177676.fb2 Ulica Cykuty - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

Ulica Cykuty - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

2

Nowy Jork, 15 czerwca

Posadzili Becky na niewygodnym krześle na chwiejnych nogach. Oparła się o odrapany stół i patrzyła na tę kobietę i dwóch mężczyzn. Czuła, że uważają ją za wariatkę albo za coś o wicie gorszego.

W pokoju było jeszcze trzech innych mężczyzn, którzy stali pod ściana w pobliżu drzwi. Nikt ich nie przedstawił. Ciekawa była, czy są z FBI. Pewnie tak, przecież złożyła zawiadomienie, że gubernatorowi może coś zagrażać, a oni ubrani byli w ciemne garnitury, białe koszule i niebieskie krawaty. Nigdy jeszcze nie widziała tylu tajniaków naraz.

Pierwszy odezwał się detektyw Morales, szczupły, czarnooki, przystojny mężczyzna, mówiący cichym, spokojnym głosem.

– Panno Matlock, staramy się to zrozumieć. Pani twierdzi, że on zabił tę starą kobietę tylko dlatego, żeby przyciągnąć pani uwagę? Z jakiego powodu? Czego on chce? Kim jest?

Powtórzyła wszystko ponownie, tym razem mówiła dużo wolniej, słowo po słowie. Wreszcie, widząc kamienny wyraz ich twarzy, podjęła jeszcze jeden wysiłek, wychylając się do przodu, kładąc zaciśnięte dłonie na drewnianym stole, z dala od zaschniętych resztek jedzenia.

– Posłuchajcie, nie mam pojęcia, kim on jest. Wiem, że to mężczyzna, ale nie potrafię powiedzieć, czy jest stary, czy młody. Mówiłam wam, że słyszałam wiele razy jego głos w telefonie. Zaczął dzwonić do Albany, a potem wyśledził mnie tu, w Nowym Jorku. Nie widziałam go nigdy w Albany, ale widuję go tutaj, kiedy za mną chodzi. Trzyma się blisko mnie, jednak nie na tyle, żeby można go było zidentyfikować. Jestem pewna, że to był on, widziałam go trzy razy. Zawiadomiłam pana o tym osiem dni temu – zwróciła się do detektywa Moralesa.

– Tak- wtrącił się detektyw McDonnell, który wyglądał jak człowiek, który podejrzanych o przestępstwo zjada na śniadanie, i do tego pokrojonych w drobne kawałki. Był wysoki i chudy, ubrany w pognieciony, za luźny garnitur. – Wszystko to wiemy. Zajęliśmy się tą sprawą. Kiedy w Nowym Jorku nie znaleźliśmy żadnych śladów jego obecności, skontaktowałem się z policją w Albany. Porównywaliśmy notatki i dokładnie przedyskutowaliśmy całą sprawę.

– Co jeszcze mogę wam powiedzieć?

– Mówiła pani, że nazywa panią Rebeccą i nigdy nie skraca imienia.

– Tak. – Popatrzyła na detektywa Moralesa – Zawsze nazywa mnie Rebeccą i zawsze przedstawia się jako mój chłopak.

Mężczyźni spojrzeli po sobie. Czyżby pomyśleli, że to żądny zemsty jej były narzeczony?

– Mówiłam już, że nie rozpoznaję jego głosu. Nigdy nie znałam tego mężczyzny. Jestem tego pewna.

Detektyw Letitia Gordon, jedyna kobieta w pokoju, była wysoka, miała szerokie usta i wściekły wyraz twarzy. Jej głos był jeszcze bardziej zimny niż McDonnella.

– Mogłaby pani wreszcie powiedzieć prawdę. Mam już dość tych bzdur. Pani kłamie, panno Matlock. Hector zrobił wszystko, co mógł. Staraliśmy się pani wierzyć, ale okazało się, że nikt pani nie śledzi. Straciliśmy na to trzy dni i wszystko na nic. Przez dwa dni usiłowaliśmy sprawdzić to, co pani nam mówiła, i znowu nic. Proszę powiedzieć, co pani jest? Może to koka? – Postukała się dwoma palcami po głowie. – Potrzeba pani opieki'? Tatuś jej pani nie dawał, kiedy była pani mała? Czy dlatego wymyśliła pani tego faceta, który ma być pani chłopakiem?

