175082.fb2 Po?egnaj si? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 30

Po?egnaj si? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 30

28

„Podobnie jak ptaki można rozróżnić po śpiewie, pająki rozróżnia się po sposobie uśmiercania ofiar”.

(Burkhard Bilger, Spider Woman, „New Yorker”, 5 marca 2007)

– W Stanach Zjednoczonych występują dwa gatunki jadowitych pająków – objaśniała pani arachnolog z USDA, Carrie Crawford-Hale. – Pierwszy to Lactrodectus mactans, inaczej czarna wdowa, która ma charakterystyczne jaskrawoczerwone plamki na odwłoku. Gryzą tylko samice, i to najczęściej wtedy, gdy zostaną sprowokowane. Drugi gatunek to Loxosceies recZusa, czyli pustelnik brunatny. Można go poznać po znamieniu w kształcie skrzypiec na grzbiecie. Tu samice i samce są równie groźne. Na szczęście to pająk dość płochliwy, woli się zaszyć pod stertą drewna niż wyjść do ludzi. Mimo to rokrocznie notujemy kilkanaście ukąszeń, niektóre z poważnymi konsekwencjami.

– Co znaczy „poważnymi”? – odezwał się Sal. Stał przy drzwiach, najdalej jak mógł od Carrie i jej mikroskopu. Po prawej stronie miał zasuszonego skorpiona w gablotce, a tuż nad głową jakiegoś ogromnego czarnego chrząszcza z wielgachnymi szczypcami. Agent specjalny GBI był blady, spocony i zdenerwowany jak diabli.

Z kolei Kimberly kombinowała, jak tu grzecznie poprosić, żeby jej pozwolono zerknąć w mikroskop. Nigdy nie widziała skóry pająka w dziesięciokrotnym powiększeniu, a z tego co mówił Harold, wygląda bardzo fajnie.

Niestety gabinet pani Crawford-Hale był nie większy od kanciapy stróża, a w dodatku zawalony sprzętem, szafkami oraz mnóstwem preparatów w słojach i gablotkach. Harold i Quincy musieli zaczekać za drzwiami. Szkoda, bo Quincy na pewno z przyjemnością posłuchałby, co pani arachnolog ma do powiedzenia.

– Jad pustelnika zawiera enzym, który wywołuje martwicę tkanek. – Wyregulowała mikroskop. – Organizm odcina dopływ krwi do tkanek wokół miejsca ukąszenia, żeby nie dopuścić do rozprzestrzenienia się jadu. Skóra pozbawiona krwi zaczyna obumierać, czernieje i odpada. Widziałam zdjęcia ukąszeń wielkości od ćwierćdolarówki do półdolarówki. Czasami reakcja jest łagodna i rana goi się w ciągu kilku tygodni, ale bywają przypadki, że cała kończyna puchnie i trzeba miesięcy, a nawet roku, żeby w pełni wrócić do zdrowia. To zależy od indywidualnej reakcji organizmu, a nie siły jadu konkretnego pająka. Po prostu niektórzy ludzie są bardziej wrażliwi od innych.

Sal miał trwogę w oczach. Zdążył już rano coś przegryźć, sądząc po plamie z ketchupu na klapie marynarki i zapachu smażeniny, którym przesiąkł jego garnitur, ale w tym momencie istniała obawa, że to śniadanie może się nie utrzymać w żołądku.

Odsunął się jeszcze dalej, wstrząsając ramionami, jakby coś go oblazło.

– Skąd wiemy, jaką mamy wrażliwość?

– Przekonujesz się przy pierwszym ugryzieniu. – Crawford-Hale uniosła głowę znad mikroskopu. – Jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewna, że to Loxosceles reclusa. Na karapaksie jeszcze widnieje znamię w kształcie odwróconych skrzypiec. No i ten jasnobrązowy kolor, cienkie, wręcz delikatne ciało. Bardziej precyzyjnym wyznacznikiem są oczy. Pustelniki mają sześcioro półkolistych oczu ułożonych w trzech parach, podczas gdy wszystkie inne pająki mają ośmioro. Tutaj nie jestem w stanie dostrzec aż takich szczegółów, mimo to jestem raczej pewna swojej diagnozy.

– Czy one nie występują dość powszechnie w Georgii? – zmarszczyła brwi Kimberly.

– O, tak. We wszystkich południowych stanach, w Kansas, Missouri, Oklahomie. Kilka miesięcy temu mieliśmy zgłoszenie od rodziny, która nie mogła sobie poradzić z plagą pustelników w domu. W ciągu trzech pierwszych godzin zebrałam aż trzysta osobników. Co ciekawe, nikt z domowników nie został nigdy ukąszony. Pająki naprawdę nie kwapią się do atakowania stworzeń, które mogą je zgnieść jednym palcem. Jest jeszcze południowa Kalifornia, która boryka się z problemem Loxosceles laeta, odmiany pustelników pochodzącej z Chile, Peru i Argentyny. Jeżeli jad pustelnika brunatnego przyrównać do filiżanki herbaty, to jad Loxosceles laeta jest jak podwójne espresso.

