177664.fb2
Niedziela, 21stycznia
Dzielnica Francuska
Anna obudziła się skacowana. Nie był to kac alkoholowy, chociaż wypiła więcej niż zwykle, ale przede wszystkim moralny. Nie chciało jej się wstać. Myślała z niechęcią o nadchodzącym dniu. Bolała ją stopa i głowa, miała zapuchnięte oczy i była w fatalnym nastroju.
Z zaciśniętymi powiekami przypominała sobie wydarzenia minionego wieczoru: swoje zachowanie w klubie, słowa Quentina dotyczące zamordowanych kobiet i to, jak bardzo się przeraziła, gdy ktoś zaczął za nią iść.
Co naprawdę zdarzyło się wczoraj? Czy rzeczywiście ktoś ją śledził? Czy też po prostu dała się ponieść wyobraźni?
Wolałaby wierzyć w tę drugą ewentualność, ale nie mogła. Starała się tylko nie wpadać w histerię. Tak, bała się Kurta, ale nie mogło to rzutować na jej życie. Odgłosy kroków cichły, kiedy się zatrzymywała, a potem prześladowca ruszał wraz z nią. Malone na pewno by tak nie robił.
Skrzywiła się. A jeśli tylko jej się tak wydawało? Była zestresowana, zaś głowę miała pełną opowieści o zamordowanych kobietach. To Malone zasiał w niej ziarno niepokoju, które wybujało tak szybko, że nawet nie zdołała się obejrzeć.
Wreszcie wygrzebała się z łóżka. Pragnęła kawy i było to ważniejsze od niechęci do wstawania. Jęknęła, stając na podłodze, ale zacisnęła zęby i pokuśtykała do kuchni. Ostatnia msza w katedrze zaczynała się o jedenastej, miała więc jeszcze mnóstwo czasu na wypicie kawy, lekturę „Timesa Picayune“ i prysznic.
Po wstawieniu ekspresu zeszła na dół po gazetę. I zastała przed furtką Bena, który właśnie do niej dzwonił. Nie było to łatwe, ponieważ w lewej ręce miał kilka toreb z „ La Madeline “, a w prawej dzierżył tacę z piciem.
Więc wydaje mu się, że może ją zostawić samą wieczorem i ponownie wkupić się w jej łaski śniadaniem?! Nic z tego!
– Co tutaj robisz, Ben? – spytała chłodno.
Zaskoczony uniósł głowę.
– Jeszcze nie dzwoniłem. Skąd wiedziałaś, że tu jestem?
Przeszła obok i wyjęła gazetę z przegródki. Zrozumiał i zaczerwienił się.
– Przyniosłem ser i świeże bagietki. Nie jadłaś jeszcze śniadania, prawda? – Nie odpowiedziała, a Ben uniósł wyżej tacę. – Mam też kawę cappuccino. Mogę wejść?
– Niestety, fatalnie się dzisiaj czuję.
– Jesteś na mnie zła. Za ten wieczór.
Spojrzała mu prosto w oczy.
– Gdybyś chciał się ze mną spotkać, przyszedłbyś do „Tipitiny“. Dzisiaj jest już za późno.
Z każdym jej słowem stawał się coraz bardziej markotny.
– Starałem się wyrobić, ale miałem nagły wypadek. Pojawił się pewien pacjent, a… a potem byłem w złym nastroju. Nie chciałem psuć ci zabawy. – Zawahał się. – Bardzo mi przykro, Anno. Naprawdę chciałem przyjść.
Patrzył na nią oczami smutnego szczeniaczka, którego zła pani właśnie wyrzuciła z domu. Anna westchnęła i zrobiła mu przejście.
– No dobra, ale naprawdę czuję się kiepsko.
Uśmiechnął się, bo doskonale ją rozumiał, i ruszył w stronę wejścia. Kiedy znalazł się w środku, uniósł głowę, podziwiając belkowanie, wysokie sufity i kute poręcze.
– Uwielbiam stare budynki. Mają w sobie niepowtarzalną atmosferę.
– Masz rację, ale pospiesz się. Nie mogę tak stać. Boli mnie noga.
Spojrzał na jej stopy i zobaczył bandaże.
– Co się stało? – spytał zatroskany.
Opowiedziała mu w drodze do mieszkania. Kiedy skończyła, Ben pokiwał głową.
– Masz rację, że się na mnie gniewasz. Powinienem był tam przyjść.
Ale wtedy nie poznałaby bliżej Malone’a.
Weszli przez otwarte drzwi do środka.
– To nie twoja wina, Ben. Kuchnia jest tam.
Kiedy się w niej znaleźli, rzuciła gazetę na stół.
– Usiądź. Wyjmę talerze i serwetki.
Ben zaczął rozpakowywać szeleszczące torebki.
– Mam brie, goudę i twarożek z ziołami. Nie miałem pojęcia, co najbardziej lubisz.
Uniosła brwi na tę oczywistą próbę przekupstwa.
– Raczej nie wiedziałeś, jak mnie udobruchać.
Uśmiechnął się do niej.
– Czy to takie oczywiste? – spytał, kładąc kolejne produkty na stół. – O mój Boże! – wykrzyknął nagle. – Widziałaś to?
Anna podeszła do stołu, a Ben podsunął jej gazetę. Od razu zauważyła wielki nagłówek na pierwszej stronie. Napad na kobietę w Dzielnicy Francuskiej.
