175234.fb2 R??e Cmentarne - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 45

R??e Cmentarne - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 45

42

Z pokoju Patera przez otwarte na oścież drzwi widać było przechodzących mieszkańców ośrodka „Fregata”. Niektórzy z nich rzucali ciekawskie spojrzenia do wnętrza segmentu. Widzieli półrozebranego mężczyznę, który siedział z zamkniętymi oczami i bez ruchu w rozrzuconej pościeli. Niektórzy odwracali szybko wzrok. Dawno już minęło południe.

Pater nie zdążył zarejestrować prawie trzech godzin, które upłynęły od porannej rozmowy z Joanną. Wydawało mu się, że minęło zaledwie kilka minut, co spowodował ciężki sen, w jaki zapadł od razu po przyjściu do swej kwatery. Obudził się gwałtownie i zaczerpnął głośno tchu, jakby we śnie dusiły go jakieś zmory.

Wstał i spojrzał na swoją twarz w lustrze. Była pokryta grubymi kroplami potu. I wtedy do niego powróciło. Wszystko, co przeżył w nocy i o poranku.

Runął bezwładnie na łóżko. Od dawna nie żył w takim tempie – w ciągu dwunastu godzin spędził upojną noc z upragnioną kobietą, potem został upokorzony w knajpie w Chłapowie, następnie sponiewierał podejrzanego, a w końcu dostał kosza od tejże upragnionej kobiety, co do której roił sobie śmiałe plany na przyszłość. Pater nie nawykł do takiego tempa i odzwyczaił się od szybkiej czułości i jeszcze szybszego odrzucenia. Nigdy zresztą nie pojął sinusoidy wahań i zmiennych nastrojów, która często była wykresem stanów emocjonalnych jego żony.

Usiłował rozplatać sceny i wspomnienia, które paraliżowały swobodny bieg jego myśli. Aby to zrobić, musiał najpierw podzielić męczące go obrazy na prywatne i służbowe. Zaczął od tych pierwszych.

– Na szczęście nie jestem zakochany – powiedział do siebie. – Jestem za stary na nieszczęśliwą, nieodwzajemnioną miłość. Mogę mieć pełne zaufanie do swojego mózgu. Nie poddaje się on rujnującej miłosnej chemii. Jeszcze kilka lat temu zakochałem się w Izie po pierwszej wspólnej nocy. A nawet myślałem czas jakiś o mojej pierwszej dziwce z agencji. To już minęło. Już jestem dojrzały. No cóż… Ta Joanna to kobieta o jakimś chorym rygoryzmie, egoistka, która chce człowieka wessać, porwać i mieć tylko dla siebie! Dobrze było, ale to już koniec. I trudno. Niech tak będzie! W końcu zaliczyłem świetną laskę!

Po tej konstatacji poczuł się silny i pozbawiony uczuć jak bezwzględny uwodziciel. Usiadł i spojrzał w swoje odbicie w lustrze. Nie ujrzał tam Casanovy. Patrzył na niego szpakowaty facet o opuchniętej twarzy, szczupły, lecz sflaczały. Facet ten wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać.

Wstał gwałtownie i ruszył w samych slipach do węzła sanitarnego. Wsadził głowę pod wodę. Kiedy spływała mu po karku, wpatrywał się w liszaje i zardzewiałą rynnę, która tworzyła umywalkę. W żołądku czuł ciężki kamień, jak podczas konfrontacji z Traszką w Chłapowie. Wtedy bał się o to, co może go spotkać, teraz – że coś może go nie spotkać. Że już więcej nie ujrzy Joanny.

Poczuł, że ktoś go klepie w ramię. Uniósł głowę i ujrzał umundurowanego Adriana Klofika, jednego z ludzi Banasiuka, który wraz z Wielochem starał się ustalić tożsamość Anny Seredy.

Dzień dobry, panie nadkomisarzu – przywitał się grzecznie młody policjant. – Mam coś dla pana. Przysłali to z Komendy Wojewódzkiej. Mówili, że pilne.

– Dzień dobry – mruknął Pater. – Dziękuję.

Spojrzał na kopertę i wyczul w niej kształt dyktafonu.

„A zatem technicy usunęli szumy w nagraniach Mielnika”, pomyślał i spojrzał w roztargnieniu na Klofika. Ten nie odchodził i wciąż uważnie przypatrywał się Paterowi.

– Przepraszam, że się wtrącam do nie swoich spraw – powiedział Klofik zatroskanym głosem. – Ale na zapalenie spojówek najlepsze są okłady z herbaty.