175171.fb2 Przekl?ta Bariera - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 11

Przekl?ta Bariera - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 11

– Od dawna. W czasie rewolucji został zamordowany z całą rodziną.

– A Polska istnieje i jest niepodległa? I niezależna?

– Całkowicie. Chociaż trochę jej ta niezależność bokiem wychodzi…

– Zaraz. A kto teraz panuje w Anglii?

– Królowa Elżbieta II. Następca tronu, Karol, pięćdziesiąte urodziny niedługo będzie obchodził, a przedtem był straszni skandal z jego żoną, która się tu, w Paryżu, zabiła. W Dani panuje królowa Małgorzata, w Holandii królowa Beatrycze… – Jest gdzieś jeszcze jakiś król?

– Owszem, w Szwecji, w Norwegii, w Hiszpanii… Jaśnie pani będzie musiała obejrzeć mapy, ja się o nie postaram a oprócz tego poczytać książki. No i gazety. Mnóstwo dawnych kolonii zyskało samodzielność, a teraz w ogóle biją sią na Bałkanach.

– A Francja…?

– Francja pozostała republiką. Straciła Afrykę Północną i Indochiny. A w Paryżu nastąpiły wielkie zmiany, nie zdążyłem ich jeszcze jaśnie pani pokazać, bo za mało czasu była nowe dzielnice, nowe budownictwo…

Indochiny razem z Afryką nie obchodziły mnie zbytnia bo i tak nie wiedziałam, że Francja je miała. Skoro straciła musiała chyba przedtem mieć…? To mi nie robiło różnicy ale Paryż…? Zmiany w Paryżu!

Tak było. To tam właśnie jaśnie pani jest zaproszona na kolację. Te słowa mi wreszcie uświadomiły, że czas najwyższy do tej kolacji się przygotować. Kołomyję istną miałam w głowie, zbyt wiele wiedzy na mnie spadło za jednym zamachem. Odesławszy Romana, dobierając strój, postanawiałam stanowczo uczyć się tego nowego świata po trochu i nieco wolniej. Pamięć wciąż miałam doskonałą, ale właśnie dzięki niej wszystko razem kłębiło mi się w umyśle jakby nie dokończone i w kawałkach. Dobrze chociaż, że o tych dwóch wojnach Roman mi powiedział, inaczej głupstwo jakieś mogłoby mi się z ust wyrwać. I królowej Wiktorii byłam pewna, a tu proszę, Elżbieta…! Ciekawe, skąd się wzięła…

Ubrać się w te nowe rzeczy już potrafiłam i wobec jeszcze nowszych osobliwości prawie wydały mi się znajome. Czarną sukienkę wzięłam, wprost rewolucyjną, z dekoltem i nad kolana, ale skoro mogła rewolucja być w Rosji, dlaczego nie u mnie…? Moje boa z czarnych rajerów doskonale do tego pasowało, diamenty na szyję, pończochy niczym mgiełka i pantofelki świeżo kupione, na obcasach wyższych niż zwykle nosiłam, ale wygodne.

Pan Renaudin czekał w holu. Roman też się tam znalazł i zaproponował, że nas zawiezie i przywiezie, na co od razu wyraziłam zgodę. Pewniej się czułam, mając go w pobliżu.

Zmiłuj się, Panie, a cóż to była za dziwaczna budowla! Wieża, spodziewałam się wieży w rodzaju zamkowej, do średniowiecznych podobnej, tymczasem ujrzałam coś przeraźliwie wysokiego, jakoby szpic lecący ku górze, ażurowy, niczym z czarnej koronki zrobiony, lśniący światłami od dołu do samego czubka. Na Polu Marsowym to stało, blisko Sekwany.

Wszystkich wrażeń zgoła nie zdołałabym opisać. Winda do restauracji nas dowiozła, widok był stamtąd na cały Paryż, już oświetlony niesamowicie, choć ledwie słońce zachodziło. Pan Renaudin pokazywał mi różne miejsca i objaśniał, oprowadzając wkoło i chybam się niestosownie zachowała, bo z emocji od widoków sama nie wiedziałam, co robię. Przy stoliku zasiadłszy, jakieś trunki piłam, aperitifami i koktajlami zwane, później dopiero kolacja nastąpiła, w której wziął udział przyjaciel pana Renaudin.

