175253.fb2
Smith Keen zobaczył ich, jak kluczyli pomiędzy rzędami biurek sali agencyjnej. Gray szedł pierwszy i trzymał dziewczynę za rękę. Była naprawdę ładna, ale nie czas na podziwianie jej urody! Gdy stanęli przed nim, nie mogli złapać oddechu.
– Smith Keen, a to jest Darby Shaw – przedstawił ich sobie Gray, oddychając ciężko.
– Witam – powiedziała, rozglądając się po hałaśliwej sali.
– Miło mi, Darby. Słyszałem, że jesteś niezwykłą kobietą.
– Zgadza się – rzucił Gray. – Poflirtujecie sobie później.
– Proszę za mną – powiedział Keen. – Feldman czeka na nas w sali konferencyjnej.
Przeszli przez zatłoczony serwis i skręcili do przestronnej sali, z długim stołem pośrodku. W pokoju było pełno mężczyzn wymieniających głośno uwagi. Wszyscy umilkli jak na komendę, gdy zobaczyli Darby. Feldman zamknął drzwi. Wyciągnął do niej rękę.
– Jackson Feldman, redaktor naczelny. Ty jesteś Darby?
– A któż by inny? – sapnął Gray.
Feldman nie zwrócił na niego uwagi. Przedstawił Darby siedzących za stołem mężczyzn.
– Howard Krauthammer, dyrektor wydawnictwa; Ernie DeBasio, mój zastępca i szef działu zagranicznego; Elliot Cohen, mój zastępca i szef działu krajowego; Vince Litsky, nasz prawnik.
Darby kiwała uprzejmie głową, choć nazwiska przedstawianych osób natychmiast wylatywały jej z głowy. Wszyscy panowie mieli około pięćdziesiątki, wszyscy nosili koszule z krótkimi rękawami i wszyscy wyglądali na przejętych. Wyczuwała wiszące w powietrzu napięcie.
– Daj mi taśmę – polecił Gray.
Wyjęła ją z torebki i podała Granthamowi. Telewizor wraz z magnetowidem stał na przenośnym stoliku w odległym końcu sali. Gray wsunął taśmę do aparatu.
– Nagranie trafiło w nasze ręce przed dwudziestoma minutami i jeszcze go nie obejrzeliśmy – wyjaśnił.
Darby usiadła na krześle pod ścianą. Mężczyźni pochylili się ku ekranowi.
Na czarnej płaszczyźnie telewizora pojawiła się data – 12 października. Zaraz potem ujrzeli Curtisa Morgana siedzącego w kuchni. Trzymał w ręku pilota kierującego pracą kamery.
“Nazywam się Curtis Morgan i ponieważ oglądacie to nagranie, zapewne nie żyję”. Co za początek! Dziennikarze pokręcili głowami, nie odrywając wzroku od ekranu.
“Jest 12 października, siedzę w domu. Jestem sam. Moja żona poszła do lekarza. Powinienem być w pracy, ale powiadomiłem ich, że jestem chory. Żona o niczym nie wie. Nikomu nie zdradziłem tego, co zaraz powiem. Ponieważ oglądacie kasetę, widzieliście zapewne to… [Podnosi ze stołu oświadczenie]. Jest to moje oświadczenie złożone pod przysięgą. Zamierzam dołączyć je do kasety i umieścić w skrytce depozytowej w banku. Przeczytam je, a potem opowiem o paru innych sprawach”…
– Mamy to oświadczenie – rzucił szybko Grantham. Stał oparty o ścianę obok Darby. Nikt na niego nie spojrzał. Wszyscy wlepiali wzrok w ekran. Morgan czytał powoli tekst dokumentu. Jego oczy biegały od kartek do kamery, jakby sprawdzał, czy wszystko się nagrywa.
Czytanie oświadczenia zajęło mu dziesięć minut. Za każdym razem, gdy w tekście pojawiało się słowo pelikan, Darby zamykała oczy i powoli kręciła głową. A więc wszystko sprowadzało się do tego… Cały ten koszmar… Tyle niepotrzebnych śmierci… I to z powodu wymierających ptaków… Próbowała nie myśleć o tym. Słuchała Morgana.
