175234.fb2
O trzeciej w nocy w barze hotelu „Rejs” panował niewielki ruch, choć sezon był w pełni. Przyczyną była duszna i gorąca noc. Wczasowicze woleli tańczyć i pić na świeżym powietrzu, w innych, licznych lokalach, które miały swoje tarasy, platformy i parkiety pod gołym niebem. Hotel był tylko celem nocnych powrotów mieszkających tam gości, którzy wracali w stanie mniejszego lub większego alkoholowego zużycia, a nie miejscem, w którym owo zużycie następowało. Nocną porą w barze siedziało rozbawione towarzystwo w wieku sanatoryjnym i dwóch facetów, którzy przy flaszce „Finlandii”, wetkniętej w wiaderko z lodem, wylewali jakieś wzajemne żale.
Pater siedział samotnie przy barze i małymi łykami popijał piąte małe piwo. Zdążył się już przyzwyczaić, że we Władku piwo podawane jest w plastiku lub puszkach otwieranych łyżeczkami przez barmanki, które w ten sposób chronią tipsy przed zniszczeniem. Tym razem nadkomisarz odstawiał butelki na kartonową podstawkę obok wysokiego kieliszka, w którym tkwiła mała kolorowa parasolka. Co chwila, wiedziony policyjnym instynktem, zerkał na damską torebkę na łańcuszku, która wisiała na oparciu stojącego obok wysokiego stołka. Choć w promieniu trzech metrów nie było nikogo oprócz barmanki, policjant wciąż się upewniał, czy ktoś nie ma ochoty na ową torebkę.
Samotność nadkomisarza była chwilowa. Właścicielką torebki i drinka z parasolką była Joanna Radziewicz, która mieszkała w „Rejsie” dzięki protekcji Banasiuka. Opuściła Patera tylko na moment, oświadczając z uśmiechem, że idzie „przypudrować nosek”. Pięć ostatnich godzin, które Pater z nią spędził, były jak sen, chociaż nie został tej nocy zrealizowany podstawowy cel jej przyjazdu, a mianowicie: odnalezienie Filipa Traszki. W ciągu tych pięciu godzin obeszli wszystkie władysławowskie lokale, w których grano muzykę na żywo, i Joanna w żadnym wykonawcy nie rozpoznała swojego znajomego z niższego roku. I tak zatoczyli koło, i wrócili do hotelu „Rejs”, w którym Joanna mieszkała. W lokalach, które odwiedzili, pili mało, lecz za to dużo tańczyli.
Choć osiągnięcie celu zawodowego się oddalało, Pater czuł, że znajduje się coraz bliżej celu osobistego, jaki wiązał z osobą Joanny. Dawno już nie miał zażyłych kontaktów z kobietami, lecz nie na tyle dawno, aby nie rozpoznać sygnałów erotycznych, jakie otrzymywał od swojej towarzyszki. Bo cóż innego miał oznaczać częsty tego wieczoru dotyk jej ręki? O ile jeszcze poklepywanie go po dłoni miało charakter kumplowski, o tyle kilkakrotne przesunięcie opuszkami palców po jego karku w czasie tańca zelektryzowało go natychmiast i przypomniało mu, że jego męska kondycja jest wciąż dobra. Czyż nie uwodzicielski był jej ubiór – krótka spódnica, klapki na wysokim obcasie i bluzka z dużym dekoltem? Czyż nie czuł w tańcu napierających na niego jej piersi? Czyż nie flirtowaniem były jej szczegółowe opowieści o bieliźnie, którą ma na sobie, i o tym, że najbardziej lubi spać całkiem naga? Jak inaczej rozumieć jej pochwały tanecznych wyczynów Patera, o których jego była żona miała bardzo marne zdanie?
Pater myślał o tym wszystkim, szykując się do ostatecznego ataku. Z jednej strony był pewien, że i tak tej nocy wyląduje w łóżku z Joanną, choćby stał się ponurym nudziarzem i zamiast wypowiadać uwodzicielskie zaklęcia nagle zmienił temat. Na przykład zaczął charakteryzować zmiany w składzie na pierwszych czterech płytach King Crimson albo taktykę Lechii Gdańsk. Z drugiej strony jednak chciał ją zdobyć w sposób spektakularny. Choć było oczywiste, że wszystko zależy od jej decyzji, to podświadomie pragnął swojej dominacji – chciał czuć się zdobywcą, nie zaś wybrańcem.