Becky miała ochotę ją uderzyć, wiedziała jednak, że to nie byłoby rozsądne.

Ta baba rozniosłaby ją na strzępy. Musi być spokojna i racjonalna, musi udowodnić, że jest zdrową psychicznie dorosłą kobietą.

– Dlaczego jest pani na mnie zła? – zapytała. – Nie popełniłam żadnego przestępstwa. Po prostu szukam pomocy. Teraz on zabił tę bezdomną kobietę. Musicie go powstrzymać. – Dwóch detektywów znowu wymieniło porozumiewawcze spojrzenia. Kobieta potrząsnęła gniewnie głową. Odsunęła krzesło i wstała z miejsca. Pochyliła się, położyła dłonie na drewnianym blacie stołu, tuż obok zaschniętych resztek jedzenia. Jej twarz prawie dotykała twarzy Becky; oddech miał zapach świeżych pomarańczy.

– Pani to wszystko zmyśliła, prawda? Żaden facet nie dzwonił do pani i nie mówił, żeby pani wyjrzała przez okno. Kiedy ta stara kobieta wyleciała w powietrze za sprawką jakiegoś świra, pani znowu przywołała tego swojego nieistniejącego faceta, żeby go tym obciążyć. Dość tego, panno Matlock. Chcemy, żeby zbadał panią nasz psychiatra, i to zaraz. Miała pani swoje piętnaście minut sławy i czas z tym skończyć.

– Oczywiście, że się na to nie zgadzam, to…

– Albo spotka się pani z psychiatrą, albo panią zaaresztujemy. To koszmar, pomyślała. Jestem na posterunku policji, mówię im wszystko, co wiem, a oni uważają mnie za wariatkę.

– Za co? – spytała, nie spuszczając wzroku z detektyw Gordon.

– Zakłóca pani pracę policji. Składa pani fałszywe skargi i opowiada kłamstwa, które zabierają czas funkcjonariuszom. Nic lubię pani, panno Matlock. Chętnie wsadziłabym panią za to wszystko do więzienia, ale nie zrobię tego, jeśli spotka się pani z naszym psychiatrą. Może on panią naprostuje. Bóg jeden wie, że ktoś naprawdę powinien to zrobić.

Becky wolno wstała z krzesła. Popatrzyła na każdego agenta z osobna.

– Powiedziałam wam prawdę. Grasuje jakiś szaleniec, a ja nie wiem, kim on jest. Powiedziałam wam wszystko, co wiem. Groził gubernatorowi. Zamordował tę kobietę przed muzeum. Niczego nie zmyślam. Nie jestem wariatką i nie używam narkotyków.

To nic nie pomogło. Nie uwierzyli jej.

Trzej mężczyźni, którzy stali pod ścianą w pokoju przesłuchań, nie odezwali się ani słowem. Kiedy Becky wychodziła z pokoju, jeden z nich spojrzał na detektyw Gordon i skinął głową. Pół godziny później Becky Matlock siedziała na wygodnym krześle w małym pokoju z dwoma wąskimi oknami, przez które widać było kolejne dwa wąskie okna. Za biurkiem siedział doktor Burnett, mężczyzna około czterdziestki, prawie łysy, w okularach. Wyglądał na zmęczonego.

– Nie rozumiem, dlaczego policja mi nie wierzy – Becky wyprostowała się na krześle.

– Później do tego dojdziemy. Pani nie chciała ze mną rozmawiać?

– Jestem przekonana, że jest pan bardzo miłym człowiekiem, ale nie widzę potrzeby, żeby rozmawiać z panem, w każdym razie nie na tematy związane z pana zawodem.

– Oficerowie policji mają inne zdanie, panno Matlock. Może powie mi pani coś o sobie, tak po prostu własnymi słowami, oraz kiedy dokładnie ten prześladowca po raz pierwszy zwrócił pani uwagę na siebie.

