175818.fb2 Strefa Zamkni?ta - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 26

Strefa Zamkni?ta - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 26

25

Razem wzięli prysznic, a potem poszli na spacer po plaży. Było ciepło i wietrznie. Daisy była zachwycona. Biegała po wydmach i brodziła w płytkiej wodzie.

– Skąd pochodzisz? – zapytała Holly.

– Z Delano, małego miasteczka w Georgii.

– Gdzie ono leży?

– Około sześćdziesięciu kilometrów na wschód od Columbus.

– Zabawne. Ja urodziłam się właśnie w Columbus, a dokładnie w Fort Benning. Dzieciństwo spędziłam w różnych bazach wojskowych, od Fort Bragg po Manheim w Niemczech.

– Ja dorastałem w Delano.

– Twoi rodzice nadal tam mieszkają?

– Oboje nie żyją, mama od ośmiu lat, tata od sześciu. Stracił ochotę do życia po jej śmierci.

– Moja mama też nie żyje, ale Ham jakoś się trzyma. Ma swoje wojsko.

– Tata był prawnikiem, ale nie lubił swojej pracy na tyle, by utrzymała go przy życiu. Miesiąc po śmierci mamy zamknął biuro, a potem w ogóle przestał wychodzić z domu. Nie interesował go nawet golf, choć był wyśmienitym graczem.

– Mój tata też uwielbia golfa. Barney Noble powiedział, żebym przywiozła go do Palmetto Gardens, to sobie zagra. Och, zapomniałam ci powiedzieć, znają się z wojska. Służyli w tej samej jednostce w Wietnamie.

– Ja należę do Dunes Club. Powiedz tacie, że mogę go tam zabrać, gdy wpadnie z wizytą. Ty też grywasz?

– Tak, ale ostatni raz prawie rok temu.

– Masz kije?

– Tak. Ham dał mi komplet na gwiazdkę w zeszłym roku. Chyba miał nadzieję, że częściej będę z nim grywać, ale zawsze byłam zapracowana.

– Może zagramy dziś po południu?

– Pewnie, czemu nie? Wiesz, to mój pierwszy wolny dzień od przyjazdu.

– Jak ci idzie w pracy?

– Całkiem nieźle. Chet prowadził wydział idealnie. Muszę tylko uważać, żeby tego nie zepsuć. Ale w sprawie tych zamachów nie posunęłam się ani o krok naprzód.

– Sprawiasz wrażenie zniechęconej.

– Trafiłam w ślepy zaułek. Zrobiliśmy wszystko, co trzeba, ale nadal nie mamy żadnego punktu zaczepienia.

– Nie domyślasz się, dlaczego ktoś chciał zabić Cheta i Hanka?

– Chet powiedział mi, że ma poważny problem, ale nie wyjawił żadnych szczegółów. Gdy przyjechałam, rozmawialiśmy wieczorem przez telefon. Powiedział, że ma spotkanie i że wyjaśni mi wszystko rano.

– Nie zasugerował nawet, o co chodzi?

– Powiedział tylko, że ktoś z wydziału pracuje na dwie strony. Domyślał się, kto, ale mi tego nie zdradził.

– Podejrzewasz kogoś?

– Nie. To może być każdy.

– A czy mówiłaś o tym któremuś ze swoich ludzi albo komuś z Orchid?

– Nie. Przejrzałam wszystkie papiery w biurze Cheta, ale nie znalazłam żadnej wskazówki. – Popatrzyła na Jacksona. – Może zostawił coś u swojego prawnika, tak na wszelki wypadek.

– Nie zrobił tego.

– Skąd wiesz?

– Bo ja jestem jego prawnikiem.

– Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej?

– Nie było okazji. Poza tym rzadko korzystał z moich usług. Parę lat temu sfinalizowałem sprzedaż jego domu, a niedawno sporządziłem mu testament. To wszystko.

– Kiedy spisał testament?

