174683.fb2
Dziewczyna obudziła się, ale nie mogła odgadnąć, która była godzina. Znajdowała się w przytulnie urządzonym salonie bez okien. Mogła tylko włączać i wyłączać światło. Obok dużego łóżka znajdowały się przyciski z napisami: muzyka i filmy na życzenie, samoobsługa. Musiała przyznać, że wystrój salonu był na najwyższym poziomie. Poza kanapami, stolikami, obrazami, regałem z książkami, oświetleniem i stalowymi drzwiami z dużym wizjerem w pomieszczeniu znajdowało się jeszcze wejście do łazienki wielkości drugiego salonu. Tam także nie było okien. Klimatyzacja za to działała bez zarzutu.
Zbliżał się kolejny tydzień od porwania i właściwie nic się jeszcze nie wydarzyło. Nikt jej nie pobił, nie zgwałcił, nie morzył głodem i niczym nie straszył. Gdyby nie uwięzienie i brak kontaktu ze światem, można by powiedzieć, że znalazła się w luksusowym apartamencie na wakacjach. Obsługiwał ją jeden człowiek, który odzywał się tylko monosylabami i przedstawił się jako Ozi. Poznali się szybko i bez zbędnych grzeczności.
– Dlaczego mnie tu trzymacie? – zapytała Nana.
– Niedługo się dowiesz – odpowiedział.
– A co to zmieni, jeśli powiesz mi teraz? – zareagowała zbyt inteligentnie, bo osiłek popatrzył na nią przeciągle i odparł:
– Nie kumam, o czym gadasz, mała.
– Pytam, co to zmieni, jeśli odpowiesz mi teraz. Dlaczego tu jestem?
– Niedługo się dowiesz.
– Ty chyba mnie nie rozumiesz – zdenerwowała się. – To łatwe pytanie. Chcecie mnie zastrzelić, powiesić, sprzedać, okraść, przestraszyć? Przynajmniej bym wiedziała.
– Niedługo się dowiesz – odparł teatralnie i wyszedł.
– Hamlet się znalazł… – wyszeptała zrezygnowana.
Ozi regularnie przynosił jedzenie, picie, ubranie, po czym bez słowa wychodził. Wyglądał na obstawę kogoś ważnego – łysy i napakowany sterydami jak gąsior. Wystarczyło spojrzeć mu w twarz, aby człowieka przeszedł dreszcz strachu. Dla dziewczyny jednak był bardzo grzeczny. Kiedy pytała go o cokolwiek, zawsze odpowiadał tak jak za pierwszym razem. Za to kiedy chciała się dowiedzieć, czy chodzi o okup, zaprzeczał. Do puszczenia pary z ust nie skusiła go nawet obietnica olbrzymich pieniędzy za uwolnienie. Wydawało się, że skruszyć go mogła tylko sztanga na siłowni. Musiała cierpliwie czekać.
W końcu pojawił się mężczyzna, który wydawał jej się skądś znany. Na jego ramieniu widniał tatuaż z chińską literą. Wszedł do salonu i cicho zamknął za sobą drzwi. Przystojny i wysportowany, mógł mieć nie więcej niż dwadzieścia osiem lat, czysty i pachnący drogimi kosmetykami. Kiedy pierwszy raz na nią spojrzał, zwróciła uwagę na jego ciemne, lśniące oczy. Zanim usiadł w fotelu, włączył przycisk z muzyką. Otoczyły ich delikatne dźwięki klubowej muzyki. Dziewczyna już wcześniej przekonała się, że nagłośnienie salonu i łazienki było na najwyższym poziomie. Leżała pod cienką kołdrą i obserwowała mężczyznę.
– Dzień dobry, Nano – odezwał się mężczyzna. Co za piękny głos, przemknęło jej przez myśl. – Możesz nazywać mnie Toni, tak jak Tony'ego Soprano – przedstawił się. W rzeczywistości od Tony'ego Soprano dzieliły go z wyglądu miliony lat świetlnych. Pomyślała, że mianował się tak ze względu na charakter. Doskonale pamiętała serial, a gangstera nawet na swój sposób polubiła. Mimo okrucieństwa było w nim coś sympatycznego, a nawet ludzkiego. Powolność, naburmuszenie, brzydota, kłopoty rodzinne i depresja budziły w niej współczucie. Dlatego uśmiechnęła się do Toniego, jakby usłyszała coś miłego. Porywacz jednak nie odpowiedział tym samym.
– Pewnie chciałabyś wiedzieć, dlaczego tu jesteś, prawda? – zapytał rzeczowo. Nana domyśliła się, że był człowiekiem wykształconym i nie wiedziała dlaczego, ale ten fakt naprawdę ją przeraził.
– Co ze mną zrobisz? – zapytała, siadając w kucki na łóżku. Zakryła się kołdrą aż pod szyję. Czuła, że jej ciało drży. Po raz pierwszy ktoś przyszedł z nią porozmawiać. Może nareszcie wszystko się wyjaśni i koszmar się skończy.
