175175.fb2 Przymus - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 25

Przymus - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 25

22

Dałem Billy’emu kilka minut, żeby ochłonął, i ruszyłem za nim do domu. Otworzyłem sobie sam drzwi, nie chcąc nikogo budzić. W salonie zastałem jednak Julię, jej matkę i Garreta, którzy wyglądali na zaniepokojonych. Billy wszystkich ich pobudził, kiedy wpadł do domu, zatrzasnął za sobą drzwi i wbiegł do swojego pokoju, przeklinając po drodze mnie, Sandersonów i całe swoje marne życie.

– Co się stało? – zapytała mnie Julia. Miała na sobie białą bawełnianą koszulkę, którą zdejmowała, gdy ją podpatrywałem. Koszulka zasłaniała niewiele ciała. Gdy na nią spojrzałem, Julia zerknęła na swoje odsłonięte uda z wyraźnym skrępowaniem.

– Może porozmawiamy o tym na osobności – powiedziałem do niej.

– Billy krzyczał, że chciałby umrzeć – rzekł Garret.

Nie byłem pewien, jak wiele mogę powiedzieć Candace i Garretowi.

– Wdał się dziś wieczór w bójkę z kilkoma chuliganami. Chłopakami, którzy od jakiegoś czasu dokuczali Jasonowi Sandersonowi. Sprawy wymknęły się spod kontroli i Sandersonowie zaczęli się obawiać usposobienia Billy’ego. Nie chcą, by się więcej spotykał z ich synem.

Candace pokręciła głową z niesmakiem.

– Czy komuś coś się stało? – zapytała Julia. – Czy Billy…

– Zdaje się, że nic gorszego od złamanej ręki. Nie można wykluczyć, że ktoś wniesie oskarżenie przeciwko Billy’emu, ale… – Podchwyciłem spojrzenie Julii. – Może jednak porozmawiamy o tym w cztery oczy i zastanowimy się, co zrobić.

– Myślę, że to dobry pomysł.

Przeszliśmy do jadalni i usiedliśmy przy stole. Przyciemnione światło współgrało z mrokiem wczesnej godziny. Opowiedziałem Julii wszystko, co wiedziałem.

– Billy potrafi być tak czarujący, że łatwo zapomnieć, że wciąż potrzebuje pomocy – powiedziałem.

– Myślisz, że powinniśmy go oddać do jakiegoś zakładu? Prywatnego szpitala czy czegoś podobnego? Może tak będzie dla niego lepiej na wypadek, gdyby go o coś oskarżono?

Myśl o umieszczeniu Billy’ego w kolejnym szpitalu niezbyt mi się podobała, ale wiedziałem, że może to być jedyne wyjście.

– Musimy z nim o tym porozmawiać, kiedy się uspokoi. I powinniśmy zadzwonić do Carla Rossettiego na wypadek, gdyby Billy potrzebował prawnika. – Zerknąłem na zegarek. Była druga nad ranem. – Policja jak dotąd się nie zjawiła. To dobry znak.

– Czy znasz jakieś miejsce, w którym czułby się… w miarę komfortowo? – zapytała Julia. – Wiesz, nie jakiś oddział zamknięty dla psychopatów. To byłoby dla niego straszne przeżycie.

Przez kilka sekund myślałem nad odpowiedzią i wpadł mi do głowy pewien pomysł.

– Mógłbym porozmawiać z Edem Shapiro, moim przyjacielem, który kieruje Riggs Center w Stockbridge. To bardziej schronisko niż szpital. Nazywają to „społecznością terapeutyczną”. Pacjenci mieszkają w osobnych domkach i codziennie uczestniczą w psychoterapii. – Wziąłem głęboki oddech i potrząsnąłem głową. – Ale nie wiem, czy nawet dla mnie zgodzą się wziąć kogoś takiego jak Billy, kto w przeszłości uciekał się do przemocy.

– Wszystko tak dobrze szło – powiedziała Julia. Chwyciła mnie za rękę. – Jak podczas miesiąca miodowego.

