175126.fb2 Prawo ?mierci - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 15

Prawo ?mierci - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 15

13

Stalowa klatka z trudem pozwalała na rozprostowanie kości. Idalgo siedział w niej dzień i noc. Czasami któryś ze szczurów przynosił mu jedzenie i wodę. Wydawało się, że mutanty zapomniały o nim i pozwolą mu umrzeć w męczarniach. Łowca kilkakrotnie próbował otworzyć wielką kłódkę wiszącą na grubej sztabie. Nie udawało się. Ciągle podejrzewał, że jego porwanie łączyło się z jakimś tajemniczym planem. Pierwszego dnia rozpoznał Zdeba. Były dowódca straży w Grwaldzie z pogardliwym wyrazem twarzy obrzucił go stekiem wyzwisk i zapowiedział powolną śmierć. Łapacz nie reagował. Za wszelką cenę próbował sprowokować zdrajcę do mówienia. Tamten jednak albo nic nie wiedział, albo starannie się pilnował, ponieważ nie pozwolił z siebie niczego wyciągnąć. Potem pojawił się Nariaga. Mutant przyglądał mu się długo i w milczeniu. Łapacz zadał mu kilka pytań, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Dopiero przyjazd Bathy i Darta spowodował, że Zdeb zatrzymał się obok klatki i z zagadkowym uśmieszkiem przyglądał się zakuwaniu nowych jeńców. Dziewczyna i posłaniec zostali zamknięci w dyby zaledwie kilka kroków od klatki Idalga. Mutanty bardzo się starały, aby łapacz stracił swoją siłę i hardość. Strażnicy nie pozwolili więźniom nawet porozumiewać się. Cierpliwie stali obok klatki i gryźli tytoń.

Noc nie przyniosła niczego dobrego. Kiedy zapłonęły ogniska i rozpoczęło się pieczenie mięsa, z namiotu wyszedł Nariaga w towarzystwie pięciu siwych i zasuszonych mutantów. Nie przypominali wojowników. W jasnych habitach pasowali raczej do sekty czytaczy niż do wojska. Mieli jasne oczy, białe wibrysy i starannie starte pazury. Wydawali się delikatni i nie przyzwyczajeni do niewygód. Patrzyli o wiele inteligentniej od przeciętnych szczurów, a w ich oczach kryło się coś groźnego. Najbardziej dziwił Idalga ich wygląd. Gdyby nie szczegóły ubrania, nie różniliby się niczym. Nariaga skinął ręką i wokół klatki pojawiło się kilkanaście innych mutantów. Natychmiast zapaliły pochodnie, umieściły je na wysokich dzidach, po czym zaczęły przynosić skóry, którymi wyznaczyły obszerny krąg. Picie, śmiechy i obmacywanie dziewek dopiero się zaczynały. Szczury ściągały do pochodni i powoli formowały arenę. Iskry z ognisk sypały się teraz wyżej, płomienie świeciły jaśniej, a śpiewy brzmiały głośniej i pewniej. Nariaga spojrzał pytająco na siwe szczury. Nie zaszczyciły go nawet mruknięciem. Idalgo zauważył, że dowódca mutantów starał się zachowywać bardzo grzecznie i łagodnie. Było w tym wiele nienaturalnej pokory i lęku. Łapacz po raz pierwszy w życiu widział hierarchię wśród mutantów.

– Mówią, że jesteś najlepszym szermierzem, jaki teraz chodzi po ziemi… – odezwał się cienkim głosem jeden z siwych szczurów.

– Podobno masz zmysł i nie okazujesz strachu… – szepnął drugi mutant.

– Słyszeliśmy, że schwytałeś więcej łotrów niż liczy niejeden oddział… – włączył się trzeci szczur.

– Czy chwytałeś także mutanty? – Pytanie zostało postawione spokojnie i bez cienia wrogości.

– To ścierwo zabiło więcej mutantów niż wyśpiewują po drogach – wtrącił ze złością Nariaga.

– A ilu wyśpiewują po drogach? – zapytał natychmiast stojący najbliżej klatki szczur.

Nariaga zmieszał się i podrapał w łepetynę. Rozejrzał się po otaczających ich mutantach i westchnął:

– Ze dwustu, a może i trzystu…

– Ilu? – To pytanie siwy szczur skierował wprost do Idalga.

– Nie wiem – odparł obojętnie łapacz. – Nie liczyłem.

– Masz dobry zmysł – pokiwał pyskiem mutant. – Zaraz sprawdzimy, jaki jesteś zdolny…