Kiedy skończył czytać, odłożył oświadczenie na stół i zajrzał do notesu. Był spokojny i odprężony. Przystojny chłopak, wcale nie wyglądał na swoje dwadzieścia dziewięć lat. Siedział rozluźniony, w wykrochmalonej białej koszuli, bez krawata.
“Kancelaria White’a i Blazevicha – zaczął – nie jest moim wymarzonym miejscem pracy. Wierzę jednak w uczciwość większości spośród czterystu zatrudnionych tam prawników, którzy zapewne nigdy nie słyszeli o Victorze Mattiesie. Mówiąc szczerze, nie sądzę, by inni – oprócz Wakefielda, Velmana i «Einsteina» – wiedzieli o spisku. Mogę podejrzewać, że pomaga im dosyć złowroga postać, wspólnik Jarreld Schwabe, ale nie mam na to dowodów”. Darby doskonale pamiętała pana Schwabego. “Kilka dni po zabójstwie sędziów zwolniono nagle sekretarkę, Miriam LaRue, która pracowała w dziale paliw płynnych od osiemnastu lat. Niewykluczone, że pani LaRue wie coś o sprawie. Mieszka w Falls Church. Inna sekretarka, której dla jej bezpieczeństwa nie wymienię z nazwiska, zwierzyła mi się, że słyszała przypadkowo rozmowę pomiędzy Wakefieldem i Velmanem poświęconą mojej osobie i temu, czy można mi zaufać. Nic więcej nie potrafiła powiedzieć, dotarły do niej jedynie strzępki zdań. Po znalezieniu przeze mnie notatki na biurku Wakefielda stosunek wspólników do mnie uległ gwałtownej zmianie. Było to szczególnie widoczne w zachowaniu panów Wakefielda i Schwabego. Odnosiłem wrażenie, że z chęcią przycisnęliby mnie do muru i grożąc bronią zakazali mówienia o notatce, ale oczywiście nie mogli tego zrobić, bo nie mieli pewności, czy ją czytałem. Bali się nagłaśniać jedną z tysiąca biurowych pomyłek. Czytałem notatkę i wiem, że na dziewięćdziesiąt procent podejrzewali mnie o to. Bałem się, bo jeśli zabili Rosenberga i Jensena, to, do diabła, nie powinni mieć kłopotów ze mną, zwykłym adwokatem. Poza tym, nawet gdyby nie zdecydowali się mnie usunąć, w każdej chwili mogli zwolnić mnie z pracy”.
Litsky – prawnik “Posta” – pokręcił głową z niedowierzaniem. Pozostali widzowie poruszyli się niespokojnie na krzesłach.
“Dojeżdżam do pracy samochodem i dwukrotnie ktoś mnie śledził. Wiem, że chodzą za mną nawet podczas przerwy na lunch”…
Dalej Morgan mówił o swojej rodzinie, dorzucił też kilka dygresji. Widać było, że ma już niewiele do powiedzenia, ale nie chce kończyć nagrania. Gray podał oświadczenie i załącznik Feldmanowi, który rzucił na nie okiem i przekazał Krauthammerowi. Ten podał dokument dalej.
Morgan wygłosił na koniec przerażające memento: “Nie wiem, kto ogląda tę taśmę, i nie ma to dla mnie większego znaczenia, ponieważ jestem już zapewne martwy. Mam nadzieję, że to nagranie zostanie wykorzystane przeciwko Mattiece’owi i jego skorumpowanym prawnikom. A jeśli trafiło w ręce tych bandytów i oszustów, to powiem wam jedno: będziecie się smażyć w piekle!”
Gray zatrzymał taśmę i wyjął ją z magnetowidu. Zatarł ręce i uśmiechnął się.
– I cóż, panowie, wystarczy wam taka weryfikacja czy żądacie więcej?
– Znam tych ludzi – odezwał się oszołomiony Litsky. – Przed rokiem grywałem z Wakefieldem w tenisa.
Feldman wstał i zaczął przechadzać się po sali.
– Jak znaleźliście Morgana?
– To długa historia – odparł Gray.
– Podaj mi jej krótszą wersję.
– Na wydziale prawa w Georgetown jest pewien student, który latem miał praktykę u White’a i Blazevicha. Rozpoznał Morgana na fotografii.