I tu mną coś wstrząsnęło. Gdybym jeszcze młodziutką dzieweczką była, na śmierć i życie zakochałabym się w nim od pierwszego wejrzenia. Jakby grom z jasnego nieba… Raz jeden widziałam młodzieńca, niepojęcie do niego podobnego, serce mi wówczas skoczyło gwałtownie, choć nie wiedziałam nawet, kto to jest, co gorsza, nastąpiło to na parę godzin przed moim ślubem. Teraz wstrząs i upodobanie nagłe usiłowałam ukryć i stłumić, ale nie wiem, jak mi wyszło.

Chyba nie najlepiej, bo ów Gaston de Montpesac zajęcie się mną okazał, pełne atencji wprost nadmiernej. Patrzył na mnie natrętnie z wielkim blaskiem w oczach, co, rzecz oczywista, utrudniało mi patrzenie na niego. Twierdził też, iż się znamy, widział mnie w towarzystwie wśród wspólnych znajomych, zapamiętał na zawsze, ja zaś znikłam mu z oczu i dopiero teraz odnajduje mnie ponownie. Trudno mi było przeczyć, bo w pamięci wciąż tkwił mi ów młody człowiek sprzed ośmiu lat i sama w siebie miałam chęć wmówić, że to ten sam, co, wedle objaśnień Romana, było wszak niemożliwe.

Zdaje mi się też, że pod koniec biesiady obaj panowie nakłaniali mnie do oglądania jakichś miejsc samej rozrywce służących i może bym się dała skusić, wesołością nagłą ogarnięta, gdyby nie Roman, który czuwał. Z równym naciskiem jak szacunkiem przypomniał, że pani hrabina jutro od rana ma uciążliwe obowiązki, musi zatem przed nimi dobrze wypocząć, po czym pojechał wprost do hotelu. Upór sługi nieco mnie otrzeźwił i poddałam się jego opiece. Pana de Montpesac, trzeba to wyznać, pożegnałam z żalem, starannie skrywanym…

Noc spędziłam straszliwą.

Zasnąwszy błogo i beztrosko, z miłym wspomnieniem kolacji, ocknęłam się nagle, kiedy jeszcze ciemno było. I wówczas dopiero dotarło do mnie wszystko, co od Romana usłyszałam.

Ową barierę bezwiednie przekroczoną oczyma duszy ujrzałam jakby mur jakiś olbrzymi i bez końca, lub też przepaść otchłanną. Jakże to…? Mało, że w innym czasie, alei w innym świecie się znalazłam bez własnej wiedzy i woli, bez oparcia i pomocy żadnej, w odmiennym życiu, jakby nie ja, a jakaś inna osoba! A gdzież ja…? Gdzie moja egzystencja, do której przywykłam, dla której zostałam wychowana i ukształcona…? Gdzie mój dom, moja majętność, gdzie moje konie i ukochana klacz, Gwiazdeczka, która na moje zbliżenie się już z daleka radośnie rżała? Gdzie moje psy…? Gdzie, na Boga, moje wszystkie klejnoty, których w podróż nie zabierałam, a które zabezpieczenie stanowiły…?!

Czy zdołam wrócić do własnych czasów? Czy przepadły one dla mnie na zawsze?

Myśl, że po owych przeszło stu latach mój własny świat zaginął, była tak przerażająca, że skamieniałam niemal i tchu mi zabrakło. Płacz wielki już mi się w piersi zrywał, serce łomotało, lęk śmiertelny mnie dusił, kiedy, bliska już nieprzytomności, przed świtem samym, zdołałam nagle wspomnieć słowa Romana, że on sam kilkakrotnie barierę przekraczał i w dwóch epokach żył. Zatem taka rzecz była możliwa…?