Idalgo przypatrywał się siwym szczurom i zastanawiał się nad słowami, które usłyszał. Były tak rzadko używane, że prawie wyszły z obiegu. Łapacz nie rozumiał, co oznaczało słowo „zdolny”. Domyślał się tylko, że dla niego nie było to nic dobrego. Rzucił wzrokiem na dziewczynę i posłańca, klęczących w dybach i obserwujących arenę. Zostawiono im miejsce, aby mogli wszystko widzieć. Zapach pieczeni snuł się coraz silniej w nasączonym dymem powietrzu, sprośne żarty i pełne napięcia wyczekiwanie stały się niemal fizycznie wyczuwalne. Tym razem niebo nie odsłoniło gwiazd, a księżyc tkwił zakryty głęboko za chmurami. Siwe szczury usadowiły się na pieńkach przykrytych skórami i dały znak Nariadze, że są gotowe. Wtedy z namiotu dowódcy szczurów wyszedł Zdeb, a za nim trzy olbrzymie mutanty. Różniły się od pozostałych szczurów wzrostem i muskulaturą. Były co najmniej o głowę wyższe i o połowę szersze w ramionach. Ich pyski nie przypominały zwykłych szczurów. Wystarczyło spojrzeć na nie uważniej, aby rozpoznać łeb dzikiego tygrysa. Gdyby nie lekko wydłużone szczęki i brak pręg, mieszanka byłaby bliższa człowiekowi niż zwykłym szczurom. Idalgo skrzywił się i strzyknął śliną przez zęby. Wiedział już, co się szykowało. Siwe szczury sprowadziły do obozowiska legendarną rasę szczurów tygrysich. Łapacz słyszał o nich i wiedział, że są niezwykle trudne w mutowaniu. Wędrowni żebracy opowiadali mu kiedyś, że szczury tygrysie są najbliższą ochroną Yca, cesarza mutantów. Ten, który je widział na własne oczy, drżał na samo wspomnienie. Twierdził, zaklinając się na życie, że potrafiły rozedrzeć człowieka lub mutanta jednym szarpnięciem. Uderzeniem miecza przecinały najtwardsze tarcze i wytrącały broń przeciwnikowi. Łapacz słyszał, że to właśnie szczury tygrysie stłumiły przed kilkoma laty bunt w kraju mutantów. Mimo że nie było ich wiele, bo około czterystu, starły całkowicie kilka tysięcy buntowników. Idalgo czekał, aż otworzą klatkę i dadzą mu do ręki miecz.

– Będziesz walczył – odezwał się siwy szczur. Tym razem mówił głośno i donośnie. W obozowisku zrobiło się cicho. Zamilkły pijane dziewki, spoważniały najgłupsze szczury, odsunęły od siebie jedzenie najbardziej wygłodzone patrole. Wiedzieli, kim jest Idalgo, a niektórzy mieli okazję widzieć stosy trupów w spalonym zajeździe na pograniczu Kreporu i księstwa. Znali także ochronę swojego cesarza. Poza tym na piasku pospiesznie uformowanej areny chcieli zobaczyć krew.

– Będziesz walczył z Ablem – kontynuował czystym językiem siwy mutant. – Gdybyś próbował uciekać, zostaniesz zabity z kuszy. – Pokazał zakrzywionym pazurem osiem szczurów usadowionych z napiętymi kuszami na długich palach wokół kręgu. – Wypuścić go i dać miecz…

Kłódka od klatki opadła na ziemię i Idalgo opuścił ciasne wnętrze. Przeciągnął się, aż mu kości chrupnęły. Zobaczył wbity w Abla wzrok Bathy. Dziewczyna była przerażona. Nienaturalnie szeroko otwartymi oczami patrzyła na mutanta. Abel poprawił olbrzymi habit, wyjął z pochwy długi miecz i spokojnie przyjął pozycję do walki. Zachowywał się bez emocji. Jedynie jego oczy wbiły się w twarz łapacza i w ten sposób próbowały rozpoznać zamiary wroga. Tym razem człowiek nie zdradził się nawet najmniejszym gestem lub zmrużeniem powiek. Jego źrenice również pozostały takie same. Szczur tygrysi zrozumiał, że łapacz może być niebezpiecznym przeciwnikiem. Jeden z siwych szczurów rzucił w ręce Idalga miecz i przezornie odsunął się do tyłu.

– Zabij go, Abel – rozkazał chłodno siwy mutant.

Cisza została przerwana przez odgłos kroków na piasku. Abel przygotował miecz do cięcia znad ramienia i zaczął obchodzić Idalga. Kiedy znalazł się na długość miecza, skoczył w bok i ciął, mierząc w szyję. Wtedy po raz pierwszy szczury zobaczyły, w jaki sposób legenda się potwierdza. Łapacz minimalnie cofnął tułów i ostrze przeszło o włos od jego szyi. Potem wykonał pchnięcie tak proste i nagłe, że niemalże prymitywne. Wypadł jedną nogą do przodu i dźgnął Abla pod prawą pachę. Szczur tygrysi nie na darmo jednak wzbudzał strach. Odbił się na ugiętych nogach i zanim czubek miecza dotknął jego ciała, opadł na ziemię metr dalej. Mutanty wokół areny zawyły z radości. O dużo za wcześnie. Łapacz wykonał mieczem gwałtowny ruch w dół, kucnął i zastygł w bezruchu. Abel z kocią zręcznością skoczył na niego, starając się trafić w środek ostrza. Siła uderzenia była straszliwa. Gdyby łapacz nie uchylił swojej broni i nie pozwolił ześlizgnąć się po niej mieczowi szczura, mógłby mieć wyrwany bark. Następnie wykonał ruch, którego nie wyobrażał sobie zwykły szermierz. Upadł na plecy i ciął poziomo na wysokości ud mutanta. Poczuł, że ostrze przecina ciało, a przeciwnik nie ma siły odskoczyć. Mięśnie zostały przecięte. Szczur, widząc, że przegrywa, skupił całą swoją siłę na ostatecznym ataku. Przechylił się do przodu i z wyciągniętym przed siebie ostrzem spadł na leżącego łapacza. Rzut w bok, stanięcie na nogach i odcięcie głowy mutantowi trwało zaledwie chwilę. Kiedy olbrzymie ciało w drgawkach konało na piasku, a ciemna, buchająca z szyi krew zaszkliła się w blasku ogniska, siwy mutant dał znak i do walki wkroczyły dwa pozostałe szczury tygrysie.

