174929.fb2
Yankee Stadium kulił się wieczorem, garbiąc nisko, jakby chciał uciec przed łuną własnych świateł. Myron wjechał na parking czternasty, gdzie stały samochody zarządu klubu i graczy. Tym razem były zaledwie trzy. Nocny strażnik w wejściu dla prasy przekazał mu, że Mayorowie spotkają się z nim na boisku. Myron zszedł z dolnej kondygnacji i przeskoczył murek blisko bazy – mety. Światła się paliły, lecz ani żywej duszy. Stanął na murawie, zrobił głęboki wdech – nawet w Bronksie baseballowy diament pachniał swoiście – obrócił się w stronę ławki drużyny gości, przesunął wzrokiem po niższych lożach i odnalazł miejsca, na których tyle lat temu siedzieli on i jego brat. Dziwne, co człowiekowi zostaje w pamięci. Po szeleszczącej pod stopami trawie przeszedł do stanowiska miotacza, przysiadł na białej gumie i czekał. Domena Clu. Jedyne miejsce, gdzie Clu Haid zawsze był spokojny.
Powinni go tu pochować, pomyślał. Tu, skąd rzucał.
Objął spojrzeniem tysiące krzesełek, pustych jak oczy nieboszczyka, stadion bez widzów – ciało bez duszy. Białe linie były brudnawe, zatarte. Jutro, przed meczem, miano je odnowić.
Powiadają, że baseball to metafora życia. Patrząc na linię główną, Myron uznał, że coś w tym jest. Że linia oddzielająca dobro od zła niewiele się różni od tej na boisku. Zrobiona z substancji tak nietrwałej jak wapno, z upływem czasu zanika. Wciąż trzeba ją poprawiać. Gdy przejdzie po niej odpowiednio wielu graczy, rozmazuje się i zaciera tak bardzo, że to, co prawidłowe, zmienia się w przekroczenie i vice versa – podobnie w życiu, też czasem nie sposób odróżnić dobra od zła.
– Powiedział pan, że znalazł moją siostrę – przerwał ciszę głos Jareda Mayora. Myron spojrzał w kierunku ławki graczy.
– Skłamałem – odparł.
Po betonowych schodach zstępowali Jared z matką. Myron wstał. Jared zaczął coś mówić, ale Sophie położyła mu rękę na ramieniu. Szli jak para trenerów na rozmowę z miotaczem, który zmienia poprzednika.
– Pańska siostra nie żyje – dodał. – O czym oboje wiecie. Szli dalej.
– Zginęła w wypadku samochodowym. W chwili zderzenia.
– Być może – odparła Sophie.
– Być może? – zdziwił się Myron.
– Może w chwili zderzenia, a może nie. Clu Haid i Billy Lee Palms nie byli lekarzami, tylko głupimi pijanymi baseballistami. Lucy mogła być jedynie ranna. Może żyła. Jakiś lekarz mógłby ją uratować.
– Niewykluczone – przyznał Myron.
– Niech pan mówi – zachęciła. – Chcę posłuchać, co pan ma do powiedzenia.
– Bez względu na stan faktyczny pani córki po wypadku Clu i Billy Lee byli pewni, że nie żyje. Clu się przeraził. Już sama jazda po pijanemu była poważnym przestępstwem, a co dopiero spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Coś takiego nie upiecze się nikomu, choćby nie wiem jak świetnie podkręcał piłki. Clu i Billy Lee wpadli w popłoch. Nie znam szczegółów tej historii. Zna je zapewne Sawyer Wells. Domyślam się, że ukryli zwłoki. Ta droga była rzadko uczęszczana, ale i tak nie mieli dość czasu, żeby pogrzebać Lucy przed przyjazdem policji i karetki. Tak więc najpewniej schowali ją w krzakach. A kiedy się uspokoiło, wrócili i ją zakopali. Jak wspomniałem, nie znam szczegółów. Wątpię, czy mają większe znaczenie. Ważne, że Clu i Billy Lee pozbyli się ciała.
– Nie ma pan na to żadnych dowodów – oświadczył Jared, stając naprzeciwko Myrona. Myron zareagował, cały czas wpatrując się w Sophie Mayor.
