175234.fb2 R??e Cmentarne - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 38

R??e Cmentarne - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 38

35

Bar „Amber” w Chłapowie był już nieczynny i obsługa go sprzątała. Nie chcąc się czuć jak w saunie, kelnerki pootwierały wszystkie okna i drzwi. W obawie przed spóźnionymi gośćmi i natrętnymi pijakami w drzwiach postawiono dwa drewniane barowe stołki.

To na nich opierał teraz ręce Pater i lustrował wnętrze lokalu. Zirytowało go, że żaden z telefonów jego ludzi nie odpowiada. Nie był też szczęśliwy, że komendant Banasiuk najwyraźniej nie ma policyjnego zwyczaju spania z włączoną komórką. Próbował zebrać myśli.

Oprócz sprzątających dwóch kelnerek dostrzegł dwóch młodych ludzi, którzy pakowali do pudeł instrumenty. Kolejny siedział na stołku perkusisty, śmiał się cienko i głośno. W mlodzieńcu chowającym gitarę do futerału Pater rozpoznał człowieka, który grał When The Smoke Is Going Down. Do tej ballady Pater tańczył z Joanną. Kelnerka ze ścierką patrzyła przez chwilę na Patera, a potem się do niego zbliżyła.

– Już zamknięte – warknęła. – Proszę pójść pić gdzie indziej!

Pater pokazał kelnerce policyjną blachę, po czym powiesił ją sobie na szyi. Kopnął w stołki i wszedł do lokalu. Zapadła cisza. Cienki śmiech perkusisty urwał się nagle.

– Policja – powiedział Pater i wymierzył palcem w gitarzystę. – Pańskie dokumenty.

Młody człowiek miał krótkie włosy, farbowane na czarno. Na jego piersiach wisiał srebrny pentagram. Nosił obcisły czarny T-shirt bez żadnych ozdób i napisów. Ręce miał umięśnione i wytatuowane. Jego paznokcie również były czarne. Pater zastanawiał się, czy czarny ma również język. Gitarzysta nie zareagował. Stał i wpatrywał się w Patera.

– Chcesz mnie zahipnotyzować? – zapytał Pater. – Wydaje ci się, że jesteś demoniczny?

– Won stąd! – powiedział wolno młodzieniec.

Jego koledzy z zespołu stanęli obok niego i również wpatrywali się w Patera. Kelnerki przestały sprzątać ze stołów.

– Mogę ci, cwelu, załatwić drugą taką blachę. – Ton głosu gitarzysty był lodowaty. – Na moim bazarze za trzy dychy! A teraz wypierdalaj stąd!

Wszyscy trzej ruszyli na Patera. Ten uświadomił sobie, że jego prawie nieużywany pistolet P-83 został w tymczasowej kwaterze. Poczuł wilgoć na czole i kamień w żołądku.

– Co, gościu? – Gitarzysta zaciskał pięści. – Już śmierdzisz ze strachu?

– Nie chcę tu żadnych kłopotów, Muflon – powiedziała kelnerka i wskazała głową na Patera. – Jeśli to jest naprawdę glina, to jeszcze tutaj przyjdzie z innymi. Ja tu mieszkam przez okrągły rok i nie chcę mieć problemów z psiarnią.

– Jaki glina, laska? – warknął domniemany Traszka. – Przecież widzisz, że to jakaś stara spocona ciota! Bluzgasz mu, a on stoi jak chuj!

Kamień w żołądku Patera stał się bryłą betonu, a pot nadal płynął mu po spieczonej słońcem twarzy. Najchętniej obmyłby teraz policzki wodą. Zimna woda była jego marzeniem. Powstrzymałaby nadchodzącą wściekłość. Ale w pobliżu nie było kranu z wodą.

Wyszedł powoli z knajpy i ruszył do swojego samochodu. Wsiadł, otworzył skrytkę i wyjął rozpylacz na szerszenie.

Czekał.

Po piętnastu minutach domniemany Traszka wyszedł z knajpy w towarzystwie jednej z kelnerek. Obejmował ją wpół, a w drugiej ręce dźwigał gitarę. Pater wysiadł cicho z samochodu i ruszył za młodymi ludźmi. Kelnerka go usłyszała, obejrzała się za siebie i dała kuksańca swojemu chłopakowi.

– Patrz, Muflon, ten kundel się przyczepił – powiedziała.

Gitarzysta obejrzał się za siebie. Przed nim stał Pater i trzymał coś w wyciągniętej ręce. Muflon nie zdołał jednak dostrzec tego przedmiotu. Jego oczy pokryły się łzami, a płuca wciągnęły piekące powietrze. Słyszał jeszcze krzyk swojej dziewczyny. A potem poczuł pierwszy cios w głowę.