175818.fb2
Po pracy Holly pojechała do Jacksona. Przed domem stał jeden furgon FBI. Harry Crisp, jak zwykle telefonował, a Jackson popijał piwo z Billem i Joe. Harry przykrył ręką słuchawkę i powiedział.
– Zaraz pogadamy.
Holly nakarmiła Daisy i wzięła sobie piwo. Gdy wróciła do salonu, właśnie Harry skończył rozmowę.
– Co się stało? – spytała. – Weszłam do pokoju, żeby się dowiedzieć, czy masz jakieś pytania, a ciebie nie było.
– Przepraszam. Kiedy usłyszałem, że Cracker przyjechał range roverem Barneya, wyszedłem sprawdzić, czy można podrzucić mu pluskwę. Niestety, nie miałem odpowiedniego sprzętu. – Harry skinął ręką na swoich ludzi. – Usiądźmy na chwilę.
Wszyscy zebrali się wokół stołu.
– Chcę wam powiedzieć, na czym stoimy – zaczął Crisp. – Holly, przesłuchała Crackera Mosely’ego i uzyskała informacje, których zebranie zabrałoby nam tydzień. Dzięki, Holly, dobra robota.
– Nie ma za co.
– Rozmawiałem z facetem z Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Już wiedzą o transmisjach wychodzących z Palmetto Gardens.
– Słuchali ich?
– Przez jakiś czas, parę lat temu, ale po pierwszym roku przyznali im niższy status.
– Dlaczego? Co stamtąd wychodziło?
– Zamówienia giełdowe.
– Nie rozumiem.
– Wysyłali zamówienia kupna i sprzedaży na soję, pszenicę, wieprzowinę, wszystko, co można znaleźć na giełdzie towarowej.
– Bez sensu. Myślałam, że takie rzeczy robi się przez domy maklerskie.
– Właśnie niby to tam mają. Ale jest w tym coś dziwnego.
– Mianowicie?
– Do przesyłania informacji wykorzystują chińskiego satelitę telekomunikacyjnego.
– Obawiam się, że tego też nie rozumiem.
– NSA również. Ich wcześniejsze nasłuchy miały charakter rutynowy. Zajmował się tym personel niższego szczebla. Tylko słuchali, nie robili żadnych analiz. Teraz chcą ponownie przyjrzeć się transmisjom i sprawdzić, czy nie nastąpiła w nich jakaś zmiana. Przeanalizują też przekazywane informacje.
– Nadal nie rozumiem, ale może to jakoś pomoże.
– Gadka twojego starego o stanowiskach przeciwlotniczych wcale nie była taka naciągana – ciągnął Harry. – Choć za nic w świecie nie uwierzę, że ktoś na wybrzeżu Florydy zacznie strzelać do samolotów.
– A mógłby to zrobić?
– Stosowanie takiej broni jako środka bezpieczeństwa nie ma najmniejszego sensu. Chyba że zamierzaliby jej użyć, by zyskać na czasie.
– Po co? – zapytał Jackson.
– Żeby się ewakuować. Ze słów Crackera wynika, że mają plany utrzymania tego miejsca, dopóki nie wystartuje kilka samolotów. No bo chyba nie wierzą, że w razie czego wygrają wojnę z całym światem zewnętrznym?
– Moich ludzi mogliby na jakiś czas powstrzymać, to pewne – stwierdziła Holly.
– Myślę, że na to liczą. W razie potrzeby mogą wydostać się stamtąd przed przybyciem posiłków. Twój ojciec ma rację. Nie zdołają odeprzeć ataku wojska, ale gliny z bronią ręczną nie zdobędą tego miejsca.
– Dowiedziałeś się czegoś nowego? – zaciekawił się Jackson.
– Z ośrodka w Miami otrzymaliśmy raport dotyczący lądujących i startujących samolotów. Są to maszyny z numerami Arabii Saudyjskiej, Meksyku, Kanady, Japonii i, przede wszystkim, Stanów Zjednoczonych. Sprawdziliśmy numery amerykańskie. Prawie osiemdziesiąt procent maszyn należy do przedsiębiorstwa z Miami świadczącego usługi czarterowe. Właścicielem jest korporacja z Delaware, będąca z kolei własnością spółki z Luksemburga. Istna matrioszka.
– Niesamowite – stwierdziła Holly.
