174914.fb2 Opary Szale?stwa - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 23

Opary Szale?stwa - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 23

Rozdział 21

Potrzebował jej tej nocy. Gdy już zabrano ciało Barry’ego Knowltona, gdy już przeszedł przez koszmar spotkania z jego rodzicami, znalazł się nagle w jaskrawym świetle fleszy reporterów. Dwukrotnie załamał się i zaczął płakać przed kamerami TV. Nie wstydził się swoich łez i nie miarkował słów w gniewnych wypowiedziach, krytykujących sposób rozwiązania kryzysowej sytuacji. Zdawał sobie sprawę, że przygotowuje grunt pod oskarżenie o niesprawiedliwe zabójstwo przeciwko swemu własnemu pracodawcy, miastu Tranquility. Było mu wszystko jedno. Wiedział tylko, że chłopca zastrzelono jak jelenia w listopadzie i ktoś powinien za to zapłacić.

Jadąc w gęsto padającym śniegu, zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie znieść samotnego powrotu do domu, spędzenia tej nocy tak jak innych – samotnie.

Zamiast tego pojechał do domu Claire.

Przedzierając się z samochodu przez sięgający powyżej kostek śnieg, czuł się jak żałosny pielgrzym, ostatkiem sił zmierzający ku sanktuarium. Wspiął się na ganek i zastukał do drzwi, kilkakrotnie, a gdy nie było odpowiedzi, nagle przeszyła go rozpacz na myśl o tym, że nie ma jej w domu, że dom jest pusty. Że musi bez niej znieść resztę nocy.

Ale w końcu na górze zapaliło się światło, a ciepła poświata przedarła się przez padający śnieg. Chwilę potem drzwi się otwarły i Claire stanęła przed nim.

Wszedł do środka. Żadne z nich się nie odezwało. Ona po prostu otworzyła ramiona, przyjęła go. Był pokryty śniegiem, który teraz topił się od jej ciepła, a zimne strumyczki moczyły flanelę jej szlafroczka. Przytulała Lincolna, a stopiony śnieg tworzył kałużę na podłodze wokół jej bosych stóp.

– Czekałam na ciebie – powiedziała.

– Nie mogłem znieść myśli o powrocie do domu.

– Więc zostań tutaj. Zostań ze mną.

Na górze zrzucili ubrania i wsunęli się w pościel, jeszcze rozgrzaną jej ciałem. Nie przyjechałby się kochać, szukał jedynie pociechy. Dała mu jedno i drugie, zapewniając tak pożądane wyczerpanie, dzięki któremu w końcu zasnął.

Gdy się obudził, niebo za oknem było intensywnie niebieskie, aż kłuło w oczy. Claire leżała zwinięta w kłębek, a jej włosy rozsypały się po poduszce bezładnymi puklami. Widział siwe nitki w masie brązowych loków i ten pierwszy objaw wieku w jej włosach był tak niespodziewanie wzruszający, że Lincoln musiał zamrugać, walcząc ze łzami. Połowa życia bez ciebie, pomyślał. Połowa życia zmarnowana, aż do teraz.

Pocałował ją lekko, ale się nie obudziła.

Ubierał się, patrząc przez okno na świat przemieniony nocną burzą śnieżną. Puszysty śniegowy płaszcz okrył jego samochód, czyniąc z niego niewyraźny biały kopczyk. Gałęzie drzew uginały się pod ciężkimi czapami śniegu, a tam gdzie kiedyś był podjazd przed domem, widniało migoczące w słońcu pole diamentów.

Drogą nadjechała furgonetka i skręciła na teren Claire. Z przodu miała zamontowany pług śnieżny, więc Lincoln pomyślał, że to zapewne ktoś, kogo Claire zatrudniła do oczyszczenia podjazdu. Jednak w kierowcy wysiadającym z furgonetki rozpoznał Floyda Speara w mundurze policyjnym.

Floyd przeszedł przez śnieg do kopca, skrywającego samochód Lincolna, i oczyścił tablicę rejestracyjną ze śniegu. Wyprostował się i spojrzał pytająco na dom. Teraz już całe miasto będzie wiedziało, gdzie spędziłem noc.

Lincoln zszedł na dół i otworzył drzwi akurat w chwili, gdy Floyd uniósł dłoń w rękawiczce, by zapukać.

– Dzień dobry – powiedział Lincoln.

– Uu… Dzień dobry.

– Szukasz mnie?

– Tak, pojechałem do ciebie do domu, ale cię nie było.

– Mój pager jest cały czas włączony.

– Wiem, ale… no, nie chciałem przekazywać tej wiadomości przez telefon.