– Skąd miałeś jego zdjęcie? – spytał Litsky.
– Nie musisz wiedzieć. To nie należy do sprawy.
– Proponuję to puścić – oświadczył głośno Krauthammer.
– Zgadzam się – dorzucił Elliot Cohen.
– W jaki sposób dowiedzieliście się, że Morgan nie żyje? – zapytał Feldman.
– Darby była wczoraj u White’a i Blazevicha. O mało jej nie udusili, ale powiedzieli o śmierci Morgana…
– Gdzie była taśma i oświadczenie?
– W skrytce w Pierwszym Banku Kolumbijskim. Żona Morgana dała mi do niej klucz dziś o piątej rano. Nie popełniłem żadnego wykroczenia, zbierając materiały do tej historii. Raport “Pelikana” został w pełni zweryfikowany przez niezależne źródło.
– Puszczamy – oznajmił Ernie DeBasio. – Puszczamy z największymi nagłówkami od czasu, gdy w naszej gazecie wydrukowaliśmy nagłówek: NIXON SKŁADA REZYGNACJĘ.
Feldman zatrzymał się obok Smitha Keena. Przyjaciele spojrzeli sobie głęboko w oczy.
– Puść to – powiedział Keen.
– Vince? – zwrócił się naczelny do prawnika.
– Z prawnego punktu widzenia nic nam nie mogą zarzucić. Chciałbym jednak przeczytać artykuł przed wydrukowaniem.
– Ile czasu potrzebujesz? – Naczelny spojrzał na Graya.
– Mam już szkic. Napisanie pełnej wersji zajmie mi godzinę. Dajcie mi dwie godziny na Morgana. W sumie trzy. Nie więcej.
Feldman od chwili spotkania z Darby nawet się nie uśmiechnął. Przeszedł kilka kroków i stanął przed Granthamem.
– A jeśli taśma jest spreparowana?
– Spreparowana?! O czym ty, do cholery, mówisz, Jackson?! Mało ci trupów? Widziałem wdowę. Na własne oczy, tak jak teraz ciebie. Wdowa jest prawdziwa, można jej dotknąć! W tej gazecie wydrukowano artykuł o śmierci Morgana. Morgan nie żyje! Nawet w jego kancelarii mówią, że jest martwy! A na kasecie widziałeś go za życia! Słyszałeś, jak opowiadał, co mu grozi! Wiem na pewno, że to on! Curtis D. Morgan we własnej osobie! Rozmawialiśmy z notariuszką, która poświadczyła jego podpis i odebrała przysięgę. Rozpoznała go! – Gray pieklił się coraz głośniej i spoglądał z niedowierzaniem po twarzach mężczyzn. – Każde słowo Morgana potwierdza treść raportu. Każde! Czy Garcia nie powiedział ci tego samego, co usłyszałeś od Darby: Mattiece, proces, morderstwa?! Darby jest z nami, jest autorką raportu. Posłuchaj jej opowieści o trupach i o tym, jak ścigano ją po całym kraju! W tym nie ma słabych punktów. To wszystko prawda, Jackson, i mamy gotowy materiał!
– Więcej niż materiał, Gray – uśmiechnął się w końcu Feldman. – Chcę widzieć artykuł o drugiej. Jest jedenasta. Zamkniesz się w tej sali. Za trzy godziny zbierzemy się tu ponownie i przeczytamy pierwszą wersję. – Feldman zmierzał do drzwi. – Zobowiązuję wszystkich obecnych do zachowania milczenia.
Mężczyźni wstali i wyszli z sali posiedzeń. Najpierw jednak kolejno podchodzili do Darby i ściskali jej dłoń. Nie wiedzieli, czy powinni pogratulować jej zwycięstwa, czy podziękować, uśmiechali się więc i poklepywali ją po ręce. Darby nie miała siły, by wstać.
Kiedy zostali sami, Gray usiadł naprzeciw i ujął jej dłonie. Przed nimi stał długi stół konferencyjny, wokół niego starannie ustawione krzesła. Ściany były białe, oświetlone halogenowymi lampami i promieniami słońca wpadającymi przez dwa okna.
– Jak się czujesz? – zapytał.
– Nie wiem. Chyba dotarliśmy do końca. Udało nam się!
– Nie wyglądasz na szczęśliwą.
