174928.fb2 Ostatni Deszcz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 52

Ostatni Deszcz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 52

ROZDZIAŁ L

Snajperzy, których Wolfgang Mann naliczył dwunastu, raz po raz nękali jednostki niemieckie. Ostrzał z moździerzy nasilał się z każdą minutą. Jeden z promów “Edenu” został lekko uszkodzony.

Sarah z podwiniętymi rękawami asystowała lekarzom w przygotowaniach do przyjęcia pierwszych ofiar. Było już dwóch zabitych i pięciu rannych, których przyniósł na noszach personel szpitala polowego.

Wiedziała, że John przybędzie.

Pozostawało jej mieć nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej.

Michael usiadł na ławce. Obok niego siedzieli Rolvaag i niemiecki porucznik. Hrothgar położył się u stóp swego pana. Michael przesunął się nieco, aby umożliwić zmianę opatrunku na lewym ramieniu.

Kabinę wypełniał hałas silnika śmigłowca, skrzypienie wycieraczek przesuwających się po powierzchni szyby, pokrywającej się wciąż na nowo bąbelkami wody i wycie dobiegające z radia, przerywane sygnałami kodu bitewnego. Wszystkie te odgłosy powodowały, że już po kilku minutach głowa pękała z bólu. Próba zaśnięcia w tych warunkach była z góry skazana na niepowodzenie. Dotyczyło to wszystkich, z wyjątkiem Rolvaaga i jego psa.

Rolvaag oddał miecz pani Jokli, tak więc znowu uzbrojony był tylko w swoją pałkę. Michael domyślił się, że Islandczyk uważa, iż niebezpieczeństwo nie jest na tyle poważne, by karabin czy choćby miecz mogły być mu potrzebne.

W trakcie opatrywania rany próbował czytać instrukcję pilotażu J7V, której część przetłumaczyła mu kiedyś Maria.

Maria.

Trzymał ją w ramionach żegnając się z nią, gdy szedł na wojnę. Pozostawił ją pod opieką Hartmana, z dala od bitewnego zgiełku. “Kocham cię!” – powiedziała mu na odchodnym. Pocałował ją wtedy i powiedział to samo. Dziwił się, co go jeszcze powstrzymywało od ożenienia się z nią. Dlaczego zastanawiał się tak długo? Czy to on rzeczywiście doprowadził do śmierci Madison i ich dziecka?

Każda kobieta, kobieta wychodząca za mąż za mężczyznę o nazwisku Rourke, powinna go bardzo kochać, ponieważ być jego żoną, oznaczało przez większość czasu być samotną. Czasami się zastanawiał, czy rzeczywiście jest tak podobny do swojego ojca.

Zamknął instrukcję i próbował zasnąć, chociaż z góry wiedział, że i tak mu się to nie uda.

Kochał Marię tak bardzo…

John zajmował miejsce obok pilota, ale zrezygnował z niego. Poszedł ku tyłowi wzdłuż kadłuba maszyny i spoczął na siedzeniu obok Darkwooda.

– Kapitanie?

– A, doktor Rourke! Jak znosisz te przeloty na długich dystansach? Bo tamten lot helikopterem, no cóż, to było coś innego. Ale ta podróż chyba będzie się dla ciebie ciągnęła w nieskończoność?

Doktor roześmiał się.

– Wiele lat temu latanie było dla mnie chlebem powszednim. Jak jazda samochodem. Wiesz, o czym mówię? Taki osobisty pojazd.

– Tak. Kiedy byłem mały, możliwość posiadania własnego samochodu fascynowała mnie – odrzekł Darkwood. – Zawsze marzyłem o Ferrari. Starałem się oglądać wszystkie filmy, w których były podobne wozy. Ale ja chciałem tylko Ferrari.

Pamiętam, że podobnym wozem jeździł kiedyś policjant na Hawajach, a także pewien prywatny detektyw na Florydzie, dopóki nie wpadł z nim do morza.

Rourke nie uśmiechnął się. Doskonale pamiętał tamto zdarzenie; był tam wówczas.

– Gliniarz pochodził, z Miami i miał białego Ferrari, a ten prywatny detektyw na Hawajach jeździł czerwonym.

– Faktycznie, masz rację. A co ty wówczas miałeś, doktorze?

– Ciężarówkę albo pikapa.

– Ciężarówkę? Zaraz, momencik. Tak! Pamiętam z wideo te wielkie skrzynie, które załadowywano albo doczepiano do pojazdów na przedmieściach. A ludzie którzy żyli na peryferiach, w osiedlach wiejskich, używali pikapów. Tak, widziałem to kiedyś na wideo. To była taka ciężarówka, której koła były wyższe od człowieka i…

John Rourke słuchał tego ze wzruszeniem. Dla niego nie była to niewiele znacząca opowiastka, lecz kawał prawdziwego, bezpowrotnie minionego życia.