– Jakiej wiadomości?

Floyd spojrzał na swoje oblepione śniegiem buty.

– Niedobrej, Lincoln. Tak mi przykro. Chodzi o Doreen. Lincoln nic nie powiedział. O dziwo, nic także nie czuł, jakby zimne powietrze, które wciągał do płuc, znieczuliło jego serce i mózg. Głos Floyda zdawał się docierać do niego z wielkiej odległości, słowa zanikały i przestawały być słyszalne. -… Jej ciało na Slocum Road. Nie wiem, skąd się tam w ogóle wzięła. Naszym zdaniem, musiało się to zdarzyć wczoraj wieczorem, mniej więcej w tym samym czasie, co afera w szkole. Ale to już lekarz sądowy będzie musiał stwierdzić.

Lincoln z trudem zmusił się do wypowiedzenia kilku słów.

– Jak… jak to się stało?

Floyd zawahał się, uniósł wzrok, potem znów go spuścił.

– Dla mnie to wygląda, jakby ktoś ją przejechał i uciekł z miejsca wypadku. Policja stanowa już tam jedzie.

Z przedłużającego się milczenia Floyda Lincoln wywnioskował, że to jeszcze nie wszystko. Gdy Floyd w końcu uniósł wzrok, wypowiadał słowa z bolesną niechęcią:

– Zeszłego wieczoru, koło dziewiątej, dyżurny dostał wiadomość o pijanym kierowcy, który jedzie zygzakiem po Slocum Road. Ta sama okolica, gdzie znaleziono Doreen. Ten telefon był wtedy, gdy wszyscy byliśmy w szkole, więc nikt nie pojechał tego sprawdzić…

– Czy świadek podał numer rejestracyjny?

Floyd kiwnął potakująco głową.

– Samochód jest zarejestrowany na doktor Elliot – powiedział żałośnie.

Lincoln czuł, że krew odpływa mu z twarzy. Samochód Claire?

– Według rejestracji to brązowa furgonetka.

– Ależ ona nie jeździła wczoraj furgonetką! Widziałem ją wieczorem w szkole, przyjechała tym starym subaru.

– Lincoln, ja tylko mówię, że świadek podał numer rejestracyjny samochodu doktor Elliot. Więc może… może przyjrzę się tej furgonetce?

Lincoln wyszedł w samej koszuli, ale prawie nie czuł zimna, brnąc przez śnieg do garażu. Zanurzył rękę aż po łokieć w śniegu, znalazł uchwyt i podniósł drzwi.

W środku obok siebie stały oba samochody Claire. Pierwszą rzeczą, jaka Lincoln zauważył, były kałuże stopionego śniegu pod oboma pojazdami. W ciągu ostatniego dnia czy dwóch oba były używane, na tyle niedawno, że kałuże jeszcze nie wyschły.

Jego otępienie szybko ustępowało ściskającemu za gardło strachowi. Obszedł furgonetkę. Na widok rozmazanej na zderzaku krwi poczuł, że świat ucieka mu spod nóg i wszystko wokół się wali.

Bez słowa odwrócił się i wyszedł z garażu.

Zatrzymując się w sięgającym kolan śniegu, spojrzał na dom, gdzie spała Claire i jej syn. Nie przychodziło mu do głowy nic, co pomogłoby im znieść nadchodzącą mękę, żaden sposób na oszczędzenie jej bólu, który będzie musiał sam zadać. Nie miał w tej sprawie wyboru. Przecież zrozumie. Być może pewnego dnia nawet mu wybaczy.

Ale dzisiaj – dzisiaj go znienawidzi.

– Wiesz, że będziesz musiał się trzymać od tej sprawy z daleka – powiedział cicho Floyd. – Cholera, w ogóle nie wolno ci się do niej zbliżyć. Doreen była twoją żoną. A ty właśnie spędziłeś noc z… – Głos mu zamarł. – To sprawa policji stanowej, Lincoln. Będą chcieli z tobą porozmawiać. Z wami obojgiem.

Lincoln wciągnął powietrze głęboko w płuca i chętnie przyjął karzącą ostrość zimnego powietrza w płucach. Fizyczny ból.

– Więc ich zawiadom przez radio – powiedział. Ruszył niechętnie ku domowi. – Muszę porozmawiać z Noahem.