Łzy powstrzymałam, świadoma, iż po szlochach i łkaniach twarz mi zapuchnie i okropnie będę wyglądać, a tego by mi jeszcze do szczęścia brakowało. Globus w gardle zelżał nieco. Pomyślałam rozsądnie, że jechać do mojego Sękocina i do własnego kraju nikt mi chyba nie wzbroni, a co tam zastanę…? Później się będę martwić. Zarazem nagle ta Polska mi się przypomniała, już istniejąca i niepodległa, bez Rosji, bez zaborów, bez zakazów głupich i wstrętnych, bez tiurmy i Sybiru! Czyżby coś tak pięknego było możliwe? I ja to zdołam zobaczyć…?!

Pociechy doznałam wielkiej. Razem z pociechą obudziła się we mnie nadzieja, że może nie wszystko całkiem stracone, może i do własnego świata wrócić zdołam, nie wiadomo jak i kiedy, ale tym się kłopotać nie będę, bo po cóż mi melanż w głowie, od którego najwyżej pomieszania zmysłów można dostać!

No i zaraz zdrożna chęć mi się zalęgła. Skoro już tu jestem, skoro ta okropność na mnie spadła, niechże ją chociaż wykorzystam! Niech obejrzę i poznam wszystkie nowości osobliwe, niech użyję tych wynalazków równie przerażających, jak pożytecznych, no więc dobrze, niech zaznam rozrywek, o których mniemałam, że we wdowieństwie już się ich na zawsze wyrzekam. A choćby i naganne były…

Jakoś dziwnie tą ostatnią myślą podniesiona na duchu, bez płaczu na nowo zasnęłam…

Nazajutrz późnym wieczorem byłam znów oszołomiona doszczętnie. Prędkość, wręcz błyskawiczna, zmian, jakie w moich doznaniach zachodziły, sprawiała, że czułam się, jakbym żyła w zadyszanym biegu. Przyjemność mi to nawet sprawiało, alem tej przyjemności ni rozważyć, ni napawać się nią nie mogła przez zwyczajny brak czasu. Dobrze jeszcze, że pamięć nie odmawiała mi usług.

Roman z samego rana pokazał mi ową szkatułeczkę, dwie nawet, które telewizorem rządziły. Wyuczyłam się pukania w guziki, zapamiętawszy, co do czego służy. Zaprezentował płaską rzecz, zowiąc ją kasetą wideo, wszystkie czynności pokazał dwa razy, nie siląc się na zrozumienie owych mechanizmów, zapamiętałam je również. Toż lokomobila też się porusza, scena w teatrze się obraca, kolej żelazna wielką parą bucha i jedzie, a cóż mnie obchodzi, czym się to dzieje? Nawet słyszeć o tym nie mam chęci, bo i tak nie pojmę, dość mi, że te wszystkie wynalazki działają, ja zaś uruchomić je mogę, guzik przyciskając. Aby wiedzieć który, całkiem to wystarczy.

Tak oto obejrzałam ruchome obrazy, filmem zwane, a była to powieść pana Verne’a, “W 80 dni dookoła świata”. Widoki znajome ludzi, strojów, ulic i pojazdów uradowały mnie nad wyraz, z wypiekami oglądałam przygody nadzwyczajne, o których wcześniej raz tylko zdarzyło mi się czytać, przejęta byłam tak, że chyba nawet okrzyki wydawałam, a raz, zdaje się, z lęku chwyciłam Romana za ramię. Dech mi zapierało. A cóż to za cudowna rzecz, ta telewizja…!

Ochłonąwszy z wrażeń, chętnie obejrzałabym to jeszcze raz, a nawet dwa razy, ale Roman mi nie pozwolił, bo należało jechać do Trouville. Z niechęcią poddałam się pośpiechowi, pocieszając się tylko myślą, że w czasie podróży uporządkuję sobie doznania i zastanowię się nad nimi, ale nic z moich zamiarów nie wyszło, bo Roman uczynił rzecz okropną. Zaproponował, żebym usiadła obok niego, na fotelu z przodu. Toż to jakby na koźle…!

Jeździłam na koźle, czemu nie, często nawet sama powożąc, co mi przyjemność sprawiało, ale tu prawie oniemiałam. Sługa wszak… Czy oszalał? Cóż za spoufalenie nie do wiary, i to wśród ludzi, publicznie…!

