175818.fb2
Zajęli stolik z widokiem na ocean i zamówili drinki. Holly na razie wstrzymała się z ujawnieniem swoich rewelacji. Kiedy podano drinki, Jackson i Ham wznieśli toast.
– Za nowego komendanta policji Orchid Beach – powiedział Jackson.
– Brawo, dziecino – Ham wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Dziękuję, panowie. Czy teraz powinnam wygłosić jakąś mowę?
– Nie, nie trzeba. – Ham uścisnął jej rękę. – Ależ jestem z ciebie dumny.
– Ja też – zapewnił Jackson. – Powiedz nam, jak ci poszła rozmowa kwalifikacyjna.
– Jak po maśle, dopóki nie zapytali mnie o ciebie.
– O mnie?
– Irma Taggert ma w mieście dobrą siatkę szpiegowską. Wytknęła mi, że razem mieszkamy, czemu zresztą zaprzeczyłam, wiedziała też o naszym niedzielnym lądowaniu na plaży.
Jackson gwizdnął.
– Nie doceniałem naszej Irmy. W przyszłości będę musiał uważać.
– Kto to jest Irma Taggert? – zapytał Ham.
– Taka jedna idiotka, z rady miejskiej – wyjaśnił Jackson. – Jak sobie z nią poradziłaś, Holly?
– Dałam do zrozumienia, że to nie jej interes, a potem wtrącił się Charlie Peterson i całkiem ją osadził. Nakręciła Johna Westovera, żeby zapytał o samolot i wspomniał o zakazie lądowania na plażach. Gdy wyjaśniłam mu, że byliśmy poza granicami miasta, przeprosił mnie, a Irmę obrzucił spojrzeniem, które spaliło jej makijaż.
– Szkoda, że tego nie widziałem.
– Charlie przyszedł do mnie i powiedział, że wygrałam stosunkiem głosów trzy do dwóch i że mianowali Hurda Wallace’a moim zastępcą.
– Masz więc wolną rękę?
– Nie, dopóki Irma Taggert i John Westover będą zasiadać w radzie. Może wystartujesz w następnych wyborach, żeby zastąpić jedno z nich?
– To jest pomysł – przyznał Jackson. – Johna nie pokonam, ale założę się, że zwyciężę z Irmą.
– I jesteś od niej ładniejszy.
– Obawiam się, że nie.
– Mam więcej wiadomości. W Orchid Beach widziano Crackera Mosely’ego. Zgadnijcie, gdzie.
– W mysiej dziurze?
– Mniej więcej. Jest ochroniarzem w Palmetto Gardens.
– Jakoś to mnie nie dziwi. Pracował przecież dla Craiga i Noble’a w Miami i pewnie przyjechał tu z Barneyem.
– Jest jeszcze coś. – Holly wyjęła papiery z torebki. – Poprosiłam Jane Grey, żeby zrobiła listę wszystkich licencjonowanych ochroniarzy w Orchid. Jest ich trzydziestu siedmiu i prawie połowa pracuje w Palmetto Gardens. Poprosiłam też o listę wszystkich osób z Orchid, które mają zezwolenie na posiadanie broni. Jest ich prawie trzysta, z czego sto dwie są zatrudnione w Palmetto Gardens. – Podała Jacksonowi listy.
– Jezu, mają tam prywatną armię. – Przebiegł wzrokiem nazwiska. Ciekawe – mruknął.
– Co?
– To lista ochroniarzy z Palmetto Gardens – szesnastu, łącznie z Barneyem.
– I co z tego?
Postukał palcem w kartkę.
– Znam czterech z nich poza Crackerem i Barneyem. Wszyscy zostali wylani z policji za naruszanie prawa, a trzech brało udział w tym samym pobiciu na tle rasowym. Cała czwórka trafiła za kratki.
– To znaczy, że ich akta musiały zostać sfałszowane, inaczej agencja stanowa nie wydałaby im licencji.
– A znam tylko tych – zaznaczył Jackson i przeczytał nazwiska. – Bóg wie, ilu takich nie znam. Zaczekaj, poznaję następne nazwisko: Eduardo Flores. Służył w Tampa i został skazany za napadanie na kierowców, których zatrzymywał za naruszenie przepisów drogowych. To była głośna sprawa jakieś sześć czy siedem lat temu.
– Więc połowa ochroniarzy Barneya to kryminaliści.
– I wszyscy popełnili brutalne przestępstwa.