Nie rozumiała, jak się to mogło zdarzyć. Obudziła się w równoległym świecie, gdzie ludzie, których znała i kochała, zachowywali się w obcy jej sposób. Oto Noah, rozwalony na krześle w kuchni i tak spięty wściekłością, że powietrze wokół niego wydawało się dźwięczeć. Oto Lincoln, ponury i obcy, zadający pytanie po pytaniu. Żaden z nich na nią nie patrzył, najwyraźniej obaj woleli, żeby nie było jej w pokoju, ale też żaden nie poprosił, żeby wyszła. I tak by nie wyszła: widziała, w jakim kierunku zmierzają pytania Lincolna, i rozumiała niebezpieczny charakter dramatu, rozgrywającego się w jej kuchni.

– Musisz mi szczerze powiedzieć, synu – rzekł Lincoln. – Nie zadaję ci żadnych podchwytliwych pytań. Nie próbuję cię złapać. Po prostu muszę wiedzieć, gdzie jeździłeś wczoraj furgonetką i co się stało.

– A kto mówi, że w ogóle nią jeździłem?

– Furgonetka najwyraźniej wyjeżdżała z garażu. Są pod nią kałuże stopionego śniegu.

– Moja mama…

– Twoja mama wczoraj prowadziła subaru. Potwierdza to. Noah rzucił Claire spojrzenie, w którym wyraźnie odczytała oskarżenie. Jesteś po jego stronie.

– A kogo to obchodzi, jeśli nawet gdzieś jeździłem? – powiedział Noah. – Nie rozwaliłem jej przecież.

– Nie.

– No więc prowadziłem bez prawa jazdy. Wyślijcie mnie na krzesło elektryczne.

– Gdzie jeździłeś furgonetką, Noah?

– Tu i tam.

– Gdzie?

– Po prostu tu i tam, rozumiecie?

– Dlaczego zadajesz mu te pytania? – odezwała się Claire. – Co chcesz od niego usłyszeć?

Lincoln nie odpowiedział. Jego uwaga wciąż była skupiona na chłopcu. Tak daleko już się ode mnie odsunął, pomyślała. Tam mało znam tego człowieka. Witajcie rankiem po, w twardym świetle żalu.

– Tu nie chodzi o zwykłe jeżdżenie bez prawa jazdy, prawda? – spytała.

W końcu Lincoln na nią spojrzał.

– Wczoraj wieczorem był wypadek. Sprawca uciekł. Twoja furgonetka mogła brać w tym udział. Świadek widział twój samochód, jak jedzie zygzakiem, i zadzwonił na komisariat. Było to na tej samej drodze, gdzie znaleziono ciało Opadła na krzesło, jakby ją ktoś popchnął. Ciało. Ktoś został zabity.

– Dokąd jeździłeś wczoraj wieczorem, Noah? – powtórzył swoje pytanie Lincoln.

Teraz Noah wyglądał na przestraszonego.

– Nad jezioro – powiedział ledwo dosłyszalnie.

– I gdzie jeszcze?

– Tylko nad jezioro. Toddy Point Road. Zaparkowałem na chwilę przy pochylni dla łodzi. Ale potem zaczęło bardzo mocno padać, a nie chcieliśmy tam utknąć, więc pojechałem do domu. Byłem już w domu, gdy wróciła mama.

– My? Powiedziałeś: „nie chcieliśmy tam utknąć”. Noah wyglądał na zmieszanego.

– Ja nie chciałem.

– Kto był z tobą w furgonetce?

– Nikt.

– Powiedz prawdę, Noah. Kto był z tobą, gdy przejechałeś Doreen?

– Kogo?

– Doreen Kelly.

Żonę Lincolna? Claire wstała tak gwałtownie, że jej krzesło przewróciło się do tyłu.

– Przestań! Przestań zadawać pytania!

– Dziś rano znaleziono jej ciało – mówił Lincoln, jakby Claire się w ogóle nie odezwała, a jego cichy, monotonny głos z trudem skrywał ból. – Leżała koło Slocum Road. Niedaleko od miejsca, w którym świadek widział twoją furgonetkę. Mogłeś się zatrzymać, żeby jej pomóc. Mogłeś kogoś wezwać, gdzieś zadzwonić. Nie zasługiwała na taką śmierć, Noah. Całkiem sama, na mrozie. – Claire usłyszała w jego głosie więcej niż ból – usłyszała poczucie winy. Być może jego małżeństwo się rozpadło, ale Lincoln zawsze czuł się odpowiedzialny za Doreen. Z jej śmiercią wziął na siebie nowy ciężar samooskarżeń.

– Noah by jej tak nie zostawił – powiedziała Claire. – Wiem, że nie.

– Pewnie myślisz, że go znasz.

– Lincoln, rozumiem, że cierpisz. Rozumiem, że jesteś w szoku. Ale teraz uderzasz na ślepo, usiłując przypisać winę najbliższemu celowi.

Lincoln spojrzał na Noaha.