– Mijają lata. Lucy dawno nie ma. Ale nie w głowach Clu Haida i Billy'ego Lee Palmsa. Być może nadinterpretuję, może oceniam ich zbyt łagodnie. Niemniej to, co zrobili tamtej nocy, zdecydowało o całym ich życiu. O skłonnościach obu do samodestrukcji. O narkotykach…
– Ocenia pan ich zbyt łagodnie – powiedziała Sophie Mayor. Czekał na dalszy ciąg.
– Niech pan nie przypisuje im wyrzutów sumienia – dodała. – To nikczemnicy.
– Być może ma pani rację. Niepotrzebnie wdałem się w analizę. Lecz to nic nie zmienia. Clu i Billy Lee sami stworzyli sobie piekło, ale nie aż takie, jak cierpienie, którego doświadczyła pani rodzina. Mówiła mi pani, jak straszną udręką jest to, że się nie zna prawdy, życie z tą świadomością na co dzień. Odkrycie, jak zginęła i została pogrzebana córka, wzmogło udrękę.
Sophie Mayor wciąż trzymała głowę wysoko. Ani drgnęła.
– Wie pan, jak dowiedzieliśmy się wreszcie, co się stało z Lucy? – spytała.
– Od Sawyera Wellsa – odparł Myron. – Jego ósma zasada brzmi: „Wyznaj coś o sobie przyjacielowi, coś strasznego, czego za nic nie chciałeś zdradzić nikomu. Poczujesz się lepiej. Przekonasz się, że zasługujesz na miłość”. Wells zajmował się narkomanami w Rockwell. Billy Lee był tam pacjentem. Domyślam się, że Wells przyłapał go w trakcie odwyku. Zapewne w momencie, kiedy majaczył i szalał. Billy zrobił to, czego zażądał terapeuta. Przyznał się do najgorszego, do tej chwili w życiu, która przesądziła o wszystkich innych. Wells dostrzegł w tym dla siebie wygraną, loteryjny los do zdobycia rozgłosu. Bogatą rodzinę Mayorów, właścicieli firmy Mayor Software. Zgłosił się więc do pani i męża i podzielił się z wami tym, co usłyszał.
– Nie ma pan na to żadnych dowodów! – powtórzył Jared. Sophie znów uciszyła go gestem.
– Niech pan mówi, Myron. Co dalej?
– Dzięki tej informacji odszukaliście ciało córki. Nie wiem, czy znaleźli je wynajęci prywatni detektywi, czy może wasze pieniądze i wpływy zamknęły władzom usta. Dla kogoś z waszą pozycją to nic trudnego.
– No dobrze, ale skoro to wszystko jest prawdą, dlaczego tego nie ujawniłam? Dlaczego nie wniosłam oskarżenia przeciwko Clu i Billy'emu Lee… albo panu?
– Bo nie miała pani podstaw.
– Jak to?
– Zwłoki leżały w ziemi przez dwanaście lat. Nie było żadnych dowodów. Samochód dawno przepadł, więc też nie mógł być dowodem. W protokole policji stwierdzono, iż badanie alkomatem wykazało, że Clu nie był pijany. Czym pani dysponowała? Bredzeniem ćpuna po nagłym odstawieniu narkotyków? Sawyer Wells prawdopodobnie wymusił na Billym Lee wyznanie, a jeśli nawet nie wymusił, co z tego? Twierdzenie Palmsa o przekupieniu policji opierało się wyłącznie na pogłosce, bo przecież nie był świadkiem wręczenia łapówki. Zdawała pani sobie z tego sprawę, prawda?
Sophie Mayor milczała.
– Oznaczało to, że wymierzenie sprawiedliwości, to, czy Gary i pani pomścicie śmierć córki, zależy od was. – Myron urwał, spojrzał na Jareda i znów na Sophie. – Powiedziała mi pani o pustce. Że woli pani wypełnić ją nadzieją.
– Tak.
– A kiedy nadzieja przepadła, sczezła po odkryciu szczątków waszej córki, pani i mężowi pozostało wypełnić tę pustkę czym innym.
