175234.fb2 R??e Cmentarne - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 60

R??e Cmentarne - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 60

58

Pater czytał SMS-a od Joanny: „Kupiłam świetne pudełko na Twoje koszule. Nie pogniotą się w podróży. Buziaki! Do zobaczenia na lotnisku”. Odłożył telefon i rozejrzał się. Tutaj każdy kąt śmierdział przestępstwem i rozpaczą. W aktach leżały gęsto zapisane kartki – pisemne ślady po trupach. Obok nich spoczywały protokoły – głównie z fałszywymi zeznaniami. Tu nie było zapachu rozpalonej plaży, tamaryszku i rozmarynu. W pokoju unosił się smród strachu i śmierci.

Pater zatrzymał wzrok na biurku swojego partnera Światły i starał się myśleć o wszystkim, byleby tylko nie o przeklętym mejlu, który dziś przeczytał, i nie o tym, co się wiązało z jego ponurym przesłaniem. Odczuwał gwałtowną potrzebę wytchnienia – od upału, od nagłych wątpliwości, od żrącego niepokoju. Gdy potrzebował chwili spokoju, przywoływał studenckie wspomnienia. Choć nie wszystkie z nich były dobre, to czas studiów polonistycznych stanowił chyba jedyny okres w jego życiu, gdy dobre doświadczenia dominowały nad złymi. Pater chętnie porównywał go do folderu w komputerze, po którego otwarciu samoistnie uruchamiały się przyjemne programy wspomnieniowe.

Wszedł do owego umysłowego folderu i zobaczył scenę sprzed lat. Młody doktor filologii klasycznej wygłasza dla garstki studentów polonistyki wykład z tragedii greckiej. Młody Pater siedzi w drugiej ławce i słucha ponurych opowieści mitologicznych, odtworzonych przez Ajschylosa w Orestei. Nagle profesor podnosi głos i z pasją odczytuje passusy, w których straszliwe wyrzuty sumienia, upostaciowane w boginie zemsty Erynie, kąsają nocą matkobójcę Orestesa. I wtedy student Pater zamienia się w nadkomisarza Patera. I wtedy Ajschylosowe Erynie przyjmują postać Sławomira Jodłowskiego, wypuszczającego krwawe bąbelki powietrza na śliskiej lastrykowej posadzce w chłodni. We wspomnieniu zwykle wszystko się zmienia. Jedynie wyrzuty sumienia pozostają te same.

Pater wstał i przebiegł kilkakrotnie wąską przestrzeń pomiędzy biurkami. Nic mu nie pomoże. Żadne dobre wspomnienia, które zamieniają się w bolesne asocjacje. Nie jest w stanie uciec od swoich Erynii. Musi się z nimi spotkać. Musi je obłaskawić i nazwać – jak to robili starożytni – Życzliwymi. A potem się z nimi zmierzyć i zniszczyć je. Raz na zawsze.

„Jodłowski umarł”, myślał Pater.

Nie przyznał się do potrójnego mordu w Jelitkowie. Nie przyznał się do niczego. Uderzył potylicą w kamienną posadzkę i pluł krwią. Na drwiąco wygiętych ustach pękały bąbelki powietrza.

„Nie wiem, czy on zabił. Może uciekał przede mną nie morderca, lecz zwykły handlarz prochów? Może Jodłowski był początkującym narkotykowym dilerem, który stracił głowę na widok policji, nie zaś degeneratem tatuującym swe ofiary? Tak czy inaczej on już nie żyje, ja będę miał na karku palantów z Biura Spraw Wewnętrznych, a zagadka Jelitkowa wciąż pozostaje niewyjaśniona. Chyba że…”

– Chyba że wyjaśnienie jest tutaj – powiedział głośno Pater i uderzył otwartą dłonią w wydruk. – Traszka wyznaczył mi spotkanie na dwudziestą pierwszą w warsztacie kolejowym. Podczas tego spotkania dowiem się prawdy. Poznam zło, które mnie zatruło.

Przed oczami stanęła mu Joanna. Już na pewno wszystko starannie spakowała. Wyprasowała jego koszule i umieściła je w pudełku chroniącym przez pognieceniem. Jest zapobiegliwa i uważna. Siedzi teraz u niego w domu i zmusza się do słuchania King Crimson. Pilnie śledzi wskazówki zegara. Pewnie już zamówiła taksówkę.

Pater wystukał w telefonie odpowiedź dla Joanny: „Leć sama. Ja będę na Folegandros najdalej za trzy dni. To ostatnia sprawa w moim życiu. Przepraszam. Kocham Cię”.

Ktoś zapukał do drzwi. Pater nie wysłał wiadomości. Zapisał ją i postanowił zrobić to później. Nie wiedział dokładnie kiedy.

Pukanie powtórzyło się.

W drzwiach pojawiły się głowy Kuleszy i Wielocha.

– Szefie – zaczął Kulesza – musimy z panem porozmawiać.

– Wydawało mi się, że przeszliśmy na ty – zauważył Pater.

– Musimy – z naciskiem powiedział Kulesza – porozmawiać.

– Więc?

– Proszę nam obiecać, że nie zrobi pan nic głupiego. Że nie spotka się pan sam z Traszką… Razem się z nim spotkamy.

– Nikt się z nim spotykać nie będzie. – Pater popatrzył Kuleszy prosto w oczy. – Po pierwsze, nie wiem, gdzie go szukać. Co mi z tego – spojrzał na Wielocha – że znam godzinę.

– A po drugie?

– A po drugie… – Pater zrobił pauzę. – O dziewiątej wieczorem mój samolot odlatuje do Salonik. Jak nie wierzycie, sprawdźcie moje nazwisko na liście pasażerów. To chyba umiecie zrobić?

Odwrócił się do nich plecami i zaczął porządkować biurko. Wyłączył komputer. Rozmowę uważał za skończoną.