– Już raz miałeś kłopoty, prawda? Kradłeś samochody. Dłonie Noaha zacisnęły się w pięści.

– Wie pan o tym?

– Tak, wiem. Posterunkowy Spear zadzwonił do twego kuratora w Baltimore.

– Więc po co pan mnie męczy tymi wszystkimi pytaniami? Już pan uznał, że jestem winien!

– Chcę usłyszeć twoją wersję.

– Przedstawiłem panu moją wersję!

– Mówisz, że jeździłeś nad jeziorem. A nie pojechałeś także na Slocum Road? Czy zdawałeś sobie sprawę, że na nią wjechałeś? Czy przyszło ci do głowy, żeby chociaż wysiąść i zobaczyć, co się stało?

– Przestań – powiedziała Claire.

– Muszę wiedzieć!

– Nie pozwolę, żeby jakiś gliniarz przesłuchiwał mego syna bez adwokata!

– Nie zadaję tych pytań jako gliniarz.

– Ale jesteś gliniarzem! I nie będzie więcej pytań! – Stanęła za synem, opierając ręce na ramionach Noaha. Patrzyła wprost na Lincolna. – Nie ma ci nic więcej do powiedzenia.

– W końcu będzie musiał odpowiedzieć na pytania, Claire. Policja stanowa będzie mu zadawać te same pytania, i jeszcze wiele więcej.

– Z nimi także Noah nie będzie rozmawiał. Nie bez adwokata.

– Claire. – W jego głosie czuło się udrękę. – Była moją żoną. Muszę wiedzieć.

– Czy aresztujesz mojego syna?

– Nie do mnie należy decyzja…

Claire zacisnęła dłonie na ramionach Noaha.

– Skoro go nie aresztujesz i nie masz nakazu rewizji, chcę, byś opuścił mój dom. Chcę, żebyście obaj, ty i posterunkowy Spear, wynieśli się z mojego terenu.

– Istnieje konkretny dowód. Gdyby Noah po prostu przyznał…

– Jaki dowód?

– Krew. Na twojej furgonetce.

Wpatrywała się w niego zaszokowana. Zabrakło jej oddechu.

– Twoją furgonetką ktoś niedawno jeździł. Jest krew na przednim zderzaku…

– Nie miałeś prawa – powiedziała. – Nie masz nakazu rewizji.

– Nie potrzebowałem go.

Znaczenie jego słów stało się dla niej natychmiast jasne. Ostatniej nocy był moim gościem. Dałam mu domniemane zezwolenie na przebywanie tutaj. Przeszukanie mojej posiadłości. Przyjęłam go w domu jako kochanka, a on zwrócił się przeciwko mnie.

– Chcę, żebyś wyszedł – powiedziała.

– Claire, proszę…

– Wynoś się z mego domu!

Lincoln powoli wstał. W jego twarzy nie było gniewu, jedynie głęboki smutek.

– Przyjdą z nim porozmawiać – oświadczył. – Radzę ci szybko wezwać adwokata. Nie wiem, czy uda ci się znaleźć kogoś w niedzielę rano… – Opuścił wzrok na stół, ale zaraz znów na nią popatrzył. – Bardzo mi przykro. Gdybym w jakikolwiek sposób mógł zmienić to, co się stało… zrobić coś, żeby wszystko było dobrze…

– Teraz muszę myśleć o synu – powiedziała. – Teraz tylko on jest dla mnie ważny.

Lincoln zwrócił się do Noaha.

– Jeśli zrobiłeś coś złego, wyjdzie to na jaw. I zostaniesz ukarany. Nie będę miał dla ciebie krzty wyrozumiałości, ani trochę. Przykro mi tylko, że złamie to serce twojej matce.

Mężczyźni nie odchodzili. Claire stała przy frontowym oknie, patrząc na Lincolna i Floyda, którzy czekali na końcu jej podjazdu. Nie zostawią nas bez straży, pomyślała. Boją się, że Noah im się wymknie.

Lincoln odwrócił się, by spojrzeć na dom, i Claire cofnęła się od okna, nie chcąc, by ją zobaczył, nie zezwalając na najkrótszy nawet kontakt wzrokowy. Między nimi nic nie może już być. Śmierć Doreen wszystko zmieniła.

Wróciła do kuchni i opadła na krzesło naprzeciw Noaha.

– Powiedz mi, co się stało, Noah. Powiedz mi wszystko.

– Mówiłem ci.

– Wziąłeś wczoraj wieczór furgonetkę. Po co? Wzruszył ramionami.

– Czy dawniej też to robiłeś?

– Nie.

– Powiedz mi prawdę.