– Miewałam lepsze miesiące. Jestem szczęśliwa z twojego powodu.
– Z mojego? – Spojrzał na nią uważnie.
– Złożyłeś wszystko w całość, a jutro dowie się o tym świat. Nagrodę Pulitzera masz w kieszeni.
– Nie myślałem o tym.
– Kłamca.
– No dobrze, może przelotnie. Ale kiedy wczoraj wyszłaś z windy i powiedziałaś mi o śmierci Garcii, Pulitzer wyparował mi z głowy.
– Powiem ci, że to niesprawiedliwe! Odwaliłam za ciebie całą robotę. Wykorzystałeś zasoby mojej inteligencji, a teraz będziesz zbierał laury.
– Z przyjemnością umieszczę twoje nazwisko pod artykułem, jako autorki raportu. Jeśli chcesz, damy twoje zdjęcie na pierwszej stronie, obok Rosenberga, Jensena, Mattiece’a, prezydenta, Verheeka i…
– Thomasa? Czy jego zdjęcie też tam będzie?
– To zależy od Feldmana. To on redaguje tę gazetę. No cóż, panno Shaw, mam trzy godziny na napisanie najważniejszego artykułu w życiu. Historii, która wstrząśnie światem. Historii, która może obalić prezydenta i która rozwiąże sprawę morderstwa sędziów. I która wreszcie uczyni mnie sławnym i bogatym.
– Pozwól, że ja ją napiszę.
– Naprawdę? Świetnie. Jestem trochę zmęczony…
– Idź po notatki. I przynieś kawę.
Zamknęli drzwi i przygotowali warsztat pracy. Asystent z serwisu wtoczył stoliczek z komputerem i drukarką. Wysłali go po dzbanek kawy i owoce. Podzielili historię na części: najpierw morderstwa, potem sprawa pelikanów z południowej Luizjany, dalej Mattiece i jego związki z prezydentem, później raport i jego tragiczne reperkusje: Callahan, Verheek i sprawa tajemniczej śmierci Curtisa Morgana; wreszcie White i Blazevich, czyli Wakefield, Velmano i “Einstein”. Darby wolała pisać na kartce. Przelewała na papier wszystko, co wiedziała o procesie, i streszczała raport. Potem zajęła się samym Mattiece’em. Gray zabrał się do pozostałych wątków i korzystając z notatek wpisywał artykuł do komputera.
Darby mogłaby służyć za przykład wzorowej organizacji pracy – jej notatki leżały starannie posegregowane na stole; odręczny tekst był czytelny i pisany niemal bez skreśleń. Grantham natomiast tworzył wokół siebie nieziemski bałagan – rzucał kartki na podłogę, rozmawiał z komputerem, drukował poszczególne paragrafy, po czym, niezadowolony, natychmiast wyrzucał je do kosza. Darby uciszała go bez przerwy.
– To nie czytelnia wydziału prawa – słyszała w odpowiedzi. – Tu się robi gazetę. Piszę zawsze ze słuchawką telefonu przy każdym uchu i rozwrzeszczanym naczelnym nad głową.
O wpół do pierwszej Smith Keen przysłał im lunch. Darby jadła kanapkę i wyglądała przez okno. Gray przekopywał się przez raporty finansowe kampanii prezydenckiej.
Podejrzanego typa zauważyła zupełnie przypadkowo. Opierał się o ścianę budynku po przeciwnej stronie ulicy. Nie byłoby w tym niczego niezwykłego, gdyby nie to, że godzinę wcześniej stał pod hotelem Madison. Popijał coś ze styropianowego kubka i obserwował wejście do “Posta”. Ubrany był w dżinsowy garniturek, na głowie miał czarną czapkę. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat. I stał sobie na ulicy. Darby odgryzała maleńkie kęsy kanapki i przyglądała się mu przez dziesięć minut. Popijał z kubka i nie ruszał się.
– Gray, podejdź tu, proszę.
– O co chodzi? – Grantham stanął przy oknie. Pokazała mu mężczyznę w czarnej czapeczce.
– Przypatrz mu się uważnie – poleciła. – I powiedz mi, co robi?
– Pije… chyba kawę… opiera się o ścianę i patrzy… na nasz budynek!