Podniecenie było tak duże, że nikt nie zwrócił uwagi na zniknięcie trzech mutantów z kuszami. Ze skręconymi karkami zostały odciągnięte w krzaki i porzucone. Czyjeś ręce nieomylnie i cicho pomagały łapaczowi. Atak dwóch olbrzymów z tygrysimi pyskami poprzedził wybuch spontanicznego pisku. Uderzyły o siebie metalowe kubki i polało się wino. Dopiero teraz Idalgo odczuwał skutki siedzenia w klatce. Bolały go ramiona i mięśnie nóg. Brak regularnego pożywienia i snu wywoływały zbyt prędkie zmęczenie. Jego oddech nie był tak równy jak zwykle, a stąpnięcia nóg utraciły dawną pewność. Mimo to zdołał zauważyć, że liczba szczurów z kuszami zmniejszyła się. Wydawało mu się nawet, że dostrzega znikanie w ciemnościach kolejnego mutanta. Na więcej obserwacji nie miał czasu, ponieważ z tyłu, za ciasnym kręgiem szczurów skupionych wokół areny, rozległy się piski i szczęk broni.

– Tutaj! Tutaj go! – wrzeszczały mutanty i jeden przez drugiego pchały się w kierunku odgłosów walki. – To obcy!

Szczury tygrysie błyskawicznie rzuciły się na łapacza. Ostatni z łuczników wystrzelił, ale zrobił to dokładnie w chwili, gdy Idalgo przepuścił atak mutanta tygrysiego i zasłonił się jego ciałem. W sercu tamtego utkwiła po sam bełt strzała. Jednocześnie łapacz poczuł na swoich plecach ostrze. Odskakiwał, kiedy sam czubek miecza rozciął mu skórę od łopatki do krzyża. Wtedy zobaczył Humana. Olbrzym przedzierał się do niego, wywijając swoją szablą i w szaleńczych unikach uchylając od ciosów. Był w habicie, a na jego ramieniu zwisał koc, w którym znajdowały się dwa miecze Idalga. Siwe szczury błyskawicznie gdzieś zniknęły. Tygrys chciał dobić łapacza, ale zaczepił o przewracającego się szczura i nie trafił. Poza tym kilkadziesiąt przepychających się i wzajemnie się raniących wściekłych i pijanych mutantów nacierało za olbrzymem prosto na środek areny. Ognisko zostało zadeptane, bukłaki z winem porzucone, a mięso wgniecione w ziemię. Łapacz zanurkował w tłum szczurów, kierując się do uwięzionych w dybach. Tygrys biegł za nim, po drodze roztrącając inne mutanty. Wystarczyła tylko chwila, aby Human oparł się plecami o Idalga i obaj znaleźli się w pobliżu dybów. Były roztrzaskane, a więźniowie zniknęli.

Tygrys skoczył na Humana akurat wtedy, gdy ten podawał łapaczowi koc z mieczami. Mutant był tak wściekły, że porzucił broń i chwycił olbrzyma pazurami. Wydawało się, że człowiek bez wysiłku zostanie rozdarty na strzępy. W ciemnościach nocy, żarze ogniska rozniesionym pod nogami i smugach dymu niewielu zdołało zobaczyć pokaz niezwykłej siły. Ci, co stali najbliżej, odczuli to na własnych pyskach. Human, widząc, że nie ma miejsca do cięcia, wypuścił szablę i dwiema potężnymi pięściami uderzył w łeb mutanta tygrysiego. Trzask miażdżonej czaszki i mózg rozpryskujący się wokoło mówiły same za siebie. Legenda szczurów została zniszczona. Idalgo, odzyskawszy swoje miecze, natychmiast ruszył do ataku. Nie czuł ran, które zadawały mu stojące najbliżej szczury, nie oglądał się i nie zwalniał tempa. Tylko dyscyplina, lata ćwiczeń i surowe życie pozwoliły mu odsunąć od siebie zmęczenie. Zapomniał o klatce, o przytłaczającej sile wroga, o Bathy, posłańcu i Kumanie. Wpadł w trans, który zdarzał się nawet największym mistrzom najwyżej parę razy w życiu. Kiedyś już tego doświadczył. Wówczas jednak był uczniem i nie mógł odczuć pełni smaku, jaki dawała walka, w której najmniejsze drgnienie przeciwnika wywoływało natychmiastową, szybką jak myśl, reakcję.

Human szedł za nim i wydawało mu się, że śni. Szczury ginęły jeden po drugim, nie potrafiły ustawić się w szyku i nie próbowały nawet dosięgnąć ich dzidami lub strzałami. Każdy chciał za wszelką cenę zabić łowcę i przejść do legendy. W końcu jednak nadeszło zmęczenie. Cicho i zdecydowanie. Ręce zaczęły się plątać, nogi potykać, a mięśnie szyi i pleców odmawiać posłuszeństwa. Kiedy obaj znaleźli się przy bramie obozowiska, a przed nimi wyrosła kolejna ściana mutantów, zrozumieli, że zginą pod stosem rozwścieczonych szczurów, które z nienawiści pazurami wy drą im serca.

Dziesiątki drobnych ran, krwawienie i ciągły atak mutantów znów zmusiły Idalga i Humana do oparcia się o siebie plecami. Tym razem potrzebowali tego naprawdę. W każdej chwili mogli upaść. Łapacz dziękował w duszy losowi, że część szczurów biegła z pochodniami i dzięki temu mógł dokładnie widzieć wroga. Obaj czuli, jak ich krew miesza się z potem, a skóra piecze od gwałtownego tarcia.

– Czegoś wrócił! – krzyknął przez zęby łapacz.

– Po śmierć – zawołał bez cienia wątpliwości olbrzym. – Wróciłem, bo płynie we mnie… książęca krew…

– Wielki jesteś… i głupi… – odpowiedział łapacz, tnąc przez pysk szczura, który wgryzł mu się właśnie w nogę.