– Tak.
– I wypełniliście ją zemstą. Spojrzała mu prosto w oczy.
– Obwinia pan nas, Myron? Nie odpowiedział.
– W przypadku przekupnego szeryfa wyręczył nas rak. W przypadku drugiego policjanta, no cóż, pieniądze to wpływy, o czym dobrze wie pański przyjaciel Win. Na naszą prośbę Federalne Biuro Śledcze zastawiło na niego pułapkę. Chwycił przynętę. O tak, z przyjemnością zniszczyliśmy mu życie.
– Ale najbardziej chcieliście zaszkodzić Chi – wtrącił Myron.
– Zaszkodzić to nic. Chciałam go zmiażdżyć.
– Jego życie i tak było w rozsypce – rzekł Myron. – Żeby naprawdę go zmiażdżyć, najpierw trzeba mu było dać nadzieję. Dać nadzieję, a potem ją odebrać. Nic nie boli tak bardzo, jak jej strata. Wiedziała to pani, żyjąc wraz z mężem nadzieją tyle lat. Tak więc kupiliście Jankesów. Przepłaciliście, lecz co z tego? Mieliście pieniądze. Nie zależało wam na nich. Wkrótce po dokonaniu transakcji Gary zmarł.
– Z rozpaczy – przerwała mu Sophie. Uniosła głowę i Myron pierwszy raz dostrzegł w jej oku łzę.
– Z wieloletniej rozpaczy.
– Kontynuowała pani plan bez niego…
– Tak.
– Skupiając się na jednym jedynym celu: na dostaniu w swoje ręce Clu. Była to w powszechnej opinii niemądra wymiana, na dodatek dziwna, zważywszy na to, że resztę decyzji w sprawach sportowych właścicielka klubu powierzyła innym. Pani chodziło jednak wyłącznie o ściągnięcie Haida. Tylko z tego powodu kupiła pani Jankesów. Żeby dać mu ostatnią szansę. Co więcej, Clu się jej chwycił. Zaczął porządkować swoje życie. Nie ćpał, nie pił. Świetnie rzucał. Był maksymalnie szczęśliwy. Miała go pani w ręku.
– A potem zacisnęłaś pięść.
Jared otoczył ręką ramiona matki i przytulił ją do siebie.
– Nie znam kolejności zdarzeń – ciągnął Myron. – Posłała mu pani, tak jak mnie, dyskietkę komputerową. Wiem to od Bonnie. Wyznała mi również, że go pani szantażowała. Anonimowo. To wyjaśnia sprawę zaginionych dwustu tysięcy. Doprowadziła pani do tego, że żył w strachu, w czym mimowolnie pomogła pani Bonnie, składając papiery o rozwód. Sytuacja dojrzała, żeby go dobić. Zorganizowała pani kontrolę antynarkotykową tak, żeby na niej wpadł. Dopomógł w tym Sawyer Wells. Nadawał się najlepiej, wiedział, jak się sprawy mają. Wszystko poszło jak z płatka. Nie dość że test zniszczył Haida, to odwrócił uwagę od pani. No, bo kto podejrzewałby osobę, w którą również uderzała wpadka Clu? Ale o to pani nie dbała. Jankesi nic dla pani nie znaczyli, służyli jedynie jako środek do zniszczenia nikczemnika.
– Święta prawda – przyznała.
– Nie rób tego – ostrzegł matkę Jared.
– Wszystko w porządku. Poklepała syna po ramieniu.
– Clu nie miał pojęcia, że dziewczyna, którą zakopał w lesie, to pani córka. Lecz kiedy zasypała go pani telefonami, przesłała dyskietkę, a potem „wpadł” na kontroli narkotykowej, wreszcie dodał dwa do dwóch. Co miał począć? Z pewnością nie mógł zdradzić, że wyniki testu sfingowano, ponieważ zabił Lucy Mayor. Znalazł się w potrzasku. Próbował rozgryźć, skąd zna pani prawdę. Sądził, że być może od Barbary Cromwell.
– Kogo?
– Barbary Cromwell. Córki szeryfa Lemmona.
– A ona skąd ją znała?