Jak podczas miesiąca miodowego. Gdybym się chwilę zatrzymał przy tym zdaniu, uświadomiłbym sobie, że już je kiedyś słyszałem. Od Lilly. I byłbym się pewnie zastanowił nad pewnym istotnym podobieństwem między tymi dwiema kobietami. Jednak kłopoty, jakie mieliśmy z Billym, sprawiły, że Julia stała mi się jeszcze bliższa. Już teraz myślałem o nim jak o naszym synu. Zacząłem głaskać wnętrze ręki Julii, ale przestałem, gdy w drzwiach do jadalni zobaczyłem Garreta. Zabrałem dłoń. Staraliśmy się unikać fizycznych kontaktów w obecności chłopców.

– Co się stało, chłopie? – zapytałem.

– Pomyślałem, że muszę warn coś powiedzieć – odparł.

– Co takiego?

Garret podszedł do nas. Jego twarz miała poważny wyraz.

– Garret? O co chodzi? – spytała Julia.

– O Billy’ego – powiedział krótko.

– Chcesz usiąść?

– Nie. – Wydawał się roztrzęsiony. – Nie miałem zamiaru warn o tym mówić – rzucił, zerkając najpierw na mnie, a potem na Julię.

– Co cię martwi? – zapytałem.

– Coś znalazłem – oświadczył. Zrobił kółko z palca serdecznego i kciuka.

Czekałem.

– Miałem nadzieję – zaczął. – Właściwie nie wiem na co.

– Co znalazłeś, Garret? – zapytała Julia łagodnie, ale stanowczo.

– Kota – odparł, patrząc na nią.

– Szedłem w stronę strumienia. – Przeniósł wzrok na mnie. – Tego, który płynie w lesie za domkiem gościnnym – wyjaśnił. – Chodzę tam czasami pomedytować. Billy także. No i znalazłem tam kota.

– Martwego – domyśliłem się.

Garret skinął głową.

Twarz Julii zmartwiała. Instynktownie znowu wyciągnąłem do niej rękę, ale ona szybko zabrała dłoń, rzucając mi spojrzenie mówiące, że mamy ukrywać naszą zażyłość.

– Może po prostu zdechł – rzekł Garret. – Nigdy nic nie wiadomo.

– Czasem wiadomo – zauważyłem.

– Dobrze, że nam o tym powiedziałeś – stwierdziła Julia. – Dziękuję ci.

– Przykro mi i przepraszam – powiedział bardziej do mnie niż do matki.

Potrząsnąłem głową.

– Nie ma za co – odparłem, zmuszając się do uśmiechu. – Dobrze zrobiłeś. Nie po to wyciągnęliśmy Billy’ego z więzienia, żeby się przyglądać, jak z powrotem tam trafia.

Drzwi do pokoju Billy’ego były zamknięte. Zapukałem, ale Billy nie odpowiedział.

– To ja, Frank – powiedziałem. Nadal cisza. Delikatnie nacisnąłem na klamkę, ale drzwi były zamknięte na klucz. – Billy, wpuść mnie – poprosiłem. Minęło kilka sekund, po czym usłyszałem skrzypnięcie materaca, a chwilę później drzwi się uchyliły.

– O co chodzi? – zapytał, nie patrząc na mnie.

– Masz trochę czasu?

Odwrócił się i ruszył z powrotem w stronę łóżka, ale zostawił drzwi otwarte.

Wszedłem do pokoju. Billy usiadł na krawędzi łóżka ze skrzyżowanym ramionami na piersiach, lekko kiwając się do przodu i do tyłu.

– To niesprawiedliwe – rzucił gorzko.

Usiadłem obok niego.

– Myślę, że jednak sprawiedliwe – odparłem.

Przestał się kiwać i spojrzał na mnie tak, jakbym go zdradził.

– Sandersonowie nie mogą wejść do twojej głowy i stwierdzić, dlaczego przyglądałeś się ich córce.

Billy spuścił wzrok.

– Poza tym mocno przesadziłeś z obroną Jasona – powiedziałem. – To był niekontrolowany wybuch wściekłości.