Odpowiedział mu śmiech i jęk, ponieważ miecz jednego z mutantów rozorał w tej samej chwili pierś Humana. Kiedy ręce łapacza po raz pierwszy nie zareagowały na sygnał z mózgu i ze zmęczenia bezwolnie zawisły w powietrzu, rozległ się dźwięk piszczałki i wszystkie szczury, natychmiast stanęły w bezruchu. Human i Idalgo osunęli się na kolana i ciężko oddychali. Było im wszystko jedno. Nie rozumieli, co się stało, i czekali na ostatnie ciosy.

Z ciemności wyłoniły się siwe szczury z pochodniami. Z podziwem patrzyły na drogę, którą przeszli walczący. Znów pojawiły się kusze i powrócił spokój. Idalgo i Human nie chcieli tak zginąć. Czekali na moment, w którym siły powrócą i pozwolą im po raz ostatni rzucić się na wroga. Najstarszy z siwych mutantów zatrzymał się kilka kroków od nich i bez cienia złości powiedział:

– Idzie za wami śmierć. Jak zaraza… To dobrze, to bardzo dobrze… Nie wiedziałem, że zobaczę jeszcze kiedyś starą sztukę walki. Jesteście chyba zapisani w gwiazdach… Kto by pomyślał, że czas legend przemija i znów możemy widzieć prawdę. Twój przyjaciel, łapaczu, ma dla nas taką samą wartość jak ty…

– Jaką wartość, szczurze? – syknął przez zęby Idalgo.

Mutant uśmiechnął się i potarł końcem palca wibrysy. Sprawiał wrażenie kogoś, kto wie zbyt wiele, aby ujawnić to w ciągu kilku chwil. Pozostałe siwe szczury patrzyły podobnie. Spokojnie i cierpliwie uznawały fakty, starając się dostosowywać je do własnych potrzeb. Human chciał wstać, ale ostrzegł go głos Nariagi.

– Chcesz zdechnąć, psie?

Olbrzym posłusznie opadł na kolana. Kusze, które widział w ciemnościach, nie dawały im żadnych szans. Na Nariagę nawet nie raczył spojrzeć. Zerknął spod oka na siwego szczura i spokojnie stwierdził:

– Rzekłbym, że krwi naszej chcesz się ochlać, mutancie…

– Zgadłeś – potwierdził zimno szczur. – Ty i twój przyjaciel będziecie nam służyć w przyszłości…

– Nieprawda – uciął krótko Idalgo.

– Wasza krew, wasze ciała, wszystko – kontynuował cierpliwie szczur. – Zostaniecie sklonowani…

– Nie wiem, o czym gadasz, ale śmierdzi mi to z daleka – odezwał się Human. – Nie dla mnie wasze sztuki i żywot…

– Dla każdego, człowieku, dla każdego – uspokoił go szczur. – Dasz tylko krew, trochę krwi, może nawet kroplę… Tam jest wszystko. Tak, jak tu stoisz… Może tylko myśli będą inne, bo nasze… Reszta zostanie.

– Swoich wam mało? – zapytał pogardliwie Idalgo.

– Sami wiecie, że szermierz to krew – odpowiedział z nutą nostalgii siwy mutant. – Przychodzi rzadko i cenniejsza bywa od monet. Znałem w swoim życiu tylko czterech mistrzów, a żyję dłużej niż ludzkie dzieci i dzieci ich dzieci. Czterech prawdziwych mistrzów miecza… Tylko jeden z nich pochodził ze starej szkoły. Niewielu dziś umie dotknąć szabli. A szkoda… Ty walczysz tak samo jak on… – pokazał zakrzywionym pazurem na Humana.

– Gadasz, że znałeś starego mistrza – zainteresował się olbrzym. – Trudno dać wiarę…

– Dwa razy go widziałem – odparł szczur. – Po raz pierwszy w Pandabie, gdzie przeprowadzał próbę szabli…

– Łżesz, mutancie! – warknął z wściekłością Human. – Żaden obcy nie może tego widzieć…

– Młody jesteś i porywczy. A ja nie jestem obcy… – Uśmiech starego szczura przypominał teraz tani obraz z podupadającego targu. – Przyjaźniłem się kiedyś z kimś takim i wiem.

– Jesteś szczurem i pozwoliłeś na próbę? Nie zabiłeś go? – zadrwił Human.

– Są szczury i szczury, człowieku – szepnął sentencjonalnie mutant. – Widzę, że wiesz o próbie szabli więcej niż twój przyjaciel…

– Wiem, ile trzeba. A próba nie u każdego w cenie… – skrzywił się pogardliwie Idalgo.

– Nic nie wiesz, łapaczu. – Tym razem głos szczura zabrzmiał twardo i z wyższością. – Nie ma próby miecza, a każdy, kto używa tej broni, co najwyżej u mistrza zdobywa szlify. Płodzicie się, wy, szermierze, jak ptasie gówna na trakcie, a wasz kunszt coraz podlejszy… Chyba tylko ty jeden zostałeś z tych prawdziwych… Inaczej było z szablą, łapaczu, całkiem inaczej. Stara szkoła wyginęła, bo zbyt trudna była próba. Niewielu z niej wracało. Może twój przyjaciel jest ostatni? – Widząc wyczekujące spojrzenie łapacza, szczur dodał: – Dobrze, powiem ci to, o czym mogłeś tylko słyszeć. Starzy mistrzowie rzeczywiście wysyłali swoich uczniów do nas. Jeżeli potrafili przywlec z powrotem pięćdziesiąt naszych szczurzych łbów, wtedy dostawali szablę. Zgadza się?

Human pokiwał głową, jakby wracał do bardzo dalekiej przeszłości. Tylko on wiedział, ile łbów naprawdę przywozili starzy mistrzowie. Pamiętał również, ile odrąbał osobiście. Kraina mutantów była sprawdzianem, który kosztował życie wielu szermierzy.