– Starała się pani utrzymać śledztwo w tajemnicy, ale Wilston to małe miasto. Szeryfowi doniesiono poufnie o odkryciu zwłok. Umierał. Nie miał pieniędzy. Jego rodzina była biedna. Powiedział córce, co naprawdę zaszło tamtej nocy. Zapewnił, że nie musi się o nic martwić, bo to on popełnił przestępstwo, nie ona, mogą jednak wykorzystać tę informację do szantażowania baseballisty. Co też zrobili. Kilkakrotnie. Clu doszedł do wniosku, że Barbara się wygadała. Na jego pytanie przez telefon, czy powiedziała komuś o wypadku, wykręciła się sianem i zażądała więcej pieniędzy. Dlatego kilka dni potem Clu pojechał do Wilston. Odmówił zapłacenia jej. Oświadczył, że z tym koniec. Sophie skinęła głową.
– W ten sposób wszystko pan skojarzył.
– Tak, to był ostatni szczegół układanki – potwierdził. – Gdy odkryłem, że Clu odwiedził córkę Lemmona, wszystko złożyło się w całość. Niemniej intryguje mnie jedno, Sophie.
– Co?
– To, że go pani zabiła. Skróciła jego cierpienia. Jared zdjął rękę z ramion matki.
– Co pan plecie? – spytał.
– Niech mówi – powiedziała Sophie. – Proszę, Myron.
– A jest coś do dodania?
– Po pierwsze, co z pańską rolą w tej sprawie?
Nie odpowiedział. W piersiach zaciążył mu kawał ołowiu.
– Nie powie mi pan, że jest bez winy.
– Nie powiem – odparł cicho.
W oddali, poza boiskiem, dozorca przystąpił do czyszczenia tablic upamiętniających dawnych wielkich graczy. W tej chwili pucował spryskaną płynem kamienną płytę poświęconą Lou Gehrigowi. Żelaznemu Koniowi, tak dzielnemu w obliczu tak strasznej śmierci.
– Też pan to robił.
– Co? – spytał, patrząc na dozorcę. Wiedział jednak, o czym mówi Sophie.
– Sprawdziłam pańską przeszłość. Pan i pana partnerzy w interesach często bierzecie prawo w swoje ręce, mylę się? Wcielacie się w sędziego i ławę przysięgłych.
Milczał.
– Zrobiłam to samo. Przez wzgląd na pamięć córki.
– Z chęci wrobienia mnie w mord na Clu.
Znów pomyślał o zatartej linii pomiędzy dobrem a złem.
– Tak.
– Zemsta w sam raz za wręczenie łapówki policjantom.
– W tamtym czasie tak myślałam.
– Ale poszkapiła się pani, Sophie. Wrobiła pani niewłaściwą osobę.
– Przez przypadek. Myron pokręcił głową.
– Nie zwróciłem na to uwagi, a powinienem. Wspomniał o tym nawet Billy Lee Palms. I Hester Crimstein przy naszym pierwszym spotkaniu.
– O czym?
– Podkreślili, że w moim samochodzie znaleziono krew Clu, a w moim biurze narzędzie zbrodni. Więc być może to ja go zabiłem. Logiczny domysł, gdyby nie fakt, że wcześniej wyjechałem z kraju. Ale o tym pani nie wiedziała. Nie wiedziała pani, że Esperanzą i Wielka Cyndi zwodzą wszystkich, udając, że jestem w Stanach. Dlatego tak wytrąciło panią z równowagi, kiedy okazało się, że byłem za granicą. Zburzyłem pani plan. Nie wiedziała pani również, że Clu pokłócił się z Esperanzą. Tak więc wszystkie dowody, które miały wskazywać na mnie…
– Obciążyły pańską wspólniczkę, panią Diaz – dokończyła Sophie Mayor.
– Właśnie. Do wyjaśnienia jest jeszcze jedna sprawa.
– Więcej niż jedna – sprostowała.
– Słucham?
– Nie wątpię, że zapragnie pan wyjaśnić więcej spraw. Ale proszę pytać. Co chciałby pan wiedzieć?
