175234.fb2
O piątej trzydzieści przy kutrze rybackim WŁA-236 pojawił się nieznany Paterowi mężczyzna. Nadkomisarz obserwował, jak Wieloch, trzymając rękę na ramieniu nieznajomego, spaceruje z nim wzdłuż nabrzeża. Mężczyzna kilka razy zatrzymywał się i zaczynał gwałtownie gestykulować, ale za każdym razem pojednawcze gesty czynione przez Wielocha odnosiły właściwy skutek. Pater widział, jak Wieloch sięga w pewnej chwili do kieszeni, wyjmuje kartkę oraz długopis i zaczyna coś notować. Po kwadransie aspirant wrócił na pokład.
– Jezu! – Otarł czoło. – Udało się! Mam dane załoganta, które muszę zgłosić w bosmanacie. Ale tego kutra drugi raz już nie dostanę.
Wypłynęli. Była siódma rano, gdy Wieloch wyłączył silnik. WŁA-236 dryfował na pełnym morzu, a Pater czuł każde smagnięcie wiatru.
– Przyprowadźcie go! – krzyknął. – Już czas, byśmy porozmawiali z naszym przyjacielem.
Filip Traszka wszedł na pokład, spojrzał na Patera i mrugnął do niego okiem. Nadkomisarz chwycił go za ramiona i z całej siły popchnął. Traszka uderzył o reling i krzyknął. Kajdanki na nadgarstkach zachrobotały przy zderzeniu z metalową częścią kutra.
– Chryste! On mógł wypaść! – krzyknął Kulesza.
– Masz rację, mój błąd. – Pater podbiegł do chłopaka i rzucił nim o pokład. – Za wcześnie, by się tam znalazł.
Kutrem zakołysało, Pater zachwiał się i poczuł, że ma mokre do kolan spodnie.
– Słuchaj, Filipie – szarpnął Traszkę za włosy, wyciskając z nich wodę – nikt nie wie, gdzie jesteś. Ta barmanka, z którą wyszedłeś, jest z pewnością tak przerażona, że dostała nagłego ataku amnezji. Uwierz mi – znów szarpnął Traszkę za włosy – ona już o tobie zapomniała. W porcie też nie wiedzą, że Filip Traszka znalazł się na rybackim kutrze.
Pater otarł wodę z ust i poczuł smak soli. Popatrzył na linię horyzontu, wziął wdech i zapytał:
– Dlaczego, Filipie, to zrobiłeś? Dlaczego je zabiłeś?
Z ust Traszki dobyło się rzężenie, które przekształciło się w śmiech.
– Pojebało cię?! O co ci chodzi, facet!
– Trzy dziewczyny. – Pater wbił mu kolano w żebra. – Trzy dziewczyny – powtórzył. – Dlaczego je zabiłeś?
W oczach Traszki ujrzał przerażenie.
– Nikogo nie zabiłem! Złożę na was skargę! Jeśli rzeczywiście jesteście z policji! W co raczej nie wierzę!
Fala podniosła kuter, Pater zachwiał się i zrobił trzy kroki do tyłu, by utrzymać równowagę. Widział tylko, że Wieloch, z nienaturalnymi wypiekami na twarzy, zbliża się do Traszki, zakłada mu na głowę plastikowe wiaderko na złowione ryby i zaczyna w nie z całej siły kopać.
– Zabijesz go! – wrzasnął Pater i w tej samej chwili poczuł, jak lodowata fala rzuca go na pokład.