– Ostatni raz widziałem go w boju przed wielu laty – kontynuował wspomnienia szczur. – Przebił się przez nasze szeregi na pograniczu Pandabu i krainy karłów. Kobietę i dziecko przeprowadzał… Ona zległa od topora, ale dziecko ocalił. Zrobił to, co ty dzisiaj… Sam jeden. Szkoda, że nie jego krew weźmiemy, szkoda. Ty nie dałeś rady, on się przedarł…

– Znałeś go? – Human z trudem ukrył wzruszenie.

– Tak – chichot siwego szczura zabrzmiał chorobliwie nienormalnie. – Dopóki go nie zdradziłem… Wy to nazywacie dobrym sercem. Darował mi życie i wygonił do swoich. Podobno już nie żyje…

Wtedy właśnie Idalgo zobaczył, jak znika ostatni z mutantów trzymających kusze. Czuł, że jego siły powoli wracają. Nabrał powietrza w płuca i głęboko odetchnął. Nariaga zauważył to i z lękiem spojrzał na Zdeba, który z odsłoniętym mieczem czaił się najbliżej łapacza. Zdrajca z Grwaldu uspokoił go, pokazując palcem ostrze przygotowane do ciosu. Wydawało się, że tylko na nim stosy szczurzych trupów nie zrobiły wrażenia.

Nagle z tyłu w ciemnościach ktoś jęknął i ciężko zwalił się na ziemię. Wyraźnie było słychać świst miecza i tępy odgłos trafienia.

Potem wszystko potoczyło się jak we śnie. Idalgo poderwał się na nogi i znienacka odrąbał Zdebowi całą szczękę. Szczury znów zaczęły piszczeć, próbowały dosięgnąć Humana dzidami, ale było już za późno. Znów powstał młyn i zaczęła się walka. Tym razem jednak ktoś trzeci wprowadził mutanty w zdumienie. Wśród dziesiątków atakujących szczurów wyrąbał sobie przejście ślepiec. W rękach trzymał potężny miecz z czarnego metalu. Idalgo i Human zauważyli go w chwili, gdy ścinał łby siwym szczurom. Rzeź, która dopiero teraz się rozpętała, nie miała sobie równych w historii szczurzych wojen. Łapacz przebijał kolejne mutanty i kątem oka obserwował ślepca. Po raz pierwszy w życiu zobaczył mistrza, który przerastał go pod każdym względem. Ślepiec poruszał się tak pewnie i tak szybko, że nikt nie był w stanie go zatrzymać. Wydawało się, że atakuje na ćwiczeniach, w których każdy krok był miesiącami powtarzany. Mutanty ginęły całymi grupami. Ślepiec wpadał pomiędzy ich miecze, wykonywał kilkadziesiąt błyskawicznych złożeń i zostawiał za sobą trupy. Ostatni z siwych szczurów uciekał pomiędzy napierającymi mutantami, osłaniany przez Nariagę i jego straż. Kiedy ślepiec zrównał się z Humanem i Idalgiem, walka dobiegała końca. Oddział liczący kilkaset mutantów leżał we krwi na ziemi, a niedobitki nadziewały się na ostatnie pchnięcia. Idalgo zauważył, że zza pobliskich drzew co chwila wylatywały strzały i trafiały poszczególne szczury. W świetle pochodni, które smętnie dopalały się na piasku, nie potrafił dojrzeć sprzymierzeńców, ale bez trudu domyślił się, kim byli. Po blisko godzinnej walce, kiedy ponownie zaczęli słabnąć, w obozowisku zaległa cisza. Zniknęły gdzieś niewolone dziewczęta, uciekły ostatnie szczury, dogasały pochodnie i ogniska. W pobliżu rżały tylko konie i trzymane w zagrodzie bydło.

– Piękna walka, panowie, piękna i dobra. – Pierwszy odezwał się ślepiec. – I powietrze było dziś takie rześkie…

Mimo wieku jego oddech wydawał się spokojny i równy. Idalgo i Human usiedli na ziemi i nie odzywali się. Obaj nie wierzyli, że było po wszystkim i wciąż są przy życiu. Widzieli, że ślepiec nieomylnie kieruje się w ciemność i po chwili wraca z długim kosturem w dłoniach. Miecz z czarnego metalu pasował idealnie do wnętrza kostura. Wystarczyło teraz złożyć drewno i broń znikała z oczu. Zza drzew wyszli Bathy i Dart. Wciąż byli pod wrażeniem. Kusze w ich rękach drżały, jakby obawiali się ponownego ataku szczurów.

Ślepiec wyprężył się i znieruchomiał. Wąchał powietrze. Human wpatrywał się w ciemność.

– Zabierają się – mruknął ślepiec. – Ściągają swoje ścierwo…

– Trupy? – zapytała ze wstrętem Bathy. W podartym ubraniu, z grubymi skórzanymi pasami na ramionach, wyglądała jak zbiegły z barbarzyńskiej niewoli galernik. Jej piersi falowały ze zmęczenia, a oczy odbijały żar dopalających się pochodni i ognisk.

– Szczury potrafią wyniuchać żywych – wyjaśnił Glass. – Zabierają rannych. Mają to z ludzi… Choć tyle dobrego w tej parszywej krwi.

Human podszedł do ślepca i położył rękę na jego ramieniu. Z trudem szukał słów.

– Zza grobu idziemy… – zaczął ochrypłym głosem. – Masz nasze życie. Do oddania, ślepcze, do oddania…

Idalgo również podszedł do Glassa i też położył mu rękę na ramieniu.

– Masz nasze życie – powtórzył cicho. – Do oddania.

Glass uśmiechnął się kącikami ust i odparł:

– Wasza wola.