– Przyszedłem ci powiedzieć, że spędzimy razem kilka godzin – wyjaśnił grzecznie Toni. – Ty i ja. Wykąpiemy się, zjemy dobrą kolację, posłuchamy muzyki i będziemy się bliżej poznawać…
– O Boże – jęknęła dziewczyna, a w jej oczach pojawił się śmiertelny strach.
– Możesz odmówić, ale wtedy stracisz swoją szansę – kontynuował bez emocji Toni. – Mogę cię na przykład przywiązać do łóżka i wpuścić do tego pokoju, dajmy na to, sto głodnych szczurów. Mogę wpuścić pytona albo kilku narkomanów chorych na aids. Poproszę, żeby się z tobą kochali przez całą noc. Nie muszę mówić, że wybiorę starych, bezzębnych, brzydkich i śmierdzących. Oczywiście potem wszystkich ich zabiję, a ty zostaniesz sprzedana do tureckiego burdelu. Tam przykują cię łańcuchem do ściany i dopóki choroba się nie rozwinie, będą cię odwiedzać wszyscy zainteresowani. Jesteś bardzo atrakcyjna, więc chętnych będzie dużo…
– Zabiję się – krzyknęła dziewczyna, patrząc wyzywająco w oczy swojego prześladowcy. – Słyszysz, zabiję się i nikt mnie nie dotknie!
Mężczyzna uśmiechnął się, jakby usłyszał dobry żart.
– Coś ci pokażę – powiedział szeptem. Dał znak ręką i otworzyły się drzwi.
Do środka wszedł znany jej dobrze strażnik Ozi. Popychał przed sobą stolik z płaskim dużym telewizorem i DVD. Na stoliku leżało kilkanaście płyt. Strażnik podłączył szybko sprzęt i wyszedł z salonu. Toni nacisnął pilota i na ekranie pokazała się dziewczyna w łóżku. Była naprawdę ładna i bardzo zmysłowa. Potem wszedł gruby, brzydki mężczyzna, zrzucił ubranie, uderzył ją w twarz i zaczął gwałcić. Robił to beznamiętnie, prawie automatycznie, tak, jakby kroił cebulę lub zakładał buty. Kazał jej zmieniać pozycje, bił ją otwartą dłonią po całym ciele i obrzydliwie lizał po twarzy. Pojawili się też następni, jeszcze bardziej odrażający. Jeden miał pooraną bliznami twarz i skórę pokrytą dużymi krostami. Drugi zapomniał chyba wprawić sobie zęby, bo memłał jej piersi, śliniąc się jak buldog. Robił to wszystko, uśmiechając się do kamery. Szarpał dziewczynę za włosy i stosował różne gadżety. Duże, o wiele za duże. Trzeci z mężczyzn w trakcie stosunku bez przerwy jęczał i policzkował ofiarę. Czwarty kazał jej na sobie usiąść, robić TO jak najszybciej i rżeć. Cały czas trzymał w dłoni zapalniczkę, którą co pewien czas przypalał jej piersi. Dziewczyna rżała, krzyczała, próbowała uciekać, ale za każdym razem gwałciciel biciem zmuszał ją do uległości. Minuta po minucie jej zmysłowość gasła, a ciało i twarz zamieniały się w krwawą miazgę. W dodatku zbliżenia kadru pokazywały zepsute zęby, brudne paznokcie i kurzajki oprawców. Ktoś zadbał o to, żeby projekcja robiła mocne wrażenie. Kiedy ostatni z mężczyzn wziął młotek i zaczął wybijać dziewczynie zęby, Nana nie wytrzymała i zamknęła oczy.
– Wystarczy, proszę, niech pan przestanie… – szepnęła. Widać było, że miała dość. Mężczyzna wyjął płytę i włożył następną. Na ekranie pojawiła się ładna dziewczyna z przystojnym chłopakiem. Zaczęli się do siebie przytulać. Nana zamknęła oczy i próbowała nie słuchać. Film pornograficzny był w tym momencie ostatnią rzeczą, jaką chciała oglądać. Usłyszała nastrojową muzykę i zupełnie niewinną rozmowę. Otworzyła oczy. Rozpoznała wybrzeże Sardynii, zatokę i złotą piaszczystą plażę, dostrzegła też wielką motorówkę i kelnera przygotowującego jedzenie. Para zakochanych siedziała na pokładzie, obejmowała się i patrzyła w morze, niebo, na malowniczy brzeg. Sielanka, obraz marzenie. Nana nawet nie zauważyła, kiedy film ją wciągnął. Toni uśmiechał się pod nosem, patrząc na dziewczynę, jak na ulubioną potrawę.
– Ładne miejsce, prawda? – odezwał się cicho.
– Po co pan mi to pokazuje? Bawi się pan mną? Mój ojciec jest dostatecznie bogaty, żeby mnie wykupić, słyszy pan?