– Kolejny powód, żeby nie mieszkać w Kalifornii – mruknął Sal. W końcu zauważył skorpiona w gablotce. Natychmiast się odwrócił, tylko po to, żeby stanąć oko w oko z gigantycznych rozmiarów karaluchem.

– Czegoś tu nie rozumiem – zastanawiała się Kimberly.

– Po co kolekcjonerowi taki pospolity gatunek, zwłaszcza że jest jadowity i przez to trudny w hodowli.

– Oj, nie powiedziałabym, że pustelniki brunatne są trudne w hodowli – sprostowała od razu Crawford-Hale. – To jedne z nielicznych pająków, które można trzymać w grupie. Nie mają instynktu agresji. Wystarczy im zapewnić terrarium, w którym znajdą dużo kryjówek – mogą to być liście, kamienie, kora drzew – co tydzień wrzucać kilka świerszczy, a będą całkiem zadowolone.

– Czyli jednak kolekcjonerzy je zbierają? Pani arachnolog zastanowiła się chwilę.

– Słyszeliście kiedyś o Pajęczej Farmie? -Nie.

– To taki ośrodek w Arizonie, gdzie hoduje się pająki w celu pozyskania ich jadu. Sami pomyślcie: jad jednego pająka może zawierać prawie dwieście związków chemicznych, w tym substancje, które potrafią rozpuszczać tkanki i paraliżować system nerwowy. Czy nie byłoby wspaniale zbadać i odtworzyć część tych związków na potrzeby przemysłu farmaceutycznego? To nowoczesna nauka.

– Jak oni uzyskują ten jad? – spytał Sal.

– Mają takie specjalne urządzenie – ożywiła się Crawford-Hale. – Sama nie miałam okazji spróbować, ale widziałam, jak używaj ą czegoś w rodzaju pęsety podłączonej do elektrycznego stymulatora. Pająk zostaje potraktowany prądem o bardzo niskim napięciu, co wywołuje skurcz gruczołu jadowego. Na kłach pojawiają się krople jadu, które pobiera się do probówki. Ten zabieg nie wyrządza zwierzęciu krzywdy, a umożliwia uzyskanie dużej ilości jadu do badań. Wierzcie mi, w takich miejscach jak Pajęcza Farma hoduje się mnóstwo pająków z gatunku Loxosceles reclusa.

–  A jak to jest z takimi zwykłymi amatorami? – spytała Kimberly. – Sądzimy, że nasz podejrzany trzyma w domu kilka ptaszników i co najmniej jedną czarną wdowę.

Carrie Crawford-Hale wzruszyła ramionami.

– Doprawdy trudno generalizować. Miałam w szkole kolegę, który znalazł za domem czarną wdowę i zatrzymał ją sobie. Potem, żeby ją wykarmić, założył hodowlę świerszczy. Pewnego dnia czarna wdowa zdechła, a on nagle stał się właścicielem dwustu świerszczy. No i teraz hoduje je na potrzeby sklepów zoologicznych. Ja albo wy prawdopodobnie nigdy byśmy czegoś takiego nie zrobili, ale jemu to odpowiada.

– Skąd się bierze pustelniki? – drążyła Kimberly. – Kupuje się je przez Internet, jak ptaszniki, czy może w jakichś specjalistycznych sklepach?

– Tu, w naszych okolicach? – Crawford-Hale uniosła brwi. – Wystarczy zejść do piwnicy. Albo zajrzeć pod stos drewna na opał czy podnieść kamień podczas spaceru w lesie.

– W lesie?

– Tak, w Georgii ten gatunek bytuje na zewnątrz przez okrągły rok.

– Na przykład w Parku Narodowym Chattahoochee?

– Na pewno można je tam znaleźć.

Kimberly westchnęła i zaczęła przygryzać wargę. Zwróciła się do Sala.

– Więc ta wylinka wcale nie musi mieć związku z jego kolekcją. Mógł ją przynieść na butach z lasu.

– Owszem, mógł – powiedziała Crawford-Hale i dodała: – Z tym że jedna uwaga: pustelniki brunatne są bardzo płochliwe. Na co dzień chowają się w ciemnych zakamarkach, a co dopiero w okresie wylinki, która dla wszystkich pająków jest niezwykle stresującym przeżyciem. Bardzo możliwe, że ten człowiek nie natknął się na pancerzyk, wędrując głównym szlakiem, raczej bym powiedziała, że się zapuszczał w bardziej niedostępne miejsca, gdzie nie ma wielu ludzi.

– Gdzie można ukryć zwłoki – mruknęła Kimberly.