Ostrzał artyleryjski wzmagał się. Pociski, spadające z nieba jak grad, rozerwały skrzydło wielkiego namiotu, gdzie mieścił się szpital polowy, oraz uszkodziły poważnie część agregatu, kontrolującego klimatyzację wewnątrz niego. Używając dużych plastikowych worków, Sarah Rourke wraz z Elaine Halwerson i jeszcze trzema innymi kobietami próbowała załatać otwór, przez który wpadały do środka chłodne podmuchy wiatru.

Nagle Elaine zaczęła głośno mówić, niemal krzyczeć:

– Mówiłam, że jest na tyle silny, aby nosić broń. I co? Jest teraz gdzieś tam, w polu! Może już nie żyje?

– Nie martw się. Akiro poradzi sobie.

– Myślę, że wszyscy zginiemy. Po prostu to czuję…

Sarah przytuliła Murzynkę. Wiatr wpadł do środka poprzez dziurę w poszyciu. Czuła, że jeśli pomoc nie nadejdzie w porę, Elaine nie wytrzyma tego nerwowo.

Damien Rausch zobaczył jego twarz i odwrócił się. To był Kurinami. Żywy. Wiał silny wiatr, padał śnieg. Nazista zmienił magazynek w swoim karabinie. Miał prawdziwe szczęście, że udało mu się dotrzeć do bazy “Edenu”. Wraz ze swoim chorobliwie grubym towarzyszem, odnalazł dobrze zamaskowane wejście do Schronu, przeszukując przy pomocy helikoptera teren, metr po metrze. Udało im się to, czego nie potrafiłby dokonać sowieckie śmigłowce dalekiego zasięgu. Trudno było powiedzieć czy to pech, czy szczęście. “Eden” mógł okazać się pułapką bez wyjścia.

Po mroźnej nocy, spędzonej pomiędzy skałami w pobliżu Schronu, natknął się na oddziały nacierających Sowietów. W sumie, mając odpowiednie materiały wybuchowe, mógł dostać się do środka. Ale co wtedy? Wrócił więc do jednego z niemieckich helikopterów, przydzielonych “Edenowi” przez niemieckie dowództwo. Powrócił do Dodda i opowiedział mu wszystko w skrócie. Jednakże teraz decyzja Manna o obsadzeniu “Edenu” niemieckimi komandosami zaskoczyła Dodda. Dookoła stacjonowali ludzie Manna.

Wiedział, że powinien uciec z bazy, ale dokąd? Ponadto siły sowieckie już zdążyły otoczyć “Eden”.

Mógł teraz zastrzelić Kurinamiego, który poruszał się bardzo ostrożnie, zwijając się z bólu. Postrzał w bok musiał być bolesny. Trzeba było poczekać, aż bitwa rozpęta się na dobre. Patrząc na północ przez lunetę przymocowaną na karabinie, mógł teraz zobaczyć nacierające oddziały sowieckie. Rausch pomyślał, że byłoby wręcz ironią losu, gdyby zginął w tej bitwie. Ostateczne zwycięstwo narodowego socjalizmu mogło się tylko odwlec na jakiś czas, lecz nie ulegało dlań wątpliwości, że nastąpi.

Narzucił na głowę ocieplany kaptur i usadowił się wygodniej w zagłębieniu, na zboczu wzgórza. Zapewne Kurinami nie zdawał sobie sprawy z jego obecności. Kiedy go odkryje będzie już za późno…

Sarah rozpięła kurtkę. Ciąża była już widoczna. Zacisnęła pas z kaburą, w której tkwił pistolet i, wziąwszy do ręki karabin, wyszła na zewnątrz, aby poszukać pułkownika Manna.

Postanowiła, że coś wreszcie musi zrobić. Wiedziała, że bardziej od pielęgniarzy potrzebni byli ludzie umiejący posługiwać się bronią. Oprócz kilku osób, które kiedyś służyły w wojsku i pamiętały coś z obsługi jakiejkolwiek broni, nikt tak jak ona nie umiał sobie radzić na polu walki.

Napotkała starszego podoficera.

– Czy mówi pan po angielsku?

– Tak, pani Rourke.

– Pan mnie poznaje? Dobrze. Gdzie jest pułkownik Mann? Pan pułkownik Mann?

Podoficer wskazał ręką w kierunku, z którego dobiegał huk silników dywizjonu helikopterów J7V, wzbijających się właśnie z zaimprowizowanego pola startowego. Na moment zamknęła oczy, lecz zaraz je otworzyła i zapytała niemieckiego żołnierza, szarpiąc go za rękaw:

– Gdzie najbardziej przyda się wam człowiek z karabinem?

Podoficer spojrzał na nią zaskoczony i popatrzył na jej brzuch.

