174961.fb2 P?tla - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 57

P?tla - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 57

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIĄTY

Poniedziałek, 10 listopada 2003 r.6. 30.

– Zmieniłam zdanie – powiedziała Jane, zatrzymując dżipa i obracając się w stronę siostry. – Nie chcę widzieć tego filmu.

– Już za późno – stwierdziła Stacy. – Skoro opracowałyśmy plan, musimy się go trzymać.

Powiedziała to pewnie, ale wciąż miała wątpliwości. Chyba zwariowała, że się na to zgodziła. Chciała wypożyczyć taśmę z nagraniem z La Plaza, żeby Jane ją zobaczyła. Przecież mogą ją za to wyrzucić z pracy, a nawet podać do sądu.

Chciała jednak zaryzykować.

Ufała siostrze i czuła, że jest jej to dłużna. Poza tym coś jej podpowiadało, że Jane może mieć rację. A to, poza wszystkim innym, oznaczało jedno: przestępca wciąż jest na wolności.

I wciąż dybie na życie jej siostry.

– Potrzebuję dwudziestu minut, żeby wypożyczyć kasetę i przygotować do odtwarzania. Uprzedzę Kitty, że przyjdziesz, by złożyć zeznania.

– W związku z Tedem?

– Tak.

– A jeśli McPherson tam będzie? Na pewno ci nie uwierzy. Uzna, że…

Stacy potrząsnęła głową.

– Mówiłam ci już, że go nie będzie. A gdyby nawet się pojawił albo z innego powodu zrobiło się gorąco, pójdziemy do innego pokoju. Masz iść za mną.

Jane skinęła głową, chociaż miała nietęgą minę. Dopiero teraz zaczęła się naprawdę bać. Stacy uścisnęła jej dłoń.

– Policjanci nie gryzą.

Jane zaśmiała się, chociaż wcale nie było jej do śmiechu.

Stacy wyskoczyła z samochodu. Opracowały ten plan poprzedniego dnia, chociaż oczywiście to ona miała więcej do powiedzenia. Najważniejsze było znalezienie odpowiedniego czasu. Ranek wydawał się do tego celu najlepszy, ponieważ następna zmiana zaczynała się dopiero za czterdzieści minut i wszyscy powinni być zmęczeni wydarzeniami nocy. Niedzielny wieczór, który dla większości był czasem zabawy, w policji oznaczał ciężką pracę. Koledzy na pewno będą myśleć głównie o tym, żeby jak najszybciej wrócić do domu i trochę się przespać. Nikt nie zwróci na nią uwagi.

Obejrzała się za siebie.

– Dwadzieścia minut. Jane skinęła głową.

– Uważaj na siebie.

Stacy zasalutowała i ruszyła do budynku Urzędu Miasta. Zaparkowały przecznicę dalej, żeby nikt nie zobaczył ich razem. Stacy zatarła dłonie, żałując, że nie ma rękawiczek. W końcu wsadziła ręce do kieszeni dżinsów. Zapowiadał się zimny, pochmurny dzień.

Po wypożyczeniu kasety zostanie ślad w papierach. Oczywiście oficer dyżurny nie będzie się nad tym zastanawiał, ale jeśli ktokolwiek z zainteresowanych się dowie, porucznik Killian będzie skończona.

Materiał dowodowy jest dobrze strzeżony, bo oskarżyciel musi udowodnić, że nikt przy nim nie majstrował. Dlatego zawsze wiadomo, gdzie znajdują się poszczególne dowody. Jeśli coś się z nimi stanie, może to oznaczać przegrany proces.

Stacy podeszła do wejścia i przywitała się z kilkoma wychodzącymi oficerami. Petenci nie przybyli jeszcze ze swoimi sprawami, dlatego w środku było cicho i spokojnie.

Osoba w informacji wyglądała na bardzo zaspaną.

– Dzień dobry – przywitała się.

– …Dobry. – Mężczyzna nawet na nią nie spojrzał. Podeszła do wind. Jedna z nich była otwarta i czekała na pasażera. Spojrzała na wiszący wyżej zegar. Szósta trzydzieści. Wszystko szło zgodnie z planem.

Weszła do windy. Archiwum z dowodami mieściło się na czwartym piętrze. Wcisnęła odpowiedni guzik, a potem poprawiła włosy nerwowym ruchem. Nie czuła się zaspana, chociaż po przełomowej chwili podczas kolacji gadały z Jane jak najęte, chcąc nadrobić stracony czas.

