174683.fb2 Najwi?ksza Przyjemno?? ?wiata - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 21

Najwi?ksza Przyjemno?? ?wiata - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 21

Rozdział 19

Nana przytuliła się do ramienia swojego kochanka, usiłowała zobaczyć jego twarz. Przez moment wydawało jej się, że dostrzega jego palce i fragment ramienia, ale równie dobrze mogło to być złudzenie. Maska była szczelna, w pokoju panował półmrok, a lampka na stoliku przy łóżku pozwalała co najwyżej trafić bez problemów do łazienki. Zza okna wlewały się ciemności i cisza przerywana od czasu do czasu odgłosami jadącego w oddali pociągu.

Była to pierwsza wizyta kochanka od czasu próby ucieczki. Nana rozpoznawała zapach jego wody kolońskiej i skóry. Mężczyzna jak zwykle był namiętny i czuły, ale kochanka odnalazła w jego zachowaniu coś jeszcze. Kobieca intuicja podpowiadała jej, że chciałby coś powiedzieć i z trudem się powstrzymuje. Postanowiła to wykorzystać.

– Dlaczego ze mną nie rozmawiasz? Boisz się, że mogłabym rozpoznać cię po głosie? – zapytała, głaszcząc go po umięśnionej klatce piersiowej. Nie odezwał się. Wyczuła lekki skurcz jego mięśni. Był spięty, ale chyba się nie zdenerwował. – Jeśli coś do mnie czujesz, to moglibyśmy ze sobą być… Po co mnie tu trzymacie? Lubię cię…

Mężczyzna położył dłoń na jej ustach. Po chwili znów się kochali. Nie tak jak za pierwszym razem. Tym razem ich zbliżenie było pełne namaszczenia i delikatności. W końcu zastygli mocno w siebie wtuleni.

– On kazał mnie zgwałcić – powiedziała cicho. Mężczyzna drgnął i szybko wstał z łóżka. Mruknął coś niewyraźnie, ale odebrała to jako zachętę do mówienia. – Toni kazał mnie zgwałcić. Nakręcił film. Powiedział, żebym ci o tym nie mówiła, bo mnie nie będziesz już chciał i trafię do zwykłego burdelu…

Usłyszała, jak mężczyzna w pośpiechu nakłada ubranie. Domyśliła się, że był bardzo zdenerwowany. Naciągnęła kołdrę, kuląc się ze strachu. Dopiero teraz dotarło do Nany, co zrobiła. Jeśli Toni mówił prawdę, skończyły się dla niej dobre czasy i rano mogła zacząć inne życie. Nie wyobrażała sobie siebie jako zabawki w rękach setek mężczyzn, których tak naprawdę nic nie obchodziła. Znów zaczęła myśleć o ucieczce. Strach przed ukazaniem się w Internecie filmu pornograficznego z jej udziałem zszedł na dalszy plan – teraz chciała przede wszystkim ocalić życie i odzyskać wolność.

Przez najbliższe dwie godziny nic się nie działo. Nana zasnęła, wyobrażając sobie, że jej klient nic nie powie Toniemu. Obudził ją huk za oknem i strzelanina. Schowała się pod łóżko i zatkała uszy. Mimo to czuła drgania budynku i słyszała wystrzały. Nagle drzwi do jej pokoju otworzyły się i zobaczyła buty Toniego. Podbiegł do łóżka i jednym silnym szarpnięciem wyciągnął ją spod niego. Wyglądał strasznie – był w rozchełstanej koszuli, spodniach z rozpiętym paskiem, a buty wsunął na gołe stopy. W ręku trzymał mały pistolet maszynowy.

– Idziemy – rozkazał i pociągnął ją w stronę wielkiego lustra na ścianie. Przesunął po nim dłonią, nacisnął, a ono rozsunęło się, odsłaniając korytarz i prowadzące w dół schody. Toni popchnął dziewczynę do przodu i lustro powoli się za nimi zasunęło. Na schodach paliła się mała żarówka, a na wilgotnych ścianach wisiały pajęczyny. Toni trzymał Nanę za kark. Szli w pośpiechu wąskim, stromym korytarzem. Kiedy w końcu schody się skończyły, zaczęli biec jeszcze węższym i niskim kanałem. Trwało to co najmniej pięć minut. Po drodze Toni zatrzymał się i zakręcił potężną korbą we wnęce muru. Z boku zaczęła wysuwać się ceglana ściana, która szczelnie zablokowała kanał, którym uciekali. Toni znów popchnął dziewczynę i spojrzał na zegarek. Kanał kończył się schodami prowadzącymi w górę.