Potrząsnął głową i głośno przełknął ślinę, jakby znowu miał się rozpłakać.

Położyłem mu dłonie na ramionach.

– Nie wiedziałeś, co robisz. Cale szczęście, że nikogo nie zabiłeś.

– I co teraz? – zapytał, powstrzymując łzy.

Poczułem, jakby wreszcie się przede mną całkowicie otworzył. – Chcę porozmawiać ze swoim przyjacielem, który kieruje Riggs Center.

– Jeszcze jedna pieprzona klinika psychiatryczna?

– Nie. To raczej coś w rodzaju schroniska. W zachodnim Massachusetts.

– Och przepraszam. Pomyliłem się. Szpital dla czubków.

– Dyrektorem jest tam mój przyjaciel, który…

– Nigdzie nie jadę. Zostaw mnie w spokoju.

Nie planowałem wyciągnięcia sprawy martwego kota, którego znalazł Garret, ale musiałem jakoś przekonać Billy’ego, żeby pomógł sobie sam. Nie chciałem przy tym niszczyć do reszty szans na poprawę stosunków między chłopcami.

– Znalazłem kota za domkiem gościnnym – skłamałem. – Przy drodze do strumienia.

Billy popatrzył na mnie, nerwowo mrugając oczami.

– Martwego – dodałem.

Billy przestał mrugać.

– I co?

– Zmartwiło mnie to i sądzę, że ciebie również powinno zmartwić.

– Dlaczego? Myślisz, że to ja go zabiłem?

Nie odpowiedziałem, wiedząc, że Billy właściwie zinterpretuje moje milczenie.

W oczach Billy’ego na krótko coś się pokazało, coś, czego nie potrafiłem w pełni zrozumieć, dopóki nie zniknęło – wiara we mnie. Nie wiedziałem tylko, czy było to coś więcej niż wiara socjopaty, który liczył na mnie, że go nigdy nie zawiodę. Wstał.

– Wyjdź – powiedział, usilnie starając się zapanować nad sobą. Dłonie miał zaciśnięte w pięści.

– Billy…

– Proszę – rzekł. Mięśnie jego ramion drżały.

Wstałem.

– Przemyśl moją propozycję. To najlepsze wyjście. – Minąłem go i wyszedłem z pokoju.

Kiedy się kładłem, tuż przed trzecią, w dużym domu wciąż paliły się światła. Za kwadrans czwarta ktoś zapukał do moich drzwi. Nie wiem dlaczego, ale uznałem, że to na pewno Julia, zaniepokojona z powodu Billy’ego, chce o tym ze mną porozmawiać. Zwlokłem się z łóżka, włożyłem spodnie i podszedłem do drzwi, żeby ją wpuścić. Za szklanymi drzwiami zobaczyłem jednak Billy’ego. Po raz pierwszy na jego widok pomyślałem o miejscu ukrycia browninga – szafce nocnej. Otworzyłem drzwi.

– Nie chciałem z tym czekać do rana – powiedział. Wyglądał na skruszonego.

– Już jest rano – odparłem i mrugnąłem do niego.

– Racja. Chyba tak.

Już chciałem go wpuścić, ale po namyśle zmieniłem zdanie.

– Co się stało?

Popatrzył mi prosto w oczy.

– Ja nie zabiłem tego kota – oświadczył.

– W porządku…

– Ale zgadzam się pojechać do tego Riggs.

Skinąłem głową. Nie wszystko naraz, pomyślałem. Ucieszyłem się jednak, że Billy przynajmniej na tyle wstydził się zabicia bezbronnego zwierzęcia, iż zaprzeczał, że to zrobił. Gdyby się poddał terapii, później przyszłaby pora na to, żeby się przyznał.

– Czemu zmieniłeś zdanie?

– Garret mnie przekonał.

– Garret?

– Po raz pierwszy naprawdę rozmawialiśmy ze sobą. O latach spędzonych w domu Darwina, o tym, jak nas bił, i podobnych sprawach. O tym, że ja o wiele więcej oberwałem. – Wzruszył ramionami. – Garret ma wyrzuty sumienia, że mnie zawiódł.