– Kazała mnie pani śledzić – rzekł Myron. – To pani wynajęła gościa, którego nakryłem przed biurowcem Lock – Horne'ów.
– Tak. Wiedziałam, że Clu szukał z panem kontaktu. Liczyłam, że poszuka go również Billy Lee Palms.
– I poszukał. Podejrzewał, że zabiłem Clu, żeby ukryć swój udział w tej sprawie. Bał się, że chcę zabić także jego.
– Logiczne – przyznała. – Miał pan wiele do stracenia.
– A więc śledziła mnie pani? Wtedy, w barze?
– Tak.
– Osobiście? Uśmiechnęła się.
– W młodości nauczyłam się tropić i polować. Miasto jako teren łowiecki niewiele się różni od lasu.
– Ocaliła mi pani życie. Nie odpowiedziała.
– Dlaczego?
– Pan wie dlaczego. Nie przyszłam tam, żeby zabić Billy'ego Lee Palmsa. Niemniej istnieją stopnie winy. Mówiąc prosto, zawinił bardziej niż pan. Kiedy przyszło do kwestii: pan czy on, wybrałam jego. Zasłużył pan na karę, Myron, ale nie na śmierć z ręki takiego śmiecia jak Billy Lee Palms.
– Znów wcieliła się pani w sąd i ławę przysięgłych?
– Tak, na pana szczęście.
Z Myrona wyparowała nagle cała energia, usiadł ciężko tam, skąd Clu rzucał piłki.
– Mogę pani współczuć – powiedział. – Lecz nie dopuszczę, żeby uszło to pani płazem. Clu Haida zabiła pani z zimną krwią.
– Nie.
– Słucham?
– Nie zabiłam Clu Haida.
– Nie spodziewam się, że się pani przyzna.
– Spodziewa się pan czy nie, nie zabiłam go. Myron zmarszczył czoło.
– Zabiła go pani. To logiczne.
Jej spojrzenie pozostało niezmącone. Myronowi zawirowało w głowie. Obrócił się w stronę Jareda.
– On też go nie zabił – uprzedziła Sophie.
– Zabiło jedno z was.
– Nie.
Myron spojrzał na milczącego Jareda. Otworzył usta i zamknął je, bo nic nie przyszło mu do głowy.
– Niech pan pomyśli. – Sophie splotła ręce i uśmiechnęła się do niego. – Poprzednim razem zapoznałam pana z moją filozofią. Jestem myśliwym. Nie zabijam z nienawiści. Przeciwnie, szanuję to, co zabijam. Poważam swoją zdobycz. Zwierzęta są dzielne i szlachetne. A uśmiercać można miłosiernie. Dlatego zabijam jednym strzałem. Naturalnie nie kogoś takiego jak Palms. Chciałam, żeby choć przez kilka chwil bał się, cierpiał. Clu Haidowi oczywiście też nie okazałabym miłosierdzia.
– Ale… zaczął Myron, próbując ją zrozumieć.
I wówczas znów go olśniło. Odtworzył w głowie rozmowę z Sally Li.
Miejsce zbrodni…
Miejsce zbrodni! Było w strasznym nieładzie. Krew na ścianach. Krew na podłodze. Rozprysk krwi zdradzał prawdę. Trzeba było rozpryskać jej więcej. Zniszczyć dowody. Wystrzelić więcej kul w ciało.
W łydkę, w plecy, nawet w głowę. Zabrać z sobą pistolet. Narobić bałaganu. Ukryć, co się naprawdę stało.
– Mój Boże…
Sophie Mayor skinęła głową.
Myron poczuł w ustach pustynną suchość.
– Clu popełnił samobójstwo? – spytał. Spróbowała się uśmiechnąć, lecz nie całkiem jej to wyszło. Kiedy wstawał, jego kontuzjowane kolano głośno trzasnęło.
– Koniec małżeństwa, niepomyślny wynik testu, ale głównie powracająca przeszłość… za wiele się na niego zwaliło. Strzelił sobie w głowę. Reszta kul posłużyła zmyleniu policji. Bałagan w mieszkaniu zrobiliście po to, żeby nikt na podstawie analizy śladów krwi nie uznał tego za samobójstwo. Upozorowaliście morderstwo.