– Sprawdziliśmy też Diego Ramireza. To Panamczyk, były pułkownik straży pałacowej Manuela Noriegi. Wydostał się przed inwazją i zamieszkał w Miami. U nas ma czystą kartotekę, a jego status imigracyjny jest w porządku.
– Dziś po południu sprawdziłam prawo własności i jestem rozczarowana wynikami.
– Założę się, że właścicielem jest figurant – wtrącił Harry.
– Nawet nie o to chodzi. Wszystkie domy są własnością Palmetto Gardens Corporation. A korporacja jest zarejestrowana na Kajmanach. Oto lista dyrektorów. – Podała mu kartkę. – Jedyne nazwisko, które coś mi mówi, to Ramirez. Możesz sprawdzić pozostałych.
– Dobra robota, Holly.
– Zastanawiałem się – zaczął Harry – jacy ludzie mogą być właścicielami osiedla. Raczej nie chodzi im o zyski, bo inaczej, przy tak niewielkiej liczbie członków, musiałby to być najdroższy klub świata. A bogacze, nawet miliarderzy, nie lubią pakować forsy w worek bez dna. Przychodzą mi na myśl tylko dwie możliwości – Palmetto Gardens należy do jakiegoś rządu albo do kartelu narkotykowego. Przy czym skłaniam się ku kartelom albo kombinacji rządów i karteli.
– To ma sens – przyznał Jackson. – Nawet Bill Gates, Ted Turner i sułtan Brunei spodziewaliby się zysków z inwestycji lub co najmniej uzyskania czegoś za swoje pieniądze. Skoro jest tam tylko dwieście domów, koszt jednej rezydencji musi być zawrotny.
– Chcemy dziś wieczorem podrzucić pluskwę do range rovera Barneya Noble – powiedział Harry. – Stoi w Westover Motors na parkingu za budynkiem i czeka na przegląd. Najwyraźniej zostanie poddany przeglądowi jutro z samego rana. Arnie jest na Jungle Trial. Przeszukuje częstotliwości VHF i nagrywa wszystko, co złapie. Po zidentyfikowaniu częstotliwości, co nie powinno być trudne, w razie czego możemy ich zagłuszyć.
– Możesz założyć podsłuch w wozie Barneya bez nakazu sądowego? – zapytała Holly.
– Robimy to wyłącznie dla zdobycia informacji – odparł Harry. – Nigdy nie wykorzystamy tego materiału w sądzie, więc do diabła z zezwoleniem. Aha, jeszcze jedno – próbuję wstawić do Palmetto Gardens agentkę w roli sprzątaczki. Jutro ma rozmowę kwalifikacyjną.
– Doskonały pomysł – pochwaliła Holly. – Przyda się ktoś wewnątrz.
– Cóż, jest jeszcze Cracker. Dzisiaj napędziłaś mu nielichego stracha, nie sądzę, żeby poleciał z jęzorem do Barneya.
– Mam nadzieję. Nie dałam mu wyboru. I nawiasem mówiąc, wcale go nie okłamałam. Naprawdę wiem, kto jest jego kuratorem.
– Dowiedziałem się czegoś dziś po południu – wtrącił Bill. – Ale nie wiem, czy to ważne.
– Mów – zachęcił go Harry.
– Dotarłem do ludzi, którzy kierowali większością podstawowych robót w Palmetto Gardens. To firma budowlana Jones and Jones z Vero Beach. Obejrzeliśmy plany i facet powiedział mi, co tam robili. Zauważyłem coś dziwnego w centrum łączności.
– Co?
– Zbudowali tam dwupoziomową piwnicę, wodoszczelną i całkowicie odizolowaną od górnych pomieszczeń.
– Dwupoziomowa piwnica na Florydzie? Pewnie teraz płynie w niej Indian River.
– Przecież mówiłem, że jest wodoszczelna.
– Wie, do czego miała służyć?
– To potężna konstrukcja z supergęstego betonu. Pewnie urządzili tam schron albo skarbiec.
– Interesujące – orzekł Bob. – Jeszcze coś?
– Dowiedziałam się czegoś o Crackerze – powiedziała Holly. – Myślę, że to on zabił Hanka Doherty’ego i Cheta Marieya. A przynajmniej był jednym z zabójców.
– Pies? – domyślił się Harry.
– Tak, Daisy.
– Wściekła się, prawda?
– Jak cholera. Zabójca Hanka, kazał mu zamknąć Daisy w kuchni, ale ona na pewno go dobrze zapamiętała.