– To już nie moja dziedzina, więc się nie wypowiem. Czy mogę jeszcze w czymś pomóc?

Kimberly musiała to wszystko przemyśleć. Liczyła, że ta rozmowa rozwieje więcej wątpliwości. Sądząc po minie Sala, on miał podobne odczucia.

Żadne inne pytania nie przychodziły jej do głowy, więc wyciągnęła dłoń, dziękując pani arachnolog za poświęcony czas. Sal zrobił to samo.

– Jeśli kiedyś spotkam pustelnika brunatnego, to co mam zrobić? – zapytał w ostatniej chwili.

– Nie ruszać się. Pokręcił głową.

– Jezu, jak ty możesz tak dzień w dzień gapić się na te wstrętne ośmionożne insekty? Do tej pory mam gęsią skórkę.

– O, pająki to nie insekty – poprawiła go Crawford-Hale. – Te mają sześć nóg, a pająki osiem. Pająki żywią się insektami. To zasadnicza różnica.

Nie dla Sala.

– Nie lubię pająków – stwierdził kategorycznie, kiedy wyszli z Kimberly z gabinetu i podążali piwnicznym korytarzem oświetlonym migającymi jarzeniówkami.

– Spójrz na to z innej strony: przynajmniej są mniejsze od grzechotników.

– Grzechotników? A co ty robiłaś z grzechotnikami?

– Grałam z nimi w klasy. I wierz mi, niezbyt się to udawało.

Dotarli do końca korytarza, wspięli się po schodach na parter i pchnąwszy szklane drzwi, wyszli wprost na oślepiające słońce. Harold, Quincy i Rainie czekali cierpliwie na parkingu. Harold skrzyżowawszy chude nogi, opierał się o maskę samochodu Kimberly. Quincy i Rainie stali obok.

– Dobre wieści? – spytał Harold z nadzieją w głosie. Kimberly wzruszyła ramionami.

– To jest wylinka pustelnika brunatnego, co na tych terenach oznacza tyle, co znaleźć biedronkę. Hura.

– Co teraz zamierzacie? – spytał Quincy.

Kimberly spojrzała na Sala.

– Dalej nie wiadomo, co z Ginny?

Sal sprawdził, czy nie ma nowych wiadomości w komórce. -Nie.

Zaraz po rannym telefonie od Sala pojechała pod jej adres. Na miejscu potwierdziła jego wstępną ocenę: żadnych śladów włamania ani walki. Ciasne mieszkanko wyglądało, jakby ktoś je opuścił w pośpiechu, zabierając tylko najcenniejsze rzeczy, o czym świadczyły ślady na warstwie kurzu na meblach.

W sypialni znalazła częściowo wsunięty pod łóżko poradnik dla kobiet w ciąży. Kolejny drobny szczegół, który będzie ją dręczył po nocach.

Rysopis Ginny, opis jej samochodu oraz portret pamięciowy Dinchary rozesłano do posterunków w całym stanie. Minęło osiem godzin i nic. Pozostało czekać.

– I ciągle nie mamy grupy operacyjnej – westchnęła Kimberly i dorzuciła oschle: – Choć mój szef zachęca nas do współpracy z policją z Alpharetty w sprawie zabójstwa Evansa.

– Rozmawialiście z osobą, która kierowała śledztwem? – spytał Quincy.

– Jeszcze nie. Trochę nie było kiedy, jak pewnie zauważyłeś.

– Warto by się dowiedzieć, czy nie znaleźli na miejscu zbrodni jakichś odcisków butów.

– Och, marzenie ściętej głowy.

– A na razie co? – dopytywał się ojciec.

Kimberly wzruszyła ramionami. Znów spojrzała na Sala, jego wymięty garnitur i bladą, poszarzałą ze zmęczenia twarz. Jeśli schwyta tego zabójcę, czy wreszcie zdoła sobie wybaczyć, że stał bezczynnie, gdy ojciec katował jego matkę? A czy jej, jeżeli mu pomoże, będzie łatwiej odwiedzać cmentarz w Arlington i składać kwiaty na grobach mamy i siostry?

Oboje gonili za niemożliwym, ale choć zdawali sobie z tego sprawę i tak nie umieli przestać.

– Mamy jeszcze jeden trop – powiedziała.

– Co takiego?

– Ślady złota na bucie Dinchary. Harold twierdzi, że prawdopodobnie pochodzi z okolic Dahlonegi. Możemy sobie urządzić małą wycieczkę krajoznawczą, popytać ludzi, pokazać portret Dinchary. Jeżeli on rzeczywiście tyle łazi po lasach i spędza tam dużo czasu, to może ktoś go rozpozna?

Sal z miejsca się wypogodził.

– Jedźmy!

A Quincy bez namysłu dodał:

– Naturalnie jedziemy z wami.