– Aż do śmierci pozostał tchórzem – powiedziała Sophie.
– Ale skąd wiedziała pani, że się zabił? Założyła mu pani podsłuch, mieszkanie było pod obserwacją?
– Nic z tych rzeczy. Haid sam chciał, żebyśmy go znaleźli, a konkretnie ja. Myron wbił w nią wzrok.
– Tego wieczoru miało dojść do ostatecznego starcia. Wprawdzie Clu sięgnął dna, lecz ja z nim jeszcze nie skończyłam. W żadnym razie. Zwierzę zasługuje na szybką śmierć. Clu Haid na nią nie zasłużył. Niestety, przed naszym przyjazdem tchórzliwie skończył z sobą.
– A pieniądze?
– Miał je w mieszkaniu. Rzeczywiście był szantażowany telefonami przez anonimową osobę, która przesłała mu dyskietkę. Wiedział jednak, że to my. Jeszcze tego wieczoru wpłaciłam całą sumę na Instytut Zdrowia Dziecka.
– Zmusiła go pani do samobójstwa. Wyprostowana jak struna, pokręciła głową.
– Nikogo się do tego nie zmusi – odparła. – Clu Haid sam wybrał swój los. Nie było to moim zamiarem, ale…
– Zamiarem? On nie żyje, Sophie.
– Tak, lecz nie było to moim zamiarem – powtórzyła. – Pan też nie miał zamiaru ukryć zabójstwa mojej córki.
Zamilkli.
– Wykorzystała pani jego śmierć. Podrzuciła w moim biurze i samochodzie pistolet i krew. Albo kogoś do tego wynajęła.
– Tak.
– Prawda musi wyjść na wierzch.
– Nie musi.
– Nie pozwolę, żeby Esperanza zgniła w więzieniu…
– Już to załatwiłam – przerwała mu Sophie Mayor.
– Co?
– Mój adwokat rozmawia w tej chwili z prokuratorem. Oczywiście bez nazwisk. Nie dowiedzą się, kogo reprezentuje.
– Nie rozumiem.
– Zachowałam dowody. Tamtego wieczoru zrobiłam zdjęcia zwłok. Zbadają dłoń Clu na obecność śladów prochu. Dysponuję też na wszelki wypadek listem, który napisał przed śmiercią. Zarzuty przeciw Esperanzy zostaną wycofane. Rano ją zwolnią. Koniec sprawy.
– Prokuratorowi to nie wystarczy. Zechce poznać tę historię w całości.
– Każdy czegoś chce, Myron. Prokurator będzie musiał obejść się smakiem i pogodzić z rzeczywistością. To przecież tylko samobójstwo. Głośne czy nie, nie zyska priorytetu. – Sophie sięgnęła do kieszeni i wyjęła kartkę. – Proszę, to jego list samobójczy.
Myron zawahał się. Wziął list. Od razu rozpoznał pismo Clu i zaczął czytać:
Szanowna pani Mayor
Moja udręka trwała wystarczająco długo. Wiem, że nie przyjmie pani moich przeprosin, co trudno mieć pani za złe. Z drugiej strony nie znalazłem w sobie dość siły, żeby spojrzeć pani w oczy. Uciekałem od tej nocy całe życie. Skrzywdziłem swoją rodziną i przyjaciół, ale nikogo tak bardzo jak panią. Mam nadzieję, że moja śmierć przyniesie pani nieco pocieszenia.
Tylko ja jestem winien temu, co się stało. Billy Lee Palms zrobił to, o co go poprosiłem. To samo dotyczy Myrona Bolitara. Przekupiłem policję. Myron jedynie przekazał pieniądze. Nie znał prawdy.
Nie znała jej też i nadal nie zna moja żona, która straciła w tym wypadku przytomność.
Pieniądze są tutaj. Proszę nimi rozporządzić wedle woli. Proszę również przekazać Bonnie, że jest mi przykro i wszystko rozumiem. Niech moje dzieci wiedzą, że ojciec zawsze je kochał. Tylko one były tym, co czyste i dobre w moim życiu. Pani jedna powinna to rozumieć.