Opowiedziała siostrze o Macu. O tym, że z nim spala. I że czuje się w nim prawie zakochana…

Być może to właśnie on jest tym jedynym. Jane sama podsunęła jej tę myśl, ciesząc się wraz z nią.

Drzwi windy otworzyły się. Stacy wyszła na korytarz i skierowała się w prawo.

Archiwum obsługiwał mundurowy policjant, który również wyglądał na bardzo zaspanego.

– Cześć, Sam. Coś nowego?

– Cześć, Stacy. Jak zwykle po niedzieli. Ranny z ciebie ptaszek.

– Miałam trochę wolnego i muszę to teraz nadrobić – powiedziała zgodnie z prawdą. – Chciałabym wypożyczyć kasetę z La Plaza. Tę ze sprawy Vanmeer.

Skinął głową, podsuwając jej zeszyt wraz z długopisem.

– Wpisz się tutaj.

Sięgnęła po długopis, a on wstukał coś do komputera. Potem zrobił zdziwioną minę.

– Wygląda na to, że jej tu nie mam. Wyprostowała się, czując olbrzymie rozczarowanie.

Byle tylko nie oskarżyciel, modliła się w duchu. Byle nie oskarżyciel.

– Jesteś pewny?

Policjant wpatrywał się w ekran komputera.

– Nie, czekaj. Jest. Zaraz ci przyniosę.

Stacy patrzyła za nim z bijącym sercem. Sam pojawił się po kilku minutach z kasetą w odpowiednio opisanej plastikowej torebce. Zajrzał do zeszytu, sprawdzając, czy Stacy prawidłowo się wpisała, a potem wręczył jej pakunek.

– Zaraz wracam.

– Nie musisz się spieszyć. Wiem, gdzie cię znaleźć.

Te słowa zabrzmiały złowrogo, chociaż Sam wypowiedział je bez takiej intencji. Kapitan by ją zabił, gdyby dowiedział się, co się stało. Ciekawe, co by zrobiła, gdyby wyrzucił ją z pracy. Czy zdecydowałaby się na dalsze studia? Może zaczęłaby pracę jako prywatny detektyw? A może poprosiłaby Jane o pomoc?

– Jasne. Miłego dnia. – Uśmiechnęła się, jak jej się zdawało, beztrosko, a następnie skierowała do windy.

Spojrzała na zegarek. Minęło dziesięć minut. Tyle, ile się spodziewała. Zjechała dwa piętra, minęła cmentarzysko starych krzeseł i weszła do swojego wydziału.

Kitty już była na miejscu. Siedziała za biurkiem, pijąc kawę i patrząc łakomie na pączka, którego zapewne kupiła gdzieś po drodze do pracy.

– Jesteś wcześnie – powiedziała, biorąc pączka do ręki.

– Mhm. Mac już przyszedł?

– Nie widziałam go. – Drugą ręką podała jej stosiki korespondencji. – Wiesz, przecież to poniedziałek.

Stacy zaczęła przeglądać informacje. Od szefa. Z biura koronera. Kilka od rodzin zabitych. Inne. Zatrzymała się przy jednej z nich. List pochodził od Benny’ego Rodrigueza z obyczajówki. Parę lat temu pracowała z nim przy sprawie związanej z zabitą prostytutką. Ciekawe, czego teraz od niej chce?

Włożyła korespondencję do kieszeni.

– Czy kapitan jest u siebie?

– Nie, ma spotkanie z szefem. Nie będzie go parę godzin.

– Dobra, skontaktuję się z nimi później. – Ruszyła w stronę swojego pokoju. Po chwili jednak spojrzała przez ramię. – A, ma tu przyjść moja siostra, żeby złożyć oświadczenie w sprawie Teda Jackmana. Daj mi znać, jak się pojawi.

Kitty wbiła już zęby w pączka i teraz tylko skinęła głową na znak, że to zrobi. Stacy, udając, że zmieniła zdanie, skierowała się do pokoju przesłuchań. Jeśli zacznie się dziać coś złego, zawsze będzie mogła wrócić do swojego.

Spojrzała na zegarek. W tym momencie zadzwonił telefon na biurku Kitty. Tak jak się Stacy spodziewała, sekretarka poinformowała ją o przybyciu Jane.

– Będę w trójce – rzuciła nonszalancko. – Przyślij ją tam.

Szybko ustawiła wideo i podeszła do drzwi, gdzie przywitała siostrę. Jane nie wyglądała zbyt pewnie.