– Jakieś dziesięć dni przed tym wypadkiem.

– Myślisz, że uważał, że jego życie jest w niebezpieczeństwie?

– Niczego takiego nie sugerował, ale kto wie? Testament jest prosty. Chef zostawia wszystko… – Jackson urwał. – Przepraszam. To sprawa między klientem a prawnikiem.

– Czy Chet miał rodzinę?

– Nie.

– Rozumiem. Można by pomyśleć, że skoro zadał sobie trud sporządzenia testamentu, to powiedział komuś o swoich podejrzeniach, albo nawet zostawił jakieś dowody.

– Może i tak.

– Domyślasz się, kto to mógł być?

– Hank Doherty.

– Jasne. I to musiało być motywem zabójstwa.

– Przeszukaliście jego mieszkanie?

– Centymetr po centymetrze. Osobiście przeszukałam jego sejf i biurko. Sejf był otwarty.

– Czyli ktoś strzelił do Cheta, potem uznał, że Chet mógł coś powiedzieć Hankowi Doherty’emu, więc pojechał do niego i go zabił.

– I znalazł to, co dał mu Chet. Dlatego ja tego nie znalazłam.

– Jesteś pewna, że już tam tego nie ma?

– Tak. Dom jest już pusty. Córka Franka zabrała kilka pamiątek, a gospodyni wzięła resztę. Część rzeczy sprzedano na kiermaszu w weekend po jego śmierci.

– Przeszukałaś dom Cheta?

– Nie. Nawet nie przyszło mi do głowy. O rany, ale jestem głupia!

– Mam klucz.

– Więc jedźmy tam – powiedziała, zawracając w stronę domu.

– Czekaj. – Złapał ją za rękę. – Nie powinniśmy wchodzić tam za dnia. Nigdy nie wiadomo, kto patrzy. Poczekajmy do wieczora.

– Masz rację, tak będzie lepiej.

– Poza tym jesteśmy umówieni na golfa.

Holly zrobiła krótką rozgrzewkę, a potem parę razy na próbę zamachnęła się kijem i przymierzyła się do piłki. Starała się uderzyć jak najbardziej płynnie. Rozległ się stuk metalowego kija o piłkę. Holly podniosła głowę. Piłka poszybowała wysokim łukiem i poleciała prosto w dół alei.

– Nieźle – pochwalił Jackson. – Prawie dwieście metrów.

Podszedł do piłki, przymierzył się i uderzył potężnie.

– Ponad dwieście metrów – powiedziała Holly. – Niestety, prosto w drzewa. Uderz jeszcze raz.

Jackson chrząknął.

– I nie wal tak mocno – doradziła Holly.

Zamachnął się; tym razem odchylenie było łagodniejsze. Piłka wylądowała dziesięć metrów za piłką Holly, ale na prawo od alei. Wsiedli do wózka i ruszyli w tamtą stronę.

Przez siedemnaście dołków grali mniej więcej równo. Idąc do osiemnastego, oboje dobrze wybili piłki, ale przy drugim strzale Holly trafiła w bunkier, gdy Jackson był już na murawie. Wybicie z piasku wymagało dwóch uderzeń i w sumie wykonała dwa ponad limit dla tego dołka. Jackson zmieścił się w limicie.

Zsumował wyniki.

– Ty miałaś dziewięćdziesiąt jeden, ja osiemdziesiąt dziewięć – oznajmił z dumą.

Musiała przekłuć ten balon samozadowolenia.

– Jaki jest twój handicap? – spytała.

– Dwanaście.

– Mój piętnaście. Jesteś mi winien trzy uderzenia.

Wyraźnie posmutniał.

– Nieładnie ogrywać gospodarza – mruknął.

– Wiem, i jest mi przykro.

– Wcale nie jest ci przykro.

– Masz rację. Skłamałam.

Oboje wybuchnęli śmiechem.

– Chodź – powiedział. – Zjemy kolację, a potem pojedziemy do domu Cheta.