175171.fb2 Przekl?ta Bariera - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

Przekl?ta Bariera - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

Znów poczułam, że coś mi się mąci. Przecież od tych wszystkich rzeczy dziwacznych ja mogę w końcu pomieszania zmysłów dostać! Pamiętałam doskonale, że pan Desplain mieszkał na avenue Josephine, nieszczęśliwej cesarzowej nie sposób pomylić z kimś innym, przeprowadził się, o czym nic nie wiem…?

Roman z uszanowaniem patrzył na mnie, ale w oczach mignęło mu nagle coś jakby litość. Boże jedyny, może ja już zwariowałam i tylko na razie nie mam o tym żadnego pojęcia…?!

– Jaśnie pani ma w najstarszych dokumentach dawną nazwę, avenue Josephine – odezwał się łagodnie. – Sprzed stu lat, a nawet więcej. Pan hrabia nieboszczyk, ojciec jaśnie pani, do końca życia żałował, że ta nazwa została zmieniona. Sam do mnie mówił, że zawsze woli piękną kobietę niż generała, i na przekór często podawał adres z zeszłego wieku. Jaśnie pani mogła na to nie zwracać uwagi, ale robił sobie taki eksperyment, dla zabawy i dla sprawdzenia, kto z paryżan jeszcze zna historię własnego miasta.

Wnioskując z gorąca, jakie na mnie buchnęło, musiałam się chyba zaczerwienić. Nie, takich ojcowskich.eksperymentów nie pamiętałam wcale, ale mówił wszak do mnie, na łożu śmierci nawet, że niepotrzebnie Francuzi z takim zacietrzewieniem usuwają wszelkie pamiątki po cesarzu. Republika republiką, a historię cenić trzeba.

Zatem cesarzową Józefinę wymienili na tego jakiegoś Marceau…

– Tak, przypominam sobie – skłamałam. – Niech Roman pisze.

Chowany od dziecka w naszym domu, od wyrostka niemal zabierany we wszystkie podróże, Roman francuski język znał doskonale. Także niemiecki, a i włoski nieco pochwycił. Czytać i pisać umiał nie gorzej ode mnie, stangret przy tym świetny, energiczny i bystry, nadawał się w pełni do spełniania wszelkich poleceń. Mną opiekował się dyskretnie, jak sądzę, od dnia mojego urodzenia, i do mnie po moim ślubie przeszedł, a starszy o lat przeszło piętnaście, miał czas rozumu i doświadczenia nabrać. Na myśl by mi nie przyszło udawać się w podróż bez niego.

Obrócił się do biurka, wyjął z teczki kopertę i począł pisać. Podglądałam go chciwie. Posłużył się jednym z owych grubych ołówków, o małom się nie wyrwała z uwagą, że ołówkiem pisać nie wypada, ale wcale nie ołówek to był, tylko znów wynalazek jakiś. Na papierze czarny atrament się po. jawił, jakby owo narzędzie z siebie go wypuszczało. Ciekawość mnie zdjęła tak wielka, że zaraz postanowiłam wszystkie te przyrządy wypróbować, jak tylko znajdę się sama. Tymczasem pilnie starałam się zapamiętać, którego on użył, przez co jego wyjaśnienie w kwestii zmiany nazwy ulicy nie całkiem do mnie dotarło. Doznałam wrażenia, że było w nim coś bardzo niezwykłego, ale nie miałam czasu teraz nad tym rozmyślać, bo wszystko razem zaczęło się dziać.

Do drzwi zapukał boy i żurnale przyniósł, które Roman od niego odebrał, zadbawszy o napiwek. Zarazem pokojówka skończyła układanie rzeczy i pokazała mi uczyniony porządek dla akceptacji, patrząc przy tym na mnie jakimś dziwnym wzrokiem, zaciekawionym i zdumionym. Zapowiedziany list do pana Desplain musiałam napisać, nie tracąc z oczu upatrzonego przyrządu. Napomknęłam tylko o fryzjerze, bez którego nie mogłabym się obyć, i usiadłam przy biurku. Pokojówka wyszła, Roman czekał.