– Tak, jestem w ciąży, ale co to ma, do cholery, za znaczenie?

Niemiec niepewnym ruchem wskazał w stronę muru.

– Tam, pani Rourke. Pięćdziesiąt metrów stąd.

– Świetnie! – Ruszyła we wskazanym kierunku. Kiedy uszła już spory kawałek, uśmiechnęła się znowu.

Powinna być obok Akiro, pilnując go dla Elaine. Przyśpieszyła kroku.

Rubenstein usiadł przy odbiorniku radiowym. Znajdowali się na pokładzie J7V. Za Paulem stał pochylony agent wywiadu chińskiego, Han Lu Czen. W powietrzu rozchodził się dym z cygara Johna, siedzącego za urządzeniami sterowniczymi. Niemiecki oficer od razu tłumaczył deszyfrowany naprędce przekaz radiowy:

– Sowieckie śmigłowce właśnie ostrzelały zaporę wokół bazy. Dywizjon helikopterów J7V pod osobistym dowódziwem pułkownika Manna poniósł dziesięcioprocentowe straty. Wyłom w murze, otaczającym “Eden”, nie może zostać naprawiony. Aktualnie cała baza jest jeszcze w rękach obrońców. Sowieckie oddziały lądowe prą coraz silniej do przodu, wspierane silnym ogniem, moździerzy i karabinów maszynowych. Wśród obrońców są coraz większe ofiary. Pułkownik Mann informuje, że kontroluje przebieg działań.

– Nie utrzymają się długo – odezwał się Paul.

Poczuł się trochę głupio, zdając sobie sprawę, że powiedział rzecz dla wszystkich oczywistą. John milczał. Gdzieś tam była Sarah. Może już nie żyła? Paul spojrzał na zegarek. Do “Edenu” dolecą dopiero za godzinę.

– Cholera! – mruknął przez zęby i wstał. Odezwał się do niego Han Lu Czen:

– Przypominam sobie, że kiedyś czytałem o grupie odważnych Amerykanów, którzy w miejscu zwanym Teksas bronili się przez wiele dni. Obrońcy muszą wytrzymać jeszcze tylko jedną godzinę, Paul.

Rubenstein popatrzył przez iluminator, mówiąc:

– To było pod Alamo. Wojska generała Santa Anna nie miały wtedy ani helikopterów, ani rakiet, ani nawet broni automatycznej. A w ogóle – czy pamiętasz, Han, koniec tej historii?

Chińczyk smutno kiwnął głową.

– Wszyscy Teksańczycy zginęli.

Paul zaczął coś mówić, lecz przerwał, bo właśnie niemiecki tłumacz odezwał się ponownie:

– Wiadomości są nadal dekodowane. Mówią coś o… tak! O oddziałach z Nowych Niemiec!

Błyskawicznie Paul pochylił się nad odbiornikiem i tabelami kodowymi, jakby chciał z nich odczytać dalszy ciąg informacji. John Rourke z kamiennym spokojem stanął za jego plecami, mocno zaciągając się cygarem. Niemiecki oficer przełknął ślinę.

– Oddziały pomocnicze nie mogą wystartować z półwyspu Jukatan. Jest to spowodowane przemieszczającym się nad Zatokę Meksykańską huraganem. Powtarzam, oddziały pomocnicze nie mogą wystartować. Obrońcy bazy będą walczyć do końca.

Oficer niemiecki uniósł głowę znad odbiornika.

– Tę informację nadał osobiście pułkownik.

John podniósł słuchawki, zdjęte przed chwilą przez tłumacza.

– Nastaw nadajnik na odpowiednią częstotliwość. Chcę nadać komunikat do wszystkich jednostek Specjalnej Grupy Operacyjnej – powiedział do telegrafisty.

– Tak jest, panie generale.

John uniósł nieco brwi, ale nic nie odpowiedział.

– Już gotowe, generale.

– Tu mówi John Rourke. Zwracam się do wszystkich jednostek Pierwszej Specjalnej Grupy Operacyjnej. Proszę, by moje słowa były natychmiast tłumaczone. Właśnie odebraliśmy komunikat, nadany osobiście przez pułkownika Manna, dowodzącego obroną “Edenu”. Siły pomocnicze Nowych Niemiec utknęły na półwyspie Jukatan z powodu huraganu. Oznacza to, że jedynie my idziemy teraz Edenowi na odsiecz. Obrońcy teraz walczą i giną. Brakuje nam jednej godziny. Kiedy dolecimy do “Edenu” od razu, z marszu, przypuszczamy atak. Musimy liczyć się z poważnymi stratami, ale jesteśmy jedyną nadzieją dla tych ludzi. Niech Bóg ma nas w swojej opiece!

Rzucił słuchawki na pulpit i odwracając się uderzył pięścią w przegrodę kadłuba.