Clu Haid
Myron przeczytał list jeszcze raz. Wyobraził sobie, jak Clu pisze go, odkłada, a potem bierze pistolet i przystawia do głowy. Zamknął wtedy oczy? Czy zanim nacisnął spust, myślał o swoich dzieciach, o dwóch synkach uśmiechających się całkiem jak on? Czy się zawahał?
– Nie uwierzyła mu pani – rzekł, wpatrując się w list.
– W kwestii winy innych? Nie. Wiedziałam, że skłamał. Na przykład w pana przypadku. Był pan kimś więcej niż posłańcem. Pan przekupił tych policjantów.
– Clu skłamał, żeby nas ochronić – odparł Myron. – Na koniec poświęcił się dla tych, których kochał.
Sophie zmarszczyła brwi.
– Niech pan nie robi z niego męczennika.
– Nie robię. Ale nie może pani wykręcić się sianem od tego, co zrobiła.
– Nic nie zrobiłam.
– Doprowadziła pani mężczyznę, ojca dwóch chłopców, do samobójstwa.
– To był jego wybór.
– Nie zasłużył na to.
– A moja córka nie zasłużyła na śmierć i pogrzebanie anonimowo w dole! Myron spojrzał na światła stadionu, nie dbając, że go oślepiają.
– Clu nie brał narkotyków – rzekł. – Dlatego wypłaci pani resztę jego honorarium.
– Nie.
– Oraz ujawni światu i jego dzieciom, że nie ćpał.
– Nie – powtórzyła. – Świat się o tym nie dowie. Nie dowie się też, że Clu był mordercą. Nie sądzi pan, że to całkiem dobry interes?
Myron jeszcze raz przeczytał list. Oczy szczypały go od łez.
– Jedna heroiczna chwila u kresu życia z niczego go nie rozgrzesza – powiedziała.
– Ale o czymś świadczy.
– Niech pan jedzie do domu, Myron. I cieszy się, że to koniec. Gdyby prawda wyszła kiedyś na jaw, cała wina spadnie na jedną osobę.
– Na mnie.
– Tak.
Spojrzeli sobie w oczy.
– Nie wiedziałem nic o losie pani córki – powiedział.
– Teraz to wiem.
– Sądziła pani, że pomogłem Clu ukryć prawdę.
– Ja wiem, że pan mu w tym pomógł. Nie byłam tylko pewna, czy wiedział pan, co robi. Stąd moja prośba o odszukanie Lucy. Chciałam ocenić pański udział w sprawie.
– A co z pustką?
– O co pan pyta?
– Pomogło to pani ją wypełnić?
– Myślę, że tak, o dziwo – odparła po chwili Sophie. – Nie przywróci to życia Lucy. Ale mam świadomość, że wreszcie spoczęła w grobie. Nasze rany się zabliźnią.
– I będziemy żyć dalej? Uśmiechnęła się.
– A co nam pozostaje?
Skinęła głową synowi. Jared ujął rękę matki i ruszyli w stronę ławki zawodników.
– Jest mi bardzo przykro – rzekł Myron.
Sophie Mayor zatrzymała się. Wypuściła rękę syna i przyjrzała się Myronowi.
– Przekupując tych policjantów, popełnił pan przestępstwo – powiedziała, przesuwając oczami po jego twarzy. – Przez pana ja i moja rodzina cierpieliśmy całe lata. Możliwe, że przyczynił się pan do przedwczesnej śmierci mego męża. Miał pan też swój udział w śmierci Clu Haida i Billy'ego Lee Palmsa. A mnie zmusił do okropnych czynów, do których, jak sądziłam, nie jestem zdolna. – Cofnęła się do syna, patrząc już nie tyle oskarżycielsko, co ze zmęczeniem. – Nie chcę pana ranić jeszcze bardziej. Przeprosiny zechce pan z łaski swojej zachować dla siebie.
Odczekała chwilę, lecz nie skorzystał z prawa do repliki. Mayorowie zeszli po schodach i zniknęli, zostawiając go samego z trawą, ziemią i jasnymi światłami stadionu.