Ujęłam owo ołówkowe narzędzie i na boku papieru postawiłam kreskę. Potem z determinacją napisałam datę. Ach, jakże się tym łatwo pisało! Nie pryskało jak stalówka, nie trzeba tego było maczać, żaden kleks w rachubę nie wchodził. Zachwyciło mnie.

Ustaliłam termin wizyty na godzinę trzecią i szybko skończyłam list, choć pisałabym tym chętnie całe długie epistoły.

Może nawet o jedno zdanie za dużo tam wstawiłam dla samej przyjemności wodzenia przyrządem po papierze. Oddałam kopertę Romanowi i ledwo wyszedł, jak szalona rzuciłam się ku żurnalom.

W kwadrans później z osłupienia skamieniałego wyrwał mnie fryzjer. Nie wiem, czym przytomnie go powitała, zmysły jęłam odzyskiwać dopiero, kiedy usadził mnie w łazience, upierając się przy myciu włosów. Gdyby nie to otumanienie widokami w czasopismach, zaprotestowałabym energiczniej, bo mycie moich włosów to cała procedura, wiele godzin trwająca, ale z sił opadłam i poddałam się losowi. Jakieś maszyny osobliwe ze sobą na kółkach przytoczył i pomocnicę sprowadził, przez którą omal się nie zachłysnęłam, bo Murzynka nie uczyniłaby już na mnie zbyt wielkiego wrażenia, ale to była dziewczyna o skośnych oczach i żółtawej twarzy! Jezus Mario, Chinka…!

Jeśli smok wawelski albo syrena z ogonem pojawi mi się w pokoju, przyjmę ten widok z rezygnacją.

Zachwyty nad moimi włosami potraktowałam obojętnie. Mając głowę odchyloną do tyłu, nie wiem, co mi robili, poczułam tylko, że rozpuścili warkocze. Szaleńcy! Jakże mi to później rozczeszą? Do wieczora to będzie trwało! W desperacji ostatecznej, pana Desplain wspomniawszy, postanowiłam, że każę obciąć wszystko i niech się dzieje, co chce!

Owa Chinka myła mi głowę w jakiś sposób niezwykły, ledwo dotykając palcami, bez szorowania silnego, a od owego lekkiego dotykania błogi spokój jął we mnie wstępować. Cała irytacja i rozdrażnienie gdzieś ze mnie wyszły, obawy i niecierpliwość zniknęły, siedziałam, wygodnie oparta, i czułam tylko przyjemną beztroskę.

Dzięki czemu zaczęłam wreszcie dostrzegać, co się ze mną i wokół mnie dzieje. Piany jakiejś miałam na głowie ogromną ilość, po włosach ciepła woda spływała, doskonale je spłukując, kilka razy tak ten proceder powtarzali, fryzjer i jego chińska pomocnica, on zaś przy tym coś mówił. W końcu nawet słowa jego do mnie dotarły.

– Rekomenduję balsam Vichy – gadał z przekonaniem. – Za chwilę sama się pani przekona o jego skuteczności. Uczesanie, jak sądzę, życzy pani sobie proste i skromne, czy też może od razu wieczorowe…? Nie, za wcześnie. Część włosów opuścimy, bo szkoda byłoby marnować taki efekt. Czy jest jakiś konkurs…? Zdziwiłbym się, bo nic nie słyszałem. W razie gdyby, pierwsze miejsce ma pani zagwarantowane. Nie pojmuję, że łaskawa pani dotychczas nie występowała w reklamach, takie włosy to majątek! Jako modelka, powinna pani być rozrywana!

– Proste i skromne – zdołałam wreszcie powiedzieć, mocno zaciekawiona, jak też mi te włosy zdołają po myciu rozczesać.

No i zdumienie mnie ogarnęło zgoła niebotyczne, bo nim się obejrzałam, bez szarpania żadnego, zwykłym grzebieniem zostały rozczesane tak miękko i łatwo, jakby się w prawdziwy jedwab przemieniły. Nie do pojęcia! Przy takim myciu istny kołtun powinnam mieć na głowie.