Roman stał i czekał mojej decyzji, bez żadnego zuchwalstwa, całą postawą szacunek wyrażając. Nagle wspomnienie mi błysnęło. On to wszak, nie kto inny, prawie utopioną ze stawu mnie wynosił, kiedym z nieostrożności pod krę wpadła, mokrą i zimną odzież ze mnie zrywał w szałasie drwala, przy ogniu ogrzewał, pomocy z dworu nie czekając. Wszyscy, i doktór, i nawet moja stara niańka, zgodnie orzekli, że tym mi życie uratował, bo do pałacu niesiona, już po drodze ducha bym wyzionęła, a tak, przy natychmiastowym osuszeniu, nawet kataru nie miałam. Kompromitacja z tego żadna nie wynikła, bo ledwie trzynaście lat liczyłam… On też wszak w trzy lata później z balu mnie uniósł, odtrąciwszy pana Turnicza, strasznie pijanego, który przemocą usiłował mnie zniewolić w ustronnym zakątku, czegom nawet dobrze nie rozumiała i tylko w panikę wpadłam taką, że mi głos odjęło. Toż jak pamięcią sięgam, Roman się mną opiekował i nie raz jeden od głupstwa mnie uchronił…

Zawahałam się i oburzenie moje opadło.

– Czy to wypada? – spytałam niepewnie.

– Teraz, proszę jaśnie pani, wszystko wypada – odparł na to stanowczo. -A możliwe, że jaśnie pani zechce się nauczyć sama prowadzić, czas byłby zrobić początek. Poza tym z przodu lepiej wszystko widać, z tylnego siedzenia zagłówki zasłaniają, a i do ruchu, i do widoków powinna się jaśnie pani przyzwyczaić. Szczególnie do autostrady, bo czegoś takiego w dawnych czasach nie było. No i objaśnienia wszelkie łatwiej jaśnie pani usłyszy, a dużo jeszcze musi pani wiedzieć. Tym mnie przekonał. Usiadłam z przodu.

I, oczywiście, o żadnym rozpamiętywaniu przedchwilowych, tkwiących jeszcze we mnie przeżyć, mowy być nie mogło. Ruch paryski toczył się przede mną, zaraz nabrałam chęci pilnie go obserwować, bo rozmaitość w nim panowała szalona. Teraz dopierom stwierdziła, żem dotychczas niewiele z niego widziała, ledwo Roman nadążał na moje pytania odpowiadać. Jęły mnie korcić owe kafeterie, bistra, restauracyjki małe, których stoliki na ulicy stały, ach, posiedzieć tam, bodaj przez cały dzień, patrzeć na ludzi i pojazdy, przysłuchiwać się rozmowom urywanym, przywykać do wszystkiego! Choć to zapewne miejsca dla plebsu… Prawie jakbym w karczmie siedziała…

Nie wytrzymałam, spytałam Romana.

– Nie ma już plebsu, proszę jaśnie pani, jest najwyżej hołota – odparł mi na to. – Ale to widać, bo gdzie hołota, tam brudno i hałaśliwie. A tu wszędzie jaśnie pani może sobie posiedzieć i nikt się tym na pewno nie zgorszy. Nawet gdyby kto znajomy się przytrafił, wcale się nie zdziwi, bo różnice w obyczajach znikły, to samo kobiety mogą robić, co i mężczyźni, to samo panny, co mężatki i wdowy. Żaden problem.

To mi się w głowie nie chciało pomieścić, choć na własne oczy widziałam tę mieszaninę płci. Nie miałam czasu porządku w myślach zaprowadzić, bo następne zmiany ujrzałam, tunele strasznie długie nieco mnie przestraszyły, droga potem, autostradą zwana, która już pierwszego dnia uznanie moje wzbudziła, szybkość szalona, z jaką Roman pędził, budowle po bokach niezwykłe, które mianem stacji benzynowych określił, napisów różnych kolorowych i obrazów jakichś wielkie mnóstwo, obejrzeć ich i odczytać nie nadążałam, istny karuzel rozpędzony! Zapamiętywałam, ile mogłam, nawet nie rozumiejąc, z nadzieją, że mi się to przyda do czegoś.

W jakiejś spokojniejszej chwili, kiedy do pędu już trochę przywykłam, myśl nowa błysnęła mi w głowie.