Może potrzebny był następny kryzys, by mogła się rozpocząć następna faza uzdrawiania rodziny Bishopów – tym razem uzdrawiania stosunków między Billym a Garretem.

– Cieszę się ze względu na ciebie. Ze względu na was obu. Byłoby świetnie, gdybyście stali się sobie bliscy.

– Powiedziałem mu o twojej propozycji, a on odparł, że powinienem się na nią zgodzić. Poprosił mnie, żebym się zgodził. Żebym to zrobił dla niego.

Wolałbym, żeby Billy sam doszedł do wniosku, że potrzebuje pomocy, ale nie miałem zamiaru odrzucać przysługi Garreta.

– Dobrze, wszystko załatwię.

– W porządku – odparł. Popatrzył w bok, a potem znowu na mnie, jakby ze wstydem.

– Coś jeszcze?

– Pojedziesz tam ze mną? Do Riggs? Znasz tego kierownika. Gdybyś był w pobliżu, mógłbyś mnie odwiedzać przez pierwsze tygodnie.

– Jasne.

– To także pomysł Garreta. Ale jeśli żądam zbyt wiele lub…

– To doskonały pomysł – zapewniłem go.

Poniedziałek, 22 lipca 2002

Przed wpół do dziesiątej Ed Shapiro zakomunikował nam, że załatwił Billy’emu przyjęcie do Riggs na 25 lipca, skracając normalny czteromiesięczny okres oczekiwania do czterech dni. Opłaca się mieć przyjaciół w różnych miejscach.

W stosunkach Billy’ego i Garreta rzeczywiście nastąpił zwrot. Zrobili dla nas śniadanie – ubili jajka na gofry i pokroili owoce niczym zawodowi kucharze. Musiałem sobie przypomnieć o chorobie Billy’ego, by poprzez dobrą atmosferę panującą w domu dostrzec ciężką pracę, jaką należało wykonać, żeby chłopcu zapewnić bezpieczną przyszłość.

Zaplanowaliśmy, że wynajmiemy żaglówkę i spędzimy miły dzień w gronie rodzinnym. Poszedłem do domu po parę rzeczy i w wiklinowym koszu wiszącym na drzwiach znalazłem dużą żółtą kopertę. Wyjąłem ją i zobaczyłem, że została wysłana przez doktor Laurę Mossberg z Payne Whitney 18 lipca. Domyśliłem się, że zawiera dokumentację medyczną z poprzednich pobytów Billy’ego w szpitalach, o którą ją prosiłem.

Wchodząc do domu, otworzyłem kopertę i usiadłem na kanapie, żeby przeczytać załączony list.

Szanowny Panie Doktorze!

W załączeniu przesyłam Panu kartotekę pana Darwina Bishopa dotyczącą jego pobytu na oddziale urologicznym, którą dzisiaj otrzymałam. Normalnie nie mogłabym przekazać Panu tych dokumentów, ale przed Pańską wizytą u mnie na oddziale państwo Bishopowie podpisali standardową (i bezwarunkową) zgodę na ujawnianie danych lekarskich dotyczących całej rodziny znajdujących się w Cornell Medical Center i Payne Whitney Clinic. Może te dokumenty przydadzą się w śledztwie, które Pan prowadzi.

Niestety nie otrzymałam dokumentacji medycznej dotyczącej Billy’ego z innych ośrodków.

Z niecierpliwością oczekuję na nasze następne spotkanie i życzę wszystkiego dobrego.

Laura Mossberg

PS. Załączam też książkę Nie chcę o tym rozmawiać. To bardzo dobra książka na temat ludzi i ich urazów psychicznych. Mam nadzieję, że nie weźmie mi Pan tego za złe (a może nawet znajdzie Pan czas, by ją przeczytać).