– Jesteś mistrzem… – stwierdził Idalgo, pochylając się nad gałęzią, którą wrzucił w żar najbliższego ogniska. Nikt nie poruszył się. Dart, Bathy i Human wyczuli, że będą świadkami niezwykłej rozmowy.

– Jestem tylko świadkiem miecza – sprostował Glass. Stał oparty o swój kostur i patrzył w rozpalający się ogień.

– Dawno o tym nie słyszałem… – Głos Idalga zdradzał wzruszenie. – Kiedyś, gdy zabrałem się do miecza, opowiadali mi starcy, że świadkowie są tylko w legendzie. Wychował mnie mistrz Fabio…

– Nie kłamał – wtrącił spokojnie ślepiec. – Świadków nie było.

– A ty? – zapytał, marszcząc twarz, Idalgo. – Gadasz, żeś świadek…

– Legenda jest jak woda. – Glass usiadł na ziemi przy ognisku, podniósł leżącego obok upieczonego prosiaka i odciął sobie dużą porcję. Wbił w nią zęby, aż chrupnęło. Bathy i Dart w milczeniu zrobili to samo. Tylko łapacz stał w miejscu i przyglądał się Humanowi. Obaj nie zrobili nawet kroku w kierunku jedzenia.

– Prości jesteśmy – szepnął olbrzym. – Gadaj tak, żeby nie było legendy…

Glass kiwnął głową i kontynuował:

– Legenda mnie wychowała, ryła mi w duszy jak woda skałę… Chciałem poznać świadka miecza i pójść jego drogą. Szukałem, pytałem, ale nic nie zostało w garści… Mistrz, u którego ćwiczyłem walkę, nauczył mnie wąchać powietrze. Nie gadał, żem ślepy i kozy paść mogę… Długo można by prawić. Dość, że odszedłem kiedyś na własną drogę. Wąchałem powietrze, dotykałem wiatru, słyszałem ruch… Powoli, dzień po dniu i noc po nocy zbliżałem się do świadków miecza… Kiedy byłem gotowy, przyszli do mnie. Nie było ich czuć, nie było ich słychać… Rzucili mi na drogę ścierwo, które śmierdziało i mogło zadusić…

– Szczury – wtrącił sucho Idalgo. – Tylko one tak śmierdzą.

– Nie tylko, łapaczu – zaprzeczył Glass. – Świat śmierdzi, kiedy go nie ma kto czyścić. Czy to w stajni, czy zamku, zawsze trafi się śmieć, który trza wyrzucić, bo zatruje resztę… Kiedy świat zaczął mi śmierdzieć, wtedy zostałem świadkiem miecza. Prawdziwym i nieprzekupnym.

Human spojrzał na kostur i ostrożnie poprosił:

– Miecz u ciebie czarny, kuty nie u nas, nie w Lombardii… Czy…

Ślepiec otworzył kostur i podsunął olbrzymowi pod nos.

– Stamtąd on. – Glass pokazał palcem w niebo. – Formowany z bryły przez dwadzieścia lat. Czarny metal, obcy. Sam go ukułem.

Human dotknął miecza i powoli wyciągnął go z kostura. Uderzyła go lekkość i kształt broni. Miecz był dłuższy od używanych zazwyczaj, bardziej płaski i wyważony. Human wykonał na próbę cięcie i zdumiał się szybkością, z jaką klinga przecinała powietrze. Podał broń łapaczowi, który dotknął rękojeści i nagle zamknął oczy. Wydawało się, że pomiędzy nim a mieczem toczy się jakaś rozmowa. Na czole Idalga pojawiły się krople potu, a szczęki mocno się zacisnęły. Poruszył się także Dart. Chłopak wstał i jak we śnie zbliżył się do miecza. On również położył rękę na rękojeści. Human odsunął się w stronę Bathy, która odruchowo, z lękiem przysunęła się bliżej ślepca. Glass nie reagował, jadł prosiaka i sprawiał wrażenie kogoś całkowicie obojętnego na otoczenie.

– Co się dzieje? – zapytała cicho dziewczyna.

– Nie wiem – odparł tak samo cicho Human. Oboje wymienili spojrzenia, w których odnaleźli wrażenie swojego pierwszego spotkania. Dziewczyna opuściła szybko wzrok i znów zaczęła patrzeć na Idalga i Darta.

– Świat do nich gada – odezwał się ślepiec. – Czarny metal ma swoje tajemnice. Ja znam tylko jedną. Dlatego żyję jak świadek…

– Łapacza znam, ale ten młody zda mi się dziki i bez ogłady. – Olbrzym powiedział to na wpół do siebie. – Z tobą on, twój czy bezpański?

– Barwy nie widzisz? – odpowiedziała pytaniem dziewczyna. Wahała się, czy zdradzić tajemnicę Darta. Dopiero teraz poczuła, że boi się o tym mówić. Nie znajdowała także słów, które mogły oddać wszystko, co wiedziała. Dlatego zamilkła. W tym momencie Idalgo i Dart osunęli się na kolana i zaczęli cicho jęczeć. Wydawało się, że obaj doświadczają nieludzkiego bólu i strachu. Wtedy ślepiec sięgnął w ich stronę i dotknął miecza. Łapacz pierwszy otworzył oczy i spojrzał przytomnie wokoło. Dart potarł pusty oczodół i syknął:

– Padlina, zwyczajna padlina…

– O czym on gada? – zapytał z niepokojem Human.

– Płacze – szepnął ze wzruszeniem Idalgo. – Płacze, bo po latach odnalazł syna.