Nana otuliła się szczelniej szlafrokiem i wbiegła na schody. Od czasu do czasu czuła na swoich pośladkach lufę pistoletu maszynowego. Toni przypominał dziewczynie, że nie powinna zapominać, kto tu rządzi. Na samej górze odnalazł drzwi zamknięte na dwie duże zasuwy. Ostrożnie je odsunął i wyjrzał na zewnątrz. Popchnął w bok metalowy regał na kółkach. Leżały na nim pudełka z częściami samochodowymi, butelki, puszki ze smarami i opony. Porywacz nasłuchiwał odgłosów dobiegających z ciemności. Wreszcie uznał, że jest bezpiecznie i pierwszy wyszedł na zewnątrz. Znajdowali się w pomieszczeniu, które przypominało stary, dawno nieużywany magazyn. Toni pociągnął Nanę ku sobie i zamknął drzwi do kanału. Zasunął bardzo starannie regał i przez chwilę uważnie nasłuchiwał. Wokoło było cicho i nic nie zapowiadało ponownej strzelaniny. Dziewczyna drżała z zimna i ze strachu. Nie rozumiała, co się stało. Obawiała się, że jej sytuacja jeszcze bardziej się skomplikuje.

W magazynie znajdował się samochód przykryty grubą plandeką. Toni ściągnął ją na podłogę i zajrzał do środka. Kluczyk tkwił w stacyjce, jakby od dawna był przygotowany do nagłego użycia.

– Wsiadaj koło mnie – rozkazał Toni, pokazując spojrzeniem czarnego mercedesa. Nana posłusznie otworzyła drzwi i usiadła w skórzanym fotelu. Toni zatrzasnął drzwi samochodu, uruchomił silnik, sięgnął po pilota. Po chwili brama do magazynu zaczęła się otwierać. Dziewczyna słyszała ciche skrzypienie. Miała nadzieję, że ktoś je usłyszy. Było jej coraz zimniej. Zakasłała i zaczęła pociągać nosem.

– Włączyłem ogrzewanie – powiedział uspokajająco Toni. – Siedzenia też podgrzałem…

Wjechali wprost w żwirową aleję wśród wysokich topoli. Porywacz prowadził ostrożnie, a jego pistolet tkwił wciśnięty za pasek od spodni. Obrzucił dziewczynę pochmurnym spojrzeniem i zatrzymał się przed wjazdem na szosę. O tej porze ruch był niewielki – obok nich przejechały tylko trzy samochody dostawcze i dwa osobowe. Na niebie pojawiły się pierwsze oznaki świtu, ale przesłaniały go ciężkie, deszczowe chmury. Zapowiadał się kolejny brzydki jesienny dzień.

Wjechali w dzielnicę domków jednorodzinnych. Toni poruszał się w tej okolicy pewnie i widać było, że wie, dokąd jedzie. Dziewczyna miała nadzieję, że uda jej się uciec na jakimś skrzyżowaniu, ale porywacz zablokował wszystkie drzwi i przy pierwszej próbie wyskoczenia z samochodu tylko się roześmiał.

– Ja nie oddaję swoich zabawek, kochanie – odezwał się, patrząc zimno w oczy Nany. – Należysz do mnie… Jesteś moją polisą na życie.

– A więc jednak chodzi o pieniądze – wtrąciła, z nadzieją w głosie. – Mówiłam już, że ojciec za mnie zapłaci…

– W każdej chwili – potwierdził Toni. – Na razie musisz robić to, co każe twój klient. Lubisz go trochę?

– Jest miły, ale nigdy ze mną nie rozmawia – szepnęła dziewczyna.

Chciało jej się spać. Znowu wpadła w apatię. Przez okno zauważyła kilka osób idących do pracy, ale w ogóle na nią nie spojrzały. Z pochylonymi głowami i postawionymi kołnierzami, osłaniając się przed wiatrem, kierowały się do przystanku.

– On tak dużo za mnie płaci, że nie chce pan miliona euro mojego ojca? – zapytała, czując przyjemne ciepło płynące z podgrzewanego fotela.

– Dużo więcej – potwierdził.

– Nie rozumiem. Jest przecież tyle ładnych dziewczyn. – Nana powiedziała to, nie patrząc w stronę Toniego. – Nawet te w waszych filmach… Dlaczego ja?

– Widocznie masz coś, czego inne nie mają – głos Toniego znów był spokojny i chłodny. Jak zwykle udało mu się uniknąć niebezpieczeństwa, uciec.

Nagle samochód skręcił w boczną drogę dojazdową do szarego, nieforemnego domu wśród drzew. Wjazd nie miał bramy, a cała działka była porośnięta krzakami i zaniedbana. Budynek z lat siedemdziesiątych przypominał klocek z oknami, z których schodziła farba. Mercedes zatrzymał się dopiero w garażu. Toni odblokował drzwi, pozwalając Nanie wysiąść. Odnalazł klucz pod wycieraczką i otworzył odrapane drzwi. Tym razem wszedł pierwszy, zapalił światło, a potem rozejrzał się po dużym pomieszczeniu z piecem do centralnego ogrzewania i koksem usypanym pod ścianą. Nana posłusznie poszła za nim do kotłowni. Z lękiem rzuciła wzrokiem na brudne ściany. W pomieszczeniu nie było okien, a sufit wydawał się zawieszony niemalże nad głową. Nana nie miała wątpliwości, że człowiek chory na klaustrofobię mógł w takim miejscu oszaleć.