Uśmiechnąłem się. Co to znaczy chęć wyleczenia pacjenta. A ja nawet jej nie płaciłem. Zacząłem przeglądać plik dokumentów. Już trzecia kartka przykuła moją uwagę. Był to zapis wywiadu lekarskiego. Gdy przeczytałem pierwszy akapit, poczułem pulsowanie krwi w skroniach.

Darwin Bishop, lat pięćdziesiąt, żonaty, mężczyzna rasy białej, ojciec dwóch adoptowanych synów przyjęty na oddział w celu wykonania planowej wdsektomii. Pacjent twierdzi, że żona popiera jego decyzję, która jest oparta na wyznawanym przez niego od dawna poglądzie, iż „nie jest w porządku wobec dzieci sprowadzać je na ten świat”. Pan Bishop twierdzi, że wynika ona z przeżyć wyniesionych z Wietnamu, ale odmówił bliższych wyjaśnień na ten temat. Wyznaje takie poglądy już od wielu lat i prawdopodobieństwo tego, by je zmienił i chciał mieć własne dzieci, ocenia na zero procent.

Zapis wywiadu był podpisany przez doktora Paisleya Marshalla i nosił datę 15 kwietnia 1999 roku, a więc został sporządzony na dwa lata przed poczęciem Brooke i Tess.

Mój umysł gorączkowo kojarzył fakty, z niedowierzaniem przyjmując wniosek: Darwin Bishop był bezpłodny i nie mógł być biologicznym ojcem Brooke i Tess. Julia miała romans i zaszła w ciążę.

Zacząłem przewracać kartki, łudząc się, że znajdę notatkę o tym, że Darwin zmienił jednak zdanie co do zabiegu, ale nagle mój wzrok padł na zapiski chirurga noszące datę 12 maja 1999 roku:

Pacjent potwierdza swoją decyzję o poddaniu się zabiegowi powodującemu niepłodność. Opisano mu zagrożenia związane z zabiegiem, takie jak możliwość infekcji, reakcje alergiczne, upośledzenie funkcji seksualnych, komplikacje z oddawaniem moczu. Pacjent zaakceptował ryzyko.

Pacjent odmawia zgody na podwiązanie nasieniowodu.

Użyto marakainy do miejscowego znieczułenia i versedu na uspokojenie.

Stan pacjenta na początku zabiegu stabilny.

Usunięto cały ductus deferens bez żadnych komplikacji.

Utrata krwi nieznaczna.

Bishop odmówił podwiązania nasieniowodu, czyli bardziej skomplikowanej wasektomii, która jest odwracalna, to znaczy nie powoduje trwałej bezpłodności.

Nagle wyjaśnienie Julii dotyczące listu, który znalazła Claire Buckley, stało się jeszcze mniej wiarygodne. Trudno przypuszczać, by adresatką listu mogła być jej psychoterapeutka, Marion Eisenstadt. Julia najwyraźniej napisała go do swojego kochanka. Ojca swoich dzieci. Podczas śledztwa w sprawie morderstwa Brooke po prostu nie wyszło na jaw, że Julia miała romans, i nie przesłuchaliśmy biologicznego ojca bliźniaków – potencjalnego podejrzanego.

Pomyślałem, żeby zadzwonić do Northa, ale przypomniałem sobie, że wyjechał na dziesięć dni do Paryża na zasłużone wakacje z Tiną. Poza tym nie byłem pewien, czy potrzebuję jego pomocy. Nie miałem żadnego dowodu ani uzasadnionego podejrzenia, że Darwin Bishop został niesłusznie oskarżony o morderstwo Brooke. Moje wątpliwości dotyczyły Julii: okłamała mnie i zdezorientowała. Jaka naprawdę jest ta kobieta?

Musiałem się dowiedzieć, w kim się zakochałem, i musiałem to zrobić sam.

