174928.fb2
W pokoju znajdowała się stara aparatura sejsmograficzna. Składała się ona z części drewnianych i znacznie już zużytych elementów mosiężnych. Przed sejsmografem stała Pani Jokli. Michael Rourke przytrzymywał swoje zabandażowane lewe ramię. Ból znów wracał.
Igła sejsmografu poruszała się, dość wyraźnie, rysując czarny zygzak na wysuwającej się z urządzenia, białej rolce papieru.
– Nastąpi erupcja, Michael. Erupcja wulkanu Hekla.
Przez okna można było zobaczyć, jak na zewnątrz oddziały Sowietów przegrupowują się. Michael, wciąż sztywnymi palcami, niezdarnie wymienił magazynek w pistolecie, z którego oddał zaledwie kilka strzałów. Pani Jokli zaczęła ponownie mówić, tym razem w języku islandzkim, do Bjorna Rolvaaga i znajdujących się w pokoju trzech policjantów. Okazało się, że z trzydziestu pięciu Islandczyków poległo ośmiu, a dwóch właśnie umierało w wyniku odniesionych ran. Pięciu innych było rannych, ale nie tak poważnie, żeby nie mogli poruszać się o własnych siłach.
Szczupła i źle uzbrojona załoga pałacu prezydenckiego składająca się z dwudziestu policjantów, Rolvaaga z psem, pani Jokli oraz jej służącej, nie mogła postawić skutecznego oporu regularnym oddziałom komandosów.
– Czy może pani powiedzieć, kiedy będzie miała miejsce erupcja? – zapytał młody Rourke.
Prawdopodobnie Maria Leuden nadal czekała na nich w tunelu ewakuacyjnym. Hekla wybuchła wiele wieków temu.
– Trudno mi to określić. Sejsmografia nie należy do moich specjalności. Ale obserwując tę aparaturę przez wiele lat mogę przynajmniej przypuszczać, że wybuch nastąpi wkrótce. Spójrz, jak wzrasta amplituda wychyleń igły.
– Wkrótce? Czy bierze pani pod uwagę czas geologiczny, czy nasz, ludzki?
Kobieta uśmiechnęła się. Wyglądała przy tym bardzo młodo, a jej uroda wprawiła Michaela w niekłamany podziw.
– Nasz oczywiście. Jesteś bardzo podobny do swego wspaniałego ojca, Michael. Wszyscy ludzie, zarówno nasi jak i tamci, muszą zostać ostrzeżeni i szybko ewakuowani.
– To nie będzie łatwe.
– Dość daleko stąd znajduje się lej po bombie szerokości trzydziestu stóp i głęboki na piętnaście. Ten jest największy, ale w pobliżu jest mnóstwo mniejszych. Jestem pewna, że wybuch tych bomb przyspieszyłby erupcję.
Byli w pułapce. Rosjanie nie uwierzą w to, że zbliża się kataklizm. Na zewnątrz stały helikoptery. Michael mógł porwać jeden z nich, oczywiście, pod warunkiem, że zdoła przedrzeć się do lądowiska. Ale nikt, poza nim, nie znał się na pilotażu. Gdyby Bóg pozwolił i nadarzyłaby się taka możliwość, mógłby zabrać z sobą najwyżej panią Jokli, jej służącą, Bjorna, psa i może jednego lub dwóch policjantów, zostawiając resztę na pewną śmierć. Nie mógł tak postąpić.
Gdyby Marii udało się wyjść z tunelu i dotrzeć do pozostawionych przez Wolfganga Manna jednostek komandosów, może byłaby jakaś szansa.
– Czy ma pani tutaj jakieś części, z których udałoby się nam skonstruować nadajnik radiowy? Nie chodzi o nawiązanie długotrwałej łączności, lecz o wysłanie na tyle silnego sygnału, aby ponad szczytem wulkanu powiadomić najbliższą niemiecką bazę o naszej sytuacji.
– To jest możliwe!
– W tamtej bazie pozostało kilka sprawnych, niemieckich śmigłowców. Razem ze stacjonującymi tutaj sowieckimi maszynami byłaby możliwa ewakuacja wszystkich ludzi, lecz obawiam się, że cały dobytek musiałby pozostać tutaj.
Pani Jokli uśmiechnęła się do niego.
– Michael! O sile Lydveldid stanowią ludzie, a nie meble, bogactwa, czy nawet biblioteka. Jeśli potrafiłbyś to zrobić, dokonałabyś rzeczy naprawdę wielkiej. Możemy spróbować zmontować taki nadajnik. Ale pozostało niewiele czasu.
Spojrzała najpierw na zapis sejsmiczny, a następnie wyjrzała przez okno, na zgromadzone tam sowieckie jednostki.
Pani prezydent miała rację. Zostało bardzo mało czasu. Ale jego ojciec nauczył go nigdy się nie poddawać. Jeśli im się uda, to i tak będzie musiała zostawić coś po sobie. Była teraz jakby w grobowcu, wraz ze swym jeszcze nienarodzonym dzieckiem.