Fryzjer uparcie zachwalał zalety tego jakiegoś balsamu Vichy. Zrozumiałam, że to ów balsam taką gładkość włosom nadaje i rozczesać je bez kłopotu pozwala, o ileż lepiej niż ocet i rumianek! Chinka zaprezentowała mi jakby butelkę, ale nie ze szkła, bo miękką, dającą się naciskać. Zainteresowało mnie to nadzwyczajnie, dałam się pouczyć, jak stosować miksturę, dowiedziałam się, że kupić ją można wszędzie, od razu postanowiłam duży zapas ze sobą do domu zabrać.

Przeszłam do sypialni, usiadłam przed lustrem i zaczęło się czesanie.

Przygotowana już na wszystko, nie drgnęłam nawet, słysząc nagły szum i warkot dookoła głowy. Fryzjer trzymał w dłoni rzecz jakąś, do niczego niepodobną, z której gorące powietrze na mnie dmuchało. Gorące powietrze, jak każdy wie, bardzo dobrze suszy, zrozumiałam, że całe to przedsięwzięcie może skończyć się wcześniej niż w ogóle byłoby do pomyślenia.

Pasmami brał te włosy, na okrągłej szczotce owijał i gorącym powietrzem suszył. Układały się same. Chinka z drugiej strony czyniła rzecz podobną, ale jakby nie do końca, ułożenie pryncypałowi zostawiała. Godzina ledwo minęła, jak już miałam na głowie kok ogromny, z lśniących pasm ukręcony, z którego zwał cały do pół pleców wypływał.

Spodobało mi się to nawet. Dziwne było, ale twarzowe. Tyle że w żadnym razie nie wypadało wdowie wyjść na ulicę z rozpuszczonymi włosami.

– Jestem wdową – zwróciłam fryzjerowi uwagę, kryjąc żal. Zdumiał się wyraźnie.

– Proszę…?

– Jestem wdową – powtórzyłam z naciskiem. – Niemożliwe! W tak młodym wieku?!

W młodym wieku, pochlebca… No owszem, wyglądałam dobrze, ale dwadzieścia pięć lat to już nie jest wiek taki bardzo młody, trafiają się wdowieństwa i wcześniej.

– Jednak jestem. Nie może mi pan zostawić, rozpuszczonych włosów. Proszę je upiąć tak, żeby zmieściły się pod kapeluszem.

– Pani chce to cudo ukrywać pod kapeluszem…?!

Zgroza w jego głosie sprawiła, że się zawahałam. Sama widziałam, że nikt tu na ulicy kapelusza nie nosi, ale nigdy w życiu jeszcze nie znalazłam się poza domem, w miejscu publicznym, z gołą głową. Poza tym, tu, przed moimi oczami, może akurat żadna wdowa nie szła…?

– Przecież nie mogę tak wyjść…

Przez chwilę wyglądał, jakby go coś dławiło. Usta otworzył, zamknął, znów otworzył i odchrząknął.

– Niezmiernie żałuję, że łaskawa pani od razu mi nie, powiedziała, że życzy pani sobie uczesania do kapelusza. Pani włosy w tej chwili tworzą arcydzieło! Oczywiście, możemy wszystko zmienić, przeczesać, ale szkoda byłaby niepowetowana! Z dumą pozwalam sobie twierdzić, że pani uczesaniem mógłbym się chwalić na konkursie, w czym zresztą niewielka moja zasługa, bo tak piękne włosy wyzwalają na. tchnienie! Ukryć je, schować, to jest… to jest… Skandaliczne marnotrawstwo!

Z ogniem to wykrzykiwał coraz większym i prawie wydawał się obrażony. Wcale nie miałam chęci go sobie zrażać, przeciwnie, chciałam zamówić go od razu także i na jutro. Na wszystkie dni całego mojego pobytu. Ponadto na zmianę uczesania nie było już czasu.