Znowu to samo, pomyślała. Zaczęła mówić beznamiętnym głosem. Tyle razy już to powtarzała, że trudno jej było wykrzesać z siebie choć trochę emocji.

– Piszę przemówienia dla gubernatora Bledsoe'a. Mieszkam w bardzo ładnym apartamencie na Oak Street, w Albany. Pierwszy telefon dostałam dwa i pół tygodnia temu. Nie było słychać ciężkiego oddechu w słuchawce, żadnego bluźnienia, nic Z tych rzeczy. Powiedział tylko, że widział, jak biegałam po parku, i że chciałby mnie bliżej poznać. Nie chciał zdradzie, kim jest. Mówił, że będę miała okazję dobrze go poznać. Powiedział, że chce być moim chłopakiem. Odpowiedziałam, żeby zostawił mnie w spokoju, i odłożyłam słuchawkę.

– Czy powiedziała pani o tym telefonie swoim przyjaciołom albo gubernatorowi?

– Wtedy nie. Dopiero kiedy zadzwonił jeszcze dwukrotnie. Wówczas właśnie zażądał, żebym przestała sypiać z gubernatorem. Powiedział, że jest moim chłopakiem i że nie wolno mi sypiać z żadnym innym mężczyzną. Oświadczył bardzo spokojnie, że jeśli nie przestanę sypiać z gubernatorem, to on go zabije. Kiedy powtórzyłam tę rozmowę gubernatorowi, każdy, kto mieszkał w promieniu kilkunastu kilometrów i miał pozwolenie na broń, znalazł się na celowniku.

Nie uśmiechnął się nawet, tylko nadal się w nią wpatrywał. Becky uświadomiła sobie, że jest jej naprawdę wszystko jedno.

– Natychmiast założyli podsłuch na mój telefon – ciągnęła -ale on w jakiś sposób już się o tym dowiedział. Nie mogli go znaleźć. Mówili, że używał jakiegoś urządzenia elektronicznego, które podawało fałszywe lokalizacje.

– Czy pani sypia z gubernatorem Bledsoe, panno Matlock? Już wiele razy słyszała to pytanie, szczególnie od detektyw Gordon, więc nawet zdołała się uśmiechnąć.

– Nie. Pewnie pan tego nie zauważył, ale on mógłby być moim ojcem.

– Mieliśmy prezydenta, który również mógłby być pani ojcem, i kobietę nawet młodszą od pani, i jakoś żadne z nich nie miało z tym problemu.

Zaczęła się zastanawiać, czy gubernator Bledsoe zdołałby wyjść obronną ręką z afery z jakąś Moniką, i omal się nie uśmiechnęła. Wzruszyła ramionami.

– No więc, panno Matlock, czy sypia pani z gubernatorem?

Każda wzmianka o seksie powodowała, że wszyscy – dziennikarze, przyjaciele, gliniarze – natychmiast skupiali na tym całą uwagę. Nadal ją to obrażało, ale odpowiadała na to pytanie tak wiele razy, że nie czuła już gniewu. Ponownie wzruszyła ramionami, widząc, że ten gest wytrąca go z równowagi.

– Nie, nie spałam z gubernatorem Bledsoe. Nigdy nie miałam ochoty sypiać z gubernatorem Bledsoe. Piszę dla niego przemówienia, bardzo dobre przemówienia. Nie sypiam z nim. Czasem nawet piszę przemówienia dla pani Bledsoe. Z nią także nie sypiam. Nie mam pojęcia, dlaczego ten mężczyzna wierzy, że uprawiam seks z gubernatorem. Nie rozumiem też, dlaczego miałoby go to obchodzić, gdyby tak było. Dlaczego uwziął się akurat na gubernatora? Czy dlatego, że blisko z nim współpracuję? Czy dlatego, że on ma władzę? Nie wiem. Policja w Albany nie natrafiła jeszcze na żaden ślad tego mężczyzny, ale oni nie uważali mnie za kłamczuchę, w przeciwieństwie do policjantów z Nowego Jorku. Miałam nawet spotkanie z policyjnym psychologiem, który uczył mnie, jak się mam zachowywać, kiedy on dzwoni.

