177610.fb2 Trudny Trup - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 45

Trudny Trup - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 45

– Co masz, co masz, Joanna mówiła, że się spóźniasz dwie godziny! Taką masz normę! Mówiłaś czy nie…? No i proszę akurat jest dwie godziny, a ty już tu siedzisz bezprawnie…! – Jestem pewien, że była w kasynie – powiedział Bartek, wciąż do mnie.

Znowu mi wielkie odkrycie…

– No nawet jeśli, ale godziny pilnowałam…! Och, dajcie piwa, nic nie piłam przez rozum…

– A tyle mamy dla siebie czasu, co kot napłakał! Witek przezornie milczał i nawet cofnął się trochę z fotelem. Uznałam za słuszne się wtrącić.

– Gorzej byłoby, gdyby przyszła wcześniej i w nerwach na ciebie czekała… – zaczęłam łagodząco.

– W nerwach…! – prychnął wzgardliwie Bartek.

Martusia zdążyła chwycić szklankę, napić się trochę i odstawić ją.

– A może ja się o posag dla siebie postarałam…?! Proszę…! Proszę…! Masz! Nie potrzebuję wychodzić za mąż w jednej koszuli! Proszę…! Masz…! Zarazem dumnie, triumfalnie i z furią ciskała po moim stole paczkami pieniędzy, wyrywanymi z torby. Sumę oceniłam błyskawicznie, też mi się czasem zdarzało w kasynie wygrywać.

– Pięćdziesiąt patoli! I co…?! W życiu nie będziesz mi wymawiał, że nic nie miałam…! Bartek patrzył na to, nieco zbaraniały. Gdzieś tam mignęło mi przypomnienie, że podobno jest bogaty, co mogłoby rzutować negatywnie na ewentualny związek.

Chwyciłam jedną paczkę setek, która leciała prosto w słone paluszki.

– Nie rzucaj w piwo, bo się wyleje! – No i co? Może i jestem narkomanka, ale chociaż z pożytkiem! Skąd bym to wzięła…?! Bez posagu bym za ciebie nie wyszła…! – Czy to znaczy, że teraz za mnie wyjdziesz…? Martusia nie odpowiedziała słowami. Znów chwyciła szklankę z piwem i piła je, gwałtownie kiwając głową. Musiało to być bardzo niewygodne i zdziwiłam się, że zdołała przełykać.

Bartek ciągle patrzył na nią, ale zwrócił się do mnie z wyraźną troską.

– Joanna, czy to przechodzi na dzieci…? – Różnie – odparłam pośpiesznie. – Może przejść, może nie. Pozbierajcie ten posag ze stołu, Martusia… Cholera, nie wyrzucaj forsy luzem! Pod fotelem leży! – Bo mam jeszcze końcówkę!

Udało nam się wreszcie opanować jakoś to szczęśliwe wydarzenie. Pomogłam Martusi wepchnąć pieniądze z powrotem do torby.

– Jeśli coś tu się jeszcze jutro spod kanapy wymiecie, będę wiedziała, że to twoje – powiedziałam uspokajająco. – Usiądź jak człowiek i opamiętaj się.

– Nie, niech postoi! – zawołał Bartek. – Na wesele podobno trzeba zapraszać gości na stojąco. Jesteście świadkami, że ona zgodziła się wyjść za mnie za mąż, jeśli teraz zacznie stroić grymasy, wytoczę jej sprawę sądową o niedotrzymanie obietnicy małżeństwa! – A kiedy ten ślub bierzecie? – odezwał się wreszcie Witek.

Martusia najwyraźniej w świecie podjęła już decyzję i była w pełni pogodzona z sytuacją. Przestała już kiwać głową gwałtownie i kiwała tylko chwilami, malutko i spokojnie.

– Po pierwszych trzech odcinkach…

– Zwariowałaś! – krzyknęłam ze zgrozą. – Bartek, nie zgadzaj się na to! Martusia, ty masz źle w głowie, przecież to telewizja! I co z tego, że mamy podpisaną umowę wstępną czy tam ten cały kosztorys, czy co to tam jest, co z tego, że nawet zaczniesz, to jest instytucja nieobliczalna! Cholera wie, kto przyjdzie na miejsce Wrednego Zbinia, ty się puknij, mogą nas zastopować w połowie, w każdym miejscu! Ze mną jeszcze umowy nie podpisali! Weźcie ten ślub kiedykolwiek, byle nie w zależności od telewizji! – No? – powiedział Bartek. – Ona ma rację. Ja bym wolał od razu.

Martusia zawahała się.

– Ale mnie zależy na serialu…

– Toteż właśnie – powiedziałam ostrzegawczo. – Jeśli uzależnisz od niego cokolwiek, a już w najgorszym razie ślub, zauroczysz, mur-beton. W życiu nam ten scenariusz nie wyjdzie, choćby się pół miasta wymordowało nawzajem! Nie wygłupiaj się, w końcu mnie też zależy. Bartek, żeń się z nią natychmiast, choćby i jutro! – Jutro nie zdążę – zmartwił się Bartek.

– No to za tydzień! – No dobrze, za trzy – zadecydowała Martusia. – Albo nie, bez serialu. Jak skończysz robotę, to zlecenie. Ile ci to zajmie? – Góra dwa miesiące.

– No to sami widzicie. Dobrze, wyjdę za niego. Za dwa miesiące, niech będzie! Na tym stanęło i przynajmniej jedno zostało rozstrzygnięte. Scenariusz piszemy, Martusia z Bartkiem biorą ślub…

A co do trupa, to jeszcze nie jest pewne, jak go zużyjemy…

koniec

Uprzejmie i z naciskiem informuję, że cała treść niniejszego utworu została wyssana z palca, a występujące w telewizji osoby sama wymyśliłam. Jakakolwiek zbieżność z rzeczywistością…

I tak dalej.