– On? – Human sprawiał wrażenie człowieka, który za moment wybuchnie głośnym śmiechem. – Przecież to osesek jeszcze…

– Czarny metal opowiedział mi smutną historię – zaczął łapacz i powoli usiadł przy ognisku. Bathy, nie spuszczając go z oczu, dorzuciła do ogniska kolejną gałąź.

– Śmierć mi zadali – wtrącił nagle Dart. – Mój świat skazał mnie na odtrącenie…

– Czary to jakieś czy legendę chcecie sprzedać? – zapytała z niepokojem dziewczyna. Tym razem wzrokiem ściągnęła Humana. Olbrzym usiadł przy niej, a ona udawała, że przypadkiem dotknęła go lekko ramieniem. – Znam go, wiem o jego świecie, ale nie chcę go rozumieć… – Pokazała palcem posłańca. – Gada o innym świecie, w duszę się wczepia i nie umiera. Przenosi się jak ten jemioł i wszystko wysysa.

– Zostawili mnie. – W oczach posłańca pojawiły się łzy. – Dawno temu, kiedy czas nas omamił, wysłali mnie tutaj i prosili o wieści… Straszliwa to siła sprawiła. Zostawiłem tu nasienie, które w dzieciach wyrosło. Czas nas zgubił, w którym nic się nie działo. Tam, skąd jestem, wylągł się smutek, wszystko stanęło i przestawaliśmy czuć. Kiedy nic się nie zmienia, nadchodzi śmierć lub szaleństwo… Jestem tutaj, bo uwierzyliśmy w szaleństwo. Czarny metal też jest szaleństwem. Ktoś przeprowadził go przez wiele światów i zgubił u was… To wieść, parszywa wieść nie wiadomo do kogo. Tfu! A on… – Dart nawet nie spojrzał na łapacza. – On jest moim synem…

– Wypal se drugie ślepie albo gorączkę kup na targu za monetę – podsumował cierpko Human. – Po drogach ci śpiewać, ludzi straszyć i dziewki bałamucić…

Bathy spojrzała na niego ciekawie, jakby przeczuwała, że nagły gniew olbrzyma związany jest z jej osobą. Milczała jednak. Poprawiła się tylko na siedzeniu, oparła mocniej o ramię Humana i odkroiła kawałek prosiaka. W jej oczach zapłonęły ledwie dostrzegalne, sprytne ogniki.

– Jakże to? – Idalgo spojrzał bystro na Darta. – Rozum ci się pomieszał? Ja mam być twoim synem? Każdy kiep widzi, żeś młodziak przy mnie…

– Nie gap się na moje ciało – odparł posłaniec. – To tylko ścierwo, które mi przeszkadza. Tam, skąd przychodzę, myśl włada i uczucie. Nie ma rzeczy, nie ma wyglądów, brak jadła i picia…

– Parszywe to miejsce widać… – warknął olbrzym i spojrzał znacząco na Bathy. Dziewczyna jednak siedziała sztywno i nie miała ochoty na żarty. Czekała, aż Dart wytłumaczy wszystko do końca.

– Z mojego barłożenia dwoje się urodziło – ciągnął spokojnie Dart. – Chłopak i dziewczynka… bo później urodziła się Tantra, matka dziecka, które ponoć oddaje śmierć śmierci… Czarny metal zna prawdę i nie może się mylić. On jest moim synem, jest bratem Tantry. Jest… – Jedno oko Darta patrzyło trzeźwo i przenikliwie. – Jest wujem dziecka…

– Idalgo? – zaśmiał się Human. – Wujem?

– Idalgo… Tak cię zwą – pokiwał głową posłaniec. – Masz moją krew… Tfu! Jaką krew? Moje myśli, moje uczucia… To wlazło w ciebie i woła. Widziałem, jak walczysz. Inaczej niż ten olbrzym, inaczej niż ten ślepiec… Tak może bić się tylko myśl, która została zakuta w więzy. Kiedy się składasz, widać niewolę, garb, przeklęte śmiertelne ścierwo, to cielsko nienażarte. Myśl, którą przeniosłem z mojego świata, ryczy w tobie mój synu i szuka ratunku… Tfu! Przeklęty nasz los…

– Prawda to? – Łapacz zwrócił się z tym pytaniem do Glassa. Tamten zrozumiał go natychmiast.

– Nie wiem, ale walczysz inaczej… – zaczął bez przekonania. – Twój przyjaciel uderza jak szermierz, jak mistrz, który zadał już tysiące pchnięć. Przypomina wytresowanego psa. Jedyna różnica między nim a mną siedzi tutaj. – Ślepiec pokazał palcem głowę. – On przeszedł tresurę, poznał szkołę mistrza i tak został, ja uwierzyłem, że jestem świadkiem miecza. Pewnie dlatego nie znam wahania i litości…

– Czy chcesz rzec, że wiary mi brak i ducha? – zapytał wyczekująco Human.

– Nie wierzysz w miecz, tylko w swoją rękę, olbrzymie – wyjaśnił ślepiec. – Chwytasz czas i nie boisz się życia. Ja nie zauważam czasu, nie liczę dni ani zjedzonych pieczeni. Idę drogą miecza… Jeśli zło staje na tej drodze, wtedy idę dalej… Uderzam w nie i zabijam. Pellegrisi czyszczą świat z życia, a ja z nienawiści. Jestem zwyczajnym świadkiem, ślepcem z kosturem, który wędruje od Kreporu po horyzont i wszędzie znajduje robotę. Nie ma we mnie miejsca na samotność. Wszędzie na mnie czekają.

Glass umilkł i zapadła cisza. Idalgo odwrócił się i ruszył w stronę koni, które skubały trawę wokół żaru ognisk. Bathy poderwała się z ziemi i pobiegła za nim. Kiedy wstawała, z jej ust wydobył się ledwie słyszalny szept:

– Chodź…

Dlatego Human również zniknął w ciemności. Skrzydełka nosa Glassa rozszerzyły się, jakby przewidywały coś niezwykłego. Dart zauważył to i zapytał:

– O czym tak dumasz, ślepcze? O dziewkach?

