174928.fb2
Przejeżdżali przez wąwóz, gdy niespodziewanie z góry zaczęły spadać odłamki skalne. Dziewczynka wrzasnęła tak głośno, że Wasyli Prokopiew na moment stracił panowanie nad kierownicą.
– Bądź cicho, dziecko!
Musiał nadać jej jakieś imię, ale teraz nie była pora, aby o tym myśleć.
Początkowo spadały małe odłamki, lecz zaraz za nimi zaczęły zwalać się w tumanach śniegu coraz większe kamienie. Głaz dwa razy większy od głowy ludzkiej spadł na maskę wozu, powodując jej pęknięcie, lecz na szczęście nie uszkodził silnika.
Nie była to zwykła lawina skalna. Prokopiew wyczuwał to. Podczas treningów alpinistycznych wielokrotnie widywał lawiny, a raz nawet przeżył groźniejszą niż ta.
Dziewczynka płakała. Major nie umiał jej uspokoić, ponieważ ona i tak nie rozumiała ludzkiej mowy, nie licząc chrząknięć i prymitywnych gestów, jakimi zapewne posługiwali się jej rodzice. Jednakże mówił do niej przez cały czas. Próbował ominąć coraz liczniej spadające kamienie.
– Nie bój się. Zaopiekuję się tobą, maja mała! Na pewno!
Słychać było narastający łoskot. Nagle pod wpływem silnego uderzenia z prawej strony ciężarówka przechyliła się na lewy bok, ślizgając się po oblodzonej nawierzchni. Po karoserii pojazdu zabębnił grad drobnych kamyków.
Niespodziewanie, tuż przed nimi, stoczył się ogromny blok. Prokopiew gwałtownie skręcił kierownicą w lewo. Wóz wpadł w poślizg. Wasyli, straciwszy kontrolę nad pojazdem, zdążył tylko chwycić dziewczynkę w ramiona.