175082.fb2 Po?egnaj si? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 36

Po?egnaj si? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 36

34

Kobieta, która była kiedyś moją matką, czekała tam, gdzie obiecywała. Siedziała przy metalowym stoliku przed wejściem do ruchliwej kawiarni. Założyła nogę na nogę i nerwowo splotła dłonie na kolanie.

Obserwowałem ją z drugiej strony ulicy, ukryty w cieniu bramy. Zbierałem się, żeby wyjść, ale nogi nie były jeszcze gotowe. Stałem, patrzyłem i czułem coraz większy ciężar w piersiach.

Za pierwszym razem odłożyła słuchawkę. Za drugim zarzuciła mi, że jej robię okrutny kawał. Potem się rozpłakała i to mnie tak przygnębiło, że się rozłączyłem.

Przy trzecim telefonie wziąłem się w garść. Powiedziałem wprost, że mam informacje o jej zaginionym synu i chciałbym się z nią spotkać, bo jest szansa, że będę mógł pomóc.

Nie wiem, dlaczego tak zrobiłem. Czemu nie powiedziałem, że to ja jestem jej ukochanym synkiem. Porwano mnie prosto z łóżka, kiedy byłem za mały, żeby się bronić. Przez ostatnie dziesięć lat doświadczałem okropności nie do opisania. Ale teraz dorosłem i Pan Hamburger mnie nie chce. Może mógłbym wrócić do domu. Znów stać się jej ukochanym synkiem.

To wszystko chciałem jej powiedzieć. Chciałem zobaczyć ten uśmiech, który pamiętałem z dnia moich szóstych urodzin, kiedy zaprowadziła mnie do garażu, gdzie czekał nowiutki, lśniący rowerek obwiązany czerwoną kokardą. Chciałem znów zobaczyć, jak odrzuca do tyłu swoje długie ciemne włosy, tak jak wtedy, gdy się nachylała nade mną, żeby mi pomóc w lekcjach. Chciałem przytulić się do niej na sofie i razem z nią obejrzeć Nieustraszonego.

Chciałem znowu mieć dziewięć lat. Ale nie miałem.

Zauważyłem swoje odbicie w szybie wystawowej: podkrążone oczy, zapadnięte policzki, długie, skudłacone włosy. Wyglądałem jak zakapior, typ, którego w supermarkecie śledzą ochroniarze, a inni rodzice niechętnie widzieliby w towarzystwie swego syna. Nie dostrzegałem w sobie żadnych rysów matki. Widziałem tylko Pana Hamburgera.

Po drugiej stronie ulicy matka wierciła się nerwowo na krześle. Bez przerwy kręciła obrączką na palcu i co chwila oglądała się przez lewe ramię, jakby czekając, kiedy się pojawię.

Nagle mnie oświeciło. To nie mnie wypatrywała. Ona się z kimś porozumiewała.

Podążyłem za jej wzrokiem i w końcu dostrzegłem policjanta w mundurze, który stał tuż za rogiem. Akurat się do niej odwrócił, marszcząc brwi, jakby w przestrodze, że ma się uspokoić, i wtedy zobaczyłem jego twarz.

Wstrzymałem oddech.

Są rzeczy, o których się nie dowiesz, dopóki ich nie doświadczysz na własnej skórze.

Nie ma powrotu do domu. Chłopiec wychowany przez wilki zawsze znajdzie w sobie tylko wilcze cechy.

Matczyna miłość może się wypalić.

Wróciłem do mieszkania pięć po trzeciej. Pamiętam, bo kiedy wszedłem, pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to zegar na ścianie. Wskazywał piętnastą pięć i wydało mi się to zabawne. Taka normalna godzina, normalny dzień, normalne popołudnie.

Na tak nienormalną rzecz.

Nie zdjąłem płaszcza ani butów. W końcu nie odważyłem się podejść do matki. Zamiast tego udałem się kilka przecznic dalej do sklepu zoologicznego. Teraz w jednej ręce trzymałem papierową torbę, a w drugiej nowiutki kij bejsbolowy. Drzwi wejściowe zostawiłem otwarte na oścież i wszedłem prosto do sypialni Pana Hamburgera.