– Jestem gotowa się założyć, że reszta też ma coś na sumieniu i że ich akta zostały wyczyszczone.
– Nie przyjąłbym tego zakładu. – Jackson oddał jej listy. – Powinnaś zanieść je jutro do biura prokuratora okręgowego. Nagłośnić tę sprawę.
Holly potrząsnęła głową.
– Jeszcze nie. Ci ludzie noszą broń nie bez powodu i zamierzam się dowiedzieć, z jakiego. W tej sprawie musi chodzić o coś więcej niż tylko o fałszowanie akt. Dlaczego Barney nie wynajął facetów, którzy nie mają nic na sumieniu? Czemu zadał sobie tyle trudu z fałszowaniem akt?
– Zajrzyjmy do menu – zaproponował Jackson. – Idzie kelnerka.
Pili kawę, siedząc nad resztkami deseru.
– Podsumujmy, co już wiemy o Palmetto Gardens – powiedziała Holly. – Po pierwsze, miejsce jest izolowane i dobrze chronione. Nie chcą, żeby miejscowi zaglądali tam w czasie niedzielnych przejażdżek. Po drugie, co najmniej połowę ochroniarzy stanowią kryminaliści, i musi być ku temu jakiś powód. Po trzecie, członkowie klubu werbowani są prywatnie, nie przez zwykłe ogłoszenia o sprzedaży działek i domów w ekskluzywnym osiedlu. Jakie są warunki uzyskania członkostwa, poza majątkiem? I po czwarte, dlaczego nie chcą, żeby ktokolwiek odwiedzał to miejsce? Co ukrywają?
– Pamiętasz ten budynek z lasem anten? – odezwał się Jackson. – Muszą mieć nadzwyczajny sprzęt łączności. Przypuszczam, że ten wielki talerz nie służy wyłącznie do zapewnienia jak najlepszego odbioru telewizji.
– Chciałabym jeszcze raz przelecieć się nad Palmetto Gardens.
– Mam lepszy pomysł. Znam faceta, który zajmuje się robieniem map lotniczych. Ma samolot z aparatem, który robi zdjęcia terenu. Widziałaś w urzędzie miejskim mapę lotniczą całej wyspy?
– Myślałam, że to zdjęcia satelitarne.
– Nie, to on je zrobił, a że lata nisko, może wyłapać takie szczegóły jak satelita szpiegowski. Dwa czy trzy przeloty nad tym miejscem i będziemy mieć naprawdę ładne fotki.
– Jeśli to zorganizujesz, załatwię ci zwrot kosztów z funduszy wydziału, o ile coś tam znajdziemy. Ile to będzie kosztować?
– Na pewno nie więcej niż parę tysięcy. Powiem mu, że mam klienta zainteresowanego budową podobnego osiedla. Facet to kupi.
– Słuchajcie – wtrącił Ham – ja wyłożę forsę. Jestem dziany.
– Znam faceta z FBI w Miami – podjął Jackson. – Kieruje wydziałem przestępczości zorganizowanej w mieście. Czy mam go wprowadzić?
– Zaczekajmy, dopóki nie dowiemy się więcej. Inaczej może pomyśleć, że zwariowałam.
– W porządku, daj znać, kiedy będziesz gotowa.
– Tak naprawdę potrzebujemy kogoś z Palmetto Gardens. Kogoś, komu wolno tam wchodzić bez ograniczeń i mógłby się rozejrzeć bez zwracania na siebie uwagi.
Jackson zastanowił się.
– Nie znam nikogo takiego.
– Przecież przynajmniej kilku miejscowych musi utrzymywać kontakty z tymi ludźmi. Nie mogli całkowicie odciąć się od świata.
– Mam pomysł – oznajmił Ham. – Zadzwonię do Barneya i powiem mu, że szukam roboty, bo nudzi mi się na emeryturze.
– Myślisz, że zatrudni ojca komendanta policji? Jeśli dzieje się tam coś nielegalnego, byłbyś ostatnim kandydatem.
– No właśnie. Jeżeli odmówi, to potwierdzi nasze podejrzenia.
– Ale będzie wiedział, że interesuje nas to miejsce. A wolałabym, żeby o tym nie wiedział
– Rozumiem. Po prostu chciałbym pomóc.
– Gdy tylko coś wymyślę, dam ci znać – zapewniła, a w myślach dodała: Akurat!
– Akurat – powiedział Ham.