.

— Czy te zarzuty są uzasadnione?

— Częściowo — wyznał Jeff O’Reilly, kiedy dwaj marines wyszli, zostawiając ich samych przy kawie.

Mój poprzednik Steve Moscovitch afiszował się ze swoją sympatią do Izraelczyków. Tak samo, jak doradcy Billa Clintona.

Palestyńczycy szybko zauważyli tę dysproporcję i zrozumieli, że my tego chcieliśmy.

Kiedy tu przybyłem, od razu miałem problemy z Szin Bet, która zachowywała się u nas, w CIA, jak na terytorium podbitym.

Trzeba było sprawić, by wszystko wróciło na właściwe miejsce.

Zadaniem Agencji w regionie nie jest doprowadzenie do pokoju między Palestyńczykami i Izraelczykami, lecz walka z terroryzmem.

A więc wspieranie Arafata w podejmowaniu konkretnych działań.

Izraelczycy mają skłonność do przekształcania nas w swoje oddziały pomocnicze.

— A jak sytuacja wygląda dzisiaj?

Obiektywizm Amerykanina wywarł na Malko największe wrażenie.

Miał do czynienia z człowiekiem wykształconym, inteligentnym i światłym.

— Źle! — wyznał Jeff O’Reilly.

Z obu stron stosunki są chłodne.

Oczywiście utrzymujemy kontakty z naszymi odpowiednikami w Szin Bet i po stronie palestyńskiej.

Jednak sytuacja w terenie pogarsza się z każdym dniem i zależałoby nam bar dziej niż kiedykolwiek na odzyskaniu naszej pozycji honest broker1.

— Dlaczego to się nie udaje?

Zanim Jeff O’Reilly odpowiedział, wstał i przyniósł z kredensu butelkę koniaku i dwa kieliszki.

Nalał, nacisnął przycisk, zapalając czerwone światełko na zewnętrznej ścianie jadalni, po czym wrócił do Malko i rzucił tylko jedno słowo:

— Szaron!

Minął miesiąc odkąd jest premierem, a sytuacja; wciąż się pogarsza.

To dinozaur, który myśli, że wszystkie problemy można rozwiązać siłą.

Jak w dawnych, dobrych czasach.

Żeby wygrać wybory, obiecał, że zapewni Izraelczykom bezpieczeństwo.

Ponieważ nie może spełnić tej obietnicy, mnoży pogróżki i prowokacje — grozi, że wprowadzi Tsahel do strefy A, słucha rad swoich ministrów, którzy tak, jak Rehawam Zewi, doradzają mu zbombardowanie kwatery głównej Arafata w Gazie.

Urządza wypady odwetowe śmigłowców i coraz bar dziej ogranicza swobodę Palestyńczyków na Terytoriach Okupowanych.

A teraz znów zaczyna zakładać osiedla izraelskie na Zachodnim Brzegu!

— Palestyńczycy także nie robią mu prezentów — zauważył Malko.

— Tak jest — przyznał Amerykanin, popijając swój koniak.

— Mnożą się ataki na osadników, prawie codziennie zatrzymuje się w Izraelu samochód — pułapkę albo samobójcę z Hamasu, a teraz Palestyńczycy bombardują kibuce z moździerzy usytuo wanych w Strefie Gazy.

Palestyńczycy są rozwścieczeni, oszaleli z bezsilności.

Ariel Szaron znalazł się w impasie.

Musi oskarżać Jasera Arafata, że to on jest inspiratorem wszystkich aktów przemocy, których dokonuje za pośrednictwem swojej gwardii przybocznej Force 17, lecz to nie rozwiązuje problemu.

Dlatego cały świat wstrzymuje oddech.

Bo to wszystko skoń czy się źle.

Jakby chciał się podnieść na duchu, Jeff O’Reilly zanurzył usta w swoim Otard Xo i na kilka sekund zapadło absolutne milczenie.

Ostudzony tym apokaliptycznym obrazem sytuacji, Malko odważył się jednak zapytać:

— Dlaczego Agencja kazała mi tu przyjechać?

