174683.fb2
Nana odzyskała przytomność i usiłowała się podnieść. Przez chwilę miała wrażenie, że coś słyszy. Podłoga w łazience była twarda, a ona nie pamiętała, kiedy na nią upadła. Bolała ją głowa i chciało jej się wymiotować. Ostrożnie wstała. Podpierając się rękami, szła wzdłuż ściany w stronę łóżka. Ból brzucha, rozwolnienie i torsje sprawiły, że nie była w stanie utrzymać równowagi. Kiedy zbliżyła się do łóżka, usłyszała głuche odgłosy uderzeń. Dobiegały z góry. Z trudem uniosła głowę, zaczęła nasłuchiwać. Odgłosy zamilkły na chwilę, po czym rozległy się znowu. Poczuła gwałtowny dreszcz i przypływ sił. Próbowała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle. Była za słaba, by wydobyć z siebie coś więcej prócz serii słabych jęków. Ruszyła pospiesznie do włazu, w którym kryła się drabina prowadząca na górę. Zapaliła światło i zaczęła się wspinać. Nie było to łatwe. Nogi odmawiały posłuszeństwa, mięśnie drżały, a dłonie zaledwie obejmowały metalowe pręty. Odpoczywała i nasłuchiwała. Odgłosy uderzeń stawały się coraz wyraźniejsze. Nieregularne, rozproszone, to znów skupione w jednym miejscu. Tak, jakby ktoś zupełnie tego nie kontrolował, jakby – po dziecinnemu – bawiło go samo uderzanie.
Dziewczyna dotarła do metalowej klapy i spróbowała w nią uderzać. Robiła to jednak zbyt słabo. Uderzenia odbijały się od ścian włazu, nie wychodząc na zewnątrz. Ze zdrętwiałych ust wydobył się cichy krzyk. Nana zaczęła się gorączkowo zastanawiać, czym mogłaby zwrócić uwagę człowieka na górze. Była ubrana w rozchełstany szlafrok, pod którym od paru dni nie nosiła nawet bielizny. Jej włosy i twarz były wyblakłe, nijakie. Brak jedzenia i odwodnienie organizmu szybko zrobiły swoje. Zamieniała się w osobę niezdarną i o wiele starszą niż w rzeczywistości. Pukanie w klapę i histeryczne próby krzyku nie spowodowały żadnego cudu. Nikt jej nie usłyszał, nikt jej nie uwolnił. Oparła się z całej siły o drabinę i zaczęła płakać. Odgłosy umilkły. Nana przestała wierzyć w swoją szansę. Teraz naprawdę zaczynała umierać.
W przebłysku świadomości pomyślała o swoim tajemniczym kochanku. Dlaczego ją tu zostawił? Kim był? A może po prostu zabili go i nie mógł jej uratować? Wyobraziła sobie, że ją kochał i nie miał zamiaru jej skrzywdzić. Chciała myśleć, że był dobry i kazał ją porwać z miłości. W tym momencie za nic nie uwierzyłaby, że ten milczący mężczyzna modlił się właśnie, aby jej nigdy nie odnaleziono i starannie zacierał ślady swojego działania.