Resztę tego dnia zapamiętałem jak ciąg obrazów: opromienione słońcem brzegi Vineyard Sound, nieziemską urodę Julii, pełną gracji Candace, Biliyego i Garreta pracujących razem przy żaglach i sterze z rozwianymi włosami wyglądających młodziej, silniej i przystojniej niż kiedykolwiek, odkąd ich poznałem. Z tych obrazów wyszłyby doskonałe widokówki, które kazałyby mi się zastanowić, czy ów spokój był prawdziwy czy zaaranżowany. Ale mój umysł zaprzątało wielkie kłamstwo – kłamstwo Julii. W kółko o nim rozmyślałem, starając się znaleźć wyjaśnienie, w które mógłbym uwierzyć bez wypytywania Julii. Tak bardzo byłem w niej zakochany.

Pewne sprawy już zaakceptowałem. Nie łudziłem się, że Julia dochowała wierności Darwinowi Bishopowi. Nie oczekiwałem zresztą, że opowie mi o wszystkich swoich romansach. Byłbym nawet skłonny pogodzić się z tym, że zaszła w ciążę z mężczyzną, który nie był jej mężem.

Nie mogłem jednak przejść do porządku nad tym, że naraziła na szwank dochodzenie w sprawie zabójstwa swojej córki, zatajając ważne informacje.

Martwiło mnie coś jeszcze. I to bardzo. Dlaczego Darwin Bishop nie powiedział, że nie jest biologicznym ojcem bliźniaczek? Czyżby nie chciał, by policja zaczęła szukać innego podejrzanego? Albo obawiał się, że sędziowie przysięgli łatwiej uwierzą, że mógł zabić Brooke, skoro była dzieckiem innego mężczyzny? Wróciliśmy do domu parę minut po siódmej. Chciałem odłożyć rozmowę z Julią do następnego dnia, ale tuż po północy zadzwoniła do mnie do domku gościnnego.

– Przyjdź do mnie – wyszeptała.

– Do twojego pokoju?

– Chłopcy śpią. Wymęczyliśmy ich.

– Czemu nie przyjdziesz do mnie?

Zachichotała.

– Ponieważ przed chwilą wzięłam prysznic, mam mokre włosy, jestem naga i leżę w łóżku.

– Zaraz będę.

Otworzyłem sobie drzwi domu i poszedłem do pokoju Julii. Drzwi były otwarte, ale Julia zgasiła światło i w pokoju panowała prawie absolutna ciemność.

– Nie zapalaj światła – usłyszałem jej szept od strony łóżka. – Zamknij tylko drzwi.

Zrobiłem, co kazała.

– Podoba ci się, gdy nic nie widzę.

– Ja będę twoimi oczami – powiedziała. – Leżę na brzuchu. Pod biodrami mam dwie poduszki, a trzecią położyłam tak, że mogę ją gryźć, jeśli będę musiała. Czy to jasne?

Po omacku doszedłem do łóżka i usiadłem na brzegu materaca. Wyciągnąłem rękę i przeciągnęłam nią po aksamitnie gładkiej skórze na plecach Julii. Westchnąłem.

– Musimy porozmawiać – powiedziałem.

– Później.

Moja dłoń zdążyła zawędrować w okolice krągłości pośladków, zanim zdołałem ją cofnąć.

– Nie. Najpierw. – Poczułem, jak Julia owija się prześcieradłem i sięga do lampki nocnej.

– Co się stało? – zapytała, zerkając na mnie. Brzeg prześcieradła trzymała tuż poniżej piersi.

Odwróciłem wzrok, żeby zebrać myśli. Na ścianach wisiały piękne obrazy olejne przedstawiające morze i moczary oraz czarno-białe fotografie, na których była Julia jako mała dziewczynka i młoda kobieta.

– Przysłano mi dziś pewną dokumentację medyczną z Nowego Jorku.

– Tak?

Znów popatrzyłem na nią. Podciągnęła prześcieradło pod brodę. Nie widziałem powodu, żeby się bawić w subtelności.

– Wiem o wasektomii Darwina i o tym, że nie jest ojcem bliźniaczek.

Julia spojrzała na mnie bez wyrazu, jakby się zastanawiała, czy ma mi odpowiedzieć wprost, czy zrobić unik.

– Dlaczego nie powiedziałaś o tym mnie lub Northowi? – zapytałem.