– A jednak, panno Matlock, policja z Albany też uważa, że pani kłamie. Początkowo pani wierzyli, ale zmienili zdanie. Proszę mówić dalej.

Tak po prostu? Powiedział, że wszyscy uważają ją za kłam czuchę, a ona ma zwyczajnie mówić dalej?

– Co pan ma na myśli? – spytała. – Nigdy nie robili na mnie takiego wrażenia.

– Właśnie dlatego nasi detektywi zdecydowali się przysłać panią do mnie. Rozmawiali ze swoimi kolegami w Albany. Nikt nie potrafił znaleźć tego domniemanego prześladowcy. Uznali, że ma pani jakieś kłopoty emocjonalne. Może podkochiwała się pani w gubernatorze i chciała w ten sposób Zwrócić na siebie jego uwagę?

– Aha, rozumiem. Jakieś toksyczne zauroczenie.

– Nie, na pewno nie. Nie powinna pani tak o tym mówić. Jest na to o wiele za wcześnie.

– Tak? Na co za wcześnie? Jeszcze mam szansę się załapać? Jego oczy zabłysły z gniewu. Sprawiło jej to przyjemność.

– Proszę mówić dalej, panno Matlock. Niech się pani teraz Ze mną nie sprzecza. Muszę to wszystko zrozumieć. Potem możemy razem ustalić, co się naprawdę dzieje.

A ustalaj sobie, co chcesz, pomyślała. Ona podkochuje się w gubernatorze?

Niezły dowcip. Bledsoe był facetem, który przespałby się z zakonnicą, gdyby udało mu się wślizgnąć pod jej habit. Przy nim Bill Clinton był równie nieskazitelny jak Eisenhower, a może Ike też miał kochankę? Mężczyźni i władza – to zawsze prowadziło do pokątnego seksu. Jeśli chodzi o gubernatora Bledsoe'a, to do tej pory miał wiele szczęścia, że nie trafił na wolontariuszkę tak zaciekłą jak Monika, taką, która nie rozpłynie się w powietrzu, kiedy on z nią skończy.

– Dobrze – powiedziała. – Przyjechałam do Nowego Jorku, żeby uciec przed tym maniakiem. Jestem przerażona tym, co on jeszcze może zrobić. Poza tym mieszka tu moja matka. Ona jest bardzo chora. Chciałam przy niej być.

– Zatrzymała się pani w jej mieszkaniu, prawda?

– Tak. Matka jest w szpitalu Lenox Hill.

– Co jej dolega?

Becky patrzyła na niego, usiłując wypowiedzieć te słowa. Nie chciały jej przejść przez gardło. Odchrząknęła i wreszcie się jej udało.

– Umiera na raka macicy.

– Przykro mi. Mówiła pani, że ten mężczyzna przyjechał za panią do Nowego Jorku? Skinęła głową.

Po raz pierwszy zobaczyłam go zaraz po przyjeździe, na Madison Avenue koło Pięćdziesiątej Ulicy, jak wynurzał się z tłumu i zaraz w nim chował. Miał na sobie niebieską kurtkę i czapkę bejsbolową. Skąd wiedziałam, że to on? Nie potrafię lego wytłumaczyć. Po prostu to wiem. Od razu byłam przekonana, że to on. Wiedział, że go zauważyłam, jestem tego pewna. Niestety, nie widziałam go dość wyraźnie, to było tylko ogólne wrażenie.

– To znaczy?

– Jest wysoki i szczupły. Czy młody? Nie potrafię powiedzieć. Czapka bejsbolową przykrywała mu włosy. Nosił bardzo ciemne, matowe lotnicze okulary. Miał na sobie zwykłe, niemarkowe dżinsy i niebieską, bardzo luźną kurtkę. – Przerwała na chwilę. – Mówiłam już to wielokrotnie policji. Dlaczego pana to interesuje?