Joanna wróciła z toalety, lekko chwiejąc się na nogach. Powodem był nie tyle alkohol, ile jej zamiłowanie do pięknych melodii. Oto z głośnika nad barem dochodził ciepły głos Leonarda Cohena, śpiewającego o tańcu na zakończenie miłości.
– Przepięknie śpiewa ten stary babiarz. – Joanna, wchodząc na stołek, owiała Patera zapachem perfum, do którego dołączyła lekka woń wilgotnej skóry.
Ta subtelna mieszanina zapachów znów przypomniała Paterowi o jego męskich siłach. Patrzył na Joannę, która w takt muzyki stukała parasolką o brzeg szklanki. Przypomniała mu się nagle opowieść koleżanki z pracy, psycholożki policyjnej Kamili. „Wyobraź sobie, Jarek”, mówiła Kamila do Patera na jednej z policyjnych imprez, „że szef naszych czarnych dostawiał się kiedyś do mnie. Jechaliśmy windą, a on na mnie spojrzał i zapytał: «Co by było, gdyby ta winda się nagle zatrzymała? Byłabyś moja»„. „No i co było dalej?”, zapytał Pater. „Nic nie było! To się robi, a nie gada!”
Pater zapomniał o anegdocie Kamili i podjął decyzję. To się robi, a nie gada. Objął wpół Joannę. „Stary babiarz” właśnie skończył śpiewać utwór, który zdaniem Patera nie bardzo nadawał się do tańca, i z głośnika dobiegł głos młodego George'a Michaela.
– Muszę to z tobą zatańczyć! – wysapał jej do ucha, gdy popłynęło kilka taktów Careless Whisper.
– Tutaj, w barze? – Uśmiechnęła się z pewnym zakłopotaniem. – Przecież tutaj nikt…
Pod naporem jego ramienia zeszła ze stołka. Czuł, jak mu się poddaje. Jak jej ciało staje się w tańcu uległe. Przy stoliku, przy którym siedziało starsze towarzystwo, ktoś zaczął im bić brawo. Siwy drobny pan chwycił wpół swoją potężną partnerkę i dołączył do Patera i Joanny. Dwaj faceci nad „Finlandią” nie donieśli do ust swych kieliszków i patrzyli zdumieni na tańczące w barze pary.
Pater nie panował nad sobą. W pewnym momencie przycisnął do siebie Joannę. Między kolanami czuł jej udo. Jej dziwny grymas wskazywał wyraźnie, że wyczuła jego erekcję. Pater, cały czas tańcząc, poprowadził ją w stronę wyjścia. Kiedy byli już w drzwiach prowadzących z baru na korytarz, przycisnął swój policzek do jej płonącego ucha.
– Chcę się z tobą kochać!
Joanna wyzwoliła się z jego objęć i spojrzała na niego bez uśmiechu. Zabrała ze stołka torebkę i pobiegła po schodach na piętro, gdzie był jej pokój. Pater podszedł do baru, udając, że nie widzi zdziwionych spojrzeń. Zapłacił i ruszył na górę. Stanął pod pokojem 107 i cicho zapukał.
Nikt nie odpowiedział. Przekręcił gałkę i wszedł do pokoju. Joanna stała na środku i patrzyła na niego z tym samym wyrazem twarzy, z jakim pożegnała go na dole. Zamknął drzwi i podszedł do niej. Nie stawiała oporu. Poczuł jej śliski język w swoich ustach. Odepchnęła go lekko i zdjęła bluzkę.
– Naprawdę mnie pragniesz? – zapytała.
– Tak – zachrypiał i rzucił się na jej piersi.
– Nawet jeśli ci powiem, że widziałam go dzisiaj. – Jej głos dobiegł do Patera, kiedy mocował się z zapięciem biustonosza.
– Kogo? – Pater porzucił trudną czynność i odsunął się od Joanny.
– Krystiana Rosenkreutza.
– Gdzie go widziałaś?
– W tym barze w Chłapowie, gdzie byliśmy na początku. Grał na gitarze taki piękny utwór. Tańczyliśmy przy nim. Powiedziałeś, że to Scorpionsi, i nawet wyjaśniłeś mi, że to niemiecki zespół i że wyglądają, jakby grali w pornolach sado-maso. To co? – dodała po kilku sekundach milczenia. – Dalej mnie pragniesz czy pójdziesz aresztować tego grajka?
– Zdążę. Ta ballada Scorpionsów jest bardzo długa – powiedział Pater i rozpiął spodnie.