– O Boże! – Opadła na krzesło. – To było wczoraj wieczorem?
Ben przysunął do siebie gazetę i zaczął czytać.
– Tak. Wracała właśnie z „Cat’s Meow“. Jest tam kelnerką. Zaatakował ją od tyłu.
Anna zakryła usta dłonią.
– I co jeszcze?
Czytał dalej, przekazując jej kolejne informacje:
– Nie widziała go. Coś go wystraszyło, ale nie wie co. Pamiętasz, kiedy cię śledził?
Myślała przez chwilę.
– Po pierwszej. Dobrze pamiętam, bo spojrzałam na zegarek.
– A ten napad był parę minut po drugiej. O drugiej zamknęli klub.
Czuła, jak ściska jej się gardło.
– My… myślisz, że to… ten sam?
– Nie mam pojęcia. – Wzruszył ramionami. – Ale zbieżność jest zastanawiająca.
Tak, pomyślała, wręcz uderzająca.
– Jakie miała włosy?
Ben spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– Nic nie ma na ten temat. Dlaczego pytasz?
– Nieważne. – Potrząsnęła głową. – Muszę zadzwonić do Malone’a.
– Malone’a? – Ben zadrżał, jakby ogarnął go chłód. – A, twego wybawcy.
W jego głosie pojawiły się nieznane jej tony, jakby Ben był o nią zazdrosny. O dziwo, wcale nie poczuła się tym pochlebiona.
– O ile dobrze pamiętam, właśnie z tobą chciałam spędzić ten wieczór – rzekła poirytowana. – Więc jeśli uważasz, że Malone nie powinien…
– Nie powinien? – wpadł jej w słowo. – Wręcz przeciwnie. Napijesz się cappuccino?
Kawa była letnia, ale smaczna, więc piła ją z przyjemnością. Ben również zajął się piciem. Oboje wybrali brie, który jedli z bagietką, wymieniając co jakiś czas parę słów na temat pogody. Kiedy skończyli, Ben odsunął talerz i chrząknął.
– Zastanawiałem się, kim mógł być człowiek, który rozsyłał informacje o programie na Kanale E! i mam parę uwag.
– Słucham. – Anna wyprostowała się.
– Jak wiesz, rozmawiałem z moimi piątkowymi pacjentami i żaden nie przyznał się do zostawienia koperty z książką i notatką. Oczywiście mogą kłamać, a po tym, co się później stało, nie sądzę, żeby ktoś dobrowolnie się do tego przyznał.
– Więc co zrobimy? Będziemy ich torturować?
Uśmiechnął się lekko na ten dowcip.
– Tortury zostawmy na koniec, a na razie chcę sprawdzić ich szczerość.
– W jaki sposób?
– Nie ograniczę się tylko do tych sześciu pacjentów, bo mógł to zrobić ktoś inny. – Uśmiechnął się chytrze. – Skorzystam z obserwacji psychologicznej.
– Nie rozumiem.
Pochylił się do niej z błyskiem w oku.
– Kiedy pytałem moich pacjentów o tę kopertę, nie powiedziałem im, co w niej jest. Teraz położę książkę w widocznym miejscu w gabinecie, żeby dobrze ją widzieli. To rutynowa psychologiczna sztuczka. Osoba, która jest winna, nie będzie potrafiła się powstrzymać, by nie patrzeć na twoją powieść, a przynajmniej co jakiś czas na nią zerkać. Być może nawet coś na ten temat powie.
Anna myślała chwilę, a potem skinęła głową.
– Dobry pomysł, ale…
– Żadne „ale“. Jestem pewny, że to się uda.
– Tylko skąd pewność, że zrobił to któryś z twoich pacjentów? Przecież do poczekalni mógł wejść ktoś obcy, prawda?
– Ale po co? Długo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że zostałem poinformowany o tobie jakby na dokładkę.
Zmarszczyła brwi.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Ten pacjent zaczął się ze mną spotykać z twojego powodu. To powinno wszystko wyjaśnić…
– To znaczy?
– Chodzi o moją specjalizację – odparł z triumfem. – W książce telefonicznej jest informacja, że specjalizuję się w traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa. Książkę mógł podłożyć również jeden z uczestników zajęć, które prowadzę dla szerszego kręgu ludzi. Dzwoniłem już do organizatorów z prośbą o listę uczestników. Wysłali ją Fed Exem. Powinna dotrzeć jutro.
– Jesteś wspaniały!
– Dzięki. – Nasunął na czoło nieistniejący kapelusz. – Sherlock Psycholms do usług.
Rozmawiali jeszcze parę minut, a potem odprowadziła go do wyjścia.
– Dzięki, Ben. Czuję się teraz lepiej, kiedy wiem, że zacząłeś działać.
– Wszystko będzie w porządku – zapewnił ją. – Sprawdzimy, kto cię prześladuje i dlaczego.
Zanim zdążyła jeszcze raz podziękować, pochylił się i pocałował ją w usta. Zastygła na moment, niemile zaskoczona, jednak rozluźniła się i też go pocałowała.
Po chwili już go nie było. Anna popatrzyła na furtkę, a potem uniosła dłoń do ust. Co, do licha, stało się z jej cichym i spokojnym życiem?!