Wystarczyło na niego spojrzeć, żeby wiedzieć dlaczego. Chciał zobaczyć, jak szczegółowe jest jej świadectwo, czy nie dodaje nowych detali przy kolejnym opisie tego wymyślonego mężczyzny. Przecież to wszystko było wytworem jej wyobraźni, jej chorej wyobraźni.

Wiedziała, o co mu chodzi. Kiedy się zawahał, mówiła spokojnie dalej.

– Szybko zniknął, gdy się odwróciłam. I znowu zaczęły się telefony. Wiem, że on mnie bardzo precyzyjnie namierza. Dokładnie wie, gdzie jestem i co robię. Wie pan, że ja czuję jego obecność?

– Powiedziała pani detektywom, że on nie chce zdradzić, o co mu chodzi.

– Tak, mówi tylko, że jeśli nie przestanę uprawiać seksu z gubernatorem, to on go zabije. Spytałam go, dlaczego miałby to zrobić, a on odpowiedział, że nie chce, żebym sypiała z innym mężczyzną, ponieważ on jest moim chłopakiem. Ale to zabrzmiało niepoważnie, jakby mówił tylko tak sobie i jakby mu wcale o to nie chodziło. Dlaczego on to robi? Nie wiem. Będę z panem szczera, doktorze Burnett. Nie jestem wariatką. Jestem przerażona. Jeśli chciał mnie przestraszyć, to z pewnością osiągnął swój cel. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego policja uważa mnie za czarny charakter w tej całej historii i sądzi, że ja to wszystko wymyśliłam z jakiegoś zwariowanego powodu. Może teraz mi pan uwierzy?

Był psychologiem, więc zgrabnie uchylił się od odpowiedzi.

– Proszę mi powiedzieć, dlaczego pani sądzi, że ten mężczyzna panią śledzi i telefonuje po to, żeby panią prześladować? Dlaczego nie może pani uwierzyć, że on chce być pani chłopakiem, że to wszystko sprowadza się do tego, że ma obsesję na pani punkcie?

Przymknęła oczy. Tyle razy o tym myślała, ale nie miała żadnego punktu zaczepienia. Absolutnie niczego. Wziął ją na cel, ale dlaczego? Potrząsnęła głową.

– Początkowo mówił, że chce mnie poznać. Co to znaczy? Jeśli o to mu chodzi, to dlaczego nie podszedł i się nie przedstawił? Jeśli gliniarze chcą przysłać do pana wariata, to powinni znaleźć właśnie jego. Czego on naprawdę chce? Nie mam pojęcia. Gdybym cokolwiek podejrzewała, to nie zatrzymałabym tego dla siebie, proszę mi wierzyć. Ale ten pomysł z moim chłopakiem? Nie, absolutnie w to nie wierzę.

Siedział wyprostowany, trzymając złączone koniuszki palców, i uważnie ją obserwował. Co zobaczył? O czym myślał? Czy ona robiła wrażenie wariatki? Niewątpliwie tak, ponieważ kiedy się odezwał, bardzo cichym, a nawet łagodnym głosem, wiedziała już, że nie wierzył jej ani przez chwilę.

– Musimy porozmawiać o pani, panno Matlock. Ma pani poważny problem, który będzie się nasilał, jeśli nikt nie udzieli pani pomocy. Może pani już spotyka się z psychiatrą?

Ona ma poważny problem? Wstała powoli i położyła ręce na jego biurku.

– Ma pan rację, panie doktorze. Mam poważny problem. Ale nie wie pan, na czym on polega, albo nie chce pan wiedzieć.

Chwyciła torebkę i ruszyła w kierunku drzwi.

– Potrzebuje pani mojej pomocy, panno Matlock! – wołał za nią. – To się może źle skończyć. Proszę wrócić, żebyśmy mogli porozmawiać.

– Jest pan głupcem, sir – rzuciła przez ramię, podążając do drzwi. – A jeśli chodzi o pana obiektywizm, doktorze, to może powinien pan przypomnieć sobie nakazy etyki.

Trzasnęła drzwiami i pobiegła przed siebie długim, brudnym korytarzem.