– W co jest ubrany?
– W dżins od góry do dołu. Na głowie ma czarną czapkę. Na nogach kowbojskie buty. Dlaczego pytasz?
– Przed godziną widziałam, jak stoi pod hotelem. Był częściowo zasłonięty furgonetką, ale to ten sam. Teraz znalazł się tutaj.
– I co…?
– A to, że nie robi nic innego, tylko łazi po ulicy i gapi się na budynki, do których wchodzimy.
Gray kiwnął głową. Nie czas na zadawanie głupich pytań. Facet wyglądał podejrzanie, a Darby miała nosa. Przez dwa tygodnie ścigali ją od Nowego Orleanu po Nowy Jork. Dlaczego nie mieliby pojawić się w Waszyngtonie? Dziewczyna lepiej od niego orientowała się w tych sprawach.
– Słucham… Co o nim sądzisz, Darby?
– Podaj mi choć jeden powód, dla którego ten człowiek, nie włóczęga przecież, robi to, co robi.
Mężczyzna spojrzał na zegarek i ruszył chodnikiem. Po chwili zniknął im z oczu. Darby sprawdziła czas.
– Jest dokładnie pierwsza – powiedziała. – Będziemy wyglądać na ulicę co piętnaście minut, dobrze?
– W porządku, choć nie sądzę, żeby to byli oni. – Chciał ją pocieszyć, ale nie udało mu się.
Usiadła przy stole i zabrała się do pracy. Gray obserwował ją przez chwilę, a potem wrócił do komputera.
Oderwał się od klawiatury po piętnastu minutach i podszedł do okna. Darby spoglądała na niego spod oka.
– Nie widzę go – oznajmił.
Zobaczył go o wpół do drugiej.
– Darby…
Wyjrzała przez okno i wbiła wzrok w czarną czapeczkę. Facet narzucił na plecy zieloną wiatrówkę i stał tyłem do nich. Wyglądało to bardzo podejrzanie. Przeszedł kilka kroków i zatrzymał się obok ciężarówki. Zapalił papierosa i spojrzał na drzwi wejściowe. Omiótł wzrokiem chodnik przed budynkiem.
– Dlaczego gniecie mnie w żołądku? – spytała Darby.
– Ale skąd się tu wzięli? Przecież to niemożliwe…
– Wiedzieli, że jestem w Nowym Jorku.
– Może chodzą za mną? Mówiono mi, że ktoś mnie śledzi. Na pewno wysłano go, żeby sprawdził, czy pokażę się w redakcji. Skąd mieliby wiedzieć, że ty jesteś tutaj? To ja go zwabiłem.
– Niewykluczone – wycedziła.
– Poznajesz go?
– Nie wiem. Nigdy mi się nie przedstawiali.
– Posłuchaj, zostało nam trzydzieści minut. Skończmy pisać, a potem zajmiemy się tym gościem.
Wrócili do pracy. Za piętnaście druga Darby podeszła do okna. Facet zniknął. Drukarka rzucała na papier pierwszą wersję artykułu.
Redaktorzy czytali z ołówkami w dłoniach. Litsky czytał dla przyjemności. Artykuł sprawiał mu większą radość niż pozostałym.
Była to długa historia i Feldman ciął ją niemiłosiernie niczym chirurg. Smith Keen dopisywał coś na marginesach. Krauthammer nie miał żadnych zastrzeżeń.
Czytanie zajęło im sporo czasu. Gray nanosił kolejne poprawki. Darby stała przy oknie. Facet w czarnej czapeczce wrócił na wartę. Tym razem miał na sobie granatową kurtkę. Zapomniał zmienić spodnie. Na dworze było pochmurno, chłodno i mężczyzna popijał gorącą kawę. Co jakiś czas przytupywał, jakby marzły mu stopy. Upijał łyk kawy, rzucał okiem na “Posta”, potem na ulicę i znów na budynek. Dokładnie kwadrans po drugiej zaczął kogoś wypatrywać.
Samochód zatrzymał się kilka jardów za wartownikiem. Z tyłu wysiadł dobry znajomy Darby. Auto ruszyło z piskiem opon, a przybysz rozejrzał się po ulicy. Utykając lekko, podszedł do mężczyzny w czarnej czapce. Wymienili parę słów i Tucznik ruszył ku skrzyżowaniu Piętnastej i L. Ten w czarnej czapce został na miejscu.