– Ależ… – zaczęłam niepewnie i znów ugryzłam się w język. Przypomniało mi się to, co ujrzałam w żurnalach, a co przez czas mycia i czesania wydawało mi się koszmarem sennym. Jeśli istotnie zapanowały tu tak przerażające obyczaje… Nie przyjmę ich do siebie nawet pod grozą śmierci, ale nie mogę zbyt rażąco od wszystkich odbiegać, bo będą się za mną oglądać na każdym kroku. Wstyd straszliwy! Jakoś ugiąć się muszę, wszak w moim zacofanym kącie nawet i o kostiumach kąpielowych słyszałam, i to w mieszanym towarzystwie, damskim i męskim… I te kapelusze, wcale ich w żurnalach nie było…

Zapukano do drzwi i wszedł Roman, na co prawie nie zwróciłam uwagi.

– Naprawdę twierdzi pan, że wdowa w moim wieku może wyjść na ulicę z gołą głową i rozpuszczonymi włosami? – spytałam zimno i ze zgorszeniem. – Udaję się z poważną i oficjalną wizytą do poważnej osoby. Doceniam pańskie dzieło, ale kompromitacji sobie nie życzę. Nie było mnie tu dość długo, możliwe, że nastąpiła jakaś zmiana…

– Rozumiem… – zaczął gwałtownie i urwał nagle, jakby się zreflektował. – Rozumiem, raczy pani żartować, oczywiście… Kapelusze, istotnie, raczej wyszły z mody, szczególnie w okresie letnim… Bez względu na stan cywilny… Przepraszam najmocniej. Niemniej jednak podtrzymuję pogląd, że takich włosów ukrywać nie należy…

W życiu bym nie pomyślała, że pierwszego dnia w Paryżu będę się kłócić z fryzjerem! Zirytowałam się.

– Mimo wszystko, w moim kraju jakaś przyzwoitość obowiązuje! Czy tu na pogrzeb chodzi się obecnie w czerwonej sukni?!

– Ale pani przecież nie idzie na pogrzeb…?

– Pani hrabina owdowiała bardzo niedawno – wtrącił się Roman, mowę mi niemal odbierając, bo takiego zuchwalstwa nigdy bym się po nim nie spodziewała – a prowincja ma swoje wymagania. Jest to kwestia do rozstrzygnięcia, czy można zaniedbać pewne tradycje…

– Więc jednak pogrzeb…? – zatroskał się fryzjer.

– Skąd, żaden pogrzeb, zwyczajna, oficjalna wizyta. Pani hrabina jednakże jeszcze nie odzyskała właściwego samopoczucia. Nagły cios daje czasem długotrwałe skutki. Ale to się zmieni z pewnością, inne otoczenie, inne obyczaje…

Słuchałam tego w całkowitym zbaranieniu, wyraźnie czując, że Roman czyni ze mnie kompletną wariatkę, która po śmierci męża postradała rozum. Chinka stała obok, przerażona, z martwym uśmiechem na twarzy.

Fryzjer zreflektował się ostatecznie. Zaczął przepraszać i giąć się w ukłonach, żarliwie tylko błagając, żebym nie psuła jego dzieła, i komplementując moją urodę wprost bez opamiętania. Starannie omijając mnie spojrzeniem, Roman obiec, że nie włożę kapelusza. Spojrzenie w lustro pozwoliło mi zebrać siły, chociaż do reszty straciłam już pewność, że jestem przy zdrowych zmysłach.

– Dobrze, uczynię, jak pan sobie życzy – odezwałam się spokojnie. – Każdorazowo omówimy sprawę nakrycia głowy. Proszę przyjść jutro mnie uczesać nieco wcześniej, o godzinie, powiedzmy, dziesiątej. Aczkolwiek mam wrażenie, że nieuprzejmość pana dorównuje pańskim talentom.

– Przyznaję, że nigdy dotychczas na żadnej klientce nie wywierałem tak gwałtownej presji – odparł na to fryzjer. – Ale też nigdy dotychczas nie czesałem takich włosów i nigdy z własnego dzieła nie byłem aż tak dumny. Raczy pani to uwzględnić i zdobyć się na wybaczenie.