– Wiem, daje za ciebie milion euro – przerwał Toni. – Szukają cię wszyscy. Tymczasem my sobie tutaj siedzimy i nikt o nas nie wie. Dogadaliśmy się?
– Dlaczego mi to robicie?
– To proste. Podobasz mi się – odpowiedział. Nie miała wątpliwości, że mówił szczerze. – Tak bardzo mi się podobasz, że chciałem cię poznać.
– Mógł mnie pan poznać normalnie, bez tych… – zawahała się. – Dlaczego nie zapoznaliśmy się normalnie?
– Masz chłopaka, prawda? – zabrzmiało to jak wyrzut. – On bardzo komplikował sprawę. Nie oszukujmy się, zapoznanie się nie byłoby takie proste. Przyznaj, że go kochasz…
– Kocham, ale to nie zmienia faktu, że mógł pan próbować mnie poznać – usiłowała go przekonać, ale nie zabrzmiało to wiarygodnie. Toni wyłączył telewizor, wstał i podszedł do Nany. Odruchowo cofnęła się do ściany. Prześladowca usiadł na łóżku i pochylił się do przodu.
– Nie lubię tracić czasu – szepnął. – Jeżeli dziewczyna mi się podoba, to po prostu ją biorę…
– Jest pan nienormalny – wyrwało się z gardła Nany. – Powinien się pan leczyć…
– Na pewno. Ale po co? Jest mi z tym dobrze.
– Ile ich już zabiłeś? Dziesięć, dwadzieścia, sto? – wyrzuciła mu w twarz swoją nienawiść. Odruchowo przeszła na ty. Wyobraziła sobie cierpienia swoich poprzedniczek, znęcanie się, tortury, filmowanie tego wszystkiego i na końcu mordowanie. Nie tak zwyczajnie, z pistoletu i po sprawie, lecz długo i wyjątkowo okrutnie. Dziewczyna wyglądała pięknie i dziko, Toni był zadowolony. Nie pomylił się, miała temperament i charakterek.
– Jesteś jedyna…
– Kłamiesz – wrzasnęła i zaraz się przestraszyła. On jednak nie zareagował, patrzył i uśmiechał się. – Jesteś zboczony…
– To nie ma żadnego znaczenia. Przyjmujesz moją propozycję? – Teraz dostrzegła w jego oczach determinację.
– I co potem? Zabijesz mnie, sprzedasz Turkom, napuścisz na mnie szczury? Co potem ze mną zrobisz? – Te pytania najwyraźniej go nie interesowały. – Słyszysz? Możesz mi powiedzieć, co potem ze mną zrobisz? Potem, jak już zgodzę się z tobą kochać…
– Sama zadecydujesz – uspokoił ją. – Może mnie pokochasz i zostaniemy razem na zawsze? A może zechcesz odejść… Kto wie? Chcę być z tobą, chcę być szczęśliwy i tylko tyle. Wyobraź sobie, że poznaliśmy się i zakochałaś się we mnie do szaleństwa. Bierzemy najpiękniejszy ślub na świecie. Wybierasz miejsce, porę, godzinę, ubrania, gości i jedzenie. Kupujemy dom albo apartament w Paryżu, Rzymie, Madrycie lub gdzie indziej. Jemy, słuchamy muzyki i kochamy się w miejscach, o których nawet się nie śni zwykłym ludziom. Potem rodzą nam się dzieci… Wyobraź sobie, jakie będą ładne. Popatrz na siebie, na mnie. Czy tacy ludzie chodzą po ulicach? Ty i ja jesteśmy ładniejsi od większości aktorów na świecie. To oni mogą nam zazdrościć, a nie my im. Potem wychowujemy nasze potomstwo, chłopca i dziewczynkę, na dobrych i uczciwych ludzi. Ja jeszcze przed ślubem zrywam z tym, co teraz robię. Gram na giełdzie i pomnażam kapitał. Jesteśmy bogaci i dajemy naszym dzieciom wszystko. Chodzą do najlepszego przedszkola, najlepszej szkoły i na najlepsze studia. Są bezpieczne i zawsze mogą na nas liczyć. Nie wiedzą co to strach, bieda czy zwykła praca. Nasza krew, nasze ciała, kochanie, nasze dzieci… Czy ktoś inny może ci to wszystko dać? Ten leszcz, którego nazywałaś swoim chłopakiem? Ten leń, ten pieszczoszek? On miałby ci to wszystko dać? Jeśli mnie pokochasz, będziesz szczęśliwa…
– A co z porwaniem? Z przetrzymywaniem mnie tutaj, straszeniem, tym całym praniem mózgu? Mam o tym zapomnieć? – Nana popatrzyła mu prosto w oczy.
– Oczywiście – przytaknął. – To wszystko potraktuj jak przygodę. Szaloną przygodę w filmowym stylu. Po prostu jako zabawę. Tak naprawdę ważne są nasze uczucia i przyszłość…
– Kłamiesz, prawda?
– To zależy od ciebie…