Rozejrzała się po sali. Wszyscy byli pochłonięci czytaniem. Tucznik zniknął i nie mogła pokazać go Grayowi, który studiował własne dzieło z uśmiechem na twarzy. Nie… nie szukali reportera. Czekali na nią!
Musieli być zdesperowani. Wystawali na ulicy, czekając na cud, łudząc się, że ofiara wyjdzie z budynku i trafi prosto w ich łapy. Bali się. Tymczasem ona opowiedziała już o wszystkim i rozdała kopie raportu. Jutro rano rozpęta się piekło. Muszą temu zapobiec. Taki dostali rozkaz.
Stała w pokoju pełnym mężczyzn i drżała ze strachu.
Feldman skończył ostatni.
– Znalazłem tylko drobiazgi do poprawienia. Nie powinno nam to zabrać więcej niż godzinę. Zajmijmy się telefonami.
– Według mnie wystarczą trzy – powiedział Gray. – Biały Dom, FBI i White z Blazevichem.
– W artykule napisałeś tylko o Wakefieldzie. Dlaczego? – zapytał Krauthammer.
– Morgan wskazał go palcem.
– Ale autorem notatki jest Velmano. Trzeba go wymienić z nazwiska.
– Popieram – oznajmił Smith Keen.
– Ja także – dodał DeBasio.
– Dopisałem Velmana – zakończył dyskusję Feldman. – O “Einsteinie” napiszemy później. Z telefonami do Białego Domu i kancelarii poczekamy do wpół do piątej albo nawet do piątej. Jeśli zadzwonimy wcześniej, wpadną w szał i popędzą z tym do sądu.
– Popieram – rzucił Litsky. – Nie mogą wstrzymać druku, niemniej będą próbować. Zaczekajmy do piątej.
– Dobrze – zgodził się Gray. – Do wpół do czwartej naniosę poprawki. Potem zadzwonię do FBI i poproszę o komentarz. A później dobierzemy się do Białego Domu i prawników.
Feldman stał już w progu.
– Spotkamy się o wpół do czwartej.
Gdy wyszli, Darby zamknęła drzwi i wskazała na okno.
– Mówiłam ci o Tuczniku?
– On też?!
Wyjrzeli na ulicę.
– Obawiam się, że tak. Rozmawiał z naszym znajomym, a potem odszedł. Nie mylę się, Gray.
– To znaczy, że chodzi im o ciebie…
– Przypuszczam, że tak. Muszę się zbierać.
– Coś wymyślimy. Powiadomię naszą ochronę. Chcesz, żebym porozmawiał z Feldmanem?
– Jeszcze nie teraz.
– Znam paru gliniarzy.
– Świetnie. Myślisz, że zgodzą się zaaresztować tych panów i spuścić im lanie?!
– Owszem. Ci, których znam, na pewno to zrobią.
– Nie mogą im w niczym przeszkodzić, Grantham! Ci faceci nie robią nic złego.
– Oprócz tego, że zamierzają cię zabić.
– Czy w tym budynku jesteśmy bezpieczni?
Gray zastanawiał się przez chwilę.
– Porozmawiam z Feldmanem. Postawimy przed drzwiami dwóch strażników.
– Dobrze.
O wpół do czwartej Feldman zaaprobował drugą wersję artykułu i zezwolił na telefon do FBI. Do sali konferencyjnej wniesiono cztery aparaty i podłączono do nich magnetofon. Feldman, Smith Keen i Krauthammer podnieśli słuchawki.
Gray wystukał numer Phila Norvella, swojego dobrego znajomego, który czasami podrzucał mu kawałki z Biura, ale robił to tak rzadko, że nie zasługiwał na miano źródła. Zresztą w FBI trudno byłoby znaleźć kogoś, kto by na to zasługiwał. Norvell odebrał telefon.
– Phil? Mówi Gray Grantham z “Washington Post”.
– Poważnie? Wciąż tam siedzisz?
– Uprzedzam cię, że nagrywam tę rozmowę.
– Nie strasz mnie. O co chodzi?