– Przybywasz ze złego świata – Glass stwierdził to tak, jakby odgryzał kolejną porcję prosiaka. – Czarny metal nie lubi gadać. A dziś wrzeszczał na ciebie i odrzucał. Pamiętaj, że jestem świadkiem i nie przypadkiem czas rzucił nas w tę dolinę…

– Padlina ze mnie teraz, połać dla wilków i kruków – zgodził się zrezygnowany posłaniec. – Zostawili mnie… Nie mają siły i zostawili mnie w nim… – poklepał się po ramionach. – Umieram, chociaż byłem nieśmiertelny…

– Ciesz się. – Kostur drgnął i ślepiec wstał. – Może dlatego żyjesz. Masz wybór, chociaż myślisz, żeś przegrał.

– Szkoda, że nie wlazłem w ciebie – westchnął Dart. – Może wtedy miałbym jakąś szansę?

Świadek tylko skrzywił twarz i wyszedł naprzeciw łapaczowi. Kiedy wsiadali na konie, zaświeciło słońce. Dolina przypominała miejsce po napadzie barbarzyńców. Kilkaset szczurzych trupów leżało wokoło z odrąbanymi rękami, nogami i łbami. Widać było, że te z rozciętymi brzuchami próbowały uciekać, wlokąc swoje flaki aż do wykrwawienia. Idalgo jechał pierwszy i liczył ciała. Poznawał swoje cięcia i sztychy. Z zawodowej ciekawości szukał ciał, które trafił miecz ślepca. One również nosiły charakterystyczne ślady. Przeważnie były głębsze. Niektóre upadły tak, jakby je ktoś starannie ułożył. Łapacz przypomniał sobie obrazy widziane w Górach Asty. Miejscowi górale rysowali w drzewie tych, którzy zginęli poćwiartowani toporami na kawałki. Szpon na skroni łapacza zmarszczył się. Kiedy zobaczył osiem potężnych mutantów z odciętymi w tym samym miejscu barkami, obejrzał się i mruknął z podziwem. Glass jednak nie zareagował. Siedział sztywno w siodle, a na jego twarzy nie drgał żaden mięsień. Tylko Human, Dart i Bathy odwrócili głowy i pokiwali nimi z podziwu. Każde cięcie Glassa odrąbywało lewy bark, dokładnie przecinając połowę serca szczura. Czerwony piasek blisko ciał zdradzał, że krew w chwili śmierci wylatywała z serca jak chluśnięcie lawy.

Zza otwartej bramy wynurzyli się pierwsi ciekawi. Najpierw ostrożnie, potem coraz śmielej wchodzili na teren obozowiska. Ponuro i w milczeniu przechodzili ostrożnie obok jadących. Niektórzy klękali i dotykali czoła. W ten sposób dziękowali nieznajomym za zwycięską walkę. Nadchodził ich czas. Teraz mogli się zemścić. Znali tylko jeden sposób: kradzież.

Na trakcie prowadzącym w stronę księstwa Idalgo rzucił za siebie pozornie obojętnie:

– Nariaga, siwy szczur i Zdeb uciekli…

– Zdeb? – zdziwił się Human: – Sam widziałem, jak odrąbałeś mu gębę.

– Zabrali go – odparł łapacz. – Jeśli żywot z niego nie ujdzie, straszny widok nam zada, to pewne. Człek bez gęby do jedzenia niezdatny, a i żarcie przy nim paskudne. Potwór to będzie i od zemsty nie odstąpi.

– Siwy najgorszy – wtrącił ślepiec. – Opowiadali, że rasy coraz lepiej krzyżują i granic nie uznają żadnych. Słyszałem, po co was trzymali… Teraz i mnie nie odstąpią. Śmierć nam pisana albo szczurza niewola. Ckni im się armia szermierzy, mistrzów i zabijaków posłusznych jak byle mutant. Ten pomiot, cesarz Yc, jest nienapasiony… Klonów naszych chcą, żeby panować. Siwy gadał, że wystarczy im byle kropla krwi…

– Nie darują? – zapytała niepewnie dziewczyna. Sposób, w jaki zerkała na Humana, zdradzał, o kogo obawiała się najbardziej.

– Nigdy – syknął Idalgo. – To wyrok… – Łapacz przyjrzał się nagle uważniej dziewczynie i dodał przez ściśnięte zęby: – Jechałaś do Kreporu, do przyjaciół?

Bathy tylko pokręciła przecząco głową.

– Jak zginął? – zapytał wprost Idalgo.

Dziewczyna nie odpowiedziała. Opuściła głowę i zacisnęła usta. Łapacz nie zatrzymał konia i nie zwolnił, powiedział tylko ni to do siebie, ni to w powietrze:

– Herling był moim przyjacielem. Znów jesteś bezpieczna, dziewczyno.

– Zapomnisz – odezwał się cicho Human. – Kiedy straciłem Blanka, też myślałem o śmierci… Nie można się poddać. Zawsze to ciekawość świata zostaje, a może i więcej. Byle do księcia…

– Byle do dziecka – odezwał się głucho Dart.

Nie odpowiedzieli mu. Nawet na niego nie spojrzeli. Był obcy i nie ufali w jego przyjaźń. Przeczuwali, że nie zdradził im wszystkiego i w przyszłości może w nich uderzyć. Posłaniec nosił tajemnicę, która dzieliła dotychczasowy świat na pół. Czarny metal nie mógł kłamać. Był tak samo obcy.