Prawdę mówiąc, sprawiała wrażenie mocno przestraszonej. To jednak nie powinno wzbudzić podejrzeń. Tego typu wizyty nigdy nie należały do przyjemności. Stacy poprowadziła ją do wideo.

– Taśma jest gotowa. Po prostu wciśnij play. Jane zrobiła to bez wahania. Oglądała w skupieniu fragment filmu, a potem przewinęła go i obejrzała raz jeszcze. Następnie zatrzymała kasetę i spojrzała z triumfem na Stacy.

– To nie on!

– Jesteś pewna?

– Tak.

– Dlaczego?

– Ian nie ma takich ubrań.

– To nic nie znaczy. Mógł je kupić tuż przed popełnieniem morderstwa, a potem wyrzucić.

Jane skrzywiła się.

– Poza tym Ian ma inną postawę. Inaczej się porusza.

– To znaczy?

Jane zastanawiała się chwilę.

– Trudno mi to opisać.

– Więc mi pokaż na filmie.

– Dobry pomysł. – Jane raz jeszcze przewinęła film, a potem zaczęła pokazywać palcem na ekranie. – Popatrz, jak się pochyla. Ian chodzi wyprostowany i trzyma wyżej ramiona. – Drzwi otworzyły się i mężczyzna wyszedł na korytarz. – Poza tym porusza się inaczej. Ten zachowuje się trochę jak żołnierz…

Stacy zmrużyła oczy. Usiłowała sobie przypomnieć, gdzie widziała ten lekko kaczkowaty chód. Nic. Pustka.

– Przykro mi, Jane, ale…

Ktoś zapukał do drzwi. Stacy pokazała Jane, że ma wyłączyć wideo, a sama podeszła do wejścia i nacisnęła klamkę.

To był Mac! Cholera jasna, wpadła!

– Cześć. – Z uśmiechem zajrzał do środka. – Co tu robicie tak wcześnie?

– Muszę nadrobić zaległości. – Poczuła się nieswojo.

– A pani Westbrook? – zwrócił się do Jane.

– Przyszłam złożyć oświadczenie w sprawie Teda Jackmana.

Spojrzał na wideo, a potem znowu na nią. Na jego czole pojawiły się dwie poprzeczne zmarszczki.

– Jane już wychodzi – powiedziała Stacy.

– Naprawdę? – Mac przeniósł wzrok na Stacy. – Przecież miała złożyć oświadczenie.

Jane pobladła, a Stacy z trudem przełknęła ślinę.

– Uznałam jednak, że nie ma takiej konieczności. A ty jak uważasz?

– Uważam, że powinniśmy porozmawiać – powiedział Mac, patrząc na nią poważnie.

– Sama trafię do wyjścia. – Jane już była na korytarzu. – Zadzwoń do mnie – zwróciła się do siostry. – Do widzenia, panie poruczniku.

Mac patrzył za nią bez słowa, a następnie zamknął drzwi.

– Byłem przed chwilą na czwartym piętrze. Stacy nic nie powiedziała. Wiedziała, czego się spodziewać.

– Zaniepokoiła mnie śmierć Teda. Zacząłem się zastanawiać, czy może być jakiś związek między tymi wszystkimi morderstwami, dlatego chciałem pożyczyć kasetę z La Plaza. I tutaj niespodzianka. – Podszedł do wideo i wyjął kasetę. – Sam powiedział, że ty byłaś pierwsza.

Nie mogła mu spojrzeć w oczy. – Co ty wyprawiasz, Stacy?

– Nie wiem, o co ci chodzi.

– Bzdura! Pokazałaś jeden z najważniejszych dowodów żonie oskarżonego.

Już chciała zaprzeczyć, ale się na to nie zdobyła.

– Jane jest pewna, że to nie Ian.

– A spodziewałaś się czegoś innego?

– Dużo ostatnio myślałam o tej sprawie, Mac. O śmierci Teda i o…

– Daj spokój! To już koniec. Sprawa Westbrooka jest dla nas zamknięta. Teraz musi się nią zająć sędzia i przysięgli.

– Pójdziesz z tym do kapitana? Mac pochylił się w jej stronę.

– Nie poświęcę swojej kariery dla twojej siostry. A ty? Zastanów się nad tym. – Podał jej kasetę i wyszedł z pokoju. Zatrzymał się jeszcze na progu. – Byłaś dobrą policjantką, Stacy. Podziwiałem cię. Sam chciałem z tobą pracować. Wybrałem cię. A teraz widzę, że się staczasz. I wcale nie chcę wiedzieć, jak to się skończy.

Obrócił się na pięcie i poszedł.