– Jutro rano ukaże się artykuł opisujący szczegółowo spisek, w efekcie którego zamordowano sędziów Rosenberga i Jensena. W artykule padają nazwiska Victora Mattiece’a, spekulanta naftowego, i jego dwóch prawników zatrudnionych w tym mieście. Wspominamy także o Verheeku, który oczywiście nie miał nic wspólnego ze spiskiem. W naszej opinii Federalne Biuro Śledcze od początku wiedziało o Mattiesie, lecz wstrzymało prowadzone przeciwko niemu dochodzenie na wyraźne żądanie Białego Domu. Chcemy dać wam szansę skomentowania tej opinii.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Phil, jesteś tam?
– Tak.
– Chcesz to skomentować?
– Z pewnością zechcę to zrobić, ale dopiero gdy oddzwonię.
– Drukarnia jest już gotowa, więc nie masz zbyt wiele czasu.
– Coś ci powiem, Gray: to nóż w plecy! Odłóż to do jutra!
– W żadnym wypadku.
– Dobra. Idę do Voylesa. Zaraz oddzwonię.
– Dzięki.
– Nie ma za co. To ja tobie powinienem dziękować, Gray. Sprawiłeś mi wspaniałą niespodziankę na koniec dnia. Pan Voyles będzie zachwycony.
– Czekamy. – Grantham odłożył słuchawkę. Keen wyłączył magnetofon.
Telefon odezwał się po ośmiu minutach. Dzwonił sam dyrektor Voyles. Zażądał rozmowy z Jacksonem Feldmanem. Magnetofon znów się kręcił.
– Pan Voyles? – odezwał się pogodnie Feldman. Naczelny doskonale znał dyrektora, ale w tych okolicznościach wolał zwracać się do niego formalnie.
– Mów mi Denton, do jasnej cholery! Posłuchaj, Jackson, słyszałem, że twój chłopak znowu coś wysmażył. Norvell opowiada mi o jakimś steku bzdur. Rzucacie się na głęboką wodę. Biuro prowadzi dochodzenie w sprawie Mattiece’a, trwa to już od jakiegoś czasu i zapewniam cię, że nie mamy przeciwko niemu żadnych dowodów. A teraz powiedz mi, co ustalił ten gówniarz?
– Czy mówi ci coś nazwisko Darby Shaw? – Feldman uśmiechnął się do dziewczyny, zadając to pytanie. Stała oparta o ścianę.
– Tak – wydusił wreszcie Voyles.
– Mój chłopak ma raport “Pelikana”, Denton, a ja patrzę w tej chwili na pannę Shaw.
– Bałem się, że nie żyje.
– Żyje i ma się dobrze. Panna Shaw i Gray Grantham zdobyli z niezależnego źródła dowody potwierdzające tezę wysuniętą w raporcie. To długa historia, Denton.
Voyles westchnął głęboko i poddał się.
– No cóż… my też gromadzimy dowody przeciwko Mattiece’owi. Jest podejrzany…
– Uprzedzam cię, Denton, że nagrywam tę rozmowę. Uważaj, co mówisz.
– Wiem, co mówię. Musimy porozmawiać. W cztery oczy. Niewykluczone, że będę mógł ci pomóc w… naszkicowaniu tła.
– Zapraszam do redakcji.
– Przyjadę. Będę u ciebie za jakieś dwadzieścia minut.
Wszystkich rozbawiła świadomość, że wielki F. Denton Voyles wskakuje w tej chwili do limuzyny i pędzi do “Posta”. Znali go od lat i wiedzieli, że jest mistrzem w niwelowaniu strat. Dyrektor nienawidził prasy, dlatego ochota, z jaką przystał na ich warunki, mogła oznaczać tylko jedno – Voyles chce zwalić winę na kogoś. Prawdopodobnie na Biały Dom.
Darby nie miała zamiaru rozmawiać z Voylesem. Myślała o ucieczce. W zasadzie mogłaby wskazać dyrektorowi faceta w czarnej czapeczce, ale co mogło zrobić FBI? Złapać go, i co dalej? Oskarżyć o włóczęgostwo i planowanie zasadzki? Wydać na męki i zmusić do powiedzenia prawdy?