– Czy chce Roman powiedzieć, że mogłabym sama chodzić po ulicach, po mieście? – spytałam nagle. – Całkiem bez służby?

– Ile tylko się jaśnie pani spodoba i gdzie jaśnie pani zechce – odparł na to spokojnie. – Po ulicach, do restauracji, wszędzie. Ja tu jaśnie pani towarzyszę nie dla przyzwoitości, tylko do pomocy i opieki, póki się jaśnie pani nie przyzwyczai. O! I tu właśnie dochodzi jedna rzecz… Jaśnie pani powinna mieć przy sobie własne pieniądze.

Masz ci los. Oto nowość! Nigdy w życiu nie miałam przy sobie żadnych pieniędzy, poza tymi, co na jałmużny. Płaceniem wszelkim zajmował się lokaj, pokojówka, albo też kupcy rachunki do domu przysyłali, co najpierw ojciec, potem mąż mój, a w ostatnim roku plenipotent załatwiał. Interesy porządkując, sumy płacone znałam i liczyć potrafiłam, ale nosić ze sobą gotowiznę…? Ależ to uciążliwość!

Roman mi cierpliwie całą kwestię wyjaśniał. Obyczaj nastał w magazynach i sklepach wszelkich przy zakupie towaru płacić natychmiast. Jest grono osób, powszechnie znanych, jak na przykład rodziny królewskie albo wielcy aktorzy…

– Komedianci? – przerwałam mu w tym miejscu ze zdumieniem i niedowierzaniem.

– Jacy tam komedianci! Komedianci czasami jeszcze na jarmarkach i po ulicach występują, a sławę zyskują aktorzy, którzy grają w filmach… O, dziś jaśnie pani oglądała, pan Phileas Fogg… Ten aktor, który grał jego rolę, należy do najbardziej znanych na świecie. Ponadto wielcy przemysłowcy, milionerzy… Mają swoich dostawców, swoje magazyny, renomowane sklepy i tym podobne, tam kupują, wybierają. towar razem z rachunkiem jest im odsyłany do domu… Chociaż, ściśle biorąc, był…

Westchnął ciężko, pomyślał chwilę i podjął wyjaśnienia. Udało mi się zrozumieć, że drobne kwoty różne płaci się pieniądzem od razu, gdybym na przykład chciała w małym sklepiku grzebień sobie kupić albo kiełbaskę zjeść ze straganu… Na ulicy jeść kiełbasę… Boże jedyny…!…musiałabym zapłacić od razu. Także napiwki daje się w monecie. Ale większych pieniędzy nosić ze sobą nie trzeba, bo tak to wszystko urządzono, że tylko kartę specjalną posiadać należy. Kartę ową z banku się dostaje, gdzie cały majątek spoczywa, do pudełka jakiegoś zostaje ona wtykana i maszyna należność odlicza. A kupująca osoba tylko swój podpis na kwicie składa i tym sposobem opłata jest załatwiona.

– I cóż z tą kartą? – spytałam, oszołomiona nieco, ale też i zaciekawiona. – Czy to ja mam ją dostać?

– Nic nie trzeba dostawać, jaśnie pani już ją ma. Dokładnie dwie. Jednej ja używam na korzyść jaśnie pani, płacąc za wszystko, tak jak u La Fayette’a płaciłem, a druga leży nietknięta i czeka, aż jaśnie pani sama używać jej zacznie. Ale trochę pieniędzy w gotówce też jaśnie pani musi mieć i jak tylko przyjedziemy na miejsce, pozwolę sobie tę sprawę załatwić. Przy okazji ceny jaśnie pani powinna poznać, bo bardzo się zmieniły…

Nim się zdążyłam obejrzeć i z nowym obowiązkiem pogodzić, Trouville się pojawiło. Chciwie patrzyłam, co też zdołam rozpoznać, i z uciechą wielką znajome widoki ujrzałam, chociaż cała miejscowość daleko większą mi się wydała niż przed paroma laty. Gmach ogromny kasyna nowość dla mnie stanowił, kiedym tu przyjeżdżała w dzieciństwie, jeszcze go nie było. Ale hotele niektóre i uliczki prawie rozpoznawałam…