Toni podniósł z podłogi szuflę i zaczął odgarniać koks. Nana przyglądała się temu ze zdziwieniem, ale nie odważyła się odezwać. Po chwili w betonowej podłodze pojawiła się metalowa klapa z wielką zasuwą. Grubość klapy pozwalała sądzić, że wymontowano ją z jakiegoś przeciwbombowego schronu. Toni uniósł z wysiłkiem wieko i pokazał Nanie właz z metalową drabiną umocowaną w ścianie.

– Wchodź – wskazał zdecydowanym ruchem ręki ciemny otwór.

– Po co? – zapytała, cofając się w stronę drzwi. Wtedy sięgnął po pistolet.

– Jak nie wejdziesz, to strzelę ci w kolano i sam wrzucę do tej dziury – zagroził z irytacją pomieszaną ze znudzeniem. Dziewczyna posłusznie zaczęła schodzić po drabinie, w dół ciemnego włazu.

– Na dole jest wszystko, co potrzeba – poinformował ją, patrząc z góry. – Na ścianie znajdziesz włącznik światła. Jedzenia wystarczy ci na dwa tygodnie.

– Jak długo tu będę? – Z dołu rozległ się przerażony głos dziewczyny. Toni zauważył, że w pomieszczeniu na dole zapaliło się światło. Najwyraźniej nie chciało mu się dłużej rozmawiać, bo zatrzasnął klapę, zasunął zasuwę i ponownie zaczął zasypywać ją koksem.

Nana słyszała szczęk łopaty i wydawało jej się, że po raz kolejny umiera. Nagle do dziewczyny dotarło, że została zasypana pod ziemią i nikt nie będzie w stanie jej odnaleźć. Może w przyszłości, kiedy ktoś zechce wyburzyć dom, przypadkowo natkną się na jej kości. Zanim to jednak nastąpi, Nanę czekało niewyobrażalne cierpienie i strach. Toniemu już nie wierzyła. Podejrzewała, że nie chciał jej zabijać osobiście, więc zamknął ją w tym miejscu. Być może w ten sposób chciał oczyścić swoje sumienie. Każdy odgłos spadającego koksu dziewczyna odbierała niemalże jak uderzenie w twarz. Zaczęła krzyczeć, ale nikogo to już nie obchodziło, nikt nie słyszał wołania o pomoc. Stopniowo krzyk Nany przerodził się w histeryczne wycie, dzikie i nieopanowane, prawie zwierzęce, przywodzące na myśl czasy, kiedy ludzie nie umieli mówić.

Kiedy Toni uznał, że właz został dostatecznie zamaskowany, odrzucił łopatę i wyszedł z kotłowni. Zamknął za sobą drzwi, schował klucz pod wycieraczkę i umył ręce pod kranem zamontowanym w garażu. Popatrzył na siebie krytycznie, poprawił ubranie, pokiwał głową, a potem wsiadł do samochodu. Jeśli ktokolwiek myślał, że nocny napad na jedną z jego agencji towarzyskich przestraszył go, był w błędzie. Toni nigdy się nie bał – na tym właśnie polegała tajemnica jego sukcesu. Ryzykował i zawsze miał szczęście. Tak jak tej nocy.

Od najwcześniejszych lat rzucał się na większych od siebie i często wygrywał. Nikt całkowicie normalny nie ryzykował konfliktu z dzieckiem, które nie poddawało się żadnym rygorom. Niektórzy podejrzewali nawet, że Toni, wówczas jeszcze znany wyłącznie jako Jerzy Tank, pozbywał się swoich wrogów w wyjątkowo podstępny sposób. Takich przykładów było wiele. Kiedyś nauczyciel, który wytargał go w szkole za uszy, przewrócił się po wyjściu z własnego mieszkania i ze wstrząsem mózgu wylądował w szpitalu. Okazało się, że przed jego drzwiami znajdowała się duża plama oleju. Innym razem wychowawczyni Toniego z domu dziecka spadła ze schodów i połamała sobie obie ręce. Ktoś zepchnął ją z nich nocą, gdy szła do ubikacji. Niektórzy łączyli to nieśmiało z zakazem wychodzenia na podwórko, jaki kilka dni wcześniej otrzymał Toni. Niejasna była też śmierć koleżanki, która nie chciała spotykać się z Tonim w ostatniej klasie liceum. Została znaleziona w piwnicy domu dziecka z głową roztrzaskaną metalową rurką. Nikt jednak nigdy nie udowodnił chłopakowi udziału w tych tragediach. Jerzy Tank był zbyt sprytny i zdolny, by dać się złapać. Dostawał dobre stopnie i bez trudu dostał się na studia. W normalnym świecie to właśnie liczyło się najbardziej, a Jerzy Tank, noszący pseudonim Toni, dobrze o tym wiedział.