Podniósł na nią pociemniały z gniewu wzrok.

– Uważasz mnie za kłamcę. Tak samo jak on.

– Usiłuję uzyskać od ciebie szczerą odpowiedź.

– Dałem ci szczerą odpowiedź, ale ty mi nie wierzysz! Dobra, w porządku, wierz, w co chcesz. Co wieczór jeżdżę sobie dla hecy furgonetką. Nabijam na liczniku tysiące mil, nie zauważyłaś? Zresztą jak mogłaś zauważyć? I tak cię nigdy nie ma w domu!

Claire zaskoczyła wściekłość w jego głosie. Czy rzeczywiście tak właśnie mnie widzi? – zastanowiła się. Matka, której nigdy nie ma w domu dla swego jedynego dziecka? Zdławiła ból, zmuszając się do skupienia na wydarzeniach ostatniego wieczoru.

– Dobrze, przyjmuję twoje słowo, że był to jedyny raz, gdy wziąłeś furgonetkę. Wciąż jednak nie powiedziałeś mi po co.

Noah spuścił wzrok na stół, co oznaczało, że unika odpowiedzi.

– Miałem ochotę.

– Pojechałeś do pochylni dla łodzi i po prostu tam zaparkowałeś?

– Tak.

– Widziałeś Doreen Kelly?

– Nawet nie wiem, jak ona wygląda!

– Czy widziałeś kogokolwiek? Cisza.

– Nie widziałem kobiety imieniem Doreen. Głupie imię.

– Była nie tylko imieniem. Była żywą istotą, a teraz nie żyje. Jeśli cokolwiek o tym wiesz…

– Nie wiem.

– Lincoln uważa inaczej.

Znów to gniewne spojrzenie.

– A ty wierzysz jemu, oczywiście? – Szurnął krzesłem do tyłu i wstał.

– Siadaj.

– Nie chcesz mnie tutaj. Chcesz za to pana gliniarza. – Zanim odwrócił się ku kuchennym drzwiom, zauważyła błysk łez w jego oczach.

– Dokąd idziesz?

– A co za różnica? – Zatrzasnął za sobą drzwi.

Wyszła na dwór i zobaczyła, że kieruje się ku lasowi.

Nie miał kurtki, tylko postrzępione dżinsy i bawełnianą koszulkę z długimi rękawami, ale wydawało się, że nie czuje zimna. Gniew i cierpienie pchały go przez śnieg.

– Noah! – krzyknęła za nim.

Dotarł już do brzegu jeziora i skręcił w lewo, wchodząc między drzewa sąsiedniej posiadłości.

– Noah! – Rzuciła się za nim przez śnieg. Był już daleko w przodzie, a każdym gniewnym krokiem powiększał dzielący ich dystans. Nie wraca. Zaczęła za nim biec, wołają go po imieniu.

Kątem oka dostrzegła dwie postacie po lewej. Lincoln i Floyd usłyszeli jej głos i także rzucili się w pogoń. Niemal już dopadli chłopca, gdy obejrzał się i zobaczył ich.

Rzucił się biegiem ku jezioru.

– Nie róbcie mu krzywdy! – krzyknęła Claire.

Floyd złapał go, gdy obaj dopadli brzegu lodu, i wciągnął z powrotem na brzeg. Upadli w głęboki śnieg. Noah pierwszy stanął na nogach i rzucił się na Floyda, wymachując pięściami, nie panując nad swoim gniewem. Rzucał się i wył, gdy Lincoln złapał go od tyłu i zmusił do przygięcia się do ziemi.

Floyd stanął na nogi i wyciągnął broń.

– Nie! – krzyknęła Claire, a przerażenie dodało jej sił w biegu przez śnieg. Dopadła syna w chwili, gdy Lincoln zakładał mu kajdanki.

– Nie walcz z nimi, Noah! – błagała. – Przestań walczyć Noah. Wykręcił się, by na nią spojrzeć. Jego twarz była tak zniekształcona wściekłością, że go nie poznała. Kim jest ten chłopiec? – myślała przerażona. Nie znam go.

– Puśćcie mnie! – zaskrzeczał. Kropla jasnej krwi wypłynęła mu z nozdrza i kapnęła na śnieg.

Patrzyła z przerażeniem na czerwoną plamkę, a potem podniosła wzrok na syna, dyszącego jak wyczerpana bestia. – Jego oddech zaparowywał powietrze. Na górnej wardze błyszczała mu cienka strużka krwi.

I z oddali odezwały się inne głosy. Claire odwróciła się i zobaczyła idących w ich kierunku mężczyzn. Gdy podeszli bliżej, rozpoznała mundury. Policja stanowa.