Kieruje pan jedną z najważniejszych placówek CIA.

Amerykanin odstawił swój okazały kieliszek.

— To ja domagałem się, żeby pan przyjechał — powiedział.

— Przejrzałem pańskie akta i uznałem, że jest pan odpowiednim człowiekiem.

— Do czego odpowiednim?

— Po moim przyjeździe do Tel Awiwu zetknąłem się z pew nym problemem.

Palestyńczycy nie mieli najmniejszego zaufa nia do większości ludzi z naszej placówki, ponieważ sądzili, że agenci CIA są blisko związani z Szin Bet.

Ja natomiast nie by łem całkiem pewny lojalności moich podwładnych wobec Agencji, gdy w grę wchodziły interesy izraelskie.

Z powodu Steve’a Moskovitch’a, ostatniego szefa rezydentury, trochę za bardzo to wszystko połączyli i utożsamili.

Amerykanin robił wrażenie wyraźnie zbitego z tropu, był bardziej „profesorski” niż zwykle.

Uczciwy człowiek.

— Czego pan oczekuje ode mnie?

Szef rezydentury podniósł głowę, muskając lekko swoją brodę machinalnym ruchem.

Potem spojrzał na drzwi, jakby chciał się upewnić, że są dobrze zamknięte i zwrócił się do Malko:

— Mówiłem panu, że wszyscy są podenerwowani, niespokojni.

Moje zadanie tutaj polega na przewidywaniu kłopotów Nasz nowy prezydent nie chciałby ubrudzić sobie rąk w bliiskowschodnim błocie.

Jednak od pewnego czasu obserwuje pewne wydarzenia, które mnie zaintrygowały i zaniepokoiły; Z pozoru nie są ze sobą powiązane, lecz muszę być tego pewny. Nie chciałbym, żeby jakaś „bomba” wybuchła mi w rękach. Chcę uniknąć zaskoczenia. — Nie brakuje panu ludzi, którzy mogliby się tym zająć — zauważył Malko.

— To prawda — powiedział Amerykanin.

Lecz wolę poprosic o to kogoś z zewnątrz.Z powodów, które panu przedstawiłem.

Znowu pociągnął łyk koniaku.

Rzeczywiście potrzebowali pokrzepienia.

Malko spytał beznamiętnie:

— O cóż więc chodzi?

— Jak panu powiedziałem, pomimo ochłodzenia naszych stosunków z Palestyńczykami, utrzymujemy z nimi kontakty.

Co tydzień major Marwan Rażub, jeden z podwładnych Jamalai Nassiwa, szefa Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa, przyjeżdżał tutaj na „podsumowanie” sytuacji. Miał także przyjechać piętnaście dni emu.

W piątek rano, w dniu, w którym byliśmy umówieni na spotkanie, Szin Bet zawiadomiła mnie, że poprzedniego wieczora Palestyńczyk został zabity przez nieznanego sprawcę. Stało się to, gdy wyszedł z restauracji w Tel Awiwie, gdzie jadł kolację w towarzystwie rosyjskiej prostytutki, z którą spotykał się zawsze, gdy przyjeżdżał z Gazy. Oczywiście, chciałem się o tym zdarzeniu dowiedzieć czegoś więcej.

Zażądałem spotkania z tą prostytutką, niejaką Iloną Szewczenko.

Okazało się, że to niemożliwe!

Po śmierci Rażuba była przesłuchiwana i zatrzymana przez policję w Tel Awiwie.

Gdy okazało się, że nielegalnie przebywa w Izraelu, została natychmiast odesłana do Rosji.

— To chyba normalne?

Amerykanin wzruszył ramionami.

— W Tel Awiwie pracują setki rosyjskich prostytutek, lecz bardzo rzadko są poddawane ekstradycji.

Naczelnik policji Sedbon powiedział mi jednak, że ta Rosjanka zeznała, jakoby mordercą był jej chłopak, 26-letni Izraelczyk, niejaki Ziw Mamorot, który cztery dni wcześniej wyszedł z więzienia, a którego usilnie poszukiwano.