Nie będzie układała się z FBI. Nie potrzebuje ich ochrony. Niedługo wyruszy w podróż i nikt na świecie jej nie znajdzie. Może powie Grayowi. A może nie…
Grantham dzwonił do Białego Domu. Wszyscy zamarli przy słuchawkach. Keen włączył magnetofon.
– Mówi Gray Grantham z “Washington Post”. Chciałbym rozmawiać z panem Fletcherem Coalem. Mam bardzo pilną sprawę.
Kazano mu czekać.
– Dlaczego z nim? – spytał Keen.
– Coal nadzoruje teraz kontakty z prasą – szepnął Gray, zasłaniając słuchawkę.
– Kto tak mówi?
– Źródło.
Sekretarka poinformowała Graya, że pan Coal za chwileczkę podejdzie do telefonu. Gray uśmiechnął się. Napięcie rosło…
Wreszcie usłyszeli głos:
– Fletcher Coal.
– Mówi Gray Grantham z “Washington Post”. Uprzedzam, panie Coal, że nagrywam tę rozmowę. Czy przyjmuje pan to do wiadomości?
– Owszem.
– Czy to prawda, że wydał pan polecenie zakazujące całemu personelowi Białego Domu, z wyjątkiem prezydenta, jakichkolwiek kontaktów z prasą bez uprzedniego uzgodnienia z panem treści wypowiedzi?
– Nieprawda. Tymi sprawami zajmuje się rzecznik prasowy.
– Rozumiem. Jutro rano w naszej gazecie ukaże się artykuł, w którym, mówiąc pokrótce, potwierdzamy fakty opisane w raporcie “Pelikana”. Czy znany jest panu ten dokument?
– Taak – przyznał z ociąganiem Coal.
– Wiemy, że pan Victor Mattiece podczas ostatniej kampanii prezydenckiej zasilił fundusz wyborczy pańskiej partii kwotą przekraczającą cztery miliony dolarów.
– Pan Mattiece przekazał nam dokładnie cztery miliony dwieście tysięcy dolarów, i to w sposób całkowicie legalny.
– Wedle naszych informacji Biały Dom interweniował w śledztwo prowadzone przez FBI przeciwko panu Mattiece’owi, co naszym zdaniem nosi znamiona przestępstwa kwalifikowanego jako utrudnianie pracy wymiarowi ścigania. Czy zechce pan to skomentować?
– Czy rozmawiamy o tym, co jest czym według waszego zdania, czy też o tym, co chcecie wydrukować?
– Staramy się potwierdzić zdobyte informacje.
– I ja według pana mam być źródłem, które je potwierdzi?
– Mamy inne źródła, panie Coal.
– Doprawdy? Otóż oświadczam panu, że Biały Dom kategorycznie zaprzecza domniemaniom, jakoby miał coś wspólnego ze sposobem prowadzenia śledztwa. Po tragicznej śmierci sędziów Rosenberga i Jensena prezydent zażądał, aby szefowie odpowiednich służb informowali go na bieżąco o przebiegu dochodzenia, ale nasz urząd nigdy nie wywierał pośrednich ani bezpośrednich nacisków na jakikolwiek aspekt śledztwa. Otrzymał pan nieprawdziwe i szkalujące Biały Dom informacje.
– Czy prezydent jest zaprzyjaźniony z Victorem Mattiece’em?
– Nie. Prezydent spotkał pana Mattiece’a tylko raz w ciągu całej swojej kariery politycznej. Jak już wspomniałem, pan Mattiece zasilił fundusz wyborczy naszej partii niebagatelną sumą, co nie czyni go jednak przyjacielem głowy państwa.
– Kwota, którą wpłacił, należy do największych, czy tak?
– Nie mogę tego potwierdzić.
– Czy ma pan jeszcze coś do powiedzenia?
– Nie. Sądzę, że nasz rzecznik prasowy jutro ustosunkuje się do tej sprawy.
Rozmowa dobiegła końca, Keen wyłączył magnetofon. Feldman zerwał się z krzesła i zatarł ręce.
– Oddałbym swoją roczną pensję, żeby zobaczyć, co się teraz dzieje w Białym Domu – rzucił.
– Facet ma klasę – dodał z podziwem Gray.
– Zobaczymy, jaką klasę będzie miał jutro, kiedy wsadzimy mu dupę do garnka z wrzątkiem!