Kiwnęła do siebie głową.

– Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie powiedziałam tego, bo obiecałam Darwinowi. Obiecałam mu to jeszcze, nim urodziły się dziewczynki, kiedy naciskał, żebym się poddała aborcji. Odniosłam wrażenie, że najważniejsze było dla niego zachowanie tajemnicy. – Na jej ustach pojawił się gorzki uśmiech. – Przysięgłam na życie Brooke i Tess.

– Powinnaś nam była o tym powiedzieć. I nie tylko dlatego, żebyśmy mogli przesłuchać prawdziwego ojca dziewczynek. Ktoś taki jak Darwin mógł dojść do wniosku, że przez ciebie znalazł się w kłopotliwej sytuacji, i załatwić sprawę po swojemu. Mielibyśmy motyw zabójstwa.

– Kiedy pogrzebie się prawdę tak głęboko, jak to zrobiliśmy z Darwinem, to nikt się do niej nie dokopie. To tak, jakby sprawa w ogóle nie istniała. Nawet nie przyszło mi do głowy, że może ona mieć znaczenie dla śledztwa. Wszyscy skupiliśmy się na Billym, na tym, czy on jest winny.

– Kiedy umówiliśmy się na lunch w Bomboi w Bostonie, zapytałaś mnie, czy moim zdaniem Darwin mógłby zabić własną córkę? Krew z krwi, kość z kości? Dlaczego użyłaś właśnie tego zwrotu?

– Dlaczego użyłam tego zwrotu? Mówisz jak policjant.

– Nie jestem policjantem. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego tak się wyraziłaś. Dlaczego użyłaś tych słów?

– Bez powodu. Nie miałam na myśli ich dosłownego znaczenia. To taki popularny zwrot. Chodziło mi ogólnie o dzieci. – Zrobiła pauzę. – W sensie prawnym. Przecież jesteśmy małżeństwem.

– I wciąż twierdzisz, że list, który znalazła Claire… był przeznaczony dla twojej terapeutki, a nie dla mężczyzny, z którym zaszłaś w ciążę?

Spojrzała na mnie z ukosa.

– Teraz rozumiem. Ty mi nie wierzysz. W ani jedno słowo. Nie odpowiedziałem.

– Bo nie powiedziałam ci wszystkiego na temat swojego życia seksualnego? – Na wpół wykrzyczała dwa ostatnie słowa.

– Ciszej. Chłopcy.

– Bo nie powiedziałam ci – mówiła, z trudem powstrzymując się, by nie krzyczeć – że mój mąż tak nienawidził świata, że nie chciał mi dać dzieci? Nie powiedziałam ci wszystkiego, więc nie wiesz, jakie to uczucie, gdy cię traktują jak piękną lalę do pieprzenia, która wie, że nigdy nie zostanie matką. – Potrząsnęła głową. – Może to dla ciebie nowina, Frank, ale byłam samotna. I przestraszona. Życie z Darwinem nie należało do łatwych. Kiedy więc dwa lata temu spotkałam kogoś, komu na mnie zależało, wdałam się z nim w romans. Myślałam, że mamy szansę na wspólne życie. Potem zaszłam w ciążę, a on nie umiał sobie z tym poradzić. Przestaliśmy się więc spotykać.

– Kto to był?

– Nie mogę ci powiedzieć. To znajomy Darwina. Bardzo znany człowiek. Był na pogrzebie Brooke, ale nawet ze sobą nie rozmawialiśmy.

– Chcesz mi wmówić, że miałaś romans ze znajomym męża, urodziłaś mu dwoje dzieci, a teraz nie utrzymujesz z nim żadnych kontaktów?

– A wiesz, w co ja nie mogę uwierzyć? W to, że myślisz, że możesz wtykać nos we wszystko, co się ze mną działo, zanim się pojawiłeś. Czy ja cię prosiłam o listę wszystkich kobiet, które pieprzyłeś? – Spojrzała w bok. – Zostaw mnie.

– Julio…

– Wyjdź. Po prostu wyjdź.