Zabił Marwana Rażuba, gdyż obawiał się, że Ilona wyjedzie z nim do Gazy.

— Znaleziono tego Ziwa Mamorota?

— Tak.

Dziesięć dni później zabiło go na ulicy dwóch męż czyzn na motocyklu naprzeciwko centrum handlowego Kyriat Obe.

Sedbon, którego pytałem o to przez telefon, powiedział mi, że były to porachunki między gangsterami.

Na tym śledztwo zostało zakończone.

Przynajmniej tutaj.

— Co pan chce przez to powiedzieć?

— Za pośrednictwem naszej placówki w Moskwie, wspomaga nej przez FBI, odszukałem tę Ilonę Szewczenko.

Była bardzo zdziwiona, gdy opowiedziałem jej wersję wydarzeń rozpowszechnianą przez policję izraelską: ta Rosjanka nigdy nie miała zamiaru mieszkać w Gazie, a przede wszystkim nie znała mordercy.

Zaraz po zabójstwie zabrali ją z miejsca zbrodni dwaj mężczyźni podający się za policjantów.

Nie odstępowali jej na krok do chwili, gdy znalazła się na pokładzie samolotu do Moskwy.

— To byli ludzie Szin Bet?

— Myślę, że to oczywiste.

Zresztą Rosjanka powiedziała także, iż po każdym spotkaniu z Marwanem Rażubem kontaktowali się z nią i wypytywali o wszystko dwaj policjanci, którzy mówili, że są funkcjonariuszami służby bezpieczeństwa.

Kazałem przeprowadzić małe śledztwo.

Iwonę Szewczenko przysłał do palestyńskiego majora portier z Sheratona, znany jako informator Szin Bet.

— Teraz już wiemy, co w trawie piszczy — stwierdził Malko.

— Lecz do jakich pan doszedł wniosków?

— IeffO’Reilly znowu pogładził swoją brodę.

— Mamy do czynienia ze zbrodnią zaplanowaną, z morder stwem na zamówienie.

Ten Ziw Mamorot został „podprowadzony”.

Musieli mu coś obiecać.

Był na zwolnieniu warunkowym, nie znał Marwana Rażuba.

Działał jako płatny morderca.

— Na rachunek Szin Bet?

— To się nie wydaje nieprawdopodobne.

— Dlaczego?

Szin Bet miała coś przeciwko Rażubowi?

— O ile wiem — nie, odparł Amerykanin.

— Marwan Rażub często przyjeżdżał do Izraela, mogli go zatrzymać zupełnie oficjalnie.

Poza tym jego przeszłość była „czysta”.

— Wobec tego, dlaczego go zabili?

JeffO’Reilly podniósł na Malko swoje łagodne, niebieskie oczy.

— Moim zdaniem dlatego, że nie można było dopuścić, aby przekazał mi informację kłopotliwą dla Izraelczyków.

— To nie byłoby raczej „przesłanie” po waszej myśli?

— podsunął Malko, stając się w ten sposób adwokatem diabła.

— Oznaczałoby, że Izraelczycy nie chcą waszych kontaktów z Palestyńczykami.

Amerykanin skrzywił się.

— Nie.

Nie sądzę.

Te kontakty są im potrzebne.

Byłem umówiony z majorem Rażubem w piątek o ósmej rano, a zabito go w czwartek o dziesiątej trzydzieści wieczorem.

— To niepokojące — uznał Malko.

— Tym bardziej, że dowiedziałem się — podkreślił szefrezydentury CIA — dzięki świadectwu Ilony Szewczenko, że Izraelczycy mnie oszukali.

Sedbon mógł to zrobić tylko na polecenie Szin Bet.

Anioł przeszedł i zniknął, lecąc powoli w stronę Morza Śródziemnego.

— To nie wszystko.

Po tym „incydencie” były następne.

Jeszcze bardziej niepokojące.

Oficer łącznikowy w palestyńskiej służbie bezpieczeństwa.