Spał na wznak z jedną ręką nad głową, a drugą na tłustym brzuchu. Był rozebrany, kołdra owinęła mu się wokół bioder. Na drugim krańcu łóżka leżał zwinięty w kłębek chłopiec. Też nagi, niczym nie przykryty, drżał we śnie z zimna.

Dotknąłem jego ramienia. Otworzył oczy.

– Wstawaj – rozkazałem.

Malec patrzył na mnie, nic nie rozumiejąc. Pochyliłem się nad nim.

– Rusz ten swój chudy tyłek z łóżka, bo ci rozłupię czaszkę.

Wygramolił się i uciekł z pokoju. Wyszedł z mieszkania? Pobiegł do sąsiadów? Na policję?

Miałem to wszystko gdzieś. Jego, policję, sąsiadów. Przyszedłem tu w jednym celu i nic nie mogło mnie powstrzymać.

Otwarłem papierową torbę i wyjąłem pudełko. Chciałem kupić pitbulla albo pytona, ale z trzydziestoma dolarami w kieszeni nie miałem wielkiego wyboru. Pamiętałem, co mi powiedział sprzedawca: pająki świetnie się nadają na zwierzęta domowe, tak naprawdę nie znoszą kąsać. Atakują tylko wtedy, gdy się je porządnie wkurzy.

Otwarłem więc pudełko i zrzuciłem wielkiego czarnego pająka na sam środek klatki piersiowej Pana Hamburgera. To była samica. Potem pociągnąłem ją za nogę, mocno, żeby się na pewno wkurzyła.

Ptasznik od razu zatopił kły w owłosionym cielsku. Pan Hamburger zerwał się z wrzaskiem.

Potem wszystko działo się bardzo szybko. Pan Hamburger spojrzał w dół i zobaczył wielkiego ptasznika uczepionego jego piersi. W panice próbował go strącić ręką, ale ostre włoski powbijały mu się w palce. Zaczął jeszcze głośniej wrzeszczeć.

Uniosłem kij bejsbolowy.

Pan Hamburger spojrzał na mnie i krzyknął:

– Rany boskie, zdejmij go ze mnie! Zdejmij natychmiast!

Zamachnąłem się i trafiłem go prosto w nos.

Rozległ się chrzęst łamanej kości. Trysnęła krew. Pan Hamburger z głuchym odgłosem zwalił się plecami na materac. Jedną ręką trzymał się za zgruchotany nos, a drugą wciąż usiłował zrzucić pająka.

– Aaargh – zarzęził.

W końcu odczepił ptasznika. Zapamiętałem widok zawieszonego w powietrzu czarnego włochatego pająka, który wciąż trzymał w zębach kawałek ludzkiej skóry. W dziurze, która po niej została, zbierała się krew. Pan Hamburger zrzucił pająka na ziemię i zaczął się podnosić z wściekłym rykiem.

No więc go uderzyłem. W prawe kolano. Aż chrupnęło. W lewe kolano. To samo. I znowu krzyk.

– Oj, chłopcze, chłopcze, co ty najlepszego wyprawiasz… Nie wiesz, że cię zaraz zabiję? Ojojoj…

Pomyślałem sobie wtedy, na chłodno, ze spokojem, o jaki nigdy siebie nie podejrzewałem, że z tego faceta to straszny mięczak.

Leżał na boku i trzymał się kurczowo zakrwawionej pościeli. Gdyby zdołał się podnieść, zaraz by się na mnie rzucił. Widziałem to w jego oczach. Nawet teraz, na chwilę przed spotkaniem ze Stwórcą, ani myślał o skrusze. Pałał żądzą mordu.

Byłem ciekaw, czy ja też tak wyglądam, ale zamiast wstydu pierwszy raz w życiu czułem siłę, moc i władzę.

Jeszcze raz zamachnąłem się kijem, uderzając tym razem w twarz. Trafiłem w szczękę, usłyszałem trzask łamiących się zębów. Potem zamierzyłem się na kość policzkową. Stałem nad tym łóżkiem i młóciłem kijem, aż zabolały mnie ręce i stopniowo zaczęło do mnie docierać, że ten człowiek przestał wydawać jakiekolwiek odgłosy. Jedyne co słyszałem, to głuche, mokre plaśnięcia, a wilgoć, którą czułem na policzkach, to nie były łzy, lecz krew i rozpryśnięty mózg Pana Hamburgera ściekające z kija na moje włosy i ciuchy.

Nie pamiętam dokładnie, ale wtedy chyba zacząłem się śmiać. Wiedziałem tylko, że nie mogę przestać bić, bo w każdej chwili Pan Hamburger może otworzyć oczy, wstać z łóżka i znowu się na mnie rzucić. Tak było w filmach. Cokolwiek robiłeś, bestia zawsze zmartwychwstawała.

W końcu jednak ręce nie wytrzymały. Kij opadał, a ja nie miałem siły go podnieść. Zdyszany i spocony klapnąłem na podłodze z zakrwawioną głową wtuloną w zakrwawione dłonie.

Czekałem chwilę, nie wiem na co. Pukanie sąsiadów do drzwi? Kroki policjantów na schodach? Chłopca, który wróci do domu i zobaczy, że w końcu to zrobiłem: Pan Hamburger nie żyje.

Po jakimś czasie, kiedy nic się nie działo, poszedłem do łazienki, wlokąc za sobą kij. Kątem oka zauważyłem, że chłopiec wychodząc, zamknął za sobą drzwi. Może dlatego sąsiedzi nie przyszli? Albo Pan Hamburger miał talent do wyszukiwania mieszkań, gdzie sąsiedzi mieli wszystko w nosie.

Odkręciłem wodę w wannie, wszedłem do niej w ubraniu i próbowałem zmyć zaschniętą krew. Ani na moment nie wypuszczałem kija z ręki. Nigdy nic nie wiadomo.

W pokoju zwaliłem mokre ciuchy na jedną zakrwawioną stertę. Wyjąłem drugą parę dżinsów, starą koszulkę, bluzę – te kilka ubrań, które mi zostały.

W ostatniej chwili mnie oświeciło. Wyjąłem z szafy Pana Hamburgera torbę podróżną, poszedłem do przedpokoju i napakowałem ją gotówką i kasetami z filmami porno. Zważywszy, że w większości tych amatorskich produkcji grałem główną rolę, uznałem, że przynajmniej tyle mi się należy.

Gorączkowo myślałem, co by tu jeszcze zabrać; w tym domu było tak niewiele wartościowych rzeczy. On wydawał forsę na gorzałę, prochy i dziwki. Mnie nie kupił nawet cholernej gry wideo.

Znów ogarnęła mnie wściekłość i przez moment w przypływie szaleństwa chciałem wrócić do pokoju i stłuc go tym kijem od nowa. Musiałem się wziąć w garść, skupić. Chłopak nie wracał. Pewnie już dawno wygadał wszystko na policji.

Musiałem jak najszybciej się stamtąd wydostać.

W ostatniej chwili, kiedy szedłem już do drzwi, dostrzegłem kątem oka jakiś ruch. Potknąłem się, po omacku złapałem za kij i błyskawicznie się odwróciłem w stronę sypialni Pana Hamburgera.

Zamachnąłem się i wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie jego stopa się poruszyła pod kołdrą. Białe fałdy się rozchyliły i wypełzł spod nich czarny włochaty pająk.

Samica ptasznika żyła i mozolnie wspinała się po zakrwawionej pościeli.

Po chwili wahania odszukałem pudełko ze sklepu, zgarnąłem ją do niego i włożyłem do torby.

Nigdy wcześniej nie miałem własnego zwierzątka.

Wymyśliłem, że nazwę ją Henrietta.