175082.fb2
Pan Hamburger wykonał ruch.
Dziś w nocy obudziły mnie stłumione odgłosy. Słyszałem je do rana. On zawsze mocno eksploatuje nowe zabawki, aż się zepsują. Tak jak ja.
Rano podjąłem decyzję. Wstałem i poszedłem do kuchni zjeść śniadanie. Udawałem, że widok nagiego siedmiolatka przy stole jest czymś zupełnie naturalnym. Chłopak siedział otępiały nad miską płatków, nic nie mówił, tylko patrzył, jak powoli nasiąkają mlekiem.
Unikałem jego wzroku. Nie chciałem, żeby pomyślał, że mam z tym wszystkim coś wspólnego.
Pan Hamburger wciąż był w sypialni, pewnie dochodził do siebie po wczorajszym wysiłku. Zauważyłem, że z domu zniknął aparat telefoniczny, a rygiel na drzwiach wisiał wyżej, żeby chłopak nie mógł go dosięgnąć. Serce zabiło mi gwałtowniej. Ciekawe, czy pamiętał o telefonie w moim pokoju. Może zakradł się nocą i go wyniósł?
Możliwie nonszalanckim krokiem opuściłem kuchnię i poszedłem do siebie. Telefon wciąż był na miejscu. Postanowiłem nie ryzykować i sam go schowałem do szafy. Ewidentnie zaczynałem tracić przywileje, tylko dlatego, że Pan Hamburger nie potrafi powściągnąć swoich żądz.
Wróciłem do kuchni. Nasypałem sobie drugą porcję płatków i jadłem w milczeniu. Moja obecność musiała jakoś pobudzić do życia tego chłopca, ponieważ powolnym ruchem wziął do ręki łyżkę i wlał do ust odrobinę mleka. Byłem ciekaw, czy zdoła je utrzymać w żołądku. Niektórym się udawało, innym nie.
Za dzień, dwa, kiedy Pan Hamburger się nim znudzi, już go tu nie będzie. Co on z nimi robi? Wypuszcza na wolność? Zabija? Nie wiedziałem i nie interesowało mnie to. Ja już nawet nie pamiętałem, ile mam lat, w którym dokładnie roku się urodziłem. Ale chyba byłem nastolatkiem, bo jedynym uczuciem, jakie umiałem w sobie wzbudzić, była pogarda. Dla Pana Hamburgera, dla tego dzieciaka, dla samego siebie.
I nagle nie wiadomo skąd przypomniałem sobie tego pierwszego chłopca sprzed lat. Tego, któremu chciałem pomóc i naiwnie wierzyłem, że mi się uda. Ciekawe, czy ktoś znalazł jego ciało, czy dalej leży zakopane pod krzewem azalii.
Ogarnęła mnie wściekłość. Złapałem miskę i z impetem wrzuciłem ją do zlewu. Chłopiec aż się wzdrygnął.
Do kuchni wszedł Pan Hamburger.
Miał na sobie spodnie, ale koszuli już nie włożył. Czas nie obszedł się z nim łagodnie. Broda z czarnej zrobiła się siwa, ciało sflaczało od nadmiaru piwa i tłustego jedzenia, skóra na ramionach i piersiach obwisła. Wyglądał dokładnie na tego, kim był: podstarzałego skurwysyna, który jedną nogą stoi w grobie, ale wciąż jest groźny.
Na nowo go znienawidziłem.
Spojrzał na mnie, a potem położył dłoń na ramieniu chłopca. Ten w pierwszej chwili się wzdrygnął, potem zastygł bez ruchu, a z oczu pociekły mu łzy.
Nagle Pan Hamburger uśmiechnął się do mnie i triumfująco oznajmił:
– Synu, poznaj nowego kolegę. Będzie twoim następcą.
W tym momencie wiedziałem, że on musi zginąć.
Poczekałem, aż wróci do sypialni, ciągnąc za sobą chłopca, a potem wymknąłem się do siebie. W moim pokoju znajdował się tylko stary, zdeformowany materac, skrzynki po mleku, w których trzymałem ciuchy, oraz mały czarno-biały telewizor, który znalazłem na śmietniku u sąsiadów i własnoręcznie naprawiłem.
Panował smród. Pościel, materac, ubrania – wszystko było przesiąknięte wonią spoconego, niemytego ciała, zbyt długo gnijącego w łóżku. W całym domu tak śmierdziało. W lodówce kwaśniało mleko, w zlewie zalegały brudne gary, a po kuchence biegały karaluchy.
Zachciało mi się rzygać. Dobijał mnie stęchły odór mego własnego życia, ta niekończąca się szara nicość, która charakteryzowała moją egzystencję. A wszystko dlatego, że wybrał właśnie mnie, pozbawiając mnie przez to wszystkich szans.
Teraz nawet nie będzie egzaminu. O nie, Pan Hamburger znalazł sobie nowego pupilka i zamierza go zatrzymać, a to znaczy, że moje dni są policzone.
Nie wiem czemu, ale odrzucenie sprawiło mi więcej bólu niż to, co ze mną przez lata wyprawiał.
Byłem głupi i słaby. Byłem nikim.
On mnie już dawno zabił, tylko ja nie wiedziałem, jak umrzeć.
Znowu usłyszałem krzyk. Biedny, głupi dzieciak myśli, że coś tym wskóra.
Wślizgnąłem się do łóżka, naciągnąłem koc na głowę i zatkałem uszy. Zasnąłem.
Gdy się później obudziłem, było już ciemno. Długo leżałem, patrząc, jak blask latarni przebija przez zasłony i rzuca na ścianę migotliwe fale.
Potem wstałem, podszedłem do szafy i wyjąłem telefon.
Uniosłem róg materaca i wysunąłem spod niego książkę telefoniczną, którą kiedyś ukradkiem przemyciłem do domu.
Gdy wreszcie znalazłem numer, ręce mi się trzęsły i kompletnie zaschło mi w gardle.
Nie pozwoliłem sobie na przerwę, nie chciałem za dużo myśleć.
Włożyłem kabel do gniazdka, wystukałem numer.
Gdy ktoś odebrał, szepnąłem:
– Pomocy. Błagam, pomóż mi.
Potem